Rozdział 10: Koniec areny pani Han

144 18 0
                                    


Po miał może sekundę na to, by zdać sobie sprawę, że sprawy w loży pani Han mają się zupełnie inaczej niż tego oczekiwał. Przeciwników było więcej, Tygrysica jakimś cudem ozdrowiała i broniła się przed napastnikami ramię w ramię z... Panda aż zmrużył z oczy, ale widok się nie zmienił... Ramię w ramię z Shandianem.

A potem sekunda minęła i najbliższy niedźwiedź zaatakował Smoczego Wojownika absurdalnie wielką maczugą. Panda jak zwykle zareagował instynktownie i przewrotem w tył uniknął nadchodzącego uderzenia. Najeżony ćwiekami Kościany Kwiat nawet nie dotknął podłogi – niedźwiedź bez problemu zdołał go wyhamować. W jego wielkich ja woki łapach ponad dwumetrowej długości broń wydawała się dziecięcą zabawką.

Przy balustradzie Tygrysica walczyła z trójką nieuzbrojonych oprychów – bez broni nie byli dla niej większym wyzwaniem. Yin Ying spróbował ponownie uderzyć z zaskoczenia, lecz nagle zawisnął w powietrzu, schwytany w telekinetyczną pułapkę. Shandian pokiwał palcem jak upominający rodzic, a potem cisnął krukiem prosto w chronioną hełmem głowę drugiego niedźwiedzia.

Po, czekając na atak, chwycił jedyną broń leżącą w zasięgu – pochodnię. Stopą przygasił tlące się deski – pożar w drewnianej arenie wypełnionej ludźmi to z pewnością ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebował. Poza tym obiecał – nic się nie stanie pani Han. A staruszka nie wyglądała na zdolną do szybkiej ucieczki.

Niedźwiedź ponownie na niego natarł. Przy każdym ruchu jego zbroja wydawała z siebie głośny, metaliczny zgrzyt, jakby na Po nie ruszyła żywa istota, a mechaniczny golem.

Co ja mu zrobię tym płonącym kijkiem? – zapytał w myślach panda. Wtedy zza dość powolnego dryblasa wyskoczył smukły i piekielnie szybki czarny pantera. Odbił się od kolumny na środku loży i zaatakował z powietrza. Poły stroju załopotały jakby w spowolnieniu, stal zabłysła w wyciągniętych do przodu łapach. Kot wyprowadził szybkie cięcie, które Po zablokował pochodnią. A przynajmniej spróbował zablokować, bo po chwili ostał się z jego broni jedynie drewniany kikut. Zaraz potem ponownie uniknął ciosu maczugą. Tym razem niedźwiedź był znacznie bliżej.

Czarny pantera wylądował miękko i z zimnym profesjonalizmem zaatakował ponownie. Panda mógł się jedynie cofać i unikać. Cięcie z lewej, kolejne w nogi, zaraz potem z góry i od prawej. Wilki lorda Shena mogły się od kota uczyć jak posługiwać się bronią.

Po wiedział, że Su Wu na pewno była gdzieś za jego plecami. Nie miał jednak nawet chwili, by się obejrzeć. Szabla ze wściekłym sykiem cięła powietrze, raz przycięła mu futro przy łokciu. Pandzie przeszło przez myśl, by spróbować techniki pewnego niezbyt znanego mistrza, który potrafił schwytać głownię miecza gołymi dłońmi. Problem w tym, że raz mu się ta sztuka nie udała i to by może tłumaczyło dlaczego wojownik nie zyskał większej sławy.

Panda poczuł za plecami krzywą belkę ze zniszczonej ściany. Nie mógł się dłużej cofać, w desperacji rzucił kijkiem w twarz przeciwnika. Trafiłby w oko, gdyby pantera nie osłonił się przed uderzeniem. Po miał dzięki temu ułamek sekundy na kontratak. Solidnym kopniakiem wybił z dłoni szablę, potem uderzył pięścią w pysk przeciwnika. Kot zatoczył się oszołomiony. Smoczy Wojownik wydał bojowy okrzyk i przeszedł do natarcia. Delikatnym łukiem ominął leżące na ziemi płonące fragmenty pochodni i... tylko dzięki temu uniknął kolejnego uderzenia Kościanego Kwiatu.

Tym razem niedźwiedź z pełną mocą łupnął centymetry od niego, przebijając się aż do niższego piętra. Cała loża, a może nawet arena na moment zadrżała. Po zakołysał się na nogach i mało brakowało, by spadł piętro niżej.

Kung fu panda: Góra Dziesięciu Tysięcy DemonówWhere stories live. Discover now