Elite Killers: jjk + pjm

By Virio-n

38.1K 6K 2.9K

Korea Południowa nigdy nie była sądzona o brutalność tak, jak Korea Północna. Ukryta w jej cieniu pod maską w... More

Wprowadzenie
Chapter 1
Chapter 2
Chapter 3
Chapter 4
Chapter 5
Chapter 6
Chapter 7
Chapter 8
Chapter 9
Chapter 10
Chapter 11
Chapter 12
Chapter 13
Chapter 14
Chapter 15
Chapter 17
Chapter 18
Chapter 19
Chapter 20
Chapter 21
Chapter 22
Chapter 23
EPILOG
SPECIAL

Chapter 16

1.4K 248 72
By Virio-n

JIMIN

– Wyspa nie jest wielka – powiedział Kihyun, wpatrując się w swój panel sterowania.

Przed chwilą wypuścił swoje urządzenia na mały zwiad. Piloci helikoptera wysadzili nas na specjalnym lądowisku, na którym każdego ranka miało czekać zaopatrzenie w postaci jedzenia, akumulatorów, czy apteczek. Na chwilę obecną dostaliśmy śpiwory. Sen w namiotach nie wchodził w grę, szczególnie że mieliśmy być zwierzyną łowną. Zabijać albo zostać zabitym. To były ostatnie słowa mojego ojca. Chciałbym go nienawidzić.

Nie odezwał się do mnie ani razu. Nie pocieszył, nie życzył powodzenia, ani nawet nie rzucił spojrzenia, dając mi znak, że w jakiś sposób mnie wspiera.

Wiedziałem, że to ma swój cel. Chciał, żebym by twardy i mimo wszystko, żebym przetrwał wszystkie trudności jakie mnie spotkają, dlatego też przez całą podróż nic nie mówiłem. Jedynie chłonąłem tę nikłą bliskość Jungkooka. W trakcie lotu wbrew spojrzeniom pełnych aprobaty, Jeon opierał się o moje ramie. Może to mało, ale jak na niego to duży wyczyn.

– Gdzie są obozy o których mówił premier? – dopytał Seokjin, jak zwykle siląc się na spokojny ton. Dobrze wiedziałem, że mężczyzna nie przepada za nieznanym terenem.

– Czekaj, jeszcze nie przeskanowałem całej wyspy – mruknął.

Rozejrzałem się po pozostałej trójce. Katara sprawdzała czy z jej karabinem snajperskim, który rozkręcony leżał w walizce jest w porządku, chociaż dzięki piankowym wypełnieniu wnętrza nic nie mogło my się stać. Widocznie próbowała zabić nudę. Szkoda, że jeden wystrzał nic nie zmieni, a tylko zdradzi naszą pozycję.

Jungkookie kucał przed nadal niewyszkolonym wilkiem. Samo zwierze dzięki małym zrobotyzowaniu, jakiego dokonał Kihyun posiadało wyuczone komendy i jakąś tam bazę danych, która pozwalała mu atakować. Myślę, że gdyby rudzielec nie wtykał w niego palców, byłby zwykłym, bezbronnym wilkiem. Wciąż miał igły zamiast zębów, ale to posiadało swoje plusy. Mógł wbić się głębiej w skórę. Tak przynajmniej sądziłem.

– Dobra, mam. Chodźcie – przywołał nas ruchem ręki, a my niezwłocznie zjawiliśmy się obok niego, by spoglądać w ekran panelu, który pokazywał nam mapę całej wyspy. – Piętnaście dużych obozów i cztery mniejsze, chyba wiadomo do kogo należą – spojrzał na nas wymownie, a nim zdążyliśmy coś odpowiedzieć, kontynuował swój wywód. – Największe skupisko obozowisk „żołnierzy" znajduje się na północy, a nas wysadzono na południu, czyli poniekąd jesteśmy w dobrej sytuacji. Najlepiej rozbić obóz kilka metrów od plaży, bo na samym piasku jesteśmy odsłonięci.

– Do rzeczy, Hyun – ponaglił go Seokjin.

– Słyszałem, jak piloci mówili o pięćdziesięciu chorągiewkach, które musimy znaleźć. Średnio na każdy obóz przypadają – zmrużył na chwilę powieki, by na spokojnie przekalkulować całość. – Trzy, cztery chorągiewki.

– Kiedy idziemy zabijać? – wtrącił Jungkook. Niecierpliwy z niego dzieciak.

– Na sam początek spróbujemy rozeznać się w terenie. Pierwszy obóz przeszukamy po cichu, żeby poznać czujność wroga. Przecież wałkowaliśmy nie raz tę taktykę – pokręcił głową zrezygnowany Seokjin.

– Przepraszam – burknął najmłodszy z nas.

– Jak tylko rozbijemy obóz, wyruszamy po zwycięstwo – powiedział na nowo ożywiony Kim. – Nie mam zamiaru napadać na teren nieprzyjaciela z ciężarem na plecach.

– Tak, oczywiście. Drony mają naładowane akumulatory. Będę was nawigował.

– W jaki sposób? – zapytałem.

– Słuchawki szpiegowskie. To był mój starter w tej szkole – uśmiechnął się nikle.

– Czas rozbić nasz własny obóz! – zawołała radośnie Katara. Chyba nie powinna się tak zachowywać.

***

Po rozłożeniu się między wysokimi palmami, Seokjin nakazał rozdać nam słuchawki i tak oto wyruszyliśmy na rozeznanie a. k. a kradzież chorągiewek bez zbędnych ofiar.

Przemieszczaliśmy się najciszej, jak tylko można między drzewami, bacznie obserwując teren wokoło nas. Kihyun co kilka minut zdawał nam raport. On jako jedyny został w naszym obozie. Seokjin powiedział, że to konieczne. Jako nasz nawigator, nie mógł być narażony na ewentualne okaleczenia. Musiał być zdrów, by monitorować wszystko z kamer czterech latających urządzeń wielkości zwykłej kartki papieru, które bezszelestnie przemierzały niebo z prędkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

– Zaraz powinna pojawić się przed wami drewniana brama. Za nią jest sześciu żołnierzy. Napływające do mnie informacje mówią, że chorągiewki są w skrzyni po środku odgrodzonego terenu – wyjaśniał spokojnie Kihyun.

– Skąd masz tę wiedzę? – zapytała zafascynowana Katara.

– Ktoś dba o nas. W końcu żaden zabójca nie wyruszy w bój bez podstawowych informacji, prawda? – odpowiedział rudzielec po drugiej stronie słuchawki tak, jakby to było oczywiste.

– Shhhh – skarcił nas Kim spojrzeniem pełnym gniewu.

Racja, zbliżaliśmy się do celu. Nie mogliśmy się rozpraszać głupotami.

Każdy z nas w wyposażeniu dostał kurtkę z naszywką wilka, który oznaczał nazwę naszej drużyny. Jedynie Jungkook odmówił jej założenia ze względu na brunatny kolor. Jego obowiązywała biel, dlatego Seokjin nie zmuszał go do niczego. Musiał uszanować decyzję najmłodszego z nas.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, okrążyliśmy odgrodzony obiekt, żeby uniknąć wejścia frontem. Za drewnianym murem coś się działo. Grała cicha muzyka. Co jakiś czas ktoś wybuchał śmiechem. Nie zdziwiłem się, gdy przedostaliśmy się do środka. Impreza trwała w najlepsze. Czy tak zachowują się więźniowie? Cieszą się ostatkami wolności, czy nawet planują nas zabić, by utrzymać się przy życiu. Moim zdaniem i tak umrą. Nie ważne co zrobią, zabiła ich przeszłość.

Chowaliśmy się w cieniu. Tam, gdzie światło lampy halogenowej nie potrafiło wygrać nad ciemnością. Mimo wszystko Jungkook nie potrafił się skryć. A może nawet nie chciał. Wypinał dumnie pierś, ściskając w ręce białą rękojeść katany. Był jak groźny pies na łańcuchu. Tylko czekał na pozwolenie na pogryzienie kogokolwiek.

W tej chwili pomyślałem o Yugu, który czekał przy Kihyunie. Nie mógł z nami iść. Tylko by przeszkadzał, ale był naszym wsparciem. Takim ochroniarzem, który przybiegnie na zawołanie.

W rękach trzymałem łuk z nałożoną strzałą, by móc w razie czego obronić Jungkooka, którego zadaniem było zabranie chorągiewek. Katara nie marnowała czasu. Przyklękając na jedno kolano, składała broń o niewinnym imieniu. Jedynie Seokjin obserwował wszystko z boku. Jego bronią były długie igły nasączone w truciźnie. Kim wyglądał na słabego mężczyznę, ale nim nie był. Miał snajperską celność, jednak rzucał w ludzi zatrutymi iglicami i co najlepsze trafiał nawet z trzydziestu metrów. To było nie do pojęcia. Byłem w drużynie geniuszy.

Bacznie obserwując biesiadników, strzegłem Jungkooka, który przekradał się do chatki. Drżały mi ręce, ale nie mogłem sobie na to pozwolić, dlatego oddychałem głęboko.

I wtedy stało się. Upity mężczyzna chwiejnym krokiem zaczął zmierzać w moją stronę, bełkocząc pod nosem wyzwiska pod adresem nieznanych mi ludzi. Spanikowany naciągnąłem strzałę na cięciwie, jednak wycofałem się w głąb cienia i bacznie obserwowałem. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić ulgi, jaką poczułem, gdy facet przystaną i zaczął rozpinać spodnie, żeby po prostu się odlać. Katara z odrazą odwróciła wzrok. Też bym to zrobił, ale musiałem wypatrywać Jungkooka.

Nie musiałem długo czekać. W jednej dłoni trzymał mały plik materiałów, w drugiej zaś ściskał zakrzywiony nożyk z rękojeścią zakończoną kółeczkiem. Nosił on nazwę karambit. Jego specjalizacją było szybkie podcinanie gardeł.

Gdy Jeon natknął się na mężczyznę na swojej drodze, pewnie ani przez chwilę nie pomyślał o tym, żeby przejść naokoło, dlatego też bez cienia wątpliwości podciął gardło żołnierza, zachodząc go od tyłu. Trysnęła krew, a ciałem nieprzyjaciela wstrząsnęły konwulsje, zaś z gardła wyrwał się zaskoczony bulgot. Po chwili zwłoki padłu na ziemię.

Kiedy młodszy zbliżył się do mnie, miałem zapytać dlaczego to zrobił, ale on jakby wiedział co chcę powiedzieć, więc odpowiedział na niewypowiedziane pytanie.

– Niech wiedzą, że byliśmy tuż pod nosem. Następnym razem wybiję ich wszystkich.

Ostatnie zdanie zmroziło mi krew w żyłach, rzucając cień na tego uroczego chłopaka, który pchał mi się pod kołdrę każdej nocy od kilku tygodni. To nie była ta sama osoba, której chciałem oddać całe serce, ale i duszę.

Continue Reading

You'll Also Like

247K 5.3K 42
Vivian Collins to zwykła nastolatka. Chodzi do prywatnego liceum tylko ze względu na tatę. Ojciec nie interesuje się nią i dlatego opiekuję się nią...
445K 11.1K 45
ZESPÓŁ BTS NIE ISTNIEJE Jeon Jungkook chodzący cham, prostak wredny bad boy w jednym T/I T/N - chamska, wredna dziewczyna o wrażliwym sercu. Co si...
413K 17.1K 12
Wyobraźcie sobie, że wasz ideał chłopaka biegnie spóźniony na lekcje przez park, w którym wy leniwie idziecie z nadzieją dotarcia chociażby na drugą...
2.4M 116K 107
Suga- bad boy o niewyparzonym języku. Niemiły, niekulturalny, szczery do bólu. To jest prawdziwy Min Yoongi. Bohaterką opowieści jesteś... Ty! Czy ni...