🔥twenty- three

4.2K 335 288
                                    

Louis

- Ty pierdolony skurwysynie - nabuzowany emocjami, rzuciłem się na Nicka.

Miałem powód, kurwa.

Nikt, powtarzam, nikt, nie ma prawa dotykać mojego Harry'ego, ani go uderzyć.

- Louis! - Sean krzyknął za mną, kiedy zadałem pierwszy cios w jego twarz. Trafiłem celnie w nos, który najprawdopodobniej złamałem.

Cóż, bardzo dobrze, bo zdecydowanie na to zasłużył.

Zranił mojego loczka kilkukrotnie. Pierwszy raz, kiedy uderzył go trzy lata temu; już wtedy go znienawidziłem, a teraz kiedy dowiedziałem się, że to przez niego go napadnięto i w dodatku na moich oczach popchnął Harry'ego, to przekroczył każdą możliwą granicę.

- Zapłacisz mi za to co mu zrobiłeś.

Zacząłem okładać go pięściami, nie zważając na krzyki i Seana, który próbował mnie odciągnąć dlatego, że  w tamtym momencie nikt nie był w stanie mnie powstrzymać.

- Louis, zabijesz go - darł się za mną.

Nie zwracałem na to uwagi; niektóre ciosy był w stanie zablokować, ale większość i tak trafiała w jego twarz, bądź inną część ciała.

- Louis, Harry... Musimy mu pomóc - i to mnie powstrzymało.  Momentalnie zaprzestałem bicia Grimshawa, i jak najszybciej podbiegłem do Harry'ego, który odzyskał świadomość, ale nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje.

- Umyj ręce - zaproponował Sean, a kiedy przeniosłem wzrok na moje dłonie zobaczyłem, że są brudne od krwi tego idioty.

- Zadzwoń na pogotowie - powiedziałem, idąc do łazienki. Umyłem dłonie i uklęknąłem przy zielonookim, a Jones zajął się Grimshawem. Nick ledwo szedł, ale Seanowi nie przeszkadzało to w tym, aby wyrzucić go za drzwi bez żadnych skrupułów. W czasie oczekiwania na pogotowie, cały czas próbowałem utrzymać Stylesa w stanie przytomności.

- Harry, patrz na mnie - starałem się żeby mój głos był opanowany i spokojny, ale nie było to łatwe.
Jego twarz była blada, a oczy co chwilę się zamykały, więc razem z Seanem przywracaliśmy go do świadomości, mówiąc do niego i potrząsajac lekko jego ramieniem.

Po trzydziestu minutach przyjechała karetka. Byłem już cholernie zdenerwowany, bo ta pieprzona służba zdrowia powinna o wiele szybciej zjawić się na miejscu. Przecież przez te pół godziny mogło stać się coś o wiele gorszego.

Starałem się jak mogłem, aby nie naskoczyć na żadnego z tych facetów, którzy przyjechali.

- Musimy zabrać go do szpitala - oznajmił jeden z ratowników, podczas, gdy drugi z nich szykował nosze.

- Mogę jechać z wami? - spytałem, siląc się na grzeczny ton.

- Może jechać pan za karetką - odpowiedział ten, który przygotowywał nosze.

- Jasne - warknąłem - Jedziesz ze mną? - zwróciłem się do Seana, który pomagał ratownikom przenieść loczka na nosze.

- Jasne - odparł.

Poszedłem do pokoju Harry'ego, aby wziąć jego telefon i dokumenty, a następnie zaraz za ratownikami wyszliśmy z mieszkania.

Nie mogłem opanować emocji. Obraz upadającego na ziemię Harry'ego cały czas trwał w mojej głowie. Myśl, że teraz cierpi łamała mi serce i doprowadzało do szału.

- Może ja poprowadzę? - zaproponował Sean, kiedy drżącymi rękoma próbowałem otworzyć drzwi od auta.

- Do jakiego szpitala go zabierają? - spytałem, dając mu kluczyki.

Just fine // larry stylinson part 2✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz