Odmienni

By kalona_

35.6K 1.6K 387

Navinne Chambler jest wychowana w przekonaniu, że Odmienni to wstrętne potwory. Paskudne dziwaki, których nal... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14

Rozdział 2

1.5K 134 18
By kalona_

Siedziałam na perfekcyjnie pościelonym łóżku wyprostowana jak struna, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czekałam na Indirę, która miała mnie wprowadzić w nowy świat, do którego tak bardzo nie chciałam należeć. Byłam wykończona, miałam ochotę przytulić się do poduszki i zostać tak do rana, ale po pierwsze: Indira poszła załatwić mi świeżą pościel, a po drugie: zżerała mnie niezdrowa ciekawość, która rozbudzała mnie ilekroć pomyślałam o akademii oraz Odmiennych. Mogłam w pewien sposób nienawidzić tych dziwolągów, ale chcąc nie chcąc, teraz byłam jednym z nich. Byłam zmuszona do życia tutaj oraz do siedzenia w tym przerażająco pustym pokoju. W pomieszczeniu znajdowały się jedynie dwa jednoosobowe łóżka, jedna wielka szafa a obok niej wąskie lustro oraz stolik z dwoma krzesłami. Ściany były jasnoszare, co wprowadzało mnie w głębszy stan depresji. Gdybym tylko postanowiła wrócić do Nowego Jorku, nie dałabym rady żyć jak dawniej. Nie z wiedzą, że jestem INNA. Gdyby ktoś się dowiedział... Nie chciałam nawet o tym myśleć.

Gwałtownie spojrzałam na drzwi, w których stanęła uśmiechnięta od ucha do ucha Indira.

— Wybacz, że tak długo. — Uśmiechnęła się niewinnie, rzucając na materac kołdrę oraz poduszkę owinięte w granatową pościel.

Skinęłam krótko głową, wygodniej usadawiając się na miękkim materacu. W obecności Faye, pomimo jej zbyt entuzjastycznego nastawienia, które w pewien sposób działało mi na nerwy, czułam się nieco mniej spięta.

— Możesz zadawać mi pytania, odpowiem na wszystkie. No, postaram się. — Usiadła na łóżku naprzeciwko, zakładając nogę na nogę. Przekrzywiła nieznacznie głowę, a ciemnobrązowe sprężynki zakołysały się wokół twarzy. — Zanim zadasz pierwsze pytanie, powiem od razu: możesz wrócić do domu w każdej chwili. Nie jesteś tutaj więźniem, przebywasz tutaj tylko i wyłącznie dla własnego bezpieczeństwa. Jeśli jednak postanowisz wkrótce wyjechać, wpakujesz się prosto w spór, przez który możesz zginąć. Lepiej więc, jak zostaniesz.

Kiwnęłam powoli głową, przetwarzając słowa. Indira mnie przejrzała, faktycznie chciałam zapytać, kiedy będę mogła wrócić do domu. Czy odpowiedź mnie usatysfakcjonowała? W pewnym stopniu tak. Odejdę, kiedy będę chciała, ale tym samym zaryzykuję, że przez jakiś spór skończę z kulką w głowie na ulicach Nowego Jorku. Zawsze uważałam, że Odmienni mieli przesrane — znienawidzeni przez ludzkość, która nie potrafiła pogodzić się z innością, byli na muszce wszystkich. Większość nie akceptowała takich jak... ja, ponieważ byliśmy wybrykami natury, czymś co nie powinno istnieć. Inna część najzwyczajniej w świecie była zazdrosna, ponieważ w przeciwieństwie do odmieńców, ludzie byli słabi. A od zawsze wiadomo, że ludzkość ciągnęło do władzy oraz do tego co silne i wyjątkowe.

— Opowiedz mi o tym sporze — poprosiłam, bo był to temat, który wydawał mi się najciekawszy. Zawsze interesowała mnie historia, nieważne czy ludzka, czy ta dotycząca Odmiennych. Historia to historia, ona zawsze była, jest i będzie intrygująca. Wszystkie wojny i konflikty, miały w sobie coś, co pobudzało moją ciekawość.

— My jesteśmy tymi Dobrymi... — zaczęła Indira łagodnym tonem, a szczęśliwe iskierki skakały jej w oczach. Najwidoczniej lubiła opowiadać o dziejach Odmiennych.

