Rozdział 1

2K 161 64
                                    

Teraz, Grivenstel, Dania

Od śmierci Penelopy minął prawie miesiąc. Przez cały ten czas chowałam się w motelach z obawą, że i mnie w końcu wytropią. W wiadomościach oraz gazetach tylko raz mówili o tajemniczej śmierci — w mieszkaniu nie znaleziono ciała, zupełnie jakby ktoś próbował zetrzeć ślady. Przez pierwszy tydzień wypierałam prawdę, jednak nie przewidziało mi się, moja siostra była Odmienną, a ja mogłam być taka jak ona.

Uciekłam z rodzinnego miasta tydzień temu i zaczęłam długą, męczącą podróż do Danii. Lecąc samolotem, miałam wrażenie, że wszyscy mnie obserwowali. Nie mogłam pozbyć się tego wrażenia nawet teraz, siedząc w kradzionym samochodzie.

Kilka kilometrów dzieliło mnie od miejscowego lasu. Grivenstel to małe, niezwykle dziwne miasteczko. Coś niepokojącego wisiało w powietrzu, mogło mi się to jednak wydawać. Po śmierci siostry niemal popadłam w obłęd. Czułam się obserwowana w Nowym Jorku i czułam się obserwowana również teraz, przemierzając wąskie uliczki miasteczka. Mijając mieszkańców, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że wodzili za mną wzrokiem, zupełnie jakby przeczuwali, że byłam inna. Że byłam dziwadłem.

Jechałam powoli, znużona zmęczeniem. Światła mijanych samochodów mnie oślepiały, nie byłam przyzwyczajona do wieczornej podróży, rzadko korzystałam z samochodu. Nigdy nie opuszczałam Nowego Jorku, to była dla mnie nowość. Zacisnęłam mocniej palce na kierownicy, czując nagłe pulsowanie w skroniach. Wykończenie brakiem snu oraz przesadną paranoją dawało się we znaki. Wykrzywiłam twarz w grymasie bólu, zwalniając jazdę. Przystanęłam na poboczu drogi, prowadzącej bezpośrednio do lasu. Byłam już blisko.

Oparłam głowę o szybę, rozmasowując czaszkę. Potrzebowałam snu, czegoś do jedzenia oraz dużej ilości kofeiny. Uciekając, nie miałam czasu zabrać oszczędności z mieszkania. Musiało wystarczyć mi to, co miałam na karcie, a nie posiadałam za wiele. Większość wydałam na lot oraz motele.

Zmrużyłam oczy, gdy nagle pojawił się samochód z naprzeciwka. Rażące światła reflektorów sprawiły mi dodatkową dawkę bólu. Musiałam zacisnąć powieki. Kiedy je otworzyłam, światła były coraz bliżej. Miałam wrażenie, że auto jechało prosto na mnie. Nagle szumienie w głowie nasiliło się do tego stopnia, że wrzasnęłam z bólu. Odchyliłam się na siedzeniu, a jadący samochód uderzył prosto we mnie. Kierowca nie zdążył zahamować.

***

Ocknęłam się w pojeździe z sykiem bólu przeszywającym całe ciało. Huczało mi w głowie, krew z okaleczonej twarzy skapywała mi szyi. Jęknęłam, czując pod skórą przesuwające się odłamki szkła, gdy próbowałam odpiąć pas. Obolała otworzyłam drzwi i wyślizgnęłam się z samochodu, upadając na kolana. Rozejrzałam się dookoła, a widząc roztrzaskane auto, które we mnie wjechało, doczołgałam się do niego chwiejnym krokiem. Ogarnęła mnie panika, nie przejmowałam się własnymi ranami, musiałam sprawdzić obrażenia drugiego kierowcy. Przez rozbite szyby zajrzałam do środka, jednak... w środku świeciło pustką. Nie było nikogo ani na miejscu kierowcy ani z tyłu. Samochód był całkowicie pusty. Ze ściągniętymi w zdziwieniu brwiami, obeszłam całe auto z myślą, że osoba ta może zdążyła uciec. W zasięgu wzroku nie było jednak nikogo. Co do cholery?

Spojrzałam dalej, w świetle księżyca dostrzegłam szkielety budynków. Nowe osiedle, o którym wspominała Penelopa. Już niedaleko, jeszcze tylko kilka kroków. Wplątałam palce w potargane włosy, zastanawiając się, co robić dalej. Powinnam zadzwonić po pomoc? Ofiary zniknęły, w aucie nie było nikogo, zupełnie jakby był to samochód widmo. Gdybym zadzwoniła po policję, zadawaliby zbyt wiele pytań — w końcu jechałam skradzionym pojazdem.

Zdecydowałam się na ucieczkę. Zostawiając za sobą miejsce wypadku, pokuśtykałam w stronę budowanego osiedla. Im bliżej się znajdowałam, tym bardziej szumiało mi w głowie. Przeraźliwe wycie nie dawało mi spokoju. Ignorując ból w nodze, przyspieszyłam kroku. Gdy mijałam budowle, wszystko zdawało się szaleć. Okiennice i drzwi trzaskały, plakietki „na sprzedaż" niebezpiecznie się chwiały, huśtawki na podwórkach bujały się same, zupełnie jakby zerwała się wichura. Na ciele, oprócz gęsiej skórki, nie czułam jednak żadnego podmuchu wiatru. Rozejrzałam się na boki zdezorientowana, nie zatrzymując się ani na moment. Co jeśli ktoś mnie śledził i próbował mnie nastraszyć? Może to ktoś z akademii, może chcą mnie odstraszyć?

OdmienniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz