Rozdział 12: Góra demonów

186 15 0
                                    


Po i Tygrysica nie forsowali tempa. Żadne z nich się do tego nie przyznało, ale byli zbyt zmęczeni, by wykrzesać z siebie coś więcej niż szybki marsz. Pośpiech zresztą nie miał większego sensu – jeżeli Shandian leciał na tej swojej błyskawicy, to i tak nie mieli szans, by go dogonić. Liczyli jednak na to, że myszoskoczek, w obawie przed wykryciem, będzie poruszał się pieszo, a przecież nie wyglądał na kogoś zaprawionego w długich marszach.

Niedaleko od miasta minęli kilka lichych, niczym nie wyróżniających się rolniczych wiosek. Szybko dość równy trakt zmienił się w wąską, rzadko uczęszczaną ścieżkę, która prowadziła obok strumienia wijącego się leniwie między coraz wyższymi i bardziej malowniczymi pagórkami. Od tej pory para mistrzów nie natknęła się na żadne gospodarstwo, tak jakby mieszkańcy ustalili między sobą niewidzialną linię, za którą nie postawią choćby najmniejszego płotka. Łatwo było się domyślić powodu – niczym wielkie, srogie bóstwo, nad doliną dominowała Góra Demonów. Miejscowi mogli nie wiedzieć wszystkiego, ale na pewno słyszeli o niej pogłoski.

Nie była szczególnie wysoka. Miała wyjątkową, smolistą barwę i wyglądała, jakby przeciął ją pod kątem kilkusetmetrowy miecz. Skała przy szczycie gładka i odbijała blask zachodzącego słońca. Po patrząc na górę, czuł dziwny niepokój. Wydawało mu się, że ma przed sobą żywą istotę, która odwzajemnia jego spojrzenie. Chyba zbyt wiele ostatnio słyszał o niej historii, pamiętał przecież, że widział ją już przed bramami Jinzhou i nie zwrócił wtedy na nią uwagi.

To właśnie najbardziej go zdziwiło. Szukał czegoś ze snu z tej nocy, gdy został Smoczym Wojownikiem, jednakże niczego takiego do tej pory nie znalazł. Czy to znaczyło, że to, co mu się przyśniło, było tylko wymysłem jego umysłu? Zwykłą, przypadkową zbieżnością? Takie rozwiązanie nieco by go rozczarowało. Tamten sen po prostu musiał znaczyć coś więcej.

Po postanowił się więc upewnić. Wszedł na pobliski pagórek, by przyjrzeć się Górze Dziesięciu Tysięcy Demonów w całej okazałości. Tygrysica poszła za nim. Nie pytała, od razu domyśliła się, co chciał zrobić. Trawa sięgała im pasa, gdyby się odwrócili, bez problemu mogli by jeszcze zobaczyć Jinzhou rozlane po obydwu stronach rzeki.

W pierwszej chwili panda dałby głowę, że u podstawy wzniesienia znajdowały się ruiny miasta i dopiero gdy dokładniej przyjrzał się kształtom leżącym w cieniu góry, zdał sobie sprawę, że patrzy jedynie na wysokie głazy. Całą górę zaś, tak jak wspominał goryl, otaczał mur, a właściwie nieregularny pierścień potężnych, ustawionych obok siebie skał. Niektóre były tak duże, że przypominały bardziej małe wzniesienia, Po nie miał pojęcia jak budowniczowie w ogóle zdołali ruszyć je z miejsca.

Przeszedł go dreszcz, gdy zobaczył jedyną bramę w murze. Stała otwarta, pokazując, że jeżeli ktoś tam mieszka, to wcale nie potrzebuje ochrony.

– To o tym miejscu śniłem – powiedział Po trochę nieobecnym głosem. – Armia demonów wychodziła stamtąd – wskazał palcem bramę. – My, to znaczy ty, reszta piątki i moje super mocarne alter ego...

– Nie mówiłeś, że masz super mocarne alter ego – zauważyła lekko skonsternowana Tygrysica. – Mówiłeś chyba, że to ty tam byłeś.

Panda podrapał się z tyłu głowy, starając się ukryć zawstydzenie.

– Wiesz, przed tym jak zostałem Smoczym, nie spotykało mnie zbyt wiele ekscytujących przygód. Większość musiałem sobie wymyślić. A przecież nie mogły się one przytrafić zwykłemu pandzie pracującemu w knajpie.

Kung fu panda: Góra Dziesięciu Tysięcy DemonówWhere stories live. Discover now