LOST (ZAKOŃCZONE)

By uciekinnierka

200K 5.3K 991

Jenny ma 18 lat. Żyje spokojnie, wśród najbliższych, przygotowując się do egzaminów. Jednak los ma wobec niej... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog
Kilka słów ode mnie
Druga część "LOST"

Rozdział 15

3.1K 80 12
By uciekinnierka

- Jenny, wstawaj! - usłyszałam przytłumiony głos.

Poczułam, jak robi mi się ziemno, a miękka kołdra zsuwa się z mojego ciała. Pomrugałam szybko oczami, próbując przyzwyczaić się do światła. Wciąż zamglonym wzrokiem, prześledziłam pokój, by odnaleźć tego, kto zakłócił mój spokój.

Z boku łóżka stał roześmiany William. Jego przydługie włosy, zaczesane były za ucho. Ubrany był w czarne, luźne dresy i w bluzę, tego samego koloru. Rękawy miał podciągnięte do łokci, a jego dłonie zaciskały się na materiale pościeli.

Zmierzyłam go złowrogim spojrzeniem, unosząc wysoko brwi.

- Czy ty zwariowałeś? - zapytałam, podnosząc się na łokciach.

Zbliżyłam się do niego, by złapać za rąbek kołdry, ale szybko zrobił krok do tyłu, uniemożliwiając mi to. Pokręcił przecząco głową i szerzej się uśmiechnął.

- Nie ma tak łatwo - powiedział.

Czułam jak narasta we mnie frustracja. Było mi zimno, bolała mnie głowa i jedyne czego teraz chciałam, to znów zatopić się w głębokim śnie.

- William, nie jestem w nastroju na żarty - odparłam powoli, przecierając dłonią twarz.

Wczorajsza impreza dawała mi się we znaki. Czułam jak uderza we mnie kac. Nie miałam siły wchodzić z William'em w jakieś głupie przepychanki.

- Na szafce masz tabletkę - poinformował mnie, wskazując ręką na blat - Weź prysznic, ogarnij się i zejdź na dół. Dochodzi pierwsza, a na obiad ma przyjść Linda, pamiętasz?

Otworzyłam szczerzej usta. Szybko wstałam z łóżka, ale zakręciło mi się w głowie, więc znów na nie opadłam. Wpatrywałam się w sufit, z chęcią błagania bogów, by zdjęli ze mnie ciężar wczorajszej popijawy.

Kompletnie zapomniałam o obiedzie z Lindą. Cholernym obiedzie, na którym tak bardzo zależało naszemu ojcu.

- Już się zbieram - wyjąkałam.

William rzucił pościel na łóżko, po czym usiadł tuż obok mnie. Chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa, z uśmiechem na ustach.

- Wyglądasz strasznie - powiedział - Mam nadzieję, że chociaż było warto.

Uniosłam się do góry, by dałać mu kuksańca w ramię. Chłopak jęknął, po czym teatralne złapał się za rękę, w którą wcześniej go uderzyłam. Z wyrzutem wydęłam usta.

- Było - odpowiedziałam szczerze.

***

Godzinę później siedziałam już przy wyspie w kuchni. Ojciec chrzątał się po pomieszczeniu, nerwowo klnąc pod nosem. Wyglądał tak zabawnie, w brudnym fartuszku i sterczącymi we wszystkie strony włosami.

Cały ten obiad był dla niego niezwykle ważny. Nie gotował za często, ale gdy już to robił, nie można było mu odmówić talentu. Gotował jak prawdziwy mistrz kuchni. Nie rozumiałam dlaczego tym razem, tak się denerwował. Wciąż czegoś próbował, twierdząc, że nie jest odpowiednio smaczne. Wszystko wypadało mu z rąk, a ja widząc tragedię dziejącą się na moich oczach, miałam ochotę nieustannie wzdychać.

- Spokojnie - zaczęłam wstając i podchodząc do niego - Jeśli nadal będziesz się tak denerwował, to Linda nie będzie miała co zjeść.

Zabrałam mu drewnianą łyżkę z ręki i zaczęłam mieszać sos. Zmniejszyłam ogień i spojrzałam na niego czujnie. Mąka wplątała mu się w siwo-czarne włosy.

- Idź się przebierz. Wyglądasz koszmarnie - mrugnęłam do niego - Ja dokończę.

Chwilę stał wpatrując się we mnie i zastanawiając nad moimi słowami. Wydawał się nie być pewny, czy pozwolenie mi przejąć pałeczkę, jest dobrym pomysłem. W końcu jednym z moich największych talentów, było doprowadzanie kuchni do ruiny.

- Jesteś pewna? - zapytał.

Pokiwałam energicznie głową, po czym dotknęłam jego pleców i lekko pchnęłam go do przodu.

- Idź już - ponagliłam go.

***

Siedzieliśmy wszyscy przy stole, zajadając się kurczakiem. William na prośbę ojca nałożył koszule, a ja sukienkę. Długo nie chciałam się zgodzić na specjalne ubieranie. To miał być obiad, w dobrze znanym dla siebie towarzystwie, a nie bankiet u cesarza.  Przecież Linda nie raz u nas była, jadła z nami i wiedziała jak wyglądamy. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tym razem wymagało to tak wielkiego zamieszania.

Skubałam widelcem resztki jedzenia na swoim talerzu, gdy ojciec znacząco odchrząknał. Wszyscy spojrzeliśmy na niego, z oczekiwaniem.

Miał na sobie swój najdroższy garnitur, w granatowym kolorze. Włosy zaczesał do tyłu, nakładając na nie zdecydowanie za dużo żelu. Z perfumami również udało mu się przesadzić. Przyćmiły zapach nawet pieczonego kurczaka.

- Jennifer, William - zwrócił się do nas - Chcemy razem z Lindą powiedzieć wam coś ważnego.

Spojrzałam na swojego brata, z uniesionymi do góry brwiami. Brunet wyglądał na równie zdezorientowanego co ja. Mój mózg zaczął pracować na szybszych obrotach. Poważny ton ojca, specjalny obiad, strój - co takie się stało?

- Jesteś w ciąży? - wypalił William, spoglądając na blondwłosą.

Zakrztusiłam się śliną. Linda poprawiła się nerwowo na krześle. Widziałam, jak zaczyna się denerwować. Nagle i ja poczułam jak stres zalewa moje ciało. Co jeśli Linda faktycznie będzie mieć dziecko, z naszym ojcem?

- Co? Nie! - krzyknął tata.

Odetchnęliśmy z William'em głośno. Napięcie lekko uleciało.

- Mój boże, całe szczęście - powiedział mój brat, na co kopłam go pod stołem - Znaczy nie, żebyśmy nie chcieli. Po prostu... - zaczął się gubić we własnych słowach.

- Gdybyś była, cieszylibyśmy się - powiedziałam, uśmiechając się do niej ciepło.

To nie była do końca prawda i zdawałam sobie sprawę, że oni także o tym wiedzą. Sama nasza reakcja była zupełnym przeciwieństwem cieszenia się. Miałam już osiemnaście lat, William dwadzieścia jeden i nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy mieć jeszcze rodzeństwo. Zresztą nasz ojciec już nie był młody.

Tata uniósł do góry rękę, chcąc w ten sposób znów zwrócić na siebie uwagę. Kolejny raz odchrząknał, po czym spojrzał na nas poważnie.

- Chcielibyśmy was o czymś poinformować - kontynuował - Postanowiliśmy z Lindą spróbować być razem.

Patrzył na nas z oczekiwaniem. Odwróciłam wzrok na swojego brata, łącząc z nim spojrzenia. Minęło kilka sekund, po czym mimowolnie wybuchnęliśmy śmiechem. Śmialiśmy się długo i głośno, łapiąc się za brzuch. Minęła długa chwila, nim się uspokoiliśmy.

Spojrzałam na ojca, który ze złością w oczach, mierzył nas wzrokiem. Przełknęłam ciężko ślinę, zdając sobie sprawę, jak mogło wyglądać to z ich perspektywy.

- Tato, my... - zaczęłam - Razem z William'em wiedzieliśmy o tym od dawna.

Ojciec wciąż nie zmienił swojej miny. Czułam się głupio. Wiedziałam, że mogli odebrać naszą reakcję w zupełnie przeciwny sposób.

- I... - zaczął niepewnie tata - Nie macie nic przeciwko? Jesteście dla mnie bardzo ważni i nie chciałbym robić niczego wbrew wam.

Coś zakuło mnie w środku. Patrzyłam uważnie na jego twarz. Przyglądałam się zmarszczą na jego cerze. Był zagubionym, mającym już swoje lata mężczyzną. I coś w tym zagubieniu mnie łamało.

- Jesteśmy niesamowicie wdzięczni, że w końcu znalazł się ktoś, kto cię uszczęśliwia - powiedziałam szczere - Nie mogłam sobie wymarzyć nikogo lepszego, u twojego boku.

Widziałam jak oczy Lindy lekko się zaszkliły. Pospiesznie wstała z krzesła i popędziła w moją stronę. Mocno objęła mnie ramionami, a ja pozwoliłam jej na ten gest. Powoli wdychałam jej zapach, gdy ona z radością mnie przytulała.

W końcu odsunęła się ode mnie i wciąż, trzymając mnie za ramiona powiedziała cicho:

- Dziękuję.

A to sprawiło, że i na moich ustach pojawił się szeroki i ciepły uśmiech.

***

Oglądaliśmy telewizję, siedząc wszyscy na kanapie. Linda opierała się o ramię mojego ojca, a William wciąż wpatrywał się w swój telefon. Czułam nieopisane szczęście na ten widok. Zapomniałam już, że może być tak zwyczajnie. Tak dobrze i po prostu domowo.

W pewnym momencie mój telefon zawibrował. Sięgnęłam ręką na ławę, by go podnieść. Powoli odblokowałam urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz.

Nieznany: Jestem pod twoim domem. Masz 10 minut, żeby wyjść.

Zmarszczyłam brwi, czytając wiadomość jeszcze raz. Pokręciłam głową. Nie znałam tego numeru i z nikim się nie umawiałam.

Jenny: Pomyłka.

Odłożyłam urządzenie obok siebie, wracając do oglądania telewizji. Nie minęła chwila, a dźwięk powiadomień znów dał o sobie znać.

Nieznany: Jesteś winna mi randkę, pamiętasz? Zostało Ci 8 minut, a ja bywam niecierpliwy.

Wpatrywałam się w treść wiadomości z niedowierzaniem. Nie mogłam sobie przypomnieć, bym z kimkolwiek się umawiała.

Jenny: To naprawdę pomyłka.

Przygryzałam dolną wargę w oczekiwaniu.

Nieznany: Twój zegar tyka, Jennifer.

Poczułam jak mój żołądek się skręca. Nerwowo poprawiłam się na kanapie, ściskając w dłoniach mocniej telefon. Kto do mnie pisał?

Jenny: Kim jesteś?

Nieznany: Z tej strony Harry Wilson. Mam się czuć urażony? Z kimś jeszcze wybierasz się na randkę?

Poczułam jak tracę oddech. Moje ręce zaczęły drżeć i się pocić. Czy to był żart? Czy on naprawdę do mnie pisał? Czy on stał pod moim domem?

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Patrzyłam na spokojną twarz Lindy, swojego ojca, na niewzruszoną postawę William'a. Wszystko wydawało się być takie normalne, a przecież nie było.

Jenny: Nie spotkam się z Tobą!

Przełknęłam ciężko ślinę, wciąż wpatrując się w wyświetlacz. Serce biło mi tak mocno, że miałam wrażenie, że chwila, a wyskoczy mi z piersi.

Harry: Spotkasz.

Zaczęła narastać we mnie irytacja. Czy on jest normalny? Dlaczego myślał, że jestem na jego zawołanie? Że zrobię wszystko co tylko mi każe?

Jenny: Nie ma mowy. Nie pisz do mnie więcej.

Zablokowałam urządzenie i rzuciłam je na blat stołu. Prawie od razu usłyszałam, kolejne wibracje, dające znać, że przyszła nowa wiadomość. Postanowiłam to zignorować, wygodniej operając się o zagłówek. Nie było mowy, abym pozwoliła ze sobą pogrywać.

A mimo to, nie potrafiłam się skupić na niczym innym. Harry Wilson do mnie napisał. Harry Wilson chciał pójść ze mną na randkę. Ten sam, który był dla mnie wredny i bezczelny. Ten sam, który na mój widok cały się spinał ze złości.

Telefon zaczął wibrować nieustannie. Z frustracją sięgnęłam po niego. Dzwonił do mnie. On do mnie dzwonił. Odrzuciłam połączenie, zaciskając szczękę. Czy on nie potrafił odpuścić?

Chwilę po tym dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po domu. Wszyscy jak na zawołanie unieśliśmy wzrok, spoglądając w tamtą stronę. Moje oczy przyjęły rozmiar małych piłeczek. Co jeśli to może być on? Przełknęłam ciężko ślinę, próbując wyrzucić te myśli z głowy. Przecież to byłoby wariactwo.

- Otworzę - starałam się brzmieć spokojnie.

Na drżących nogach wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę przedpokoju. Przystanęłam na chwilę w holu, odwracając się. Linda opierała się znów o ramię ojca. Widziałam jak ten uśmiecha się sam do siebie i obejmuje ją ramieniem. William znów wpatrywał się w swój telefon, ze znudzeniem wystukując coś na klawiaturze. To był naprawdę ładny i miły obrazek.

Dzwonek znów zadźwięczał, zmuszając mnie do otwarcia drzwi. Drżącymi dłońmi naciskałam na klamkę i wyjrzałam na zewnątrz. W pierwszej chwili nikogo nie zauważyłam. Zmrużyłam oczy i wychyliłam się bardziej. Czułam jak zamieram, gdy ujrzałam opierającą się o wyrandę postać. Boże, to był on. Harry patrzył mnie z założonymi na piersi rękami. Był taki spokojny, obojętny i jednocześnie znudzony.

Pierwsze o czym pomyślałam, to by zatrzasnąć drzwi i wrócić do środka. Ale zaraz zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Gdyby ojciec dowiedział się z kim się zadaje, dostałby szału. Gdyby William wiedział, gdzie wczoraj byłam na imprezie, zabiłby jego, a później mnie. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby wszystko się wydało. Nie teraz. Nie gdy ojciec jest najszczęśliwszą osobą na świecie, a dzisiejszy dzień był dla niego tak ważny.

Niepewnie postawiłam kilka kroków przed siebie. Zanim zamknęłam wejście do domu, obejrzałam się jeszcze raz z zamiarem upewnienia się, czy wszyscy nadal znajdują się na swoich miejscach. Gdy okazało się, że tak, zatrzasnęłam drzwi i wypuszczając ciężko powietrze, odwróciłam się w stronę chłopaka.

- Nie masz prawa tu przychodzić - wyszeptałam, celując do niego palcem.

Nogi wciąż mi drżały. Moja klatka piersiowa ciężko się unosiła i opadała. Harry rozłożył ręce i odepchnął się od werandy. Widziałam jak robi krok w moją stronę. Jego ciężkie spojrzenie, wierciło dziury w moim czole. Robiło mi się coraz to bardziej gorąco i duszno.

- Nie musiałbym tego robić, gdybyś mnie nie ignorowała - jego zachrypnięty głos dotarł do moich uszu.

Poczułam, jak przechodzi mnie dreszcz na ten dźwięk. W gardle mi zaschło. Wszystko wydawało się cięższe, a powietrze gęstsze.

- Nie chcę iść z tobą na randkę - odparłam.

Mój głos nie był już tak pewny jak wcześniej. Ja cała już taka nie byłam. Gęsia skórka na moim ciele zaczęła się powiększać. Próbowałam uniknąć jego wzroku, patrząc na wszystko tylko nie na jego twarz.

- Ale pójdziesz - powiedział - W przeciwnym razie przywitam się z twoją rodziną.

Wytrzeszczyłam w zdziwieniu oczy. Nie, tego było za wiele. Jak on śmiał posuwać się tak daleko? Jak mógł wpaść na taki pomysł?

Zrobiłam pewny krok w jego stronę. Złość zaczęła wypełniać moje ciało. Patrzyłam mu już w oczy, ciskając błyskawicami. Nie było mowy, żebym dała tak sobą pogrywać.

- Nie masz prawda zachowywać się w ten sposób - mój