[Mass Effect] Szmaragdowe Sny

De Zafirka

5.3K 344 349

Garrus Vakarian zmaga się z bólem po śmierci ukochanej kobiety. Załamany, nie ma pojęcia o tym, że Shepard uk... Mais

Rozdział 1.: Rozpacz
Rozdział 2.: Rozdarcie.
Rozdział 4.: Nadzieja
Rozdział 5.: Gniew
Rozdział 6.: Strach
Rozdział 7.: Bezradność
Rozdział 8.: Obojętność
Rozdział 9.: Desperacja
Rozdział 10.: Finał.

Rozdział 3.: Niepokój

435 34 39
De Zafirka



Zamykam oczy i zastanawiam się, czy nieszczęście naprawdę nas zaskakuje, czy też może w jakiś sposób - w formie niepokoju albo może głębokiego przeczucia - mamy wrażenie, że nadchodzi?

[Emily Giffin]


Pierwszy raz od dłuższego czasu przybyli w cywilizowane miejsce. Po tym wszystkim co przeżyli, potrzebowali odrobiny relaksu. Zdecydowanie na niego zasłużyli.


Omega tętniła życiem, jak zawsze z resztą. Dzika, wolna i niezależna. Siedziba wyrzutków społeczeństwa. Największa dziura galaktyki.


Znał ją. Nie chciał tu wracać, lecz przyzwyczaił się już, że nie miał wpływu na swoje życie. Kilkanaście miesięcy wcześniej turianin przyleciał tu po rzekomej śmierci Shepard, wymierzając sprawiedliwość. Tak jak pokazała mu to komandor.

Garrus zmarszczył nozdrza.

- Co tak śmierdzi? - zapytał. James parsknął.

- Omega, kapitanie - powiedział Vega. Turianin skinął głową. Jak mógł zapomnieć ten specyficzny zapach wszelkiego matactwa?


Wzdrygnął się na dźwięk słowa kapitan. Było to ciężkie do przetrawienia, ale cała załoga przegłosowała jego stanowisko. Nie wzięli pod uwagę faktu, że nie zgłaszał się na ochotnika.

Dostał rangę i musiał się wykazać. Nie zawiedzie ich.

Obrócił się w stronę towarzyszy.

- Załogo, pracowaliśmy długi czas - zaczął, spoglądając na ich twarze - Myślę, że dzisiaj jest dobry czas na odpoczynek. Następne dni będą dosyć ciężkie, musimy zdecydować, jaki będzie następny cel Normandii. Ale teraz czas na zabawę! - zakończył Garrus. Nie umiał przemawiać.


Pokiwali głowami i ruszyli w swoją stronę żwawym krokiem, rozmawiając donośnie. Jedynie Tali'Zorah nie ruszyła się z miejsca. Turianin obrócił się, zaskoczony. Postawił kilka kroków w jej stronę.

- Czekasz na kogoś? - zapytał. Przestąpiła z nogi na nogę.

- Tak właściwie - zaczęła, nerwowo poruszając rękoma. - Pomyślałam, że na pewno i tak nigdzie nie pójdziesz się napić ani nic, więc mogłabym dotrzymać ci towarzystwa - wypaliła, wbijając wzrok w podłogę. Garrus zamarł na chwilę, wpatrując się w nią zszokowany.

- Właściwie to umówiłem się z Jeffem w Zaświatach - bąknął zdezorientowany. Quarianka zdębiała na moment.

- Ach... no tak... - jąkała się - To ja w takim razie pójdę... tam - zawahała się przez moment i wskazała kierunek drżącą dłonią. Ruszyła w tamtą stronę niepewnym krokiem. Garrus patrzył jak odchodzi, lecz jej nie zatrzymał. Niech idzie, mruknął do siebie w myślach. Nie chciał, by zawracała mu głowę. Nie dzisiaj.


Potrzebował tego dnia dla siebie, by wyciągnąć informację z Arii. Wiedział, że to spotkanie będzie ciężkie. Wolał spotkać się ze Żniwiarzem niż z rozwścieczoną Arią. Archanioł zaszedł jej za skórę, a przed posłaniem mu kulki w łeb przez królową Omegi, broniła go tylko Shepard. Jednak nie miał wyjścia.

Ruszył pewnym krokiem w stronę Zaświatów, przyjmując postawę godną turiańskiego żołnierza i kapitana Normandii. Tak jak został do tego wyszkolony. Był gotowy na wszystko.


Już z daleka słyszał dudniącą muzykę dochodzącą z Zaświatów. Omega wydawała się nie tknięta inwazją Żniwiarzy. Po drodze nie raz spotkał żebraków, uchodźców i łachudrów ale w tym świecie bezprawia galaktyki nie był to nadzwyczajny widok. Zwykła, szara codzienność. Minął ich, nie obdarowując nawet krótkim spojrzeniem. Śpieszył się.

Przed drzwiami, jak zawsze, gromadziła się długa kolejka. Każdy pragnął dostać szansę spotkania z przywódczynią Omegi. Przecisnął się przez tłum, taranując ich łokciami i stanął przed znajomym elkorem. Ten podniósł wzrok i przyjrzał się Garrusowi. Trwało to niepokojąco długo, aż w końcu elkor się odezwał.


- Zdumienie. Vakarian, co robisz na Omedze? - zdziwił się mówiąc swoim ciężkim i ospałym głosem.

- Potrzebuję pilnie spotkać się z Arią - rzekł

- Życzliwość. Aria cię oczekuje. Doktor T'Soni poinformowała ją o twoim przybyciu - zawiadomił. Garrus zawahał się na moment, lecz zaraz uniósł głowę nieco wyżej i pomaszerował ku drzwiom. Słyszał za sobą głosy oburzenia oczekujących. Niektórzy wyli ze złości, lecz turianin zignorował dźwięki.


Tuż za drzwiami czekali na niego najemnicy Arii. Spodziewał się tego, lecz nie zareagował. Uniósł ręce ponad głowę i czekał. Jeden z batarian podszedł bliżej i zdjął mu karabin z pleców, drugi zaś cisnął swoją bronią prosto w twarz Garrusa. Rozległ się głuchy plask. Po ostatnich miesiącach, była to dla niego delikatna pieszczota.

- Pochyl się! - zarządził któryś. Posłusznie przykucnął - Powoli opuść dłonie - usłyszał, więc zrobił to. Skuli go, a następnie pociągnęli w stronę bocznego wejścia.

- Żadnych sztuczek, Archaniele - powiedział batarianin, który popychał go do przodu.

Szli długim i wąskim korytarzem. Wiedział, że przechodzą naokoło Zaświatów i wyjdą po ich drugiej stronie. Tuż za nim jeden z batarianów gwizdnął przeciągle.

- Patrz na jego zgrabny, turiański tyłek - rzekł do drugiego. Garrus automatycznie obrócił głowę w ich stronę i syknął przeraźliwie. Wzdrygnęli się.

- Pierdol się - powiedział turianin i spojrzał na pierwszego zabójczym wzrokiem.

W tym momencie został brutalnie wepchnięty do nieznanego mu, jasno oświetlonego pomieszczenia. Powyżej, nad schodami, na długiej czarnej kanapie siedziała Aria. Założyła nogę na nogę i rozłożyła ramiona na oparciu. Spojrzała na niego z wyższością. Usadzili go na krześle, na samym środku pokoju. W całym ogromnym pomieszczeniu dudniła muzyka. Gdzieś w dali dostrzegł tancerki Asari i upitych ludzi, turian, krogan, batarian...


- Archanioł, spodziewałam się, że prędzej czy później wrócisz na Omegę - rzekła stanowczym głosem. Obrócił głowę w jej stronę. - Podziwiam twoją odwagę. Wiedziałeś na pewno, że będziemy na ciebie czekać. Powtórka z rozrywki? Shepard ginie a ty wracasz na Omegę strzelać do moich ludzi? - wyprostowała się i spojrzała mu w oczy władczym wzrokiem.

- Tym razem jestem tu w innym celu - wytłumaczył. Wstała gwałtownie i podeszła bliżej.

- Masz jeden dzień, żeby wsiąść na prom i stąd wylecieć. Wypuszczam cię tylko ze względu na Shepard. Jak nie wylecisz, dostaniesz kulkę w łeb. Nie obchodzi mnie, po co tu przyleciałeś. - zdecydowała stanowczo i obróciła się do niego tyłem.

- Nie mogę. Potrzebuję od ciebie namiarów - nacisnął

- Niczego ci nie dam. I tak dostałeś za dużo - spojrzała na niego przez ramię i skrzyżowała ręce na piersi.

Dotąd nigdy nie widział jej osobiście, lecz wiele o niej słyszał. I wszystkie plotki okazały się być prawdą. Była władcza, stanowcza i trochę przerażająca. Władała Omegą żelazną ręką.

Westchnął cicho, utrzymując kontakt wzrokowy. Nie potrafił zrozumieć, jak Shepard mogła się z nią dogadać, ale był zmuszony postąpić tak samo.


