LOST (ZAKOŃCZONE)

By uciekinnierka

191K 5.1K 982

Jenny ma 18 lat. Żyje spokojnie, wśród najbliższych, przygotowując się do egzaminów. Jednak los ma wobec niej... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog
Kilka słów ode mnie
Druga część "LOST"

Rozdział 32

2.5K 64 10
By uciekinnierka

- Przecież to absurd - wydusiłam, wciąż kręcąc głową.

James objął moje ramiona, jakby w ten sposób chciał mnie przytrzymać. Jakby to miało uratować mnie przed upadkiem.

Nadal wpatrywałam się pusto w ekran telefonu. Chociaż bardzo chciałam odnaleźć coś, co będzie wskazywało na pomyłkę, nie potrafiłam. Uniosłam wzrok na zmartwioną twarz Ashley. Nie tylko mnie to wszystko dziwiło. Uśmiechnęła się do mnie smutno, ale wyszedł jej dzięki temu tylko dziwny grymas. Pewnie sama nie wiedziała, co powiedzieć.

- Muszę z nim porozmawiać - powiedziałam niemal sama do siebie.

Zebrałam swoje rzeczy i wyślizgnęłam się z uścisku James'a. Ruszyłam przodem, niemal biegnąc. Nie interesowało mnie już nic. W głowie miałam tylko to jedno zdanie - Harry walczy z William'em. Przestał mnie obchodzić wzrok ludzi dookoła. Nie ciążył na mnie, już tak jak wcześniej. Wiedziałam dlaczego się gapią - wszyscy już o tym wiedzieli.

Słyszałam jak moi przyjaciele mnie wołają, ale nawet na moment się nie zatrzymałam. Czułam, jak cały mój świat zaczął się powoli walić. Marzyłam tylko o tym, by spotkać się z bratem i dowiedzieć się, że to tylko głupi żart. Kawał, który źle odebrałam.

Stałam na parkingu, poszukując nerwowo wzrokiem swój samochód. Czułam, że Ashley z James'em udało się już mnie dogonić. Stanęli tuż za mną, ciężko dysząc.

- Jenny, gdzie jedziesz? - wyspała blondwłosa.

Potrząsnęłam głową, odnajdując swoje auto. Szybko poszłam w jego stronę, nie zważając na nic. Chciałam otworzyć drzwi, ale ciężka ręka Morris'a zatrzasnęła je szybciej, niż zdążyłam je uchylić.

Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. Cała frustracja zaczęła się coraz bardziej we mnie nawarstwiać.

- Jen, nie wiem czy to jest dobry pomysł - mówił miękko - Nie jesteś w najlepszym stanie.

Przyglądał mi się uważnie, zmartwionym wzrokiem. W każdej innej sytuacji, zmiękłabym pod ciężarem jego spojrzenia. Ale nie teraz. Nie gdy tak wiele rzeczy zaczęło runąć.

Szarpałam się z drzwiami, chcąc siłą odciągnąć bruneta. Nie miałam czasu, ani siły na rozmowy. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w domu i porozmawiać z William'em. Wciąż miałam ogromną nadzieję, że wszystkiemu się wyprze.

- Błagam cię, James! - krzyknęłam w końcu zrezygnowana - Muszę z nim porozmawiać! Muszę się upewnić.

Mój głos był bliski płaczu. Nie miałam siły dłużej się z nim siłować. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a rozpadnę się na kawałki. Widziałam, jak powoli się odsunął i ciężko westchnął. Od razu skorzystałam z okazji i wpakowałam się do środka. Moje serce mocno biło, gdy odpalałam samochód.

- Gdyby coś się działo, zadzwonisz, prawda? - dopytał, uchylając ostatni raz drzwi.

Pokiwałam pewnie głową, przyglądając się jego twarzy. Cieszyłam się, że mogę na nich liczyć. Nawet, gdy czasem nasze zdania są różniły i wchodziliśmy przez nie konflikty. Po wszystkim zawsze było po prostu normalnie.

Ruszyłam przed siebie, naciskając mocno pedał gazu. Myślałam o William'ie. O moim bracie, który stronił od takich rzeczy. O tym, jak opowiadał mi o ludziach, z którymi nie warto się trzymać. O niebezpiecznych dzielnicach w naszym mieście, do których nie wolno za wszelką cenę wchodzić. I o tym, jak inni jesteśmy. William nigdy nie był przemocowy. Nigdy się nie bił, nie był agresywny, nie lubił boksu. Boże, nigdy nie zrobiłby czegoś takiego nawet dla pieniędzy!

Słowa Harry'ego obijały się echem w mojej głowie. Nie miałem wyboru. Co to miało znaczyć? Czy ktoś zmusił ich do tej walki? Może powinnam porozmawiać z bratem i zaciągnąć go na policję? Może ktoś go szantażował?

Dyszałam, parkując przed domem. Napięcie zaczęło wzrastać. Nie do końca czułam się gotowa na konfrontacje z bratem, ale wiedziałam, że jeśli nie teraz, nie odważę się już nigdy.

Wyszłam z auta i na drżących nogach udałam się w stronę drzwi wejściowych. Wszystko we mnie wariowało. W głowie powtarzałam sobie w kółko, że to nie prawda, że zaraz wszystko się wyjaśni. To tylko zwykła, głupia pomyłka.

Powoli weszłam do środka i rozejrzałam się dookoła. Może miałam nadzieję, że gdzieś go zobaczę? Szłam w stronę salonu, aż w końcu zamarłam. Siedział na kanapie, wpatrując się pusto w moją stronę. Czułam, jak grunt osuwa się spod moich nóg.

- Proszę, powiedz że to nie prawda - wydusiłam, patrząc w jego brązowe oczy.

Wiedział, o co mi chodzi. Od początku wiedział, dlaczego wróciłam do domu. Nie mogłam już dłużej zaprzeczać sama sobie.

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie smutno, bez żadnego słowa. Cisza zaczęła mi nieprzyjemnie ciążyć. Atmosferę można byłoby ciąć nożem.

- Jen... - zaczął, podnosząc się z sofy.

Cała w środku drżałam. Nogi miałam, jak z waty. Chciałabym by wszystkiemu zaprzeczył. By mnie przytulił i z wyrzutem zapytał, jak w ogóle mogłam tak pomyśleć. Ale nie, on stał smutno przede mną i z pustym wzrokiem błądził po mojej twarzy.

- Powiedz mi, że to nie prawda! - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.

Echo moich słów obiło się o ściany domu. Miałam wrażenie, że wszystko zadrżało, a może to tylko ja trzęsłam się coraz bardziej.

Spuścił wzrok i pokręcił delikatnie głową. Miałam ochotę pobiec do niego i go uderzyć. Miałam ochotę rozwalić wszystko, co się dało. Nie mogłam znieść złości, która mnie ogarniała.

- Jenny, nie rozumiesz - odparł twardo.

Pokręciłam głową, niedowierzając. Para niemal buchała z moich nozdrzy.

- To mi to kurwa wytłumacz! - wykrzyczałam.

Uniósł wzrok do góry, jakby szukał odpowiednich słów. Nie miałam siły dłużej czekać. Musiałam wiedzieć. Musiałam wiedzieć, co się działo.

- Usiądź - wskazał na fotel tuż obok mnie.

Wystawiłam palec wskazujący w jego stronę i mocno tupnęłam nogą.

- Nie będę siadać, William! Powiedz mi o co chodzi! - mój ton wciąż był podniesiony.

Nogi mi się trzęsły i nie byłam pewna, czy za moment nie upadnę. Cisnęłam piorunami w jego stronę, trzymając się ostatkiem sił.

- Muszę spłacić dług - ledwo usłyszałam jego głos.

Myślałam, że nie mogę już czuć się gorzej, ale poczułam. Ledwo trzymałam się na gruncie.

- Jaki dług, William? - zapytałam drżącym głosem.

Widziałam, jak trudno jest mu się w sobie zebrać. Jak ciężko zaczął oddychać. Błądził wzrokiem po pomieszczeniu, jakby chciał odnaleźć gdzieś ratunek. Powoli usiadł na kanapie, układając łokcie na kolanach.

Przyglądałam mu się uważnie, czekając, aż cokolwiek odpowie.

- Kilka lat temu walczyłem - wyznał pustym głosem - Pamiętasz, jak ojciec wpadł w hazard? Jak jedliśmy sam makaron, bez ani jednego dodatku? Jak robiłem ci kanapki, a sam nic nie jadłem? Gdy przyszedł komornik, który prawie odebrał nam dom?

Czułam, jak pieką mnie oczy. Wspomnienia tamtych chwil, otuliły moje ciało, niemal łapiąc mnie w sidła smutku. Nie lubiłam do tego wracać. Jak tylko mogłam wypierałam to z pamięci.

Powoli jednak zdecydowałam się usiąść na fotelu. Przytrzymywałam się dłońmi podłokietników, gdy siadałam.

- Nie miałem wyboru, Jen. Musiałem pójść do pracy. Musiałem o nas zadbać. Zadbać o ciebie - uniósł na mnie swój ciężki wzrok - Przyjęli mnie do warsztatu... Tam poznałem Wilson'a. Miał problemy w domu i potrzebował pieniędzy niemal tak samo, jak ja. Nie wiem kiedy się do siebie zbliżyliśmy i znaleźliśmy w sobie ostoje. Wiedziałem, że w każdej chwili mogę na niego liczyć. Harry dobrze się bił i chodził na boks od lat... Nie pamiętam jak dokładnie poznał tych ludzi. Nie wiem jak się w to wpakował, ale zaproponowali mu walki. Od razu pomyślał też o mnie.

Nie potrafiłam oddychać. Każde jego słowo było, jak kolejny sztylet w moje serce. Chciałam by przestał mówić. Chciałam by to wszystko okazało się tylko koszmarem, z którego zaraz się obudzę.

- Nigdzie nie zarobiłbym tylu pieniędzy, jak tam. Gdyby nie te walki, Jenny, nie wiem co by się z nami stało... Byliśmy młodzi, ludzie chętnie nas oglądali. Rzadko kiedy bierze się niepełnoletnich chłopaków - zamilkł na chwilę - Nigdy nie studiowałem, Jen. Wyjechałem, bo musiałem uciec. Zrobiłem, coś cholernie złego i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak jest mi za to wstyd.

Potrzebowałam oddechu. Miałam wrażenie, że w pomieszczeniu zaczyna brakować tlenu. Nie byłam w stanie uwierzyć w to, co mówił William. Nigdy nie zauważyłam nic, co mogłoby wskazywać, że prowadzi jakieś inne życie. Że coś przed nami ukrywa.

- Co zrobiłeś? - ledwo wypowiedziałam te słowa.

Szukałam w jego twarzy ostatniej cząstki mojego brata. Cały mój świat w jednej chwili runął. Nie wiedziałam, kim był człowiek, który siedział przede mną. Chociaż bardzo chciałam go rozpoznać, nie potrafiłam.

- Okradłem ich - niemal wyszeptał - Okradłem i wyjechałem.

Moje oczy się powiększyły. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jak to ich okradł? Przecież on nie mógł czegoś takiego zrobić.

Analizowałam w głowie wszystkie rzeczy, o których się dowiedziałam. William karmił nas za pieniądze, które wywalczył jak zwierzę na ringu. Nigdy nie chodził na studia, po prostu uciekł jak ostatni tchórz. Był złodziejem. I przez całe życie mnie okłamywał. On, dla którego szczerość była tak ważna.

- Nie mogę w to uwierzyć - wydusiłam, drżącym głosem - Nie mogę uwierzyć, że przez ten cały czas mnie okłamywałeś.

Powoli wstałam, ledwo trzymając się na nogach. Czułam jak coś ściska nieprzyjemnie moje gardło. Czyjeś macki zacisnęły się na nim kurczowo i nie chciały puścić.

- Nie wiem kim jesteś, William - powiedziałam, spoglądając ostatni raz w jego błyszczące oczyma - Człowiek, którego znałam nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Ale ten człowiek przecież nie istnieje.

Po tych słowach odwróciłam się i odeszłam. Czułam jak się duszę, gdy wyszłam na zewnątrz. Przykucnęłam, chowając twarz w dłoniach. Łzy niemal same wypłynęły z moich oczu. Cały świat runął.

____________________________
Ściskam Was mocno, czytelnicy 🖤  Mam nadzieję, że rozdział dostarczył Wam emocji

Continue Reading

You'll Also Like

89.1K 2.8K 33
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
28.3K 1.1K 40
Dziewczyna, która została wychowana w adopcyjnej rodzinie, wyrasta na dojrzałą, piękną kobietę. Po śmierci obojga rodziców sprzedała swój rodzinny do...
6.5K 325 10
~ Usiądźcie i odpocznijcie drogie dzieci, młodzieży, dorośli. Pragnę opowiedzieć wam krótką bajkę, jak księżyc polubił słońce i odwrotnie. ~
526K 11.8K 45
Czy nienawiść może zamienić się w coś innego? Czy układ głupi układ może to zmienić? Jak to mówią Miłość od nienawiści dzieli cienka granica. Jak po...