Kung fu panda: Góra Dziesięci...

By Rragnar

3.4K 276 42

Do Jadeitowego Pałacu przebywa niespodziewany gość. Szybko okazuje się, że jego zainteresowania niebezpieczni... More

Rozdział 2: Cisza przed burzą
Rozdział 3: Kradzież
Rozdział 4: Nie jestem mordercą
Rozdział 5: Bramy Jinzhou
Rozdział 6: Herbatka u kruka
Rozdział 7: Czas zerwać się ze spotkania
Rozdział 8: Arena pani Han
Rozdział 9: Zabijcie ich oboje
Rozdział 10: Koniec areny pani Han
Rozdział 11: Pożegnanie z Jinzhou
Rozdział 12: Góra demonów
Rozdział 13: Smocze więzienie

Rozdział 1: Niezapowiedziana wizyta

715 39 16
By Rragnar


Pokrzykiwania, stukanie młotów i dźwięk ciętego drewna zwiastowały, że Po nie mógł dłużej ociągać się z pobudką. Do tej pory pamiętał, jak ledwie kilka dni temu ominęło go śniadanie. i nadal miał jeszcze z tego powodu koszmary. Zerwał się z łóżka jak porażony piorunem, przy okazji przewracając kilka bambusowych kijów oraz treningową kukłę. Jego pokój zawalony był mnóstwem gratów (które na pewno się kiedyś przydadzą), co nie spotykało się ze zrozumieniem ze strony współlokatorów.

Kiedyś to wszystko uporządkuję – pomyślał już w biegu i ziewnął mocno, omal się nie przewracając.

Ostatnie tygodnie należały do bardzo pracowitych – Po organizował zajęcia z panowania nad Chi dla mieszkańców Doliny Spokoju, zaglądał do ojców, gotował, "nauczał" Potężną Piątkę i gdzieś między tym wszystkim musiał znaleźć czas na własne treningi i wcinanie pierożków. Na dodatek wszyscy uważali go za następcę Oogwaya, co zresztą pierwszy zrobił sam Oogway. Laska, którą od niego dostał leżała na zaszczytnym miejscu, gdzieś między koszem z bielizną, a miską po wczorajszej, bardzo późnej kolacji.

Uznanie niestety wiązało się, a jakże, z kolejnymi dodatkowymi obowiązkami związanymi z pałacem oraz reprezentowaniem go na zewnątrz. 

Na korytarzu panowała całkowita cisza. Dziwne, przecież każdy członek Potężnej Piątki wstawał wcześniej od Smoczego Wojownika i nie omieszkiwał mu o tym codziennie przypominać. Na papierowych drzwiach Po dostrzegł cień śpiącego Żurawia. Nie chcąc obudzić przyjaciela, przeszedł na palcach do kuchni, ukradkiem dostrzegając, że w jadalni także nikogo nie było.

– Wszyscy jeszcze śpią – zauważył. – Naprawdę wszyscy jeszcze śpią! Smoczy Wojownik nawet we wczesnym wstawaniu osiąga mistrzostwo.

Podskoczył i podekscytowany wykonał kopniak z półobrotu, mało przy tym nie rozwalając jednej z szafek. Odetchnął, spróbował się opanować, choć ręce drżały mu z podniecenia. Ułożył drwa i rozpalił ogień pod kamiennym piecykiem. Zaraz potem w ruch poleciały garnki, noże i deski do krojenia. Warzywa zmieniały się w plasterki w ekspresowym tempie, słabo oświetlone pomieszczenie po chwili wypełnił przyjemny zapach przypraw, a w garnkach gotowały się kluski oraz zupa.

Tygrysica weszła do kuchni i stanęła jak wryta.

– Po? Co ty tu robisz o tej porze? Stało się coś? – zapytała, choć brzmiało to bardziej jak "zepsułeś coś?".

– Oczywiście, że nie – odparł poważnie. Wsparł się o jedną z szafek, by wyglądać na odpowiednio zadowolonego z siebie. Uśmiechnął się, jakby przed chwilą jeszcze raz wygrał walkę z Tai Lungiem. – Po prostu Smoczy Wojownik i Mistrz Chi w jednym musi dawać dobry przykład, co nie. Wiesz, wczesne wstawanie, wola ze stali...

– Pozostaje mi tylko złożyć wyrazy szacunku, Smoczy Wojowniku i Mistrzu Chi w jednym – lekko się ukłoniła, a kącik jej ust delikatnie drgnął. 

Po nadal nie potrafił rozpoznać kiedy przyjaciółka z niego drwiła. Czuł się nieswojo jako lider Potężnej Piątki, krępowały go niepotrzebne honory i ukłony. On wolał, by traktowano go tak, jak na początku... No, może nie na samym początku.

Tygrysica wyciągnęła z szafki kostkę "energii wszechświata", jak Po pieszczotliwie nazywał kawałek sera, który wystarczał kocicy na cały poranek. Mistrzyni chwilę zastanawiała się, czy położyć go na talerzyku, jednak gdy wciągnęła jeszcze raz unoszący się w kuchni zapach, w milczeniu odłożyła mikroskopijny posiłek z powrotem na półkę.

Wiedziałem, że nie będzie mogła się oprzeć – pomyślał zadowolony Po.

Następny w progu zatrzymał się Małpa.

– Tak, tak, już jestem na nogach – uprzedził pytanie Po, jakby był już zmęczony otrzymanymi pochwałami..

– A, więc to byłeś ty? Myślałem, że to budowniczym kolumna się przewróciła – odrzekł Małpa.

Przynajmniej on traktował Po tak samo, jak przed potyczką z Kaiem. Sprawnym susem skoczył na belkę obok szafki i wziął sobie ukryte tam ciastko. 

– Ha, będziesz się musiał przyzwyczaić, bo Smoczy Wojownik zamierza być od teraz wzorem sumienności. Znaczy ja zamierzam, wiesz... rozumiesz, prawda?

– Jasne – odrzekł z uśmiechem. – Rozumiem, że teraz nie ma sensu, bym proponował przesunięcie trening na późniejszą godzinę? Zawsze byłoby więcej czasu na jedzenie, ale... cóż. Sumienność to z pewnością ważna cecha każdego mistrza kung-fu. 

Panda dołożył drew do paleniska i zamyślił się na moment. Więcej czasu na jedzenie... czy mógł walczyć z takim argumentem?

– Nawet o tym nie myśl – upomniała go Tygrysica. – Ostatnio mamy więcej zajęć, to prawda, ale nikt nie obiecywał, że kung-fu to droga usłana różami.

– No pewnie, że o tym nie myślałem, pff! – rzucił Po i machnął ręką. – Spanie to przeżytek.

Do kuchni wszedł modliszka. Nie zwrócił specjalnej uwagi na Po, a jedynie ostentacyjnie ziewnął.

– Ta odbudowa Pałacu kiedyś mnie wykończy. Modliszka wejdź tam, jesteś taki mały, to na pewno przeciągniesz ten sznur. Modliszka, chodź tu, pomalujesz te szparki między deskami. Mam już tego dość. O, cześć Po.

– Nie tylko ciebie zaciągają do pomocy – zauważył Małpa. – Ja, Tygrysica, Żmija i Żuraw także tam chodzimy. Tylko Po nie musi, choć akurat z nim to nie chciałbym się zamienić.

– Wiem, ale i tak to mnie wołają najczęściej. Ktoś w ogóle wie dlaczego dzisiaj zaczęli wcześniej?

– Wcześniej? – zapytała Tygrysica i nagle coś zrozumiała. – Czyli dlatego wstałeś, Po. Tu nie chodzi o żadne dawanie przykładu. Po prostu budziłeś się, gdy budowniczowie zaczynali pracę, bo to był ostatni moment, żeby się wyrobić ze śniadaniem, prawda?

– Może – odparł nieśmiało. – Co w tym złego? Uwierz mi, tamten dzień, w którym zaspałem, był chyba najgorszym dniem w moim życiu.

– Domyślam się – powiedziała, ale niezbyt złośliwie. – Cały dzień bez śniadania. To musiało być straszne.

Małpa zachichotał, zakrywając usta. Po uśmiechnął się zakłopotany i dodał przyprawy do zupy. Tak, może pokonał Tai Lunga, Lorda Shena i Kaia. Może trafił do świata duchów, spotkał Oogwaya i wrócił, mianowany jego następcą. To nie przeszkadzało w tym, by Tygrysica nadal potrafiła go zawstydzić.

Do kuchni wpełzła Żmija i powitała wszystkich ciepłym uśmiechem.

– O, Po, teraz wiem, kto mnie obudził wcześniej – rzuciła. Od razu prześlizgnęła się na blat szafki, by podejrzeć, co przyrządza panda. Wciągnęła powietrze i, czując przyjemny zapach, długim językiem oblizała pyszczek. – Jak zawsze pachnie cudownie.

– Potwierdzam – rzucił w drzwiach Żuraw. – Nie obudził mnie remont, ani skradający się – wykonał wymowny gest najdłuższymi piórami skrzydeł – Po, ale gdy pomyślałem, że może mnie ominąć coś, co tak pięknie pachnie...

– Przestań... – Panda zbył komplementy machnięciem ręki.

Pokroił natkę pietruszki kilkoma sprawnymi cięciami i wsypał ją do garnka. Ostatni raz gotowało mu się tak przyjemnie w restauracji u taty... znaczy przybranego taty. Może rzeczywiście powinien spróbować częściej wstawać wcześnie? Do tej pory wszyscy go pośpieszali, a wtedy łatwo o pomyłkę chociażby przy porcjowaniu składników. Poza tym zupie powinno się pozwolić, by odpowiednio naciągnęła smakiem.

– Skoro już jesteśmy wszyscy, to muszę was o coś zapytać – powiedział Po. – Co sądzicie o tym, aby wypróbować dziś mój  mega mocarny program treningu kung-fu? Myślałem nad nim od tygodnia, Shifu pewnie nie będzie miał nic przeciwko, gdy...

– Może pomóc ci przy tej zupie? – uciął szybko Modliszka.

– Podać ci sól? – zaproponował Małpa.

– Albo skrzydełko? - rzucił Żuraw.

Panda uśmiechnął się kwaśno. Po ostatnim fiasku nadal Potężna Piątka unikała autorskich programów Po podczas treningów.

– Nie trzeba, już gotowe. Możecie nakryć do stołu.

Zupa, choć Po nie miał zamiaru się przechwalać, wyszła  przepyszna. Wszyscy jedli w milczeniu, które przerwał dopiero gąsior z obsługi pałacu. Wciągnął unoszący się w jadalni zapach i wyraźnie się rozmarzył.

– Smoczy Wojowniku, będziemy mieli gościa – zaanonsował, z trudem odzyskując powagę. – Jako że mistrza Shfiu nie ma, to właśnie ty powinien go przyjąć. – Zamilkł na moment, choć wyraźnie miał coś na języku. Powieka zadrżała mu w nerwowym tiku. W końcu nie wytrzymał. – Na wszystkie świętości, mogę spróbować tej waszej zupy?

– Oczywiście – odparł Panda i nagle coś do niego dotarło. Wstał i złapał gąsiora w dwie łapy.– Zaraz, jak to nie ma Shifu?!  Gdzie jest? Nie mów, że poszedł do jaskini! Proszę, nie mów, że poszedł do jaskini! Ostatnio znów mówił, że będzie chciał tam medytować. 

Piątka oraz Po wlepili spojrzenia w gąsiora, oczekując wyjaśnień. Ten z trudem przełknął ślinę.

– Nie, nie, mistrz Shifu nie poszedł do jaskini, tylko pojechał nadzorować zakup jadeitu, by pasował do podłogi w Auli Bohaterów. Przy okazji powiedział robotnikom, że mogą zacząć pracę wcześniej. Wróci jutro, a do tego czasu jego obowiązki ma pełnić Smoczy Wojownik.

Wszyscy przy stole odetchnęli z ulgą.

– Całe szczęście. A ten gość? – zapytał nieśmiało Po, nalewając porcję gąsiorowi. – Kto to? Ktoś z wioski?

– Gdyby to był ktoś z wioski, nie zajmowałbym głowy mistrzowi Jadeitowego Pałacu. To ktoś obcy, dopiero wchodzi po schodach. Podlatywanie na dół, aby mu się przyjrzeć, nie byłoby chyba zbyt grzeczne. Jednak sądząc po stroju, wydaje się, że to ktoś znaczny. – Spróbował zupy i od całej tej wspaniałości niemal wyciągnął się jak długi na stole. – To jest cudowne.

– Aha... – powiedział Po, dokonując w głowie szybkich obliczeń. – Dobra, skoro jest na dole, to w takim razie chyba jeszcze zdążę z dokładką.

Pobiegł po następną porcję. Tygrysica podrapała podbródek, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

– Skoro nie mogłeś go rozpoznać, to skąd pewność, że to ktoś obcy? – zapytała gąsiora.

– Z tego, co mi wiadomo, nikt w Dolinie Spokoju nie ma ogona zakończonego błyskawicą.


***

Zapowiadał się kolejny słoneczny dzień. Pomiędzy szczytami gór nie było nawet jednej chmurki, a dach Jadeitowego Pałacu lśnił zielonkawym blaskiem w świetle wschodzącego słońca. Pracownikom zostały do zrobienia ostatnie poprawki i detale, jak smocze zdobienia na marmurowych kolumnach, czy malunki na drewnianych gzymsach. Po walce Shifu z Tai Lungiem kilka lat temu budowniczowie mieli już wprawę w odbudowywaniu Pałacu – kilka tygodni i budynek będzie wyglądał jak dawniej.

Panda dreptał w miejscu coraz bardziej zniecierpliwiony. Jak powinien się zachować? Czekać, aż gość sam otworzy bramę? A może samemu ją uchylić? A może zacząć trening z piątką, by udawać, że wcale nie został poinformowany o wizycie ? Zajrzał przez okrągłe okienko w murze, ale schody były tak strome, że nie mógł dostrzec przybysza. 

Gdyby wiedział, że miał jeszcze tyle czasu, mógłby zjeść także czwartą dokładkę. Więcej i tak nie chciał, w końcu to było dopiero śniadanie.

– Wyglądasz na zaniepokojonego – zapytała Tygrysica, która przyszła zaraz po nim.

– Ja? Skąd. W końcu... –  Nie dał rady udawać, złapał się łapami za policzki. – No jasne, że się stresuję. A co jak się okaże, że to jakiś mistrz? Że będzie chciał się spotkać z Shifu, a ze mną nie zamieni nawet słowa i będzie stał tu, i czekał? Ja do niego będę gadał, a on będzie milczał, ja dalej gadał, i tak przez wieczność, dopóki Shifu nie wróci?

– Eeeemm... – Tygrysica wyglądała na zaskoczoną tym, jak daleko potrafił posunąć się Po w swych przewidywaniach. – Chyba przesadzasz.

– Bo ty nigdy nie przesadzasz. – 

– To prawda.

Po pobiegł znowu w stronę okienka w murze.

 – Cicho! Idzie, idzie, idzie.

Wrócił do Tygrysicy, wyprostował się.  Niezbyt duży przybysz nosił na sobie strój warty pewnie fortunę. Na plecach wędrowiec nosił schowany w futerale miecz, ale największą uwagę i tak przyciągał długi ogon z wielką błyskawicą, która, ze względu na rozmiar, powinna wlec się po schodach, ale jakimś cudem z lekkością utrzymywała się w powietrzu.

W myślach Po nazwał przybysza mistrzem myszoskoczkiem. Z drugiej strony znał przecież wszystkich mistrzów, wszystkie historie o mistrzach i wszystkie style, którymi  mistrzowie walczyli. Tego widział jednak pierwszy raz. Chyba że to jakiś nowy mistrz! – pomyślał nagle i poczuł się źle z tym, że stoi na środku areny jak kołek. Powinien przecież zrobić wrażenie odpowiednie do swojej pozycji, a połatane spodenki, które miał na sobie, wcale w tym nie pomagały.

– Szybko – rzucił. – Zróbmy coś, udawajmy, że walczymy, trenujemy, cokolwiek...

– Uspokój się – warknęła zniecierpliwiona Tygrysica. – To tylko gość, w dodatku niezapowiedziany. Nie będzie spodziewał się nie wiadomo czego.

Drzwi uchyliły się i do środka wszedł niepozorny przybysz. Przy wielkich drzwiach wydawał się jeszcze niższy i bardziej krępy. Ukłonił się z wielkim szacunkiem i podszedł do nich powoli, jakby się obawiał.

– Dzień dobry. – Ukłonił się. 

Wyglądał jak duża mysz z żółtymi kołami na pulchnych policzkach i dziwnych, żółtych uszach. Pandzie przybysz, nie wiedzieć czemu, skojarzył się z naleśnikami w słodkiej polewie. To chyba przez ten kolor futra - wytłumaczył sobie.

– Nazywam się Shandian. Ty zaś musisz być Po, Smoczy Wojownik – kontynuował gość. – A ty, młoda damo, zapewne jesteś Tygrysicą, mistrzynią stylu tygrysa. Nawet do moich skromnych uszu doszła sława mistrzów z Jadeitowego Pałacu.

– Witaj Shandianie – odrzekli niemalże chórem Tygrisica i Po, trochę onieśmieleni manierami przybysza.

Po chwili przywitali się także pozostali członkowie Piątki, którzy początkowo woleli przyglądać się zajściu z pewnej odległości. Shandian dla każdego znalazł odpowiedni komplement. Potem zapadła cisza. Po zaśmiał się zakłopotany, Tygrysica ściągnięciem brwi nakazała, by coś jednak powiedział.

– Eeehhmm... Bardzo ładny strój. I miecz. Mogę go zobaczyć? – zapytał podekscytowany. Tylko delikatnie wysunął łapę, a przybysz odskoczył metr do tyłu, robiąc przy tym salto. Wykonał je z łatwością, która zupełnie nie pasowała do jego sylwetki. Akurat ciebie nie powinno to dziwić – upomniał się w myślach panda. 

– Przepraszam – rzucił zakłopotany Shandian. – Technicznie rzecz biorąc, to szabla. Przez moment myślałem, że chciałeś mi ją odebrać. Tygodnie wędrówki zmusiły mnie do ograniczenia swojego zaufania. Ta broń wiele dla mnie znaczy, może, za jakiś czas, oddam ją do waszej Auli Bohaterów, jeżeli uznacie, że jest godna tak honorowego towarzystwa.

– Ja także przepraszam, mistrzu Shandianie – odparł Po, choć nie uważał, by zrobił coś złego.

– Och, nie jestem żadnym mistrzem, ale uznam to za komplement.

To kim w takim razie jesteś? – zapytał w myślach panda. Bo na wędrownego kupca także nie wyglądasz.

– Może zechcesz w takim razie skorzystać z naszej gościny? – zaproponowała w końcu Żmija, widząc, że nikt kwapi się z podobnymi deklaracjami.

– Naprawdę dziękuję, ale przyszedłem tu w bardzo konkretnym celu. Chciałbym odwiedzić mistrza Oogwaya.

Piątka i Po zakłopotali się. Czy naprawdę żył w Chinach ktoś, kto jeszcze nie słyszał o śmierci wielkiego mistrza?

– Niestety, ale Oogway opuścił ten świat jakiś czas temu – odrzekł Po. Nie powiedział "nie żyje", bo przecież widział go miesiąc temu. Dla niego legendarny żółw ciągle istniał, tylko że w Świecie Duchów.

– Proszę o wybaczenie, nie wiedziałem – Wydawał się naprawdę zaskoczony. – Zawsze myślałem, że mistrz Oogway będzie żył wiecznie, a już na pewno dłużej niż ja. To naprawdę niepowetowana strata.

– Jaka strata? – szepnął Po do Tygrysicy.

– Wielka – odpowiedziała zażenowana.

– Tak, zdecydowanie niepowetowana – rzucił panda.

– W takim razie, jeżeli oczywiście to nie będzie kłopot, prosiłbym o pokazanie miejsca jego spoczynku, gdzie mógłbym zmówić krótką modlitwę. Mistrz Oogway był moim bliskim przyjacielem. Ale wcześniej chciałbym zapytać, czy w takim razie w pałacu jest może mistrz Shifu?

– Nie ma – odparł Po. Właśnie spełniały się jego najgorsze obawy. 

– Nie żyje?

– Nie, nie... wyjechał, a ja tak jakby go zastępuję. Wróci jutro. Jeżeli chcesz, możemy przygotować dla ciebie pokój w dormitorium, gdzie będziesz mógł na niego poczekać.

– Nie, nie chcę się narzucać – odparł szybko Shandian. – Zdecydowanie lepiej będzie, gdy znajdę sobie jakiś skromny pokoik w wiosce. Jeśli jednak teraz ty, Smoczy Wojowniku, jesteś mistrzem Jadeitowego Pałacu, to może mógłbym do ciebie skierować prośbę. Nie owijając w bawełnę: chciałbym otrzymać dostęp do waszego skromnego archiwum. Bardzo mi zależy na jednym zwoju, który się u was znajduje.

Jego wielkie oczy dziwnie krępowały Po.