- Potrzebuję jednej informacji i mogę wylecieć nawet zaraz. Chodzi o pewne dziewczynki. - Aria wróciła z powrotem na swoją kanapę.

- Wiele jest dziewczynek w galaktyce. Muszą być naprawdę dobre, skoro dla nich odważyłeś się tu wrócić - parsknęła. Garrus spojrzał na nią z niedowierzaniem. Mimowolnie poruszył żuchwą.

- Chodzi o ludzkie dzieci, T'Loak - warknął. Jeden z najemników, złapał go za grzebień i szarpnął, lecz turianin nie przestawał mówić. - Obiecałem komuś, że sprawdzę czy są bezpieczne. Znasz je. Mają na nazwisko Lane - wysapał starając się nie okazać bólu, jaki batarianin mu zadał.

Aria zamarła na krótką chwilę, by zaraz przywrócić surowy wyraz twarz. Lecz te kilka sekund zdradziło ją na tyle, że był pewien jej powiązania z dzieckiem Shepard.

- Nie znam nikogo takiego. Wyrzućcie go - zarządziła, machając niedbale dłonią. Pochwycili go w ramiona i ciągnęli siłą do wyjścia.

- Ja muszę się dowiedzieć co z nimi. Zrobię wszystko! Cokolwiek zechcesz! - wykrzyczał starając się wyrwać - Asari zeszła po schodach pewnym krokiem i spojrzała na niego lodowatym wzrokiem. Batarianie stanęli w miejscu i obrócili jego głową w stronę Arii. Rzuciła mu pod nogi datapad.

- Skoro jesteś tak zdesperowany, pozbędziesz się nowej przywódczyni Szpon. Nazywa się Juvenia Epinius. Ostatnio zaczyna być naprawdę dokuczliwa. Zrobisz to i możemy zaczynać negocjowanie twoich warunków. - Garrus zamyślił się na chwilę. Musiała być niezwykle chronioną osobą, skoro siły Arii jeszcze się jej nie pozbyły. Jednak na Omedze było zbyt wielu mieszkańców, by samemu znaleźć dwójkę dzieci, jakkolwiek by się nie starał.

- Dobrze, zrobię to - przytaknął.

- Oczywiście, że tak. Przecież ci kazałam. Czas ucieka - odrzekła i skinęła palcem. Batarianie podnieśli go z krzesła, wyrzucili za drzwi a następnie uwolnili ręce. Wcisnęli mu w jedną dłoń datapada w drugą zaś jego karabin i zatrzasnęli drzwi.

Potarł się po obolałym grzebieniu. Ból delikatnie pulsował, lecz starał się o nim nie myśleć. Zawsze mogło być gorzej. Musiał przeczytać dane, które otrzymał.


Przesuwał jednym z pazurów po datapadzie, starając się zapamiętać każdy najmniejszą informację o konkurentce Arii. Jak się dowiedział, Juvenia była młodą turianką, mocno chronioną przez swoich ludzi. Ale w vidach z jej spotkań widział kilka błędów, które popełniali ochroniarze. Kilku sekundowa pusta przestrzeń wokół niej, jaką zostawiali co jakiś czas. Nie będzie to łatwe, ale da się wykonać. Będzie miał jeden strzał, krótki czas do znalezienia idealnego punktu, mało czasu na ewakuację. Jak za dawnych lat.

Powiadomił Liarę, że za szybko nie wróci. Nic więcej nie dodał.



***



Spojrzał w lunetę swojego karabinu. Doświadczenie nakazywało mu zbadać sytuację. Szybko zlokalizował swój cel jak i jego turiańską ochronę. Odkładając na chwilę broń ocenił stan otoczenia w którym się znajdował. Ponownie położył się na krawędzi dachu, wtulając oko w celownik. Jego oddech zwolnił, by w końcu się zatrzymać. Szybko namierzył swoją ofiarę. Pewne palce powędrowały na spust. Krok, dwa, trzy... I jest!


Chwila, w której turianka obraca się przodem do niego, a ochroniarz staje z tyłu. Palce zacisnęły się mocniej na spuście...


I wtedy zobaczył ją. Pojawiła się znikąd, tuż przed jego ofiarą, z tym samym upartym wzrokiem. Wszystko to trwało zaledwie moment, lecz w strzelca wstąpiło zwątpienie. Zupełnie jak wtedy, gdy zakryła swym ciałem jego poprzedni cel, Sidonisa. Tak samo jak wtedy, jego oddech przyśpieszył a palce zaczęły drżeć. W głowie słyszał już tylko jej głos. Prosiła, by postąpił słusznie. Jak to ona. Shepard.


Wycelował ponownie, lecz zdarzenia sprzed chwili odebrały mu pewność. Warknął cicho i cisnął karabinem w bok. Ochroniarze znów się zebrali wokół turianki, lecz Juvenia przystanęła na dłuższą chwilę, sprawdzając coś w datapadzie. Usłyszał za sobą dwa roześmiane głosy. Obrócił lekko głowę, starając się ukryć w cieniu. Dwójka młodych ludzi weszła na dach, by trochę się zabawić. Zmarszczył nos zdenerwowany. Cichym krokiem oddalił się.


Założył karabin na plecy i pognał ku schodom, obmyślając nowy plan. Zatrzymał się w wielkiej sali, znajdującej się na parterze, tam, gdzie przebywał jego cel. Ukrył się za jednym z filarów. Uważnie rozejrzał się wokół siebie. Kilku batarian stało przy filarze naprzeciwko, lecz poza nimi nie dostrzegał żadnych intruzów.


Założył na głowę swój hełm. Wyjął karabin i ułożył w wysokiej donicy, z liściastym chwastem w środku, który całkowicie zasłaniał jego broń. Odbezpieczył snajperkę i spojrzał przez celownik. Wyklinał siebie w duchu za to, że nie załatwił tego, gdy mógł mieć tak czysty strzał.

Nim zdążył wycelować usłyszał huk i przeciągłe echo. Jeden z ochroniarzy padł bezwładnie na podłogę. Nim ktokolwiek zdążył zareagować drugi runął. Turianin prędko chwycił snajperkę, zakładając ją na plecy. Podniósł głowę wyżej i niemal od razu zlokalizował wrogiego snajpera. Pobiegł w kierunku turianki, wyciągając podręczny pistolet. W tym samym czasie ostatni strażnik upadł. Juvenia zaczęła krzyczeć, wycofując się. Jednak szła w złą stronę, całkowicie odsłaniając się napastnikowi. Batarianie uciekali ile sił w nogach. Garrus napiął mięśnie i skoczył do przodu, powalając turiankę. Przeturlał się z nią na bok, chowając przed zasięgiem napastnika.


Dopiero, gdy wstał, oddychając ciężko, zrozumiał, że nie powinien jej pomagać. Znowu. Cel zostałby zlikwidowany, a on mógłby przypisać sobie zasługi. Przeklął głośno i pociągnął turiankę do najbliższego pomieszczenia.

Spojrzał na nią. Juvenia drżała. Dopiero, gdy miał chwilę wytchnienia, dotarło do niego, jak młodą osobę próbował zabić. Chwyciła go za dłoń i spojrzała błagalnym wzrokiem. Jej oczy były w kolorze jasnego brązu. Wyglądała niezwykle żałośnie i Garrus zaczął się zastanawiać, jakim cudem Aria widziała w niej zagrożenie.


- To ktoś od T'Loak - wykrztusiła. - Pomóż mi! Dam Ci wszystko! - poprosiła, uczepiając się jego kołnierza. Zaczął się zastanawiać, czy Aria po prostu nie stawała się zbyt przewrażliwiona na punkcie swoich potencjalnych konkurentek.

Odepchnął ją lekko.

- Nie sądzę, żeby to był ktoś od Arii - rzekł chłodno. Ciekawił go snajper, lecz gonił go czas. Królowa Omegi sama będzie musiała zająć się problemem.

- Od niej! Suka chce mnie zabić dla mojego majątku - prychnęła, rozglądając się nerwowo.

- To nie od Arii - powtórzył zniecierpliwiony, zastanawiając się jak wyjść z tego bagna, w które wdepnął.

- Skąd ta pewność? - Przyjrzała mu się na moment, lecz mogła dostrzec tylko swoje odbicie w hełmie. Gdy obróciła głowę w bok, ukradkiem wyjął broń i przystawił do jej czoła.

- Bo to ja jestem od Arii - powiedział groźnie. Widział jak przełknęła ślinę a jej gałki oczne drgały nerwowo.

- Czego chcesz? Zawsze zapłacę ci więcej niż T'Loak - spytała dość oschle, lecz łzy spływające po jej twarzy zdradzały jej strach. Garrus westchnął.

- Masz zniknąć z Omegi i nigdy więcej się tu nie pojawić. Wtedy daruję ci życie - zaoferował.

- Szpony potrzebują moich wpływów. I tak nie strzelisz, gdybyś chciał, już dawno byś to zrobił. - Garrus na moment zdębiał.

Juvenia zdecydowanie za mało czasu spędziła na ulicach Omegi i nie miała pojęcia o instynkcie samozachowawczym. Przycisnął broń do jej głowy.

- Nie będziesz moją pierwszą ofiarą - syknął - ani dziesiątą, nawet nie setną. Jednak daję ci wybór. Szpony albo życie - nacisnął.

- Chcę żyć - powiedziała błagalnie. - Kiedy mam wylecieć?

- W tym momencie. Póki nie zmieniłem zdania - warknął. Obróciła do niego głowę i posłała mu delikatny turiański uśmiech.

- Mimo tego, że chciałeś mnie zabić, jestem wdzięczna za pomoc tam - rzekła. Przewrócił oczami.

- Na najbliższy statek. Już! - podniósł głos i ruszył za nią, pilnując, by bezpiecznie dotarła do hangarów.



***



Aria założyła nogę na nogę i oparła się wygodnie na kanapie.

- Gdzie ukryłeś ciało? - zapytała, gdy tylko wszedł.

- Nie zabiłem jej, wysłałem ją pierwszym lepszym statkiem - odrzekł. Spojrzała na niego jadowitym wzrokiem.

- Jak to? -wypaliła wściekła.

- Kazałaś mi się jej pozbyć, więc się pozbyłem. Dotrzymałem umowy, chcę dane - zarządził. Przechodząc kilka kroków w bok. Tym razem nikt nie zabrał mu broni ani nie skrępował rąk.

- Każdy kapitan Normandii jest na tyle upośledzony, że nie potrafi wystrzelić kulki w łeb? - syknęła. Zdziwił się. Dowiedziała się o jego tymczasowym stanowisku. Tylko skąd? - Co chcesz zrobić z tą informacją o siostrach Lane? - zapytała po chwili milczenia.

- Muszę zobaczyć na własne oczy czy żyją i czy są bezpieczne - odrzekł całkowicie szczerze. Jeszcze nikt z załogi, prócz Liary, nie znał sekretu Shepard. Wbił wzrok w ciemną i błyszczącą podłogę.

Jej batariański sługa podszedł do niego z datapadem.

- Vakarian, masz tu dane. Zrób im coś a obiecuję... - przerwała. Nie musiała kończyć. Wiedział, czym to groziło. - Masz dwa dni na wylot z Omegi - zakończyła i zmrużyła oczy, spoglądając w przestrzeń.



***



Garrus stał przed drzwiami jednego z apartamentów. Sprawdził w omnikluczu, czy aby na pewno trafił pod dobry adres.

Bez osłonki czuł się dziwnie goły. Nigdy się z nią nie rozstawał. Do dzisiaj. Liara radziła, by zostawił ją na Normandii, gdyż w niej jest zbyt rozpoznawalny. To samo tyczyło się karabinu, ponieważ wydaje się być przerażający.

Odetchnął głęboko i podszedł krok bliżej. Zamarł przez krótką chwilę, spoglądając tępo w drzwi. Wodził wzrokiem po ich każdym żłobieniu, a serce biło coraz szybciej.

- Kurwa - mruknął pod nosem. Dlaczego się tak przejmował? To tylko dzieciaki. Podniósł rękę i zatrzymał się w połowie drogi.

Czuł dziwny paraliż w całym ciele. Nie podobało mu się, że tak zmiękł ostatnimi czasy. Czujnie rozejrzał się na boki, a następnie zadudnił w drzwi. Zdecydowanie za mocno. Przeklął siebie w duchu. Nie było już odwrotu.

Chwilę później, po drugiej stronie drzwi usłyszał ciche kroki. Mignięcie w wizjerze i rozsuwanie zamków...







Dziękuję bardzo za przeczytanie! Jesteście najlepsi!

Przy okazji zapraszam wszystkich na facebookową grupę Shakarian - Polska.

Miłego wieczoru!

Continue lendo

Você também vai gostar

862K 24K 41
Nazywam się Amanda. Mam 19 lat, mieszkałam w Newcastle, jednak z niewiadomych mi powodów, przeprowadziłam się razem z moim bratem do Luton. Nie wie...
69.2K 2.9K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
1.3M 13.1K 5
„Bo to my byliśmy gotowi na wszechświat, lecz to wszechświat nie był gotów na nas." 2 część trylogii „Secret" ~17.08.2021r. - 14.02.2024r.~ Dziękuje...
24.3K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...