My baby shot me down - ZAKOŃC...

By MABRANDON52

399K 16.6K 1.6K

A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opał... More

NOWA HISTORIA
Część 1
Część 2
Część 3
Część 4
Część 5
Część 6
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 12
Część 13
Część 14
Część 15
Część 16
Część 17
Część 18
Część 19
Część 20
Część 21
Część 22
Część 23
Część 24
Część 25
Część 26
Część 27
Część 28
Część 29
Część 30
Część 31
Część 32
Część 33
Część 34
Część 35
Część 36
Część 37
Część 38
Część 39
Część 40
Część 41
Część 42
Część 43
Część 44
Część 45
Część 46
Część 47
Część 48
Część 50
Część 51
Część 52
Epilog

Część 49

5.7K 290 40
By MABRANDON52


Eda

Odstawiłam swoją torebkę na krzesło i usłyszałam, jak burczy mi w brzuchu. Jezu, byłam taka głodna. Na śniadanie zjadłam tylko kilka imbirowych ciasteczek i wypiłam herbatę z cytryną, by uspokoić żołądek. Tylko to pomagało. Nienawidziłam porannych mdłości.

Jakiś czas później wtrząchnęłam paczkę czipsów. Dosłownie wtrząchnęłam i nie bałam się tego przyznać. Zanim odeszłam od laptopa, była już trzynasta. Coś, co miało mi zająć kilka minut, zajęło mi prawie pół dnia. Odpisanie na maile co prawda nie trwało długo, ale później weszłam na swoje media społecznościowe, na których nie byłam od ponad dwóch miesięcy i jakoś tak poszło. Odpowiadanie na komentarze, wrzucenie nowych postów i tak dalej. Moi czytelnicy, nie mogli się doczekać następnej mojej książki i wciąż o nią pytali.

Jeśli ktoś myśli, że praca pisarza polega tylko na pisaniu, to jest w ogromnym błędzie.

W konsekwencji wyszło jednak na to, że gdy się ubrałam, to musiałam już wychodzić.

Głodna.

Nie pomógł też fakt, że Brandon przedłużał wszystko i nie chciał mnie wpuścić do środka. Dopiero po tym, gdy wepchnęłam mu palec w splot słoneczny i zagroziłam, że kopnę go w tyłek, jeśli nadal będzie trzymał mnie na tym śniegu, pozwolił mi wejść.

– Hej, Gia! Co tam słychać? – rzuciłam na przywitanie.

Obróciła się do mnie zaskoczona.

– O, hej! Hank jeszcze jest zajęty, ale pewnie zaraz tu będzie. I to ja powinnam chyba zapytać, co słychać. – powiedziała, patrząc na mój brzuch.

– Powiedział ci, że jestem w ciąży – stwierdziłam.

Jezu, nawet nie zadzwoniłam do rodziców, a już kolejna osoba wiedziała, że będziemy mieć dziecko. Cholera, mama nawet nie wiedziała, że zerwałam z Tomem i jestem teraz z Hankiem. No cóż... Nie wiem, jak się z tego wytłumaczę. Dobrze, że mieszkała w innym stanie i nie mogła wpaść z niezapowiedzianą wizytą, by zrobić mi wykład.

Skinęła głową, a mi znowu zaburczało w brzuchu.

Zarumieniłam się i uśmiechnęłam przepraszająco.

– Uh, sorry. Nie zdążyłam nic wcześniej zjeść przez mdłości, a później było już za późno. Hank chcę zabrać mnie na obiad, a ja nie chciałam się objadać chwilę przed posiłkiem. Mam dzisiaj chęć ubrudzić sobie palce przy dobrym jedzeniu – dodałam rozmarzona.

Prychnęła.

– Nie sądzę, żeby Hank zabrał cię do restauracji, w której można się ubabrać – powiedziała, marszcząc nos. – Powinnaś wiedzieć, że nie stołuje się w takich miejscach.

Była w tym stwierdzeniu jakaś dziwna wyższość. Cóż, Gia miała to w sobie zawsze, ale nie pamiętałam, by kiedykolwiek używała tego przeciwko mnie. Kobieta zawsze była chodzącą perfekcją. To, jak chodziła, jak się ubierała, jak układała swoje włosy...

Mimo wszystko zawsze była miła. Do teraz.

Postanowiłam to zbyć i ze śmiechem wzruszyłam ramionami.

– To chyba ty go źle znasz. Na pierwszej naszej randce jadł chińskie żarcie plastikowym widelcem, a tydzień temu zabrałam go do food trucka na hamburgery.

Zmarszczyła brwi.

– Cóż, chyba przy tobie się zmienił.

Czy tylko ja nie odebrałam tego za komplement?

– Dobrze się czujesz? – zapytałam zmartwiona. Była dziś jakaś dziwna.

Z doświadczenia wiedziałam, że jeśli ktoś atakował kogoś bez powodu, to oznaczało, że osoba ta miała jakiś problem.

Gia szybko pokręciła głową, jakby odganiając złe myśli i uśmiechnęła się do mnie.

– Jezu, przepraszam. Mam dziś nieciekawy dzień i nie myślę logicznie. – Jej oczy zaświeciły i wróciła do swojego naturalnego zachowania. – Może się czegoś napijesz? Właśnie miałam sobie zrobić sok owocowy z jarmużem.

Zmarszczyłam nos.

– Sok z jarmużem? Chyba nie do końca mi się to spodoba.

Gia zaśmiała się z mojej miny.

– Daj spokój. Jak dodasz do tego trochę jabłek, to smakuje to jak zielone truskawki. Zrobię ci taki i sama ocenisz. Witaminy dobrze zrobią dziecku, a tobie przestanie burczeć w brzuchu. Co ty na to?

Skinęłam głową, wzruszając ramionami.

– Czemu nie. Tylko się nie obraź, jeśli mi nie posmakuję. Ostatnio zrobiłam się wymagająca, jeśli chodzi o to, co ląduje w moim żołądku.

Machnęła na mnie ręką.

– Na pewno ci posmakuje. Ja pije takie codziennie – powiedziała, puszczając oczko i wyszła z pomieszczenia.

Poczekałam chwilę na nią, rozglądając się po klubie i doceniając, co zbudował Hank.

Wróciła po pięciu minutach. Podeszła, położyła sok na barze i przesunęła go w moją stronę z uśmiechem na ustach.

Chwyciłam za szklankę. Nie pachniało źle. Upiłam mały łyk, wiedząc, że smak soku może nie spodobać się dziecku. Ale nie był zły. Rzeczywiście miał posmak zielonych truskawek!

Już miałam powiedzieć to Gii, gdy nagle usłyszałam głos Hanka. Wołał moje imię. Brzmiał na przerażonego. Jakby coś się stało. Wyraźnie bał się o mnie, a przecież byłam tu i nic mi nie było.

Podbiegł do mnie z prędkością światła. Chciałam się do niego uśmiechnąć uspokajająco, by zapewnić go, że nic mi nie jest. Sprawić, by panika zniknęła z jego twarzy, by się wyciszył i wytłumaczył, co się takiego stało.

Hank jednak, nie zwracając uwagi na nic, położył mi dłonie na policzkach i spojrzał mi w oczy. Jego wzrok był pełen strachu.

– Powiedź, że tego nie wypiłaś – powiedział poważnym głosem.

Zmarszczyłam brwi. Kurde, co się stało?

– Co? Sok? Zrobiłam łyk. Możesz mi wytłumaczyć, co się dzieje? Nic nie rozumiem.

Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

– Kurwa! – jęknął, a później zawołał głośno na cały klub: – Nico!

Wzdrygnęłam się. Hank puścił moje policzki, jakby go nagle zaczęły parzyć.

– Co to, kurwa, było, Gia? – zapytał głośno, patrząc na nią wzrokiem, który mógł zabić.

Spojrzałam na kobietę, by sprawdzić, czy choć ona rozumie, co się tutaj wydarzyło. Miała szeroko otwarte oczy i była w podobnym szoku, co ja.

– Co? Przecież nic się nie dzieje. Rozmawialiśmy tylko, a ty tu wpadasz jak sam diabeł.

Usłyszałam kroki i zauważyłam Brandona, który wszedł właśnie do sali. Spojrzałam na niego w nadziei, że może choć on zrozumie, co się tu dzieje. Mężczyzna jednak ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w telefon. W ręce trzymał także listek z jakimiś tabletkami.

– Szefie, w internecie jest napisane, że to gówno, które połknęła Eda, to tabletki poronne – powiedział, robiąc się nieco bledszym na twarzy.

Opadła mi szczęka. Co?

Że niby połknęłam jakieś tabletki? JA?! To śmieszne. Nigdy bym tego nie zrobiła. Przecież to niemożliwe. Kochałam swoje dziecko. Dbałam o nie! Zażywałam tylko witaminy prenatalne! Nic poza tym. Jak oni to wymyślili? Czyżby znowu ktoś namieszał im w głowach?

Spojrzałam na Hanka. Mężczyzna wpatrywał się mój brzuch, który bezwiednie otoczyłam rękami. Jakbym chciała go ochronić.

Hank wyglądał na załamanego.

I ja automatycznie też się tak poczułam, choć z nieco innego powodu.

Nic przecież nie zrobiłam, ale Hank mógł znowu pomyśleć inaczej. Jego poprzednie zwątpienie chyba odcisnęło na mnie swój ślad.

– Niczego nie zażyłam! Musisz mi uwierzyć, Hank. Nigdy bym nie zraniła naszego dziecka. Nie zraniłabym nas w ten sposób. Uwierz mi. Proszę.

Ja nie prosiłam. Błagałam.

Hank słysząc moje słowa, przesunął swój wzrok wyżej na moją twarz.

Był w szoku.

– Oczywiście, że nie, gwiazdeczko! – powiedział szybko. – To jasne. Ufam ci bezgranicznie.

Odczułam taką ulgę, słysząc jego słowa, że prawie wzdychnęłam. Do tej pory myślałam, że przetrawiłam już jego oskarżenie, ale dopiero teraz, gdy powiedział, że mi ufa. Że wziął moją stronę przy kolejnym bezpodstawnym zarzucie... Zdjął mi tym ciężar, który nawet nie wiedziałam, że noszę.

A później dokończył swoją wypowiedź.

– Ta suka ci to dosypała.

W pierwszej chwili nie zrozumiał, co do mnie mówił, ale szybko zaczęłam składać to w całość.

„Powiedz, że tego nie wypiłaś". „Co to, kurwa, było, Gia?"

Gia, nie Eda!

Spojrzałam na szklankę z zieloną breją.

Dosypała mi czegoś. Nie czegoś! Nafaszerowała mnie tabletkami poronnymi.

Kurwa.

Poczułam, jak przewraca mi się w żołądku.

– Co?! Niczego takiego nie zrobiłam! Przecież się przyjaźnimy, Hank. Nie ufasz mi. Przecież od zawsze cię wspierałam. Po co miałabym chcieć, by poroniła? To niedorzeczne! – zapewniała Gia. Ja jednak słyszałam to jak przez mgłę. Dudniło mi w uszach.

– Zaraz zwymiotuję – mruknęłam cicho.

Hank poświęcił mi całą swoją uwagę, kompletnie ignorując przy okazji wciąż tłumaczącą się Gię.

Złapał za moją torebkę i pomógł mi wstać.

– Chodź, gwiazdeczko. Musimy jechać sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Otoczył mnie ramieniem i zerknął na Nico. Do tej pory nawet go nie zauważyłam. Miałam mętlik w głowie i nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się wokół.

– Zabierz tę szmatę do piwnicy i jej pilnuj. Najlepiej do tej celi, w której leży jeszcze ciało Dmitrija. Może gdy tam posiedzi, dojdzie do niej, co tak naprawdę zrobiła.

– Ale ja, kurwa, nic nie zrobiłam! Wszyscy musicie się uspokoić. Usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie. Hank, ty wierzysz mi, że nic nie zrobiłam. Nigdy bym cię w ten sposób nie zraniła. Wierzysz mi, prawda?

Brandon zagrzechotał listkiem tabletek w dłoni.

– Widzieliśmy na własne oczy. Wszystko się nagrało – powiedział.

O Boże! Ona naprawdę to zrobiła.

Dopiero teraz zaczęły dochodzić do mnie konsekwencje jej działań.

Mogę stracić dziecko.

Jezu.

Na powrót owinęłam ręce wokół brzucha, chcąc chronić życie we mnie.

Tak bardzo nie chciałam go stracić. Było częścią mnie. Gdy tylko się o nim dowiedziałam, nawet przez myśl mi nie przeszło, by się go pozbyć. A teraz? Świadomość, że ktoś inny zdecydował za mnie... że może odebrać mi dziecko, była przytłaczająca.

Zaczęłam drętwieć i czuć, że moje ciało zaczęło robić się puste. Nie czułam nic. Nawet bólu. Było już mi wszystko jedno. Nie miałam ani jednej racjonalnej myśli.

Za to Gia miała wiele do powiedzenia.

– To wszystko jej wina! Gdyby się tu nie pojawiała, do niczego, by nie doszło. Nie musiałabym zabijać tego bękarta.

Kątem oka widziałam, jak wychodzi zza baru i próbuje do nas podejść. Brandon był jednak na straży. Złapał ją za ramię i szarpnął, by została na miejscu.

– Puść mnie, kurwa – powiedziała, próbując się wyrwać. – Gdybym dzisiaj nie zareagowała pochopnie i wszystko zaplanowała, jak robiłam to wcześniej, to w życiu byście się nie dowiedzieli, że to ja.

– Pogrążasz się, Gia. Właśnie się przyznawałaś, że zrobiłaś coś więcej niż tylko doprawienie jej napoju. To ty uknułaś tę sprawę z teczką, prawda?

– Nic mi nie udowodnisz – powiedziała przez zęby.

Brandon ścisnął jej ramię.

– Chyba pomyliłaś miejsca. To nie jest sąd, by coś komuś udowadniać. A zresztą już się przyznałaś – powiedział i popchał ją w stronę Nico. – Zabierz ją stąd.

– Hank, nie pozwól im nic mi zrobić. Oni nie rozumieją, że musiałam to zrobić. Dałam ci czas na wyszalenie się, ale musimy być razem! Nie może nam stać na drodze jakaś głupia laska i jej bachor. Musiałam się ich pozbyć.

Oszalała. To, co wygadywała, było niedorzeczne.

Czy ona sobie ubzdurała, że Hank i ona będą razem?

Czułam, jak uścisk na moich ramionach staje się silniejszy. Hank był na skraju. Gotowy, by wybuchnąć.

– Kurwa, zabierzcie ją stąd. Nie mam na to czasu! – powiedział. – Idziemy, Eda. Musimy sprawdzić co z dzieckiem. Teraz.

Skinęłam głową. Miał rację. Nie wypiłam tego aż tak dużo. Dziecku mogło nic nie być. Musiałam być dobrej myśli. To nie czas na płakanie.

Trzeba było pojechać do szpitala. Każda sekunda zwłoki była niebezpieczna. Dowiedzieć się, o co tu chodzi, można było później.

Nico zaczął odciągać wrzeszcząca Gię w stronę piwnicy. Zaczęła się szarpać i wyrywać.

– Hank, przecież robiłam to dla nas. Musisz to wiedzieć! Powiedz, że to rozumiesz! Ona cię nie kocha tak bardzo jak ja. To ja zawsze byłam przy tobie. Jeszcze możemy być razem. Wiem, że przyjąłeś ją z powrotem, bo złapała cię na dziecko. Jeśli chcesz jedno, to możemy razem je stworzyć! Możemy razem stworzyć rodzinę. Ty i ja. Wybaczę ci wszystko. Rozumiem, że potrzebowałeś odskoczni. Ten bękart nie może cię mi zabrać – zaczęła krzyczeć.

Do tej pory trzymałam język za zębami, bo byłam za bardzo zszokowana. Miałam już jednak dość tego, jak mówiła o moim dziecku.

Przerwałam nasz chód i obróciłam się w jej stronę.

– Jeszcze raz powiesz o moim dziecku bękart, to sama przyjdę i cię zabiję. Rozumiesz?!

Przewróciła oczami.

– Gówno mi zrobisz. Jesteś za słaba. Zawsze uciekasz! Nie umiesz walczyć o swoje. Jesteś żałosna. Gruba, naiwna idiotka, która nie potrafi nic zrobić sama. Nawet nie umiałaś znaleźć tego, co miałaś przed oczami. Bawiłam się tobą od samego początku.

Odepchnęłam dłonie Hanka i zrobiłam krok w jej stronę. Chciałam wyrwać jej wszystkie włosy. Rozbić jej głowę o posadzkę i zatańczyć na jej grobie. Miałam w dupie konsekwencje. Stał za mną mężczyzna, który zamaskuję każdą zbrodnię. Także moją. To wiedziałam na pewno. A zresztą teraz było mi wszystko jedno. Chyba nikt nie zrozumie tego bólu, który teraz miałam w sobie.

Hank widząc moje zachowanie, z powrotem przyciągnął mnie w swoje ramiona i schował mnie w silniejszym uścisku.

– Nie teraz, Eda. Przyjdzie na to czas. Teraz najważniejsze jest dziecko.

Znowu miał rację.

– Chodźmy – powiedziałam. – Wyjdźmy stąd, bo naprawdę się na nią rzucę i ją zabiję.

Hank zaczął mnie wyprowadzać z klubu przy akompaniamencie krzyków Gii. Żadne z nas już się nie obróciło.

– Poprowadzę samochód – powiedział Brandon, wyciągając kluczyki z kieszeni.

Hank skinął głową. Podszedł do auta, pomógł mi wejść na tylne siedzenie, a potem usiadł obok mnie. Brandon szybko wyjechał z parkingu. Wszystko działo się w ekspresowym tempie.

Objęłam brzuch, a Hank pocałował mnie w skroń i schował mnie całą w ramionach.

– Wszystko w porządku, gwiazdeczko? – zapytał. Próbował udawać silnego, ale słyszałam, jak załamuje mu się głos. – Jak się czujesz?

Westchnęłam cicho i wtuliłam się w jego pierś. Potrzebowałam teraz jego wsparcia jak nigdy wcześniej. Chciałam wchłonąć jego ciepło i energię.

– Fizycznie? Dobrze. Nic mnie nie boli. Wypiłam tylko mały łyk tego soku. Może nic mi nie będzie – powiedziałam. Nie wiem, kogo bardziej próbowałam przekonać. Jego czy siebie?

Hank pogłaskał mnie pocieszająco po ramieniu.

– A psychicznie? – zapytał.

– Nie wiem. Osoba, która oboje uznaliśmy za przyjaciela, manipulowała nami i próbowała skrzywdzić nasze dziecko. Chyba nie można po czymś takim czuć się dobrze. Mam mętlik w głowie i boję się, że nie skończy się to wszystko dobrze.

Hank jeszcze raz pocałował mnie w skroń.

– Wszystko będzie dobrze, gwiazdeczko. Nie z takich kłopotów wychodziliśmy. Nasza córka ma dwójkę silnych rodziców – ona też jest taka. Da sobie radę.

– To może być chłopiec – powiedziałam szybko, bez zastanowienia. To nie pierwszy raz prowadziliśmy tę rozmowę.

– To będzie dziewczynka! Zdrowa, piękna i silna dziewczynka.

Uśmiechnęłam się lekko na jego słowa. Jeszcze chwilę temu nie pomyślałabym, że jestem do tego zdolna. Wiedziałam, co próbował zrobić. Odwracał moją uwagę od niedobrych myśli. Cierpiał tak samo jak ja, ale próbował to zakamuflować, by zadbać o mój komfort.

Schowałam mu twarz w szyi.

– Wiesz, że cię kocham, prawda?

Przesunął swoją dłoń na moją szyję i ścisnął ją delikatnie.

– A tylko spróbowałabyś nie!

Kilka minut później znajdowaliśmy się przed dobrze znaną mi już kliniką. Brandon wcisnął nam tabletki, mówiąc, że powinniśmy pokazać je lekarzowi i powiedział, że znajdzie miejsce parkingowe i zaczeka tam na nas.

Hank pomógł mi wyjść z samochodu i zaprowadził mnie do rejestracji. Na nasze szczęście lekarz, który ostatnio mnie badał, stał przy ladzie i rozmawiał z pielęgniarką. Szybko do niego podeszliśmy, a Hank zaczął tłumaczyć naszą sytuację.

Później działo się wszystko w szybkim tempie.

Lekarz zabrał mnie na badania. Wypytał nas o wszystkie szczegóły. Ile tego wzięłam, w jaki sposób, jak dawno. Czy coś mnie bolało? Czy miałam nudności? No dosłownie wszystko. Widziałam jednak, jak z każdym naszym słowem i każdą mijającą minutą mój lekarz robił się coraz spokojniejszy.

Na sam koniec zrobił jeszcze USG, a gdy skończył, uśmiechnął się do nas uspokajająco.

– Sytuacja wygląda następująco. Za tydzień kończy się pierwszy trymestr ciąży. Im starszy jest płód, tym trudniej się go pozbyć. Misoprostol to specyficzny lek. Gdy przyjmie się go doustnie, jest on mniej skuteczny niż gdy poda się go podjęzykowo lub dopochwowo. Tak podany może wręcz nawet nie zadziałać, bo wchłania się przez śluzówkę. Po drugie trzeba przyjąć odpowiednią dawkę. Najpierw cztery tabletki, potem po trzech godzinach trzeba to powtórzyć i potem znowu. Żeby doszło do aborcji, trzeba przyjąć więc co najmniej dwanaście tabletek, a i to rzadko kiedy wystarczy, jeśli ciąża jest silna. Z tego co mówicie, to tabletki były tylko trzy, rozpuszczone w soku – jeśli w ogóle zdążyły się dobrze rozpuścić – i zostały przyjęte doustnie. A w dodatku wzięła pani tylko mały łyk.

– Do brzegu, doktorze. Czy dziecko jest całe i zdrowe? – powiedział zniecierpliwiony Hank. Przez cały czas siedział obok mnie i ściskał moją rękę. Martwił się i mnie wspierał. Nie mogłam więcej od niego oczekiwać.

– Jak najbardziej. Dziecku nic nie jest i nie sądzę, by coś miało się mu jeszcze stać. Zalecałbym jednak dzisiaj odpoczynek. To była stresująca sytuacja, a stres nie jest dobry ani dla przyszłej mamy, ani dla dziecka.

Oboje odetchnęliśmy z ulgą.

Jezu, tak bardzo się bałam! Dziękowałam losowi, że tak się to skończyło, a nie inaczej. Dosłownie czułam, jak z serca spada mi ogromny ciężar.

Byłam wdzięczna lekarzowi, że mnie uspokoił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. W końcu mogłam się szczerze i niewymuszenie uśmiechnąć.

Hank był równie szczęśliwy.

– Widzisz mamuśka. Mówiłem, że wszystko będzie w porządku – powiedział, unosząc moją dłoń do ust. Złożył na niej pocałunek, a później podniósł się nieco ze stołka i pocałował mnie także w usta. Po wszystkim obrócił się do doktora. – Dziękujemy za pomoc – powiedział z wdzięcznością.

Facet skinął głową.

– Mieliście szczęście w nieszczęściu. Gdyby ktoś wsypał całą paczkę, to sam nie wiem, jakby się skończyło. Jeszcze takiego przypadku nie miałem.

Hank zamyślił się przez chwilę i popatrzył mi w oczy.

– Gia dowiedziała się o ciąży może z dwie godziny wcześniej. Musiała skorzystać z sytuacji, gdy byłem zajęty i wyjść gdzieś kupić tabletki. Pewnie nie zdążyła przeczytać ulotki dołączonej do opakowania i myślała, że to podobnie jak z tabletkami „dzień po". Że wystarczy jedna.

Doktor zdjął rękawiczki i wyrzucił je do kosza.

– W naszym stanie tabletki poronne można kupić bez recepty. To, co zrobiła ta kobieta, to jednak przestępstwo. Normalnie musiałbym zgłosić to na policję. Rozumiem, że mam jednak tego nie robić, tak? – powiedział do Hanka.

Skoro zadawał takie pytanie, musiał sobie doskonale zdawać sprawę z tego, kim jest Hank. To była prywatna klinika, więc nie sądzę, że to pierwszy raz, kiedy nie wzywają policji.

– Nie, sami sobie poradzimy z tą sytuacją.

Skinął tylko głową w odpowiedzi wcale nie przejęty komentarzem Hanka.

– Może się pani ubrać – powiedział. – Niczego takiego nie przewiduję, ale gdyby odczuwała pani jakieś bóle, zauważyła krwawienie lub jakikolwiek niepokojący objaw, proszę się nie zastanawiać, tylko jak najszybciej przyjechać.

Tym razem to ja mu skinęłam.

– Jeszcze raz dziękuję za pomoc – rzuciłam, wstając z leżanki. Hank pomógł mi stanąć na równe nogi i tak jak ostatnio podał mi ubrania. Pocałowałam go w policzek i szybko się ubrałam.

Jeszcze raz podziękowaliśmy doktorowi i wyszliśmy z budynku.

Na parkingu przy samochodzie stał Brandon i nerwowo palił papierosa. Gdy tylko nas zobaczył, rzucił go na ziemię. Pod jego stopami zauważyłam dwa kolejne niedopałki. Podeszliśmy do niego bliżej.

– Po waszych minach widzę, że wszystko jest w porządku – stwierdził.

Oboje skinęliśmy mu w odpowiedzi.

– Wsypała za mało tego świństwa. Pomogło też to, że Eda nie wypiła tego w całości – wyjaśnił Hank.

Brandon odetchnął z ulgą.

– Nie rób mi tak więcej, Eda – powiedział, kładąc rękę na moim brzuchu. – Wujek Brandon martwił się o ciebie, dzieciaku.

Hank strzelił go po dłoni.

– Nie dotykaj mojej kobiety. Przekraczasz granice. Rozmawialiśmy o tym – powiedział zrzędliwie.

Mężczyzna tylko się uśmiechnął.

– Wiesz, że traktuję ją młodszą siostrę, szefie.

– I tylko dlatego jeszcze żyjesz – rzucił mój facet w odpowiedzi i zaczął prowadzić mnie na tylne miejsce w samochodzie. Tak, jakby chciał odciągnąć mnie od tego, kto mnie dotyka. Jakby myślał, że tylko on to może robić.

Szybko wskoczył obok mnie i przytulił mnie do siebie.

– Zabierz nas do domu – powiedział do Brandona, gdy ten zasiadł za kierownicą.

W ramionach Hanka czułam się dobrze. Spadał ze mnie cały stres spowodowany przez dzisiejsze wydarzenia.

– A co z Gią? – zapytałam.

– Trzeba to rozgryźć, bo kompletnie nie wiem, co się tu odjebało, ale nie myśl o tym. Później się tym zajmę. Teraz masz iść do łóżka i się odstresować. Słyszałaś lekarza.

Rozluźniłam wszystkie mięśnie i usiadłam wygodnie.

– Tak, proszę pana – powiedziałam z uśmiechem.

Hank wymamrotał coś pod nosem o zbyt mądrych ustach swojej kobiety, a mi zaburczało w brzuchu. Mój żołądek chyba też w końcu rozplątał wszystkie swoje nerwowe supły i przypomniał sobie, że jest pusty.

Zarumieniłam się, chowając twarz w jego szyi

– Ktoś tu jest głodny – powiedział, kładąc rękę na moim brzuchu.

Zaczął kreślić na nim palcami kółka.

– Ktoś tu miał zabrać kogoś na obiad – odpowiedziałam zaczepnie.

Hank zaśmiał się cicho.

– Prawda. To, co powiesz na pizzę i jakiś film na kanapie, a potem na drzemkę?

Jak mogłabym odmówić tej kuszącej propozycji?

W tym momencie byłam szczęśliwa. Chciałam zapomnieć o tym całym wydarzeniu i o tym, co jeszcze mogła zrobić do tej pory Gia. Nie byłam pewna, jakie były jej motywy, ale teraz miałam to gdzieś.

Mogłam się uspokoić i cieszyć życiem.

Mojemu dziecku nic nie było.

Tylko to się teraz liczyło.

Na całą resztę przyjdzie czas. 

Continue Reading

You'll Also Like

349K 6.2K 60
Co jeśli dwa przeciwne sobie światy zjednoczą się w jedno? Co jeśli facet z krwawą przeszłością pozna delikatną, poranioną przez los dziewczyne? W k...
265K 7K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
2.6K 69 6
Zemsta, nosi jej imię, a tym kto wymierzy jej cios, jest On. W chwili kiedy Allison McKenzie, przekracza próg w nowej pracy, zaczyna się gra, w które...
509K 17.8K 54
Budzenie się w nieznanym pokoju jest niepokojące, a gdy okazuje się, że pijacki wybryk przewrócił twoje życie o sto osiemdziesiąt stopni to przyszło...