Rozdział 2

1.5K 134 18
                                    

Siedziałam na perfekcyjnie pościelonym łóżku wyprostowana jak struna, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czekałam na Indirę, która miała mnie wprowadzić w nowy świat, do którego tak bardzo nie chciałam należeć. Byłam wykończona, miałam ochotę przytulić się do poduszki i zostać tak do rana, ale po pierwsze: Indira poszła załatwić mi świeżą pościel, a po drugie: zżerała mnie niezdrowa ciekawość, która rozbudzała mnie ilekroć pomyślałam o akademii oraz Odmiennych. Mogłam w pewien sposób nienawidzić tych dziwolągów, ale chcąc nie chcąc, teraz byłam jednym z nich. Byłam zmuszona do życia tutaj oraz do siedzenia w tym przerażająco pustym pokoju. W pomieszczeniu znajdowały się jedynie dwa jednoosobowe łóżka, jedna wielka szafa a obok niej wąskie lustro oraz stolik z dwoma krzesłami. Ściany były jasnoszare, co wprowadzało mnie w głębszy stan depresji. Gdybym tylko postanowiła wrócić do Nowego Jorku, nie dałabym rady żyć jak dawniej. Nie z wiedzą, że jestem INNA. Gdyby ktoś się dowiedział... Nie chciałam nawet o tym myśleć.

Gwałtownie spojrzałam na drzwi, w których stanęła uśmiechnięta od ucha do ucha Indira.

— Wybacz, że tak długo. — Uśmiechnęła się niewinnie, rzucając na materac kołdrę oraz poduszkę owinięte w granatową pościel.

Skinęłam krótko głową, wygodniej usadawiając się na miękkim materacu. W obecności Faye, pomimo jej zbyt entuzjastycznego nastawienia, które w pewien sposób działało mi na nerwy, czułam się nieco mniej spięta.

— Możesz zadawać mi pytania, odpowiem na wszystkie. No, postaram się. — Usiadła na łóżku naprzeciwko, zakładając nogę na nogę. Przekrzywiła nieznacznie głowę, a ciemnobrązowe sprężynki zakołysały się wokół twarzy. — Zanim zadasz pierwsze pytanie, powiem od razu: możesz wrócić do domu w każdej chwili. Nie jesteś tutaj więźniem, przebywasz tutaj tylko i wyłącznie dla własnego bezpieczeństwa. Jeśli jednak postanowisz wkrótce wyjechać, wpakujesz się prosto w spór, przez który możesz zginąć. Lepiej więc, jak zostaniesz.

Kiwnęłam powoli głową, przetwarzając słowa. Indira mnie przejrzała, faktycznie chciałam zapytać, kiedy będę mogła wrócić do domu. Czy odpowiedź mnie usatysfakcjonowała? W pewnym stopniu tak. Odejdę, kiedy będę chciała, ale tym samym zaryzykuję, że przez jakiś spór skończę z kulką w głowie na ulicach Nowego Jorku. Zawsze uważałam, że Odmienni mieli przesrane — znienawidzeni przez ludzkość, która nie potrafiła pogodzić się z innością, byli na muszce wszystkich. Większość nie akceptowała takich jak... ja, ponieważ byliśmy wybrykami natury, czymś co nie powinno istnieć. Inna część najzwyczajniej w świecie była zazdrosna, ponieważ w przeciwieństwie do odmieńców, ludzie byli słabi. A od zawsze wiadomo, że ludzkość ciągnęło do władzy oraz do tego co silne i wyjątkowe.

— Opowiedz mi o tym sporze — poprosiłam, bo był to temat, który wydawał mi się najciekawszy. Zawsze interesowała mnie historia, nieważne czy ludzka, czy ta dotycząca Odmiennych. Historia to historia, ona zawsze była, jest i będzie intrygująca. Wszystkie wojny i konflikty, miały w sobie coś, co pobudzało moją ciekawość.

— My jesteśmy tymi Dobrymi... — zaczęła Indira łagodnym tonem, a szczęśliwe iskierki skakały jej w oczach. Najwidoczniej lubiła opowiadać o dziejach Odmiennych.

— Dobrymi? — przerwałam jej sceptycznie, unosząc do góry jedną brew.

— Tak. Akademia Dobrych znajduje się tutaj, a tych Złych podobno gdzieś w okolicy Meksyku — wróciła do tematu, a ja niemal prychnęłam pod nosem.

Do cholery, kto wymyślał te nazwy? Spodziewałam się jakichś legendarnych, zastraszających epitetów, nie nudnych, oczywistych pojęć. Dobrzy i Źli, naprawdę? Przecież to nawet w myślach brzmiało komicznie. Ktoś nie miał za grosz wyobraźni.

OdmienniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz