TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.
Od mojego „incydentu" na szkolnym boisku minęło siedem dni. Siedem długich dni, w których to dzień w dzień dostawałam niezliczoną ilość smsów i połączeń od Matt'a z zapytaniem, czy aby napewno wszystko ze mną w porządku i czy nie trzeba jednak jechać do szpitala na prześwietlenie. Nie czułam takiej potrzeby, ponieważ oprócz małego guza na czole nie odczuwałam skutków mojego zderzenia z piłką. Dlatego po wielu zapewnieniach, że naprawdę nie umieram i gorszy ból w życiu przeżyłam chłopak odpuścił. Nadal jednak był w pewien sposób przewrażliwiony, odnosząc się do mnie z ostrożnością jakbym była conajmniej porcelanową laleczką.
Upiłam łyk swojego pomarańczowego soku, siedząc na szkolnej stołówce otoczona Jo i Matt'em, którzy pochłonięci byli właśnie wyrażaniem swoich opinii o sadze Zmierzchu. Hipokryzja. W pewnym momencie mój wzrok trafił na wysokiego chłopaka wchodzącego do stołówki z torbą zawieszoną na ramieniu prawej ręki. Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu, po chwili dosiadając się do grupki jakiś chłopaków.
- Kim jest ten nowy chłopak Jo? - zwróciłam się do mojej przyjaciółki przerywając jej rozmowę z Matt'em, bo szczerze mówiąc miałam już dość tych cholernych wywodów na temat tego czy Edward jest dużo seksowniejszy od Jackob'a. Tak wiem, jestem okropna.
- Emmm... - chwilę zajęło jej wyłapanie o kogo mi chodzi, aż wreszcie na jej twarz wpłynęło zrozumienie i podekscytowanie w jednym. - To Jake Wibe. Jakiś koszykarz z New Jersey, ale podobno świetnie gra też w piłkę nożną.
- Jake Wibe - powtórzyłam cicho zamyślając się na chwilę. - Nawet niczego sobie.
- Niczego sobie?! - prawie wrzasnęła zwracając przy tym uwagę kilku uczniów siedzących obok Nas. - To mega ciacho. Ale niestety ma laskę i jak Ci powiem jaką, to chyba zemdlejesz.
- Zaskocz mnie. - prychnęłam.
- Milly Fox - odparła z wyczuwalną odrazą, przenosząc swój wzrok z chłopaka na mnie.
No tak. Pierwszy chłopak, którego jeszcze nie znienawidziłam, spotyka się z najgorszą laską w liceum. Moje życie ssie.
Milly to typowa "blondyneczka''. Zielone oczy, włosy do pasa i 3kg tapety na mordzie. Zero naturalności. Typowa Candy Girl. Co drugi chłopak w szkole to jej były. Ciągle ma nowego, i każdego z nich traktuje jak swojego służącego. Choć to akurat dość sprytne.
Spojrzałam za siebie. Dwa stoliki za mną siedział Jake. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął, na co uniosłam jedną brew, bo nie oszukujmy się to nie był dla mnie codzienny widok. Chwilę później na horyzoncie zauważyłam Molly, która zmierzała w jego kierunku z uśmiechem na ustach. Usiadła mu na kolanach, przytulając się do niego choć moim zdaniem, możnaby to spokojnie nazwać aktem porno, po czym zarzuciła swoimi blond doczepami i zachichotała typowym „rozpuszczonym" śmiechem. Przewróciłam oczami rozdrażniona sceną, która właśnie miała miejsce.
Reszta część dnia minęła mi zaskakująco szybko. Zaliczyłam sprawdzian z Historii, co było nie lada wyzwaniem bo szczerze nienawidziłam tego przedmiotu całą sobą. Miałam dobry humor, więc wracając ze szkoły wstąpiłam do kawiarenki nieopodal mojego domu, w której sprzedawali lody z gałki.
- Dzień dobry. Poproszę 2 gałki miętowych. - powiedziałam do Pani stojącej za ladą.
- Cztery złote. - odparła ciepło. Dałam jej pieniądze i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Niestety los miał dla mnie inny plan. W ostatniej chwili mocniej ściągnęłam lody w mojej dłoni, odsuwając ją od torsu chłopaka znajdującego się przede mną. Na całe szczęście nie ubrudzilam jego koszulki, a mój deser był cały.
- Przepraszam, nie zauważyłam Cię. - podniosłam wzrok, zamierając. Przede mną stał ten sam chłopak ze stołówki. Chłopak, który jest koszykarzem i dobrze gra w piłkę nożną. Chłopak, który się do mnie uśmiechnął. Chłopak, który spotyka się z Molly PieprzMnie Fox.
- Też lubię ten smak lodów. - uśmiechnął się Jake. - Choć coraz częściej spotykam się z opinia znajomych, że są po prostu okropne.
- Cóż. Wygląda na to, że twoi znajomi nie mają za grosz gustu. - podniosłam kącik ust, nie siląc się na nic więcej.
- Cóż, pewnie masz rację. Ale nie powiem im tego. - zaśmiał się. - Jestem Jake.
- Mia. - odwzajemniam uśmiech, zakładając przy tym włosy za ucho.
- Więc Mia... może Cię odprowadzę? Robi się ciemno, a w tej okolicy trochę strach wracać do domu samemu. - podrapał się po głowie.
- Nie jestem małą dziewczynką. Umiem się obronić. - podniosłam jedną brew.
- Nie wątpię. Ale będzie mi lepiej z myślą, że nic Ci się nie stało. Wiesz, nie chciałbym mieć Cię na sumieniu. - puścił mi oczko.
- Och, z pewnością. Uwierz, nawiedzałabym Cię każdej nocy w koszmarach. - zironizowałam, ale pozwoliłam mu się odprowadzić.
Droga mijała nam w przyjemnej atmosferze. Jake opowiedział mi trochę o sobie, swoich planach i tym skąd pochodził. Przeprowadził się tu żeby zacząć od nowa i zdobyć większe kwalifikacje niż w swojej jak to nazwał „zabitej deskami wiosce". Pomimo jego dość specyficznego poczucia humoru, okazał się być całkiem w porządku gościem.
- Więc... Mia. - zaczął tym swoim popisowym akcentem. - Spotykasz się z kimś? Czy nie znalazł się jeszcze nikt odważny?
- Hej, przecież nie jestem taka zła. - wytknęłam w jego stronę język. - Nie spotykam się z nikim. Nie chce tracić czasu na bezsensowne znajomości.
- Nie każda znajomość musi okazać się bezsensowna. - odpowiedział patrząc przed siebie.
- Cóż, w moim przypadku oprócz Jo i Matt'a, każda kończyła się dokładnie w ten sam sposób. Niedopasowanie charakterów. - wzruszyłam ramionami, chowając dłonie do kieszeni bluzy, ponieważ zrobiło mi się zimno.
- Hmm... widocznie nie masz szczęścia do poznawania osób. - uśmiechnął się. - niektóre znajomosci mogą okazać się naprawdę... interesujące.
- Tak jak twoja znajomość z Molly? - zapytałam z cwanym uśmiechem.
- Rany... czy wszyscy już o tym wiedzą? - przewrócił oczami wyraźnie rozdrażniony, co nie umknęło mojej uwadze.
- Nie rozumiem. Przecież jesteście parą, więc to chyba normalne. A w naszej szkole plotki rozchodzą się dość szybko. - powiedziałam spokojnym głosem, choć nie wyczuwałam tego spokoju u mojego rozmówcy.
- Kto powiedział Ci, że jesteśmy razem? - powiedział nieco ostrzej, niż chyba zamierzał bo po chwili jego zmarszczone brwi ściągnęły się, a twarz rozluźniła. - Przepraszam. Po prostu.... Nie lubię jak ktoś wtrąca się w coś o czym nie ma zielonego pojęcia.
- Jasne, rozumiem. Nie musisz mi opowiadać. - uśmiechnęłam się delikatnie, choć w tamtej chwili uśmiech ten był po prostu wymuszony. Nie rozumiałam jego podejścia do całej sytuacji. Skoro nie chciał się z nią spotykać, mógł to po prostu zakończyć i nie pchać się w jakiś pseudo związek na pokaz. Ale to nie było moją sprawą. Mógł robić co tylko chciał.
- Dzięki za zrozumienie. - odparł po dłuższej chwili milczenia.
Po krótkiej chwili dotarliśmy pod mój dom. Dość dużych rozmiarów budynek w odcieniu bieli, podświetlony był ledami i lampkami ogrodowymi w tym samym kolorze. Przed domem znajdował się jasny płot, za którym posadzone były rożnego rodzaju rośliny i drzewka ozdobne. Pomysł mojej mamy, nie pytajcie.
- Cóż. Dotarliśmy na miejsce. Tu mieszkam. - odwróciłam się w jego stronę. - Dzięki za odprowadzenie.
- Nie ma o czym mówić. - uśmiechnął się. Już się odwróciłam z zamiarem odejścia, kiedy chłopak w szybkim tempie pokonał dzielącą Nas odległość i zbliżył swoje usta do moich, zamykając je w ciężkim pocałunku.
Na początku moja głowa nie zarejestrowała co się dzieje. Mój oddech był nierówny, oczy miałam zamkniete. Lekki powiem wiatru muskał moje odkryte dłonie i dopiero kiedy poczułam ten chłód zdałam sobie sprawę z tego, co się właśnie dzieje. Niczym wybudzona z transu natychmiast się odsunęłam, wycierając wierzchem dłoni usta.
- Co Ty wyprawiasz?! - niemalże wrzasnęłam. - Odwaliło Ci?
- Ja... przepraszam. Po prostu. Miałem ciężki dzień i myślałem, że może to mi go trochę poprawi. - podrapał się nerwowo po karku.
- Nie będę twoim poprawiaczem nastroju Jake. Nigdy więcej tego nie rób. - odparłam szorstko.
- Jasne. Przepraszam jeszcze raz Mia...
- Dobranoc Jake. - nie dałam mu dokończyć odwracając się i wchodząc w głąb domu. Gdy zamknęłam drzwi, oparłam się plecami o ich framugę ciężko wzdychając.
Co za popieprzony dzień.
Dziękuję za tyle porad i miłych słów:) naprawdę cieszy mnie to ze tu jesteście i mi pomagacie:)