– Z tym może być problem – odrzekł szczerze Panda. – Po pierwsze, dużo zwojów zostało zniszczonych...

– Och, ten na pewno przetrwał. – Shandian machnął lekceważąco łapą.

– Skąd ta pewność? – zapytała podejrzliwie Tygrysica.

– Po prostu wierzę w przeznaczenie. – Poczęstował rozmówczynię kwaśnym uśmiechem. – A drugi problem? Bo na pewno jakiś jest, prawda?

– Ta... Wydaje mi się, że nie powinienem nikogo tam wpuszczać. Wolałbym, żeby zdecydował o tym mistrz Shifu, zresztą chyba nawet nie wiem, gdzie są klucze. – Zaśmiał się nieco sztucznie. – W każdym razie to bardzo cenne zwoje, a ja tak naprawdę nic o tobie nie wiem, Shandianie. 

Mistrz myszoskoczek rozluźnił się i uśmiechnął promieniście.

– Ależ całkowicie rozumiem. Dobrze znam wartość tych zwojów, sam niektóre tu przyniosłem, a ty jesteś w końcu tylko zastępcą i nie chcesz brać na siebie niepotrzebnej odpowiedzialności. W takim razie jutro porozmawiam z Shifu. Mogę teraz się dowiedzieć, gdzie spoczywa mistrz Oogway? Czy też nie możesz o tym zdecydować, Smoczy Wojowniku? – powiedział z błyskiem złości w oku.

– Jeżeli ktoś z nas chce porozmawiać z Oogwayem, idzie do starej brzoskwini – powiedziała Tygrysica, uprzedzając Po. Panda znał spojrzenie, którym częstowała teraz przybysza. Nie oznaczało niczego dobrego. – Na pewno zostanie wysłuchany – dodała.

– Czyli przez te wszystkie lata przynajmniej to się nie zmieniło – odrzekł.

***

– Nie podoba mi się – powiedział Po, gdy odprowadzał wzrokiem Shandiana, schodzącego ku Dolinie Spokoju. Pozwolili mu w samotności zmówić modlitwę na brzoskwiniowej górze, potem już nie zamienili nawet słowa, poza oficjalnym i suchym pożegnaniem. – Jest jakiś dziwny.

– To znaczy? – dopytała Tygrysica.

– No w ogóle... cały... słyszał o mnie i o tobie, a nie wiedział, że Oogway nie żyje?

– Nie wiem. Trzy razy właściwie cię obraził. Gdyby w ten sposób rozmawiał z Shifu, mistrz już dawno by go wyprosił.

– Obraził mnie? Trzy razy? To znaczy, eee... no tak, oczywiście. Przecież mówiłem, że mi się nie podoba. A poza tym widziałaś ten jego mie... jego szablę? Nie ufam nikomu z ostrymi, metalowymi przedmiotami.

– Nie wydaje mi się, by używał tej szabli – zauważyła Tygrysica. – Może się mylę, ale miał chyba za krótkie łapy, by do niej sięgnąć. A zdejmowanie futerału z pleców może być nieco kłopotliwe podczas walki.

– To po co miałby ją nosić? – Po zmrużył oczy, unaoczniając światu, że właśnie myśli intensywniej. – Przyznam, że ja dla samego mocarnego efektu mógłbym założyć coś takiego, ale ten cały Shandian to chyba nie jest ktoś, kto zwraca uwagę na takie rzeczy.

– Wydaje mi się, że lepiej zrobimy, gdy wszyscy będziemy mieli oczy szeroko otwarte – powiedziała Tygrysica i zamknęła skrzydła bramy. – Mam przeczucie, że cokolwiek Shandian zamierza, nie będzie z tym czekał do jutra.

Continue Reading

You'll Also Like

7.1K 661 90
Jako wielka miłośniczka Tolkiena, hobbitów i Śródziemia postanowiłam stworzyć coś w rodzaju pamiętnika. Będę tu zapisywać swoje doświadczenia, rozmyś...
52.6K 2K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
773 109 7
❝ all the things she said, running through my head ❞ nieco nadopiekuńcza córka apolla poznaje szaloną łowczynię artemidy i za swój cel postawia sobie...
1.8K 79 13
Akademia Canterwood od zawsze rywalizuję z akademią Pinehollow. Jednym słowem NIENAWIDZĄ się. Ale kiedy podczas nieziemsko jedna z uczestniczek zost...