— Dobrymi? — przerwałam jej sceptycznie, unosząc do góry jedną brew.

— Tak. Akademia Dobrych znajduje się tutaj, a tych Złych podobno gdzieś w okolicy Meksyku — wróciła do tematu, a ja niemal prychnęłam pod nosem.

Do cholery, kto wymyślał te nazwy? Spodziewałam się jakichś legendarnych, zastraszających epitetów, nie nudnych, oczywistych pojęć. Dobrzy i Źli, naprawdę? Przecież to nawet w myślach brzmiało komicznie. Ktoś nie miał za grosz wyobraźni.

— Mniejsza z tym... — skomentowała Indira marszcząc nos, jakby czytała mi w myślach. Albo faktycznie to robiła, albo można było ze mnie czytać jak z książki. — Rywalizujemy ze sobą od wielu lat, Dorian podejrzewa, że Źli szykują się do ataku na ludzi. My uczymy się tutaj kontroli, by później móc żyć normalnie nie martwiąc się, że nagle nasze moce wybuchną i kogoś skrzywdzimy. A oni uczą się walki, żeby podbić świat. Mają dość ukrywania się, żądają sprawiedliwości. Jeśli będzie trzeba, staniemy im na drodze. — Policzki Indiry zapłonęły czerwienią, jakby sama myśl o tych „Złych" działała jej na nerwy. Przeszedł mnie dreszcz na wizję, że wkrótce Odmienni zaatakują ludzi. Nawet broń palna nie miałaby szans z ich umiejętnościami.

Gdy byłam nieco młodsza myślałam o tym. Przez jakiś czas ogarnął mnie strach, że lada moment Odmienni wypowiedzą wojnę, rodzice wówczas mnie wyśmieli. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że istnieją Dobrzy i Źli. Nie wiedziałam również, że istnieje ich tak wielu. Cała armia mutantów przeciwko bezbronnym ludziom? To nie skończyłoby się dobrze. A teraz mój strach był uzasadniony, bo choć okazałam się jedną z nich, wciąż uważałam się jedynie za człowieka, mieszkankę Nowego Jorku.

— Czy jacyś ludzie o tym wiedzą? O tym, że są Dobrzy i Źli? — Przekrzywiłam głowę w zaciekawieniu.

— Ludzie uważają, że wszyscy jesteśmy Źli. — Uśmiechnęła się smutno, a ja wspomnieniami wróciłam do dnia, w którym zginęła moja siostra. Kim byli ci, którzy ją zaatakowali? Ludźmi nienawidzącymi Odmiennych? Czy Złymi nienawidzącymi Dobrych?

— Kto zabił moją siostrę? — zapytałam, czemu towarzyszył przebiegający po plecach zimny dreszcz. Przed oczami znów widziałam jej ciało.

— Nie jestem do końca pewna. Podobno rosyjska mafia współpracuje ze Złymi, wybijają nas jednego po drugim. Dorian wie na ten temat znacznie więcej, nie jestem na tyle ważna, żeby wiedzieć wszystko. Ale twoja siostra wiedziała. Myślę, że dlatego ją ścigali, gdy po ciebie jechała — wyjaśniła, a wzrok nieco jej posmutniał, gdy wspomniała Pen. Spojrzała przy tym na mnie, jakby próbowała wybadać, czy mogła o tym rozmawiać głośno. Nie przeszkadzało mi to, choć podczas każdej wzmianki coś uporczywie kuło mnie w sercu. Poczucie winy zżerało mnie od środka, ponieważ wiedziałam, że to moja wina.

Mogłam przełknąć dumę i wtedy jej uwierzyć. Byłam jednak zbyt uparta oraz głupia, by dopuścić do siebie myśl, że Penelopa mówiła prawdę. Zapłaciłam za to najwyższą cenę. I choć pragnęłam wrócić do domu, nie dałabym rady mieszkać w miejscu, gdzie ona zginęła. A jej mordercy dopadliby mnie, jeszcze zanim zdążyłabym przekroczyć próg. Dlatego chcąc nie chcąc, musiałam pogodzić się z życiem w akademii.

— Będzie dobrze. Wprowadzę cię w nasz świat. — Indira wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami, w których było tyle ciepła.

— Czytasz mi w myślach? — zapytałam nagle, bo ta informacja nie dawała mi spokoju.

— Nie — zaśmiała się szczerze, co odwiało moje wątpliwości. — Nie wolno nam tego robić. Czasami używamy swoich mocy, ale Dorian chciał uniknąć walk między uczniami. Gdyby nie ten zakaz wszędzie byłyby płomienie, woda, burze i inne różne żywioły.

— Okay — przytaknęłam, przecierając zmęczone powieki. Rozmowa z dziewczyną nieco mnie ożywiła, teraz jednak znów dopadło mnie zmęczenie. . Zakryłam usta dłonią, tłumiąc ziewnięcie.

— Połóż się spać, ja jeszcze muszę skoczyć do Doriana. Wrócę za pół godzinki. — Wstała energicznie, a na jej ustach zagościł uprzejmy uśmiech. — Póki co, znajdź sobie coś w mojej szafie. Niedługo ogarniemy ci jakieś ubrania — powiedziała, ręką wskazując mebel. — Och, i jak przyjdzie Victoria, taka szatynka, poproś ją żeby poczekała przed drzwiami.

— Jasne. Dzięki. — Zmusiłam się do zmęczonego uśmiechu.

Indira wyszła, zostawiając mnie w szarym, smutnym pokoju. Westchnęłam, rozglądając się na boki. Siedziałam tu dopiero dwadzieścia minut, a już zaczynałam nienawidzić tego pomieszczenia. Przypominał mi nieco o motelach, w których ostatnio często spałam. Sypialnia była dla mnie zupełnie obca, czułam się w niej jak intruz. Z ciężkim westchnieniem podeszłam do szafy, niepewnie przeglądając rzeczy współlokatorki. Często grzebałam w szafie Artis, pożyczając od niej ciuchy, tym razem jednak czułam się jak złodziej. Rany... Jak ja za nią tęskniłam. Oszalałaby, gdyby dowiedziała się, gdzie jestem. I kim jestem. Ciekawe czy by mnie znienawidziła. Albo bała.

Wyciągnęłam czarny przyduży t-shirt, krótkie spodenki oraz bluzę, bo z jakiegoś powodu było mi zimno. Przebrałam się w łazience, gdzie jeszcze przez chwilę przyglądałam się sobie w lustrze. Na twarzy miałam kilka małych siniaków, a oczy nieco przekrwione ze zmęczenia. Poruszyłam zranioną nogą, ale nie odczułam żadnego bólu. Albo wypadek nie był tak poważny, albo lek od pani Carmel miał uzdrawiające właściwości. Zgaduję, że druga opcja była bardziej prawdopodobna.

Pochyliłam się, chcąc przemyć twarz zimną wodą, ale wtedy usłyszałam kroki. Zakręciłam kurek, zerkając na uchylone drzwi. Ciemne włosy mignęły mi przed oczami. Weszłam do pokoju, wycierając po drodze ręce w mały ręczniczek. Na łóżku Indiry leżała jakaś dziewczyna, chłodne spojrzenie wbijając w puste łóżko obok. To musiała być Victoria.

— Ekhem... — odchrząknęłam, zwracając na siebie uwagę. Szatynka obrzuciła mnie oceniającym spojrzeniem, z gracją podnosząc się z materaca. Pewnym krokiem, stukając obcasami wysokich botków, podeszła do mnie, zatrzymując się, jak na moje oko, zdecydowanie za blisko.

— Czyli to z twojego powodu zabrali rzeczy Samary — fuknęła nieuprzejmie, mrużąc gniewnie oczy.

Zmarszczyłam brwi w geście niezrozumienia. Kim, do cholery, była Samara? I dlaczego miałaby mnie obchodzić?

— No tak, przecież jeszcze o niczym nie wiesz — dodała, bacznie przyglądając się mojej twarzy.

Nie znałam Victorii, miałam z nią styczność pierwszy raz i mogłam śmiało stwierdzić, że była suką. Cała jej postawa, jej pełen wyższości wzrok, jakby była tu kimś ważnym oraz perfidny uśmieszek, drażniły mnie. Miałam wrażenie, że dziewczyna należała do podstępnych żmij, a mnie intuicja nigdy nie zawodziła. W szkole spotykałam takich pełno. Może nawet je przypominałam?

— Nie wiem, o czym mówisz, ale mam to gdzieś — odparłam obojętnie, siadając na swoim łóżku. — Indira kazała ci zaczekać za drzwiami — poinformowałam, zakładając nogę na nogę. Gdy usiadłam, oczy Victorii zapłonęły jeszcze większym gniewem.

— Ostatnia dziewczyna, która tutaj spała, zginęła — wyrzuciła, a ja słyszałam tylko syk żmii.

Przekrzywiłam nieznacznie głowę, marszcząc brwi. Czy ta dziewczyna właśnie mi groziła? Za to, że zajęłam miejsce jakieś jej zmarłej koleżanki?

— Powinnaś stąd odejść. — Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej ani na chwilę nie spuszczając ze mnie nienawistnego wzroku.

— Tak właściwie nie obchodzi mnie ta cała zabawa w nadludzi, ale moja siostra była w to wplątana. Jestem tu dla niej — wyznałam, obserwując jak jej złość się pogłębia. Jeszcze chwila, a zacznie płonąć. A może była Ognistą i faktycznie lada moment pojawi się ogień? — Poza tym jesteś w moim pokoju — dodałam, wytrzymując jej spojrzenie. Miałam wrażenie, że coś czerwonego zamigotało jej w tęczówkach.

— Jasne, siostra cudownej Penelopy Chambler... Jak mogłabym zapomnieć? — zaśmiała się pod nosem, obracając w palcach pierścionek. — Nareszcie spotkał ją los, na jaki zasłużyła. — Na jej ustach wykwitł pełen zadowolenia uśmiech, jakby ta rozmowa zaczynała ją cieszyć.

Gdybym tylko mogła, przywaliłabym jej w twarz, tak bardzo świerzbiła mnie ręka. Ale musiałam się powstrzymać, bo póki co, byłam jedynie gościem w tym cyrku. Moja siostra mogła mieć wrogów, ale nikt, szczególnie ta szurnięta laska, nie miał prawa o niej mówić. Nie w mojej obecności, bo nawet jeśli nasze stosunku znacznie się pogorszyły na przestrzeni roku, zawsze będę jej bronić. Nawet po śmierci.

— A Samara podzieliła jej los, prawda? — Skoro ona grała nie fair, ja też mogłam. Kimkolwiek Samara była.

— Zamknij się — ostrzegła mnie, a czerwień w jej oczach zaczęła niemal świecić. Czy powinnam się bać? Możliwe. Czy to robiłam? Ani trochę. Wątpię, by ktokolwiek zrobił mi krzywdę w tej akademii, chyba że chciał wylecieć albo ponieść karę. W końcu Dorian nie życzył sobie, by ktoś używał swoich mocy.

— Bo co mi zrobisz? — prowokowałam ją z chytrym uśmiechem, pochylając się nieco do przodu. Penelopa zawsze mówiła mi, że miałam dar do pakowania się w kłopoty i szukania wroga w każdej nowopoznanej osobie. Zdaje się, że miała rację. Byłam w tym dobra, a kłótnie oraz zaczepki sprawiały, że adrenalina buzowała mi w żyłach. Nigdy nie byłam grzecznym dzieckiem, ponieważ nikt mnie miał czasu mnie dobrze wychować. Robiłam co chciałam, radziłam sobie sama.

— Vic... Daj jej spokój.

Czerwień całkowicie zniknęła jej z oczu, gdy do pokoju weszła Indira.

— Szybko pozbyli się rzeczy Samary, prawda? — rzuciła nerwowo do Faye, jakby to ją teraz obwiniała. Ta dziewczyna zdecydowanie nie radziła sobie z emocjami.

— Odpuść, dobra? — Indira przewróciła oczami. — To nie jest niczyja wina — zaznaczyła dobitnie, jakby miała dość powtarzania w kółko tego samego. — Carmel kazała przekazać ci leki, jakby zaczęła cię boleć głowa. Twoje moce mogą teraz trochę wariować. —Tym razem zwróciła się do mnie. Z wdzięcznością przyjęłam worek z kilkoma fiolkami. Z pewnością wkrótce się przydadzą.

— Dziękuję.

