LOST (ZAKOŃCZONE)

By uciekinnierka

192K 5.1K 988

Jenny ma 18 lat. Żyje spokojnie, wśród najbliższych, przygotowując się do egzaminów. Jednak los ma wobec niej... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog
Kilka słów ode mnie
Druga część "LOST"

Rozdział 37

2.7K 66 5
By uciekinnierka

Siedziałam na szkolnym dziedzińcu, nerwowo bawiąc się widelcem w swoim jedzeniu. Ashley miała rozchylone w zdziwieniu usta, a James pomimo starań, nie potrafił zatuszować zaskoczenia.

Ciężko było mi opowiadać im, o ostatnich wydarzeniach. Każde słowo paliło mój przełyk, jakbym co najmniej zdzierała gardło krzycząc. A przecież niemal, że szeptałam.

Sama historia dotycząca mojego brata i jego walki z Harry'm wprawiła ich w całkowite osłupienie. Opowieść o John'u i o tym, czego dowiedziałam się na temat Wilson'a jedynie dolała oliwy do ognia. Była idealnym zakończeniem mojego zniszczenia.

Przepłakałam pół nocy, czując się, jak wrak człowieka. Nie wiedziałam, co bolało mnie bardziej. Czyje kłamstwa zraniły doszczętnie moją duszę - Harry'ego czy William'a? Czy moje samopoczucie nie było jedynie wynikiem bezradności, której nie potrafiłam się pozbyć?

- Nie wierzę - powiedziała Ashley, kręcąc głową.

Skomentowała słowa John'a i jego bolące wyznanie. Nadal nie radziłam sobie z wyrzuceniem z głowy tych słów. Pojawiały się we mnie, jak wielki napis bilbordowy. On po prostu mnie wykorzystał.

- Mówiłem ci, że to się tak skończy - odparł pewnie John.

Uniosłam głowę, lepiej przyglądając się jego twarzy. Siedział na przeciwko mnie, opierając brodę na dłoni. Jego idealnie zaczesane do tyłu blond włosy, błyszczały w promieniach słońca.

- Morris! - krzyknęła Ash - To naprawdę nieodpowiedni moment! - skarciła go.

Coś mnie zabolało w środku. Nie miałam siły dużej słuchać słów, które rozrywały moje serce. Blondwłosa mierzyła James'a złowrogim spojrzeniem, z widoczną chęcią mordu.

- A kiedy jest odpowiedni? - uniósł ręce w obronnym geście - Mamy się nad nią użalać? Może wmawiać jej, że to zwykła pomyłka? Ocknij się Ash! Harry to dupek i każde z nas od początku o tym wiedziało!

Czułam, jak gula w moim gardle powoli zaczyna rosnąć. Mimo iż byłam tuż obok nich, miałam wrażenie, że znajduję się za wielką szybą. Wiedziałam, że James miał rację. Od początku wiedzieliśmy, że Wilson nie jest czułym i troskliwym chłopakiem, który chce spędzić ze mną trochę czasu. Był kompletnym przeciwieństwem.

- Nie musisz jej dołować! - Ashley nie odpuszczała - Najmniej czego ona teraz potrzebuje, to twojego "a nie mówiłem?"!

Byłam jej w pewien sposób wdzięczna za tą obronę. Sama nie byłam w stanie nic się odezwać. Po prostu obserwowałam ich wymianę zdań, z grymasem na twarzy.

- To śmiało, bawcie się w to użalanie nad sobą! - zakwitował, powoli wstając z ławki.

Czułam się niekomfortowo, oglądając jak zbiera niedbale swoje rzeczy i pakuje je do czarnego plecaka. Blondwłosa najwidoczniej była równie zaskoczona, co ja jego zachowaniem. Nie rozumiałam, skąd aż taka złość. Każdy z nas czasem nie czuł się dobrze i nigdy nie traktowaliśmy siebie się w ten sposób.

- James, przestań - powiedziałam miękko - Zostań.

Przekręciłam głowę, uważniej mu się przyglądając. Naprawdę ostatnie czego wtedy potrzebowałam, to aby stworzyły się nieporozumienia między nami. Potrzebowałam ich wtedy obu obok siebie.

- Jenny, nie będę o tym rozmawiał - odpowiedział widocznie zirytowany - Mam dosyć tematu Harry'ego. Jestem zmęczony jego obecnością w twoim życiu. Mówiłem ci, jak to się skończy. Nie posłuchałaś.

Jego niebieskie oczy błądziły po mojej twarzy, gdy ja ciężko przełykałam ślinę, czując jak pali mnie każdy centymetr ciała. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że myślałam, że nie można już czuć się gorzej. Ale właśnie patrzyłam na plecy swojego przyjaciela, gdy odchodził i ogarniał mnie kolejny raz ogromny zawód.

