Rozdział 7

917 108 18
                                    

W głowie pojawił mi się kolejny pomysł, jak zamordować Ivara Iwanowa. Przez godziny, które spędziłam w pokoju muzealnym wymyśliłam ich już chyba ze sto. Wcale nie przesadzałam — naprawdę minęło już kilka dobrych godzin i naprawdę, NAPRAWDĘ, rozważałam zabójstwo. Siedziałam w zupełnej ciemności na zmianę opierając się o ścianę, leżąc na małym dywaniku na środku oraz łażąc w kółko bez celu. Próbowałam zapalić światło, ale albo ustrojstwo nagle się zepsuło, albo zostało stworzone w sposób, którego nie potrafiłam rozgryźć. Tak więc tkwiłam w mroku, powoli tracąc zmysły. Przebywanie sam na sam ze swoimi myślami zbyt długo doprowadzało mnie do szaleństwa. Zbyt wiele spraw zaprzątało mi umysł, dlatego gdy znów pomyślałam o siostrze, miałam ochotę roznieść to cholerne muzeum. Nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej!

Podeszłam do drzwi z ponownym zamiarem walenia w nie pięściami, gdy te nagle otworzyły się, wpuszczając do środka strumień światła. Musiałam zmrużyć oczy. Czułam się jak zwierzę oślepione światłami reflektorów.

Spodziewałam się każdego. Ivara, Doriana, jakiegoś woźnego, a nawet Indiry pędzącej mi na ratunek, ale nie cholernego Tristana. Nie uśmiechał się, nic nie mówił, po prostu otworzył na oścież drzwi i czekał, aż wyjdę na korytarz. Usta drgnęły mu w półuśmiechu, gdy w końcu dostrzegł złość wylewającą się ze mnie strumieniami. Miałam ochotę przywalić mu prosto w nos tylko dlatego, że był bratem Ivara.

Spojrzałam na niego ponaglająco. Miał zamiar stać tak jak kołek i gapić się na mnie tym swoim protekcjonalnym spojrzeniem, czy w końcu wyjaśni mi, gdzie jego brat?

— Jak chcesz, mogę zamknąć cię tam z powrotem — powiedział powoli, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Blond włosy, lekko wilgotne, opadły mu na czoło. Zaraz ja go tam, do cholery, zamknę, żeby zobaczył jak to jest godzinami siedzieć w ciemności bez telefonu! Rozbawienie w jego błękitnych oczach wywoływało we mnie chęć mordu tak silną, że niemal zadrżałam.

— Gdzie Ivar? — wycedziłam, a jego złośliwy uśmieszek się poszerzył.

— Miał karę. — Wzruszył ramionami, kierując się w stronę windy. — Kazał mi po ciebie przyjść jakiś czas temu.

Gdy mnie mijał, zdążyłam tylko zauważyć, jak zabłysły mu oczy.

— Jakiś czas temu? — dopytałam, walcząc z ochotą, by pociągnąć go za kaptur czarnej bluzy. Irytowało mnie, że szedł taki wyluzowany, podczas gdy ja gotowałam się ze złości. Nie umknęło mi, że powiedział, że Ivar MIAŁ karę. Czyli skończył ją zapewne dawno temu.

— Te cztery godziny tak szybko zleciały. — Spojrzał na mnie z rozbawieniem, wciskając przycisk windy. — Tobie nie? — dodał, gdy zacisnęłam mocno zęby. Cztery godziny. Ivar zostawił mnie samą na cztery godziny, zostawiając mój los w rękach tego skończonego palanta! Gdybym miała przy sobie łyżeczkę, przebiłabym mu mózg. — Leciały ważne mecze. — Jeśli za moment się nie zamknie, sprawię, że zamilknie na zawsze.

Wściekła kilkukrotnie wcisnęłam przycisk. Czemu ta winda jeszcze nie przyjechała?! Miałam dość tego popieprzonego dnia. Chciałam zaszyć się pod kołdrą i odpocząć, bo od ciągłego siedzenia pod ścianą bolały mnie plecy. Czułam się bardziej zmęczona, niż po całym dniu pracy.

— Naprawdę myślisz, że to przyśpieszy windę? — Oparł się nonszalancko o ścianę, patrząc na mnie z góry. Przestałam tylko na chwilę, żeby wziąć krótki, drżący oddech. Później znów wciskałam guzik, wyobrażając sobie, że za każdym razem, kiedy go wciskam, przegrywa jego ulubiona drużyna. — Zaraz zepsujesz. — Odepchnął moją dłoń wyraźnie poirytowany, a widząc, że jego rozbawienie się ulatnia, zrobiło mi się nieco lepiej. Skoro byłam zmuszona przebywać z nim kilka minut, mogłam zniszczyć jego wyśmienity humor.

OdmienniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz