Rozdział 7: Czas zerwać się ze spotkania

202 19 1
                                    


Smoczy Wojownik miał w swoim arsenale wiele legendarnych ruchów – Palec Zagłady, Wściekłe Pięty, Trzy Pięści Furii – jednak mało które posunięcie przydawało mu się tak często, jak zwykłe, ale i dzięki temu jakże mocarne, odwrócenie uwagi. Powinien go nauczać już na pierwszych swoich zajęciach. Szło to mniej więcej tak: nogi rozstawione szeroko, zaskoczony wyraz twarzy, głośno zadane pytanie i, najważniejsze, wystawiony, delikatnie zagięty ku górze palec. Jeśli odpowiednio się skorzystało z tej potężnej broni, uwaga przeważających liczebnie oponentów musiała podążyć tam, gdzie było to w danym momencie niezbędne.

Tym razem posunięcie zadziałało aż nazbyt dobrze, ponieważ wszyscy spojrzeli w stronę okien przysłoniętych czerwonymi zasłonami – nie tylko banda osiłków i kruk, ale też Tygrysica oraz Gao. Po szturchnął przyjaciółkę i założył plecak. Nawet teraz pamiętał o tym, że kotka miała tam swoje ubrania, których na pewno nie chciała stracić. Nie mógł uciec przez wyjście z loży, więc przewrócił jeden z drewnianych paneli parawanu.

– Tam nic nie ma – powiedział rozczarowany osiłek.

Reszta także połapała się dość szybko. Najbliższy oprych zamachnął się na Po ciężkim młotem. Panda w ostatniej chwili uskoczył w bok, między stoliki, a obuch minął go o centymetry, zakręcając półokrąg w powietrzu. Wół parsknął wściekle i spróbował uderzyć drugi raz, jednak panda wyprowadził dwa silne ciosy w głowę i doprawił całość soczystym kopniakiem w klatkę piersiową.

Zamroczony przeciwnik przewrócił się na kamratów. Jeden z głowy – pomyślał Po. Zostało jeszcze około czternastu. Trochę za dużo, nawet dla Smoczego Wojownika i mistrzyni Tygrysicy. Musieli uciekać. Ruszył w stronę drzwi wyjściowych, skracając sobie drogę przez blat stołu.

– Zatrzymać ich! – krzyknął Yin Ying.

Bandyci nie zaatakowali naraz, ponieważ stoliki i krzesła ich przyblokowały. Odsuwali je z niemal nabożną starannością, nikt nie chciał uszkodzić mebli swojego przełożonego. Mimo to czterech dryblasów najbliżej wyjścia – nosorożce i kolejny wół – zdążyło zastawić Po drogę ucieczki.

Panda sparował uderzenie bambusowego kija, wymierzone w twarz. Zaraz potem musiał blokować następne, wycelowane tym razem w bok. Zdał sobie sprawę, że nie walczył ze zwykłymi oprychami do wynajęcia. Musieli być szkoleni, opierali się nie tylko na sile, ale też na technice. W starciu z pierwszym wołem Po miał po prostu szczęście.

Spróbował zaatakować wspólnie z Tygrysicą, ale przeciwnicy umiejętnie się asekurowali. Brakowało może kilku sekund, by pozostali bandyci zamknęli wokół nich krąg. Po ukradkiem spojrzał na Gao. Gdyby sokół choć trochę im pomógł, zdążyliby się przedrzeć frontowym wyjściem. Ptak jednak kulił się przerażony tuż za tygrysicą. Cała duma uleciała z niego, jak papierowy latawiec na porywistym wietrze.

– Jakieś pomysły? – zapytała kocica.

Smoczy Wojownik nie myślał długo.

– Na górę! – krzyknął. Pamiętał, że widział na końcu sali schody. Złapał Tygrysicę za rękę. Wywinął się do tyłu i pociągnął ją mocno za sobą. Oboje w mgnieniu oka wykonali salto w tył. Przelecieli nad głową zdziwionego nosorożca, który stał już tuż za nimi.

Po wylądował z łoskotem i od razu złapał za krzesło. Zablokował nim uderzenie młotem z góry. Tym razem atakował największy z wołów. Potężny mężczyzna wydawał się wyjątkowo spokojny, spojrzenie zaś miał bystre i czujne. Okładanie okolicznych obywateli najwyraźniej było jego dość częstym zajęciem.

Kung fu panda: Góra Dziesięciu Tysięcy DemonówWhere stories live. Discover now