Ashley przesiadła się tuż obok mnie i objęła mnie ciasno ramionami. Wciąż nie przestałam patrzeć na oddalającego się James'a. Nie rozumiałam jego zachowania. Dlaczego nie umiał po prostu w tym ze mną być?

- Nie wiem, co mu się stało, ale mam ochotę go udusić - wycedziła Ash, przez zaciśnięte zęby.

Odwróciłam głowę w jej stronę, decydując się nad odwzajemnienie uścisku. Jej fiołkowy zapach lekko mnie uspokoił. Cieszyłam się, że jako jedyna zdecydowała się mnie nie zostawić.

Dłuższą chwilę trwałyśmy w ciszy, po prostu się do siebie przytulając. Ciepło jej ciała koiło moje złamane serce. Widziałam, jak w końcu się ode mnie odrywa i spogląda zmartwiona w moje oczy.

- Gdybym wiedziała, nie poprosiłabym go o to - wyznała szczerze.

Pokiwałam głową, dając znak, że jej wierzę. Wiedziałam o co jej chodziło. O prośbę, by Harry przygarnął mnie do siebie. Nie mogłam być o to na nią zła. Chciała dobrze.

- I... - zaczęła niepewnie, spuszczając wzrok. Widziałam, że coś ją trapi - Nie chcę być potworem i mieszać ci w głowie... Ale ja jakoś nie potrafię uwierzyć w to, co powiedział John. To po prostu nie jest dla mnie logiczne.

Zmrużyłam oczy, marszcząc przy tym czoło. Nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam. Czy Ashley właśnie chciała mi powiedzieć, że myśli, że John mnie okłamał?

- Niby co tutaj nie jest logiczne? - odpowiedziałam nieco bardziej nerwowo, niż miałam w zamiarze.

Wzruszyła ramionami, nadal na mnie nie spoglądając. Wierciłam dziury w jej ciele, czekając aż coś powie.

- Gdyby chciał, to czemu tego nie zrobił? - zapytała po pewnym czasie.

Otworzyłam usta, by od razu jej odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęłam. Wilson się do mnie zbliżył. Otworzyłam się przed nim w niektórych kwestiach nawet bardziej, niż przy Ashley i James'ie. Pierwszy raz nie obchodziło mnie to, czy druga osoba mnie ocenia, czy buduje sobie o mnie nieprzychylną opinię. Mówiłam tylko to co myślałam. I to był właśnie ten pewien rodzaj spokoju, o którym mówił Harry.

- A nie zrobił? - odparłam pusto - Nie zranił mnie?

Kontem oka spojrzała w moją stronę. Miała przymrużone oczy, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiała. Ale z jej ust nie wypłynęło już ani jedno słowo na ten temat.

***

Czułam się wykończona, wracając do domu po szkole. Marzyłam tylko o kąpieli i wygodnym łóżku. I pierwszy raz w życiu, nie cieszyłam się, że mam brata blisko siebie. Wręcz przeciwnie, nie potrafiłam znieść jego obecności. Powolnego skradania się w moją stronę, gdy tylko wychodziłam z pokoju. Jakby wystarczyły sekundy bycia razem, by wszystko się naprawiło.

Zaparkowałam na podjeździe, przewracając oczami. Ojca zdawało się znów nie być. Ostatnim czasem tak rzadko bywał w domu, że powoli zapominałam, że z nami mieszka. Byłam o to na niego zła. Gdy potrzebowałam rodzicielskiego ciepła, nie było go.

Powoli weszłam do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Zrzuciłam z nóg buty i udałam się do kuchni. W ustach niewiarygodnie mi zaschło i chciałam szybko się czegoś napić. Zaraz jednak pożałowałam swojej decyzji. Na jednym z krzeseł, przy wyspie znajdował się William. Uniósł swój wzrok znad telefonu, spoglądając prosto na mnie. Na jedną, krótką chwilę, każe ze złamanych kawałków mojego serca, znów zabolało.

Potrząsnęłam głową i odwróciłam wzrok, przywołując się do porządku. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej sok pomarańczowy. Nalewałam napój do szklanki, gdy usłyszałam za sobą głos brata:

- Zjemy coś razem? - zapytał, odwracając się do mnie na krześle.

Uniosłam wysoko brwi, patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Myślisz, że gdy będziesz udawać, że wszystko jest jak dawniej, to w końcu tak się stanie? - zapytałam z ironią.

Miałam dosyć tego cyrku. Właściwie miałam dosyć już wszystkiego i każdego. Patrzyłam na niego ze złością, gdy coś w jego oczach błysnęło.

- A nie jest jak dawniej, Jenny? - zapytał powoli.

Prychnęłam pod nosem, kręcąc ze sztucznym rozbawieniem, głową.

