75

1.2K 53 4
                                    

Cztery dni. Minęły pieprzone cztery dni od mojej rozmowy z Mike'iem. Od tamtego czasu nie zamieniliśmy ani słowa. Ja wstawałam w nocy do Leona, on zaś kąpał go wieczorem Sam. W domu się mijaliśmy. Często wychodził do pracy i brał nadgodziny. Myślę, że wolał wybrać taką opcję, niż siedzenie w domu ze mną.

Z jednej strony jestem na niego zła. Ba, jestem totalnie wściekła. No bo jak może coś takiego robić? Nie mieszkamy już sami, mamy dziecko czyli istotę, która powinna Nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyć. A tymczasem my oddalamy się coraz bardziej. Jednakże nie ma co mieszać w to naszego Synka. To nie jego wina, że jego rodzice nie potrafią się dogadać.

Z drugiej zaś strony bardzo się martwię. W końcu bądź co bądź to mój Mąż, a przesiadywanie całymi dniami w pracy od świtu do zmierzchu nie wyjdzie mu dobrze na zdrowie. Mam ogromne wyrzuty sumienia, ale niestety. Jestem z tych upartych osób. Nie przeproszę go pierwsza, nie ma takiej opcji. Pozatym za co ja mam tak właściwie przepraszać? Przecież gdyby ta cała Melanie nie zaczęła poruszać tego tematu w Kuchni, nic by się nie stało.

Jak może znów stawać po jej stronie? Myślałam, że ten rozdział mamy już dawno za sobą. Jednak jak widać, historia lubi się powtarzać. A ja mam wrażenie, że nigdy się od niej nie uwolnię.

Kładę właśnie na stół ciastka i herbatę dla Jo. Odwiedziła mnie dziś, bo jak twierdzi „była na mieście i pomyślała, że wpadnie. A ja wyglądam na taką, która potrzebuje towarzystwa".

- Jak się czujesz? - zapytała patrząc na mnie.

- Bywało lepiej. - upijam łyk swojej herbaty.

- Nadal jesteście pokłóceni?

- Taaaa.. i mam wrażenie, że jeszcze przez długi czas będziemy się tak mijać we własnym domu - pocieram dłonie o kubek z gorącą cieczą.

- Nie rozumiem chłopa totalnie. Przecież doskonale wie, jak zazdrosna o nią jesteś. Mało przeżyliście przez tą żmiję? O mało co nie rozeszliście się na amen. Powinien to docenić do cholery! - żwawo gestykuluje rękoma, jakby na potwierdzenie swoich słów.

- Nie wiem co teraz z nami będzie. Ale jednego jestem pewna. Zrobię wszystko, żeby mój Syn czuł się kochany i bezpieczny. - mowie stanowczo.

- Rozumiem i popieram to. - łapie mnie za rękę. - Ale nie zapominaj o tym, że to jest Wasz Syn i potrzebuje obojga rodziców.

- Masz rację, Jo. - wzdycham ciężko.

- Wiem... cz-często się t-to zdarza.. - zakrywa usta dłonią - wybacz na momencik. Odchodzi od stołu i biegiem rusza do łazienki.

Biedulka... myślę sobie. Ta ciąża daje jej się we znaki. Nagle skuszę otwieranie się drzwi wejściowych. Domyślam się, że to nikt inny jak Mike. Ściąga buty i udaje się do Kuchni nawet nie zaglądając do salonu.

- Miło, że chociaż informujesz o tym, że jesteś. - prycham pod nosem.

- Mam Ci się zacząć tłumaczyć? - wchodzi do salonu i patrzy wprost na mnie.

- Nie oczekuję tego. Ale wypadałoby żebyś chociaż pisał, żebym się nie martwiła. Kiedyś non stop tak robiłeś. - marszczę brwi ze złości.

- A więc teraz się o mnie martwisz, tak? - prycha. - poradzę sobie, jestem dorosłym facetem.

- Tu bym polemizowała. - upijam łyk herbaty.

- Nie skomentuje tego. - odwraca się z zamiarem wyjścia. - a właśnie. Dzisiaj moja mama chce przyjechać po Leosia. Dzwoniła, czy może go wziąć na noc żebyśmy sobie odpoczęli. Ja będę raczej oglądał mecz z chłopakami. Mam Ci się pytać o pozwolenie?

Only MineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz