Rozdział 13: Smocze więzienie

307 21 14
                                    


Wokół Góry Demonów panowała doskonała cisza. Tak jakby cała okolica wstrzymała oddech, czekając na to, co się wydarzy.

Po poczuł, jak zmęczenie znów powoli na niego spływa. Szczęśliwie podejście do jaskini należało do wyjątkowo łagodnych – przypominało bardziej ogromny podjazd dla wielkich maszyn oblężniczych niż górską ścieżkę. Nawet trawa była tu rzadsza niż na równinie, a pomiędzy kępami przebijała się skała, czarna niczym sadza.

Pozostali także nie oczekiwali postojów. Tygryska jak zwykle trzymała się dzielnie, a Shandian był zbyt zdeterminowany, by się zatrzymywać. Po na swój sposób go podziwiał. Nigdy nie udałoby mu się udawać kogoś innego tak dobrze i tak długo. Myszoskoczek w końcu był w Jinzhou już od co najmniej dwóch tygodni i przez ten czas zdołał nabrać każdego liczącego się tam zbira. Paradoksalnie to właśnie teraz, gdy ściągnął z siebie maskę nonszalanckiego przestępcy, wydawał się mniej wiarygodny.

Poza tym nawet Po widział, że Shandian się bał.

Czyżby nawet jemu przy samym celu zaczęło brakować zimnej krwi? Trudno było nie zauważyć, że im wyżej wchodzili, tym patrzył na górę z coraz większym lękiem. Po nie chciał uwierzyć, że mogłaby to być kolejna gra ze strony myszoskoczka. Przez ten cały pobyt w Jinzhou stał się zbyt podejrzliwy. Czasem trzeba po prostu komuś zaufać.

– Możesz nie przyglądać się mi z taką przenikliwością, Smoczy Wojowniku? – rzucił niespodziewanie Shandian. – Jeżeli chcesz o coś pytać, pytaj.

Panda zakłopotał się, ale po chwili uznał, że nie będzie lepszej okazji, by rozwiać wątpliwości.

– Czego właściwie się boisz, Shandian? Nie idziesz sam, a z dwójką, nie chwaląc się, najlepszych wojowników kung-fu w okolicy. Wiesz też, że jeżeli obiecaliśmy ci pomóc, to już nie zmienimy zdania.

– To nie takie proste, Smoczy Wojowniku – odparł myszoskoczek. – Ale masz rację, obawiam się. Boję się, że tam na górze nie znajdziemy rozwiązania. Po całym zamieszaniu, które uczyniłem, byłoby to wielce niefortunne.

Po spróbował sobie przetłumaczyć, co tak naprawdę miał na myśli jego rozmówca. Na szczęście Tygryska go wyręczyła.

– To znaczy? – dopytała.

– Po kradzieży, spiskach, po tym jak wciągnąłem w to wszystko najlepszych wojowników kung-fu nawet nie w okolicy, a w całych chinach. Tam, w jaskini, okaże się, czy miało to w ogóle sens – odetchnął ciężko. – Jest też jeszcze jedna rzecz. Wiecie dlaczego przybyłem do Jinzhou samemu? – zapytał pozornie obojętnie, ale uciekł gdzieś wzrokiem, byle tylko nie patrzyć w oczy wojownikom kung-fu. – Ponieważ nikt nie chciał ze mną iść. Okazało się, że tylko dla mnie Yun Yun jest na tyle ważna, by próbować ją ratować do skutku. Naraziłem się przez to wielu osobistościom. Jeżeli zawiodę, nie będę miał dokąd ani do kogo wracać.

Po skinął głową na znak, że rozumie. To o tym Shandian mówił kilka dni temu w pałacu. Musiał już prosić o pomoc w klasztorze, ale ostatecznie jej nie dostał.

– Zawróciłeś, ponieważ się bałeś, prawda? – zapytała chłodno Tygryska. – Nie ruszyło cię sumienie. Po prostu zdałeś sobie sprawę, że możesz samemu nie uratować Yun Yun?

– Nie każ mi odpowiadać – odparł Shandian z żalem. – Chcę tylko powiedzieć, że wasza pomoc wiele dla mnie znaczy. Szczególnie, że na nią nie zasłużyłem.

– Nie martw się – uspokoił go Po. – Uda nam się, tak czy inaczej. Obiecuję. – Położył dłoń na ramieniu znacznie mniejszego myszoskoczka. Temu zaszkliły się oczy, ale nie pozwolił sobie nawet na chwilę słabości.

Kung fu panda: Góra Dziesięciu Tysięcy DemonówWhere stories live. Discover now