- Jest tak samo - kontynuował pewnie - Zmieniło się tylko to, że teraz zdajesz sobie z tego sprawę. Tadam! - uniósł wysoko dłonie.

Przygryzłam wargę, czując jak rośnie mi gula w gardle. Tego było już dla mnie za dużo. Złość kumulowała się we mnie, przyjmując na sile.

- Nie zachowuj się, jak najbardziej pokrzywdzona osoba na świecie - mówił dalej - Bo nią nie jesteś! Brat walczy, naprawdę niesamowite!

Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, nie rozpoznając chłopaka przed sobą. Gdzie podział się mój brat? Dlaczego wyglądał tak samo, a jednak był zupełnie inny?

- Czekaj, bo zaczęłam się gubić - zdecydowałam się odezwać - Myślałam, że jest ci przykro.

Mój ton był zimny i pusty, prawie tak samo jak jego. Atmosfera między nami powoli zaczynała się zgęstniać.

- Jest mi przykro, że cię okłamałem - odpowiedział - Ale nigdy nie żałowałem, że walczyłem, Jennifer! Gdyby nie to, umarlibyśmy z głodu!

Para niemal buchała z jego nozdrzy. Zaciskałam dłonie na szafce za sobą, czując jak powoli zaczynają mnie boleć palce. Miałam ochotę rzucić wszystkim, co tylko wpadłoby mi w ręce.

- Nie wierzę - pokręciłam głową - Pomyślałeś chociaż o mnie?! O ojcu?! Wiesz, jak będzie się czuł, gdy się dowie?!

Posyłałam mu piorunujące spojrzenie, gdy wstawał wściekle z krzesła. Miał zaciśniętą szczękę i pięści. Nierówno oddychał, patrząc prosto na mnie.

- Cały czas kurwa myślałem o tobie! Robiłem to dla ciebie! - krzyczał, nie hamując już swojej złości - Nie mydl mi oczu ojcem, Jenny! To jest chore! On jest chory! Twoje gówniane przekonanie o nim jest chore! - zamilkł na chwilę łapiąc oddech - On się nami nawet przez moment nie interesował. Nie było go tutaj z nami. Nie gotował nam, nie odprowadzał do szkoły, nie kładł nas spać. Straciliśmy matkę, Jenny! Potrzebowaliśmy obydwoje ojca, a mieliśmy tylko jego długi do spłacenia i suchy chleb! - kilka łez pojawiło się w jego oczach - Przestań wszystkich oceniać. Nie jest najważniejsze, co ty czujesz. Myślałaś kiedyś może, jak ja się czuję? Jak było mi ciężko? Nie? - pokręcił głową - Oczywiście, że nie! Bo William ma być bohaterem, który ratuje rodzinę, ale na twoich zasadach. Świat tak nie działa, Jenny. To nie jest bajka, z cudownym zakończeniem.

Nie mogłam oddychać. Łzy zaświeciły się w moich oczach, wypływając swobodnie na policzki. Nie byłam w stanie dłużej tego znieść. Słowa William'a raniły mnie jak jeszcze nic wcześniej. Patrzyłam na niego pusto, czując jak coraz bardziej się rozpadam.

- I gdzie jest ten nasz cudowny ojciec teraz? Gdzie jest od kilku dni? Powoli zaczynam zapominać, że w ogóle z nami mieszka! - zaśmiał się pod nosem - Zawsze mieliśmy tylko siebie. Zwłaszcza, gdy robiło się chujowo. Przestań oceniać mnie przez jedną sprawę, wypierając na jej rzecz wszystkie inne. To nie fair.

Po tych słowach odwrócił się i odszedł. Słyszałam, skrzypienie schodów gdy wchodził na górę. Powoli zsunęłam się na podłogę i schowałam twarz w dłoniach. Szlochałam cicho, czując jak ból ogarnia każdy centymetr mojego ciała.

_____________________________
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Ściskam Was mocno 🖤

Continue Reading

You'll Also Like

941K 21.5K 58
-Znów musiałeś wszystko zniszczyć Chris- mówię patrząc na niego z furią w oczach. -Taaak? A co niby takiego robie, to ty wiecznie wpierdalasz się ta...
6.5K 325 10
~ Usiądźcie i odpocznijcie drogie dzieci, młodzieży, dorośli. Pragnę opowiedzieć wam krótką bajkę, jak księżyc polubił słońce i odwrotnie. ~
19.5K 985 8
17 letnia Nancy Evans ma naprawdę ciężką sytuacje w domu. Ma 3 starszych braci, 19 letnich bliźniaków Nathan'a i Nicolas'a, którzy delikatnie mówiąc...
526K 11.8K 45
Czy nienawiść może zamienić się w coś innego? Czy układ głupi układ może to zmienić? Jak to mówią Miłość od nienawiści dzieli cienka granica. Jak po...