— I Dorian chciał z tobą porozmawiać jutro po śniadaniu. Będzie czekać za różowymi drzwiami — mówiąc to, uśmiechnęła się szeroko. Kąciki ust drgnęły mi w ledwo zauważalnym uśmiechu. Choć byłam zmęczona, obecność Indiry w pewien sposób działała na mnie kojąco. Choć wcześniej jej entuzjazm mnie drażnił, powoli zaczynałam się do niej przekonywać. Była miła.

Zerknęłam przelotnie na Victorię. Rumieńce złości oblały jej twarz, przez co od razu dopadła mnie niechęć. Nie miałam zamiaru ciągnąć kłótni. Jedyne czego chciałam, to porządnie się wyspać.

— Nie wierzę, że jesteś dla niej taka miła po tym, co stało się z Sam — ofuknęła Indirę, rzucając jej oschłe spojrzenie. A ja nie rozumiałam, co do cholery, miałam wspólnego ze śmiercią tej dziewczyny. Nawet jej nie znałam! Dlaczego obrywało mi się za coś, z czym nie miałam żadnego związku? Dopiero co tu przyjechałam, więc jakim prawem ktoś mnie w to wszystko mieszał? To chore. Miałam ochotę wyrzuć Odmienną z pokoju, zatrzasnąć drzwi i pójść spać.

— Będzie spała tam gdzie ona, zajmie je rzeczy... — dodała, nie dając Indirze szans na odpowiedź.

— Rzeczywiście, przestępstwo stulecia — mruknęłam pod nosem, powstrzymując się przed przewróceniem oczami. — Daj sobie spokój, nie mam z tym nic wspólnego.

— Ale twoja siostra ma. Kiedy do ciebie jechała, wysłali Samarę, żeby miała wsparcie. Była jedną z najlepszych, ale i tak zginęła. Przez pieprzoną Penelopę — syknęła, taksując mnie wzrokiem, tym razem bez śladów czerwieni, a jedynie z ogromną furią. Imię Pen wypluła z obrzydzeniem. A więc o to chodziło? O nienawiść do mojej siostry? Szukała winnych za śmierć przyjaciółki? To wciąż nie była moja wina ani mojej siostry. Victoria powinna wyżywać się na tych, którzy ją zabili, nie na mnie.

— Vic... — uspokajała ją Indira, kładąc rękę na ramieniu. — Chodźmy do ciebie. Musimy porozmawiać.

— Spoko — rzuciła wściekle, podchodząc do drzwi. Zanim zniknęła za progiem, spojrzała na mnie ostatni raz. — Dopiero tu przyjechałaś, a już mam cię dość.

I vice versa.

— Nie przejmuj się nią, strasznie dużo przeszła. Tak naprawdę jest cudowną osobą, jeszcze zobaczysz. — Uśmiechnęła się życzliwie, a mnie mimo jej szczerości, nie chciało się wierzyć w te słowa. Skinęłam bez przekonania głową i najwidoczniej to wystarczyło, bo Indira wyszła, żegnając się uśmiechem.

Z westchnięciem ułożyłam się na łóżku, podciągając kołdrę pod samą brodę. Pierwszy dzień w nowym miejscu, a ja już zdążyłam narobić sobie wrogów. Naprawdę starałam się tego uniknąć, ale byłam zbyt uparta, by dać za wygraną. Nie zdziwię się, gdy pewnej nocy ktoś zaatakuje mnie we śnie. 

Ledowe lampy wciąż się paliły, ale nie miałam siły podnieść się, by je zgasić. Ledwo przytomnym wzrokiem wpatrywałam się w sufit, a po chwili, nie wiedząc kiedy, dopadł mnie sen. 

Continue Reading

You'll Also Like

206K 12.3K 101
Nie jestem autorką, ja tylko tłumaczę ;)
8.4K 423 14
Francusko-Polski szlachcic daleko spokrewniony z Marinette. Typowe Polskie wesele. Oraz chęć Gabriela aby połączyć jego syna i Marinette. Co z tego w...
147K 11.7K 51
2 część serii "Pogrzebany świat" Życie na Powierzchni i w Podziemiu toczy się dalej. Souline szybko wdraża się w stary tryb i nadrabia zaległości po...
461K 15.9K 138
,,Do szczęścia nie jest potrzebne wygodne życie, lecz zakochane serce"❤ Talksy o Hermionie i Draco, Ginny i Blaise'ie oraz Pansy i Harry'm💕 Zaprasza...