Rozdział 59

1.8K 63 10
                                    

Serce mocniej mi biło, gdy spiker ringowy zapowiadał wejście mojego brata. W głośnikach zabrzmiało imię William'a oraz nasze nazwisko. Gromada ludzi zaczęła wiwatować, a ja widziałam, jak na ring zmierza mój brat. Nogi niemal się pode mną ugięły, gdy dostrzegłam go spoglądającego na ziemię i idącego w towarzystwie dwóch barczystych mężczyzn, których widziałam wcześniej. 

Dokładnie obserwowałam każdy jego ruch. Jakbym starała się zapamiętać nawet najdrobniejszy szczegół. James mocniej ścisnął moją dłoń, ale miałam wrażenie, że moje ciało odrzucało każde czucie. Jakbym nagle wyprała się ze wszystkich emocji. 

Chwilę później spiker wypowiedział nazwisko Harry'ego, a mój puls mocno przyspieszył. Stanęłam na palcach, starając się dostrzec chłopaka o kręconych włosach. Chwilę później widziałam już jak idzie, ubrany w czerwone spodenki i tego samego koloru rękawice. Tuż obok niego znajdował się Ethan, z dumnie uniesioną głową do góry i jakiś inny wysoki mężczyzna. 

Wilson i William stanęli na przeciwko siebie, posyłając sobie piorunujące spojrzenia. Miałam wrażenie, że w pomieszczeniu nagle ucichło. Widziałam tylko ich zabójczy wzrok. Tylko ciężko unoszące się klatki piersiowe. Tylko te dwie ważne dla mnie osoby.

Miałam ochotę tam podbiec i to przerwać. Wejść na ring i nie dopuścić do walki. Miałam ochotę krzyczeć i płakać. A nie byłam w stanie nawet się poruszyć.

Bezczynnie obserwowałam, jak sędzia rozpoczął walkę. Obydwoje ruszyli powoli w swoją stronę, ale widziałam, że potrzebują chwili by się nawzajem wybadać. William wymierzył cios, ale Harry zrobił szybki unik, przez co mój brat go nie trafił. Przyłożyłam dłoń do ust, gdy Wilson uderzył w twarz William'a. Serce niemal chciało mi wyskoczyć z piersi, gdy obserwowałam, jak zadają sobie kolejne ciosy. 

Miałam wrażenie, że pierwsza runda trwała wieczność. Że stoję już godzinami i się temu przyglądam, że to nigdy się nie skończy.

James mocno mnie obejmował, starając się dodać mi jakoś otuchy. Znajdowaliśmy się daleko, przez co przez większość czasu musiałam stawać na palcach, by cokolwiek dojrzeć. Rozpoczęła się druga runda, a oni ruszyli na siebie zdecydowanie pewniej, niż za pierwszym razem. Harry od razu wycelował w twarz mojego brata, a strużka krwi rozlała się po ringu. Coś ścisnęło mnie boleśnie w żołądku, gdy mój brat zamachnął się, a czerwona ciecz pojawiła się również na twarzy Wilson'a.

Nie byłam w stanie dłużej tego znieść. Nie potrafiłam na to patrzeć. Na te wszystkie ciosy, na krew, na ich zezłoszczone i brudne twarze. W głowie mi się kręciło, a nogi miałam jak z waty. 

- Muszę wyjść - powiedziałam pod nosem, wyrywając się z uścisku Morris'a.

Nie zważając na nic, ruszyłam niemal biegiem przed siebie. Obijałam się o ludzi, którzy stawali na mojej drodze. Gdy w końcu wydostałam się na zewnątrz, przykucnęłam przy ścianie budynku i zakryłam twarz w dłoniach.

Potrząsałam głową, chcąc wyrzucić z myśli ten okropny obraz, który widziałam chwilę temu. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że mój brat mógł się wpakować w coś takiego. Że musiał stoczyć walkę właśnie z Harry'm. 

Minęła chwila, nim w końcu udało mi się równomiernie oddychać. Wciąż kucałam, opierając się plecami o ścianę. Sięgnęłam do kieszeni po paczkę papierosów i wyciągnęłam z niej jednego, od razu go odpalając. Wpatrywałam się przed siebie, gdy nagle ktoś stanął nieopodal mnie.

- Jenny, jak miło cię widzieć - usłyszałam obok siebie.

Uniosłam wzrok na ciemną postać. Musiałam zmrużyć oczy, aby przyjrzeć się mężczyźnie, który zatrzymał się kilka kroków ode mnie. Uniosłam do góry brwi, niedowierzając. 

LOST (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz