[Mass Effect] Szmaragdowe Sny

By Zafirka

5.3K 344 349

Garrus Vakarian zmaga się z bólem po śmierci ukochanej kobiety. Załamany, nie ma pojęcia o tym, że Shepard uk... More

Rozdział 1.: Rozpacz
Rozdział 2.: Rozdarcie.
Rozdział 3.: Niepokój
Rozdział 4.: Nadzieja
Rozdział 5.: Gniew
Rozdział 6.: Strach
Rozdział 8.: Obojętność
Rozdział 9.: Desperacja
Rozdział 10.: Finał.

Rozdział 7.: Bezradność

295 28 36
By Zafirka





  Czy wiesz, jakie to uczucie, gdy w środku coś nieuchronnie gnije i człowiek sam to czuje?  

[Haruki Murakami]



Garrus zatoczył się na bok. Prychnął pod nosem, ukradkiem spoglądając na nogę. Przyłożył dłoń do rany, jednocześnie starając się zasłonić Caitlyn przed zasięgiem snajperów. Wolną ręką dotknął jej drżącego ramienia. Spojrzał na jej pobladłą twarz i szkliste oczy. Obdarzyła go posępnym ale i w pewnym sensie obojętnym spojrzeniem. Oddał by wszystko, byleby nie zobaczyć u niej tego spojrzenia. Nie tak powinny patrzeć dzieci. Spojrzenie, w którym nie było choć cienia nadziei. Zapamiętał ją roześmianą, z lekką iskrą w zielonych tęczówkach od których bił blask.

Zacisnął mocniej dłoń na jej ramieniu, po czym podniósł głowę i zapatrzył się na schodzącego po schodach mężczyznę. Stawiał ciężkie kroki, a echo niosło się po całej hali. Czuł jak przy każdym z kroków ciało dziewczynki drży. Udzielił mu się jej strach. Serce podeszła niemal do gardła. Obejrzał się na towarzyszki.

Juvenia i Liara stały z wyciągniętymi do góry rękoma. Nie drgnęły nawet o milimetr, gdy mężczyzna przechodził obok, uważnie obserwując ich twarze. Dwóch ochroniarzy podeszło do nich i związało im ręcę. Przywódca stanął przed turianem i przechylił głowę, jakby zaciekawiony jego osobą. Po chwili, trwającej sekundy odchylił się do tyłu i parsknął gromkim śmiechem.

– Garrus Vakarian – stwierdził, gdy zdołał się opanować. Jego głos brzmiał dziwnie znajomo. Ściągnął z głowy hełm i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu. Usłyszał jak dziewczynka wciąga gwałtownie powietrze i cofa się o krok. Wyswobodziła dłoń z jego uścisku. Pragnął się obrócić w jej stronę, ale nie mógł. Dowiedziała się, ale nie w taki sposób, jaki tego pragnął.

Żuchwy Garrusa drgnęły nerwowo. Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, niemal się nim dławiąc. Prąd przeszedł od grzebienia aż po czubek palca stopy. Caitlyn wydawała się wyczuwać jego napięcie, ponieważ zacisnęła swoją aksamitnie miękką dłoń na jego ręce.

– Harkin – wykrztusił, gdy pierwszy szok minął. Juvenia obróciła się w ich stronę, a celowniki snajperów skierowały się na nią.

– A ja jestem Juvenia, skoro już się wszyscy miło wymieniamy uprzejmościami – parsknęła, zakładając dłonie na piersi. – My już się zbierzemy, a wy możecie iść dalej – odpowiedziała wyniośle. Garrus obejrzał się na nią, otwierając usta ze zdziwienia. Harkin prychnął i zwrócił na nią celownik.

– Stul pysk jaszczurze – powiedział ostro. Juvenia znieruchomiała i nie odpowiedziała nic.

– Co ty tu robisz? – wysyczał Garrus, czując jak zbiera się w nim wściekłość.

– Tym razem, nie przedłużając, my zadajemy pytania, a ty odpowiadasz – uciął krótko i zgiął rękę, przyglądając się broni z zaciekawieniem. Po chwili westchnął. – Gdzie zgubiłeś te swoje pingle? Prawie cię nie poznałem. – Pokręcił głową z dezaprobatą i zacmokał.

– Co tu robisz? – zapytał. Garrus podniósł wyżej głowę, przez chwilę obmyślał plan działania, ale dotarło do niego, że nie pozostało mu nic więcej jak przedłużać rozmowę i improwizować. Nerwowo poruszył żuchwą.

– Ratuje tych ludzi.

– Jak zawsze, szlachetna drużyna Shepard – prychnął i podszedł krok w jego stronę. Caitlyn chyknęła. – Gdzie jest ta najlepsza ruda? – zapytał obrzucając wzrokiem otoczenie, by po chwili zachichotać złośliwie. – No tak, prawie zapomniałem. Nie żyje – dociął. Garrus warknął gardłowo. Harkin zmierzył go lodowatym wzrokiem. – Jaka szkoda, gdyby tu była zastanowiłbym się nad wypuszczeniem jej, ale cóż. Życie za życie. Jak pamiętasz, ona nie pozwoliła tobie mnie zastrzelić – odchylił się do tyłu i zarechotał głośno. Był pijany, bardzo pijany. – Łapy precz od mojej własności – syknął.

– Zabiłeś jednego z nich – wypomniał Garrus, wskazując na salarianina.

– Był ranny, niczego bym za niego nie dostał – westchnął.

– Dlaczego to robisz? Dostawałeś już szansę, mogłeś wszystko naprawić – zaczął Garrus ale przerwał mu cios z pięści wymierzony w jego policzek. Splunął krwią i obrócił się wściekły w stronę mężczyzny.

– Koniecznie muszę wszystko naprawić. Już dawno powinieneś być martwy – mruknął, rozcierając dłoń.

– Zostałeś zatrzymany przez SOC. Jak to się stało, że tu jesteś? – zapytał

– Myślisz, że jak Cerberus napadł na cytadelę, to nie mieliśmy okazji by uciec? Systemy zostały wyłączone, idealna okazja. Większości nie udało się uciec, ale miałem dobrą grupę. Zabraliśmy jeden ze statków i odlecieliśmy w Systemy Terminusa. Nigdy nie chciałem skończyć na Omedze, ale cóż. Lepiej być tutaj. – wyjaśniał na spokojnie. Musiał mieć dużo czasu. Garrus jednak nie narzekał, im dłużej odwracał uwagę tym większa szansa, że znajdą jakąś słabość, jakieś rozwiązanie. Obejrzał się na sufit, lecz nie było żadnej lampy, którą można by strącić i wykorzystać do odwrócenia uwagi.

Liara patrzyła w jego stronę ze stoickim spokojem. Zawsze umiała zachować trzeźwy umysł. Czuł, jak krew spływała z jego kolana. Starał się tamować krwawienie ręką, ale nie wyglądało to najlepiej. Zaczynał odczuwać silny dyskomfort. Pojawiły się zawroty głowy, a to nie wróżyło im dobrze. Musiał ją wydostać.

– Co masz w planach zrobić z tymi ludźmi? – zaciekawił się, mrugając szybciej niż zwykle.

- Sprzedać. Nie jest to może popularna metoda biznesu, ale niezwykle płatna. Szpony ułatwiły mi zadanie odwracając uwagę wszystkich. Mogłem ich wysłać, by zakradli się do najlepszych apartamentów w okolicy – odpowiedział z cieniem dumy w głosie.

– Co to za różnica? Osoba to osoba – zmarszczył nos. Jeden ze snajperów z niecierpliwości zaczął się wiercić. Harkin obrócił się w jego stronę, posyłając mu mordercze spojrzenie. Wyprostował się.

– Więcej płacą za dożywione i zdrowe osoby. Na Omedze nie ma tego wiele. Coś stałeś się bardzo ciekawski. Mam nadzieję, że nie boisz się umierać, co? Strasznie przedłużasz.. – stwierdził, przechylając głową i wyszczerzając się w jego stronę. Posłał mu nienawistny uśmiech. Turianin nie zareagował. Zirytowany, odetchnął po czym wyjął pistolet i odbezpieczył go. Turianin cofnął się o krok.

Nie bał się umrzeć. Czekał na tą chwilę, odkąd wylecieli z Układu Słonecznego. Odkąd usłyszał, że ona nie żyje. Lecz teraz coś się zmieniło. Miał pod opieką bezbronną osobę, którą musiał doprowadzić bezpiecznie do nowego domu. Córkę Anne.

– Normalnie pozbyłbym się tylko ciebie, a te kobietki wypuścił, za drobną przysługę. Ale próbowaliście wykraść mój towar, a tego nie mogę wam wybaczyć. Uniósł broń na wysokość twarzy Garrusa.

– Poczekaj! – zawołał unosząc delikatnie dłonie do góry. – Powiedziałeś, że Shepard byś wypuścił, więc ...

– Nie dotyczy to jej perwersyjnego kochanka – przerwał i przesunął palec na spust. Garrus przełknął ślinę.

– Nie chodzi o mnie. Wypuść tą trójkę – zaczął błagalnie. Harkin opuścił pistolet i potarł, czerwony od alkoholu, nos.

– Kurwa, Vakarian. Mówiłem ci już, że nie mogę tego odpuścić – mówił, po czym zamarł i zmarszczył brwi. – Trójkę? – zapytał tępo i obrócił się w stronę Liary i Juvenii, zastanawiając się czy dobrze policzył. Powrócił do niego lekko zdezorientowanym wzrokiem. Turianin przesunął się delikatnie w bok, odsłaniając niewielki prześwit na dziewczynkę.

– Naprawdę masz jakąś słabość do ludzi... – prychnął mężczyzna i zarechotał.

– Mówiłeś, że ze względu na Shepard... – zaczął ale Harkin ponownie podniósł pistolet i westchnął, pocierając skroń.

– Czy ty naprawdę nie rozumiesz? Tłumaczę ci to jak krowie na rowie, że gdyby komandor Shepard tu była... – rozwinął się po czym urwał i machnął ręką. Garrus nie chciał mówić tego na głos, a na pewno nie takiemu człowiekowi, ale jeśli był to jedyny sposób, by ją ocalić.

– To jest Caitlyn Shepard – powiedział i odsłonił ją całkowicie. Spojrzała na niego przerażonym wzrokiem, drżąc na całym ciele. – Córka Anne Shepard – wykrztusił. Caitlyn zamarła, widział jak jej kręgosłup gwałtownie się prostuje. Słyszał świst powietrza, wciąganego przez Juvenię. Harkin spojrzał na niego otępiałym wzrokiem. Obejrzał się na dziewczynkę i ryknął śmiechem. Próbował się wyprostować, lecz co chwilę zaczynał śmiać się na nowo.

Po kilku minutach wyprostował się i wziął głębszy wdech.

– Vakarian, słyszałem o tobie różne rzeczy. Ale nie wymyślanie historyjek, by schować się za skórą dziecka. Shepard nie miała bachora– wykrztusił dobitnie.

– To jest jej córka – odezwała się Liara. Obrzucił ją przelotnym wzrokiem. – Spójrz tylko na nią. Wygląda tak samo. – Harkin potarł czoło dwoma palcami, po czym zdecydował się podejść. Pociągnął jej ramię i obrócił w stronę światła. Caitlyn pobladła jeszcze bardziej, rzuciła ukradkiem Garrusowi przerażone i błagalne spojrzenie. Wciągnął gwałtownie powietrze. Musiał zobaczyć podobieństwo.

– Oszustwa. Jakie macie na to dowody? – warknął i puścił jej ramię, obracając się w stronę asari. Dziewczynka nie ruszyła się z miejsca.

– Jak porównasz DNA... – Harkin machnął ręką, po czym spojrzał na dziewczynkę czujnym wzrokiem. Jego mina zdradzała szczere zainteresowanie.

– Dobrze – przerwał jej. Garrus odetchnął z ulgą. – Dzieciaka zabieram ze sobą. Jeśli naprawdę jest jej córką, dostaniemy za nią dużo więcej niż myślałem. Żegnaj, Vakarian – powiedział na pożegnanie i uniósł pistolet na wysokość jego głowy.

Nacisnął palcem na spust, lecz w momencie wystrzału jego ręka zniżyła się w dół, trafiając w obojczyk. Garrus upadł i warknął, zasłaniając ranę. Starając się skupić na tym, co się wydarzyło zmusił się do otworzenia powiek.

Caitlyn na widok celowanej w turiana broni skoczyła na wolną dłoń mężczyzny, pociągnęła go w dół. Rozległ się huk strzału. Obejrzał się na nią zaskoczony. Miał wzrok potwora. Wbiła swoje zęby w jego skórę i zacisnęła najmocniej jak umiała. Wrzasnął i odepchnął ją z całej siły. Uderzyła o podłogę, ale po kilku sekundach, drżącymi nogami podniosła się i spojrzała na turiana.

Siedział na ziemi, cały oblepiony świeża krwią. Czuła lęk, ale nie wiedziała, czy boi się go, czy tego co mu zrobią.

Harkin roztarł ugryzienie, wysyczał pod nosem kilka przekleństw i zwrócił się do najemników.

– Zabieram dziecko. Zabijcie tą trójkę. Już mi nie zależy na zamordowaniu tego przeklętego... – Machnął ręką z obojętnością i obrócił się do Caitlyn. Garrus nie miał za wiele siły. Nie mógł już jej pomóc. Zapatrzył się w nią, żeby choć w chwili śmierci ujrzeć oczy Shepard.

Trzech snajperów przybrało pozycję bojową, przy celowali i pociągnęli za spust, niemal w tym samym czasie, gdy powietrze przeciął pisk dziewczynki. Powietrze zadrgało nienaturalnie. Tuż przed momentem, w którym pociski zbliżały się do ich głów, drogę zagrodziła im bariera biotyczna. Rozległa bariera. Pociski uderzyły w nią i rozsypały się w popiół. Po kilku sekundach cofnęła się do najemników i uderzyła w nich z impetem, strącając ich z nóg.

Garrus zaniemówił na moment. Widział co zrobiła, lecz ciężko było mu w to uwierzyć. Mała Caitlyn utworzyła barierę, zatrzymując pociski. Teraz stała wpatrując się w nich z szokiem, po czym zachwiała się i upadła na ziemię.

Ostatkami sił poderwał się z podłogi i skoczył na Harkina, przygniatając go do ziemi. Wyrwał mu z ręki pistolet i wycelował.

Nim zdążył zrobić cokolwiek, drzwi na piętrze otworzyły się i rozległ się dźwięk strzelaniny. Snajperzy padali martwi. Turianin obejrzał się na Liarę, szokowanym wzrokiem. Posłała mu ciepły uśmiech i uwolniła się z więzów, tak samo jak turianka. Jeden z najemników wypadł przez barierkę ciśnięty przez biotykę.

– Aria – wyjaśniła. – Miała być wcześniej – burknęła. Juvenia podskoczyła i pędęm przebiegła obok Garrusa. Pośpiesznie otworzyła właz i wskoczyła do środka, zamykając go za sobą. Turianin spodziewał się takiej reakcji, ale Liara otworzyła usta ze zdumienia.

Garrus ogłuszył Harkina, po czym pośpiesznie podbiegł do Caitlyn. Obrócił ją na plecy i zamarł. Z jej ust spływała krew i leciała mu przez ręce.

– Caitlyn – wyszeptał i zatelepał jej ciałem. – Caitlyn... Caity! – wyszeptał wystraszony i uniósł jej głowę w górę. Rozchyliła na moment powieki, by znów je opuścić.

– Straciła przytomność, nic jej nie będzie – wytłumaczyła mu asari i sięgnęła po mediżel, by pomóc przyjacielowi. Aria wolno zeszła ze schodów, a za nią jej przyboczni, turianin i batarianin.

– Co tu się dzieje? – zapytała i obróciła głowę w ich stronę. Spojrzała chłodno na turianina i ruszyła w jego stronę, po drodze zatrzymując się i wpatrując na stłoczonych w kącie cywili.

– Czekacie na fanfary? Wracać do domów! – prychnęła. Wszyscy zaczęli wykrzykiwać wiwaty w jej stronę, starając się podejść jak najbliżej, lecz drogę do asari odciął jeden ze strażników.

– Tak tak, już jest dobrze. Nie dajcie sobie wmówić, że uciekłam. Znalazłam bazę Szpon i sprzątnęłam bałagan – mruknęła do nich. Wszyscy spojrzeli po sobie i z uwielbieniem w oczach zapatrzyli się w Arię. Asari obróciła się na pięcie i podeszła do Garrusa.

– Vakarian. Ciebie łatwo znaleźć, wystarczy iść za zwłokami – fuknęła i przyjrzała się dziewczynce, trzymanej w jego ramionach. – To młodsza Lane? – zapytała i przyjrzała się jej twarzy. Spojrzał na nią sapiąc cicho. Po chwili odezwała się ponownie. – Wisisz mi dużą przysługę.

– Nie on, tylko ja – wtrąciła Liara. – To ja cię tu wezwałam – podeszła bliżej Arii założyła ręce na piersi i przez chwilę milczała.

– Porozmawiamy o cenie później, T'Soni – odezwała się w końcu i zwróciła na nią swoje ostre spojrzenie. Ta nie opuściła wzroku.

– Spóźniłaś się – powiedziała chłodno. Asari puściła to mimo uszu.

– Co z tym? – zapytała, szturchając nogą nieprzytomnego Harkina.

– Możemy go zabrać na Illium i tam zostanie osądzony – zaproponowała Liara. Garrus prychnął pod nosem,

– Nie tym razem. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu – rzekł i wycelował w głowę. Rozległ się huk, a krew zalała posadzkę. Odłożył pistolet i mocniej przycisnął Caitlyn do swojej piersi

– To już wszyscy? – rozejrzała się po hali z wrednym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.

– Tak – powiedział pośpiesznie i podniósł się na nogi, z Caitlyn na rękach. Powoli podszedł do asari.

– Zabierz ją do domu – powiedział cicho i podał w jej stronę.

– Gdzie jej siostra? – Obróciła się w jego stronę, spoglądając na dziewczynkę z potępieniem.

– Nie żyje. – Przełknął ślinę i jeszcze raz spróbował podać ją do asari. Aria odsunęła się i uniosła brwi w górę.

– Chcesz mi ją wcisnąć? Zapomnij! Teraz to twój dzieciak i twój problem – parsknęła i ruszyła przed siebie. – Ruszajcie się, jeśli chcecie załapać się na podwózkę do Zaświatów. – Garrus powolnie wyruszył za nią w kierunku wyjścia.

Liara spoglądała co jakiś czas w jego stronę nerwowym wzrokiem. W końcu zatrzymała się i obróciła w jego stronę.

– Gdzie ta ...– zaczęła, ale przerwał jej syknięciem.

– Aria nie może się o niej dowiedzieć, bo i ja i ona będziemy martwi – sapnął, poprawiając Caitlyn w swoich rękach. Liara spojrzała na niego zszokowana, ale się nie odezwała.

Przed wejściem na prom Arii, podał Liarze dziewczynkę, a sam się obrócił do wyjścia.

– Gdzie idziesz? – zmarszczyła brwi.

– Po Alex. Nie czekajcie, podeślij prom – zadecydował i zszedł po spadzie.

– Ledwo trzymasz się na nogach – zaprotestowała. Spojrzała krytycznym wzrokiem na prowizoryczne bandaże, jakie mu założyła.

– Zajmij się Caitlyn, dam radę – zapewnił ją i kuśtykając, ruszył przed siebie. Musiał chwilę się przejść, wyprostować nogi i oczyścić umysł. Gdzieś głęboko w żyłach czuł pragnienie śmierci. Nie mógł przebywać w takim stanie w pobliżu dziewczynki.

***

Otworzył drzwi do stacji medycznej i wszedł do środka. Na stole leżała Caitlyn, szczelnie okryta folią termiczną. Doktor Chakwas siedziała nieopodal i uważnie studiowała coś na datapadzie. Gdy go usłyszała, uniosła głowę w górę. Obdarzyła go lekkim, ale specyficznym uśmiechem.

– To nasz chyba najmłodszy załogant, prawda? – zapytała i obejrzała się na Caitlyn. – Rozbierz się, trzeba cię opatrzyć – dodała.

– Grunt był najmłodszy – powiedział, powoli zdejmując zbroję i sycząc przez dokuczające rany.

– Grunt wyglądał jak stary koń. Nie liczy się. – odpowiedziała i wstała nakazując mu usiąść na stołku.

– Co z nią? – Podszedł bliżej i zapatrzył się na dziewczynkę. Na jego twarzy pojawił się wyraźny smutek. Kobieta spoglądała na jego twarz, ciesząc się w duchu.

– Była odwodniona i przemarznięta, a do tego wyczerpana. Liara wspominała coś o biotyce. Jestem w szoku, nie ma nawet implantu – pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Wszyscy byliśmy w szoku. Zaskoczyła nas – odrzekł i usiadł na krześle obok.

– Kim ona jest dla ciebie? – zapytała niespodziewanie, gdy oczyszczała jego rany. Obrócił się na nią zszokowany – Zależy ci na niej – stwierdziła.

– Nie, nie prawda – burknął. Posmarowała jego ranę, po czym sięgnęła po bandaż.

– Mów śmiało – zachęciła go i wyjęła strzykawkę. – Przeciwbólowy – wyjaśniła, gdy posłał jej pytające spojrzenie.

– Dla jej dobra nie powinienem mówić – odrzekł tajemniczo. Pokręciła głową i wskazała na jego ubranie. Odetchnął z ulgą.

– Tak mówisz? – zaczęła niespodziewanie. Obrócił się w jej stronę, gdy nakładał dolną część kombinezonu. – Nie często mamy na pokładzie cywili, a nigdy nie są to dzieci, choć Shepard uratowała wiele istnień. Jednak żaden z nich nie był przewożony Normandią – mówiła. – Z czystej ciekawości sprawdziłam jej DNA – zakończyła z powagą. Garrus zamarł i zatrzymał się w połowie podciągania spodni. Spojrzał na nią zszokowany.

– Co? Dlaczego to zrobiłaś? – Zdenerwowany poruszył żuchwą.

– Na początku myślałam, że sprzęt się popsuł. Jakaś część DNA pokazywała na Shepard. Myślałam, że wczytuje stare dane, ale jednak wszystko z nim w porządku. Potem spojrzałam na nią jeszcze raz i zobaczyłam twarz komandor. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Dlatego ją tu przyniosłeś. To jej córka.

Turianin westchnął i przejechał dłonią po grzebieniu. Inteligencji i bystrości nie mógł jej odmówić

– Nie powinnaś tego robić – odpowiedział. Założył górną część, po czym podszedł do łóżka dziewczynki i oparł się o krawędź.

– Zależy ci na niej, bo widzisz w niej Shepard. Ona nią nie jest. Możesz ją tym zachowaniem skrzywdzić – powiedziała dobitnie.

– Nie, to jest Caitlyn. Będziesz coś jeszcze przy niej robić? – powiedział ostro.

– Jest pod obserwacją – odpowiedziała. – Garrus, to jest ludzkie dziecko...– Przerwał jej

– Kapitanie – poprawił ją, po czym wziął Caitlyn w ramiona i bez słowa opuścił pomieszczenie. Ufał, że doktor nikomu nie powie o pokrewieństwie dziewczynki. Załoga już i tak przyglądała mu się podejrzliwie, gdy zanosił ją do kabiny Shepard. Jego kabiny. Patrzyli, jakby mógł ją zjeść.

Ułożył ją na łóżku i przykrył kocem. Spojrzał na jej spokojną, pogrążoną we śnie twarz. Jeszcze nie musiała się martwić. Przeżyła dużo, za dużo jak na dziecko. Kiedy się obudzi, będzie musiała się zmierzyć z rzeczywistością. Z utratą domu, siostry. Westchnął, po czym ruszył w stronę narożnika. Usiadł i przejechał dłonią po swojej łuskowatej twarzy.

Ponad miesiąc wcześniej, siedział tu z Shepard i korzystał z czasu jaki im pozostał. Lecieli na Ziemię, świadomi tego co ma się wydarzyć. Jednak nie podejrzewał, że uda mu się przeżyć. Miał umrzeć z nią, lub przeżyć razem. Przełknął ślinę i spojrzał na obracającą się w łóżku Caitlyn. Ciepło rozlało się w jego piersi. Wyprostował się gwałtownie. Nie tak to powinno wyglądać. Wygasił światło i odetchnął.

Ułożył się na boku, po czym przymknął powieki, starając się skupić na przywołaniu wyglądu twarzy Anne. Widział tylko zielone oczy. Zacisnął mocniej pięści, samotna łza popłynęła po twarzy w dół. Obrócił się w drugą stronę. Coś musnęło jego policzek. Po omacku szukał, błądząc dłonią po sofie. Natrafił na coś miękkiego. Pióro. Z poduszki, którą rozerwał w przypływie złości. Musiał je przeoczyć podczas sprzątania. Syknął i pokręcił głową.


Nie wiedział kiedy zasnął. Musiał być wykończony. Obudził go utkwiony w nim wzrok. Otworzył oczy. Przed sobą ujrzał twarz dziewczynki. Na widok jego otwartych oczu cofnęła się gwałtownie i ze świstem wciągnęła powietrze. Garrus powolnie wstał z kanapy. Bacznie obserwowała każdy jego ruch, wycofując się krok po kroku.

Była wystraszona, widział to w jej oczach. Przylgnęła do akwarium na przeciwległej ścianie i przestała się ruszać. Wpatrywała się w niego. Postawił krok w jej stronę. Wtuliła się jeszcze bardziej. Zatrzymał się, ostrożnie przejechał dłonią po grzebieniu i rozejrzał się po kajucie. Na dostrzegł żadnej podpowiedzi. Zastanowił się przez moment czy nie wezwać na pomoc doktor Chakwas, ale nie chciał sprawiać jej tej satysfakcji.

– Caitlyn... – zaczął cicho. Wstrzymała na chwilę oddech. – Jaką ostatnią rzecz pamiętasz? – zapytał, wyraźnie wymawiając każde słowo. Wciąż wpatrywała się w turiana z zastygłym przerażeniem. Zastanawiał się, czy aby jej translator nie uszkodził się podczas upadku. Po krótkiej chwili oderwała od niego spojrzenie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, uważnie lustrując każdy punkt. Wróciła do niego wzrokiem i rozchyliła usta. Przełknęła ślinę.

– Włamali się do naszego domu... Zakryli nam oczy... i nas zabrali. – Potok słów wypływał z jej ust. Objęła się ramionami i zsunęła w dół. Ruszył w jej stronę, lecz nie zareagowała. Zmarszczyła brwi, jakby starając się, usilnie coś przypomnieć. Gwałtownie podniosła głowę w górę.

– Alex... Zabili Alex... – wykrztusiła przerażona, lecz nie płakała. Zaczęła się trząść. – W głowę.... W głowę... Bronią... – mamrotała i wsunęła dłonie we włosy, mocno szarpiąc między nimi małymi palcami. Kucnął obok niej.

– Uratowałeś mnie... – szepnęła po kilku minutach i odsłoniła długie, jasne włosy z twarzy. – Pan turianin. Pan Garrus – dodała. Ponownie zmarszczyła brwi, mocniej zacisnęła dłonie na ramionach.

– Powiedział pan... – zamilkła i utkwiła wzrok w podłodze. Garrus usiadł tuż obok niej, również opierając się o ściankę. Nie wiedząc, co ma począć z rękoma, ułożył je wzdłuż nóg.

– Że jestem.... – urwała i z niezdrowym zainteresowaniem zaczęła przyglądać się swoim dłoniom. Zaczynał się domyślać, które słowa tak ciężko przechodziły jej przez gardło.

– To prawda? – podjęła temat. Westchnął cicho i skinął głową.

– Jesteś jej córką – potwierdził. Odetchnęła głęboko, przerzuciła kosmyk włosów w tył i spojrzała mu w oczy.

– Pani Komandor... naprawdę umarła? – spytała drżącym głosem.

– Tak, Caitlyn. Tym razem ją straciliśmy – odpowiedział i poruszył nerwowo bocznymi żuchwami. Z jej piersi wydobył się szloch, wtuliła się w jego ramię i zaczęła głośno płakać. Turianin nie miał pojęcia co robić dalej. Zamarł i wpatrywał się w czubek jej głowy. Dziecięce zachowania może były bardziej intensywne, ale nie różniły się tak bardzo od zachowania dorosłych ludzi. Musiał ją pocieszyć, choć jeszcze nie wiedział jak.

Wolną ręką dotknął jej delikatnych włosów i poklepał po głowie.

– Spokojnie Caitlyn... – zaczął, lecz dziewczynka zaczęła szlochać jeszcze bardziej i mocniej wtuliła się w jego ramię. Zdębiał. Musiał wymyślić jakieś pocieszenie na szybko, lecz im dłużej myślał, tym większą pustkę miał w głowie. Dziewczynka zaczynała się wycisza. Płacz zamienił się na cichutkie łkanie. Otarła rękawem mokrą twarz i spojrzała na niego szklistymi oczami. Pociągnęła nosem.

– Co teraz ze mną będzie? – zapytała cicho. Garrus wbił wzrok w podłogę. Musiał porozmawiać o tym z Liarą, lecz miał już plany.

– Zobaczymy – odrzekł zagadkowo. – Teraz powinnaś chyba coś zjeść, co nie? – Jak na zawołanie jej brzuch wydał odgłos burczenia. Podniosła się na nogi i wykrzywiła usta w delikatnym uśmiechu.

Turianin ruszył w stronę drzwi, ale nie słyszał kroków za sobą. Obrócił się. Cailtyn stała w miejscu i z niekrytym podziwem przeglądała otoczenie.

– Normandia... – wyszeptała z podziwem. Zwróciła na niego wzrok – Garrus Vakarian... – pokręciła głową z niedowierzaniem i klasnęła w dłonie. Posłał jej swój turiański uśmiech. Odwzajemniła go, wyszczerzając komplet zębów.

Czuł jak błogi spokój rozchodzi się po jego ciele.

***

Kolejne pół godziny spędził na mostku, rozplanowując kolejną trasę z Jokerem. Caitlyn zajadała się jajecznicą, czymkolwiek to było, przygotowaną przez pokładowego kucharza. Następnie podbiegła do nich i nieśmiało przywitała się z Jeffem.

Mężczyzna patrzył na nią zszokowany przez krótką chwilę. Następnie wyszczerzył się, wskazał ręką na fotel obok, wcześniej należący do EDI i poprosił by usiadła. Garrus był zszokowany. Wiedział jak ważne jest dla niego to siedzenia, a raczej wspomnienia z nim związane. A Joker jakby nigdy nic pozwolił zająć je dziewczynce, którą pierwszy raz w życiu zobaczył. Cailtyn ze śmiechem usiadła, krzyżując nogi i z zaciekawieniem przyglądając się panelom przed nią. Jeff po chwili podniósł się ze swojego fotela i powolnie podszedł do dziewczynki.

– Podoba ci się tutaj? – zapytał i ostrożnie kucnął obok. Caitlyn spojrzała na Garrusa niepewnie. Turianin się zmieszał, gdy Joker podążył za jej wzrokiem. Wzruszył do niej ramionami.

– Tak! Bardzo! – wykrztusiła.

– Chciałabyś mi pomóc, sprawdzić czy wszystko jest gotowe do lotu? – zapytał jej z entuzjazmem. Garrus zastanawiał się, czy nie podmienili mu pilota, gdy był na Omedze.

– Mogę? – zapytała i otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. Jeff puścił do niej oczko.

– Pewnie – potwierdził, zdjął swoją czapkę i nałożył ją Caitlyn na włosy. Ta aż pisnęła z podekscytowania. Poprawiła ją na głowie i obdarzyła mężczyznę szerokim uśmiechem

Garrus z dala obserwował jak Jeff i Caitlyn wspólnie sprawdzają stan Normandii przed wylotem. Wyglądała na podekscytowaną, jakby na chwile mogła zapomnieć o tragedii, jaka jej się przytrafiła. Mężczyzna także zdawał się być odmieniony obecnością młodej osóbki na pokładzie, jakby zapomniał na chwilę o żałobie.

Usłyszał czyjeś kroki obok siebie. Liara podeszła obok, skrzyżowała ręce na piersi i westchnęła.

– Zaczęło się. Im dłużej tu będzie, tym więcej ludzi w sobie rozkocha. Co więc masz w planach? – zapytała go jakby z wyrzutem. – Statek to nie miejsce dla dzieci. Zwłaszcza taki jak Normandia – dopowiedziała i spojrzała na roześmianą dwójkę.

– Joker zaraz startuje na Illium – poinformował Liarę obojętnym głosem.

– Na Illium...– powtórzyła.

– Twoja planeta najszybciej staje na nogi, jest tam wiele innych ras a ona już tam mieszkała – wyjaśnił.

– I co dalej? – zapytała nieustępliwie. Garrus westchnął, poruszył niespokojnie żuchwami i ruszył w głąb korytarza. Nikt nie mógł ich słyszeć.

– Oddam ją do domu dziecka. – Usta asari zwęziły się w cienką linię. Spojrzała na niego z wyrzutem.

– To twój plan? – syknęła, wyraźnie rozzłoszczona.

– Przed chwilą sama mówiłaś, że Normandia to nie jest miejsce dla dzieci – odpowiedział zdziwiony jej reakcją. Wpatrywała się w niego morderczym wzrokiem. – Chcesz się nią zajmować? Proszę bardzo. Ja chcę ją odstawić w bezpieczne, stabilne miejsce – warknął cicho. – Nie patrz tak na mnie. Nie nadaje się na opiekuna. Nie znam się na dzieciach, a tym bardziej ludzkich. Jedyne co potrafię to dobrze trafiać w cel i skopać komuś dupę, a nie wychowywać dzieci. – Potarł powieki i okręcił się nerwowo wokół siebie.

– Nie oddasz jej. Zależy ci na niej – stwierdziła po chwili. Warknął cicho.

– Oddam, zobaczysz – odburknął. Obróciła się na pięcie i ruszyła do windy.

Poczuł drganie pod stopami. Statek ruszył z portu na Omedze. Przejechał ręką po grzebieniu, przez chwilę jeszcze pokręcił się w kółko, by w końcu ruszyć do windy. Musiał się uspokoić. A nic go tak nie wyciszało, jak porządne kalibracje. 







Dziękuję Kochani za wszystkie komentarze i głosy! 


Rozdział trochę później niż zwykle a spowodowała to Andromeda oczywiście. :D 

Wszystkich nowych zapraszam na grupę Shakarian - Polska! Pozdrawiam gorąco moje Szmaragdowe Słońca <3

Continue Reading

You'll Also Like

23.7K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
61.3K 4.5K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...
62.8K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
2.8M 20.3K 6
„Takich jak my, wszechświat jeszcze nie odkrył." 1 część trylogii "Secret" ~09.12.2020. - 15.06.2021~ Dziękuje za okładkę: @velutinae