*Louis's pov*
- Nie prawda! Wcale nie jestem uroczy - oburzył się Harry, kiedy powiedziałem mu jaki jest słodki - Ja jestem po prostu seksowny - posłał mi promienny uśmiech. I choćby starał się jak może to i tak zawsze będzie uroczy. Seksowny swoją drogą, ale przede wszystkim uroczy.
- Harreh, nie oszukujmy się - zmierzwiłem jego nastroszone loki.
Od ponad godziny siedziałem w szpitalu, odwiedzając mojego chłopaka.
Chłopaka.
Jak cudownie to brzmi.
- Śmiesz twierdzić, że nie jestem wystarczająco męski? - podniósł się na szpitalnym łóżku, popychając mnie do tyłu tak, że wylądowałem plecami na tym cholernie niewygodnym łóżku.
- Miałeś odpoczywać - przypomniałem mu.
- Blah, blah, blah - wzruszył ramionami - Nie udawaj, że ci się to nie podoba, Tomlinson.
- Co? - obserwowałem jak Harry gramoli się na moje kolana, aż w końcu usadowił się wygodnie na moich biodrach.
- To - z cwaniackim uśmiechem na twarzy, zsunął swoją dłoń na wybrzuszenie w moich spodniach.
Z moich ust wyleciało ciche westchnienie zadowolenia.
- Harry, jesteśmy w szpitalu - przypomniałem.
- Taaak? - poruszył zabawnie brwiami, wodząc dłonią po moim torsie, wsuwając rękę pod moją koszulkę.
- Lekarz może tu wejść - zauważyłem rozsądnie.
- Nie będziemy się pieprzyć, kochanie - Styles zachowywał się jakby był naćpany, albo po prostu niewyżyty.
- Pierdole - delikatnie zmieniłem naszą pozycję tak, że tym razem to Harry leżał pode mną.
- Ty mały... - zaczął, ale przerwałem mu, całując go mocno w usta. Dłonie Harry'ego wędrują po moim ciele tak jak moje po jego. Wiedziałem, że jesteśmy w szpitalu i nie możemy robić nic więcej niż całowanie i miałem zamiar tego dopilnować.
Bądźmy szczerzy.
Seks w szpitalu?
Trzy razy nie, dziękuję.
Przeniosłem usta na jego szyję, zostawiając tam mokre pocałunki. Harry wił się pode mną, zadowolony z tego co robiłem.
Do chwili, kiedy ktoś wpadł do sali jak poparzony. Nie musiałem być geniuszem żeby wiedzieć, że to Niall Horan we własnej osobie.
- Musicie to robić nawet w szpitalu? - spytał, prawie krzycząc.
Niezadowolony wstałem i usiadłem na krześle, a Harry z leniwym uśmiechem na twarzy nie ruszał się z miejsca.
- Miło, że... - zanim zdążył cokolwiek powiedzieć coś więcej do sali wpadła Madison.
- Mads - Hazz ucieszył się na widok przyjaciółki.
Kiedy dziewczyna rzuciła się, aby wyściskać przyjaciela, zadzwonił mój telefon.
Zayn.
No tego się nie spodziewałem.
- Boo, wszystko okej? - spytał Harry.
- Tak, zaraz wrócę - oznajmiłem, wychodząc na korytarz.
W ostatniej chwili zdążyłem odebrać połączenie.
- Halo?
- Cześć, Louis - głos Zayna był niepewny.
- Dzwonisz w jakimś konkretnym celu? - spytałem. Nie miałem z nim kontaktu od kiedy wtargnął do mieszkania Harry'ego, chcąc mnie stamtąd wyciągnąć. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, bo wszystko co robił wskazywało na to, że był po stronie Claudii.
- Słuchaj, chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział - Moglibyśmy się teraz spotkać?
- Nie wiem czy to dobry pomysł - odpowiedziałem sceptycznie.
- Proszę... To naprawdę ważne. Chodzi o Dianę i też o ciebie i no... Harry'ego.
Diana; jeśli chodziło o moją córkę, to sprawą oczywistą było, że powinienem wysłuchać tego co Zayn ma mi do powiedzenia.
- Okej - przytaknąłem - Starbucks w Tooting?
- Tooting? Co ty tam robisz? - zdziwił się, a w tle słyszałem, że zbiera się do wyjścia.
- Mniejsza z tym... Pasuje ci to miejsce? - zaczynałem się denerwować.
- Tak, tak, jasne. Za pół godziny będę - powiedział, rozłączając się.
Wróciłem do sali Harry'ego, gdzie Madison obsesyjnie wypytywała mojego chłopaka o jego stan zdrowia.
- Harry, muszę wyjść na jakieś dwie godziny - powiedziałem, biorąc do ręki swoją bluzę.
- Gdzie idziesz? - zadziwił się, widząc moje nerwowe zachowanie.
- Niedługo wrócę - nie chciałem mu wszystkiego mówić, zanim dowiem się czego chce ode mnie Zayn.
- No dobra - wzruszył ramionami, ale widziałem, że nie do końca pasowało mu moje tajemnicze wyjście.
- Niedługo wrócę - pocałowałem go delikatnie w usta, ale Harry oczywiście przedłużył pocałunek.
- Zajmiemy się nim, kiedy cię nie będzie - zaśmiała się Madison, na widok naszego pożegnania.
- Mhm - oderwałem się od loczka i wyszedłem na zewnątrz.
Szedłem drogą do Starbucksa zastanawiając się o czym takim ważnym chce porozmawiać ze mną Malik.
Jeśli chodzi o Dianę, to miałem obowiązek go wysłuchać. Nie widziałem mojej córki od dłuższego czasu i było to dość frustrujące. Claudia specjalnie odsuwała ją ode mnie, robiąc mi na złość.
Po piętnastu minutach doszedłem na miejsce, w chwili, kiedy na dworze zaczynało już padać, a Malika jeszcze nie było.
Zamówiłem moje ulubione Frapuccino i białą kawę dla Zayna. Podałem imiona, które kelnerka zapisywała na kubkach i usiadłem na miejscu przy oknie.
Czekałem niecałe pięć minut, kiedy mulat pojawił się na miejscu.
Jego włosy były wilgotne od deszczu, co z lekka popsuło jego codzienną fryzurę. Ubrany był w czarne, jeansowe spodnie z dziurami na kolanach, biały T-Shirt z nadrukiem jakiegoś zespołu, a na ramiona narzuconą miał czarną, skórzaną kurtkę.
- Cześć - przywitał się, siadając naprzeciw mnie, kiedy wywołano nasze imiona po odbiór zamówienia.
Skinąłem tylko głową w stronę Malika i odebrałem dwa kubki z ciepłymi napojami.
- Dzięki - powiedział Malik, upijając łyka swojej kawy.
- Chciałem z tobą porozmawiać o tym co się ostatnio działo... Muszę wyjaśnić ci parę kwestii i... - nerwowo odgarnął włosy do tyłu.
- Diana - przypomniałem - Najpierw ona.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć... - posłał mi dziwne spojrzenie i już widziałem czego mogę się spodziewać.
- Powiedz to - zamknąłem oczy, mając nadzieję, że to jednak nie to o czym myślałem.
- Diana nie jest twoją córką, Louis - oznajmił łamiącym się głosem.
Poczułem jak moje serce rozpada się na milion drobnych kawałeczków.
Ta mała dziewczyna, Diana Tomlinson, łączyło mnie z nią nie tylko nazwisko, ale także te dwa i pół roku odkąd się urodziła. Traktowałem ją jak swoje oczko w głowie, mój malutki promyczek. Teraz miałbym ją tak po prostu stracić, od tak?
- Skąd wiesz?
Nie pytałem go czy jest tego pewny, bo w głębi serca spodziewałem się tego, ale nie dopuszczałem takiej myśli do siebie.
- Claudia wykrzyczała mi to dzisiaj, kiedy była zła - odparł współczująco.
- Kto w takim razie? - spojrzałem na niego - Ty?
- Nigdy z nią nie spałem, więc to niemożliwe. Nie wiem kto, ale jest pewna, że to nie ty - westchnął.
- Kurwa - zakląłem.
- Louis, ja naprawdę nie mam nic wspólnego z tym pobiciem Harry'ego - zaczął się tłumaczyć.
- Wiem, już to wyjaśniliśmy i to Nick i Claudia za tym stoją.
- Nick? - zdziwił się.
- Tak, ta pierdolona suka... Ugh, przecież i tak z nią trzymasz - wzruszyłem ramionami.
- Lou, ona mnie szantażowała... Wpadłem w nieźle bagno jakiś czas temu; zadarłem z niewłaściwymi osobami i byłem im winny sporo kasy. Claudia dowiedziała się o tym i zaczęła mnie szantażować, że jeśli nie zrobię kilku rzeczy tak jak ona chce, to powie o wszystkim policji i wtedy miałbym przerąbane.
- Jakie bagno? - przestraszyłem się.
W co on się wpakował?
- Zadarłem z niewłaściwymi ludźmi i tyle... Nie ma co roztrząsać całej sprawy - wiedziałem, że nie do końca tak było.
- Oddałeś im pieniądze? - spytałem.
- Część.
- Ile jeszcze?
- To nieistotne...
- Ile? - powtórzyłem pytanie.
- Trzydzieści tysięcy.
Prawie oplułem się swoim Frapuccino.
30 tysięcy to nie byle jaka kwota do cholery.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Pomógłbym ci, Zayn - oczywiście, że bym mu pomógł. On kiedyś uratował mi dupę, bo gdyby nie on, to wylądowałbym na ulicy bez niczego.
-Wiem, Louis. Przepraszam, ale nie chciałem jeszcze ciebie w to wplątywać. Jesteś teraz szczęśliwy z Harry'm, a ja przyczyniłem się do tego, że niszczyłme to co cie uszczęśliwia, przepraszam - widać było, że boli go to co się stało i nie jest w stanie sam sobie z tym poradzić - Jesteś moim jedynym prawdziwym przyjacielem i nie mogę ciebie stracić. Pomogę ci z Claudią, przeproszę Harry'ego, wszystko tylko wybacz mi...
- Jaki Claudia miala interes w wyciąganiu tej całej kasy ode mnie? Przecież jej rodzice są....
- Firma jej tatusia upada - mruknął z przekąsem - I to był właściwie pomysł jej rodziców żeby wrobić cię w to ojcostwo i tak dalej.
- Kurwa - chwyciłem się za włosy - Przecież Diana... Nie jest moją córka, ale... Nie, nie, nie....
- Spokojnie, Lou - klepnął mnie przyjacielsko w ramię - Ona nie jest żadną matka dla tego dziecka, a ojciec na pewno nie jest lepszy, a wiem, że nie zostawisz Diany po tych dwóch latach z nią.
- Kocham ją... ona jest moja córką, tu - położyłem dłoń na piersi - w sercu.
I będę walczyć o nią, nawet jeśli nie jestem jej biologicznym ojcem do cholery.
A/N: Przedostatni rozdział dedykuję bittermind_ . Dziękuję za wszystkie komentarze i całą motywację do dalszego pisania.
All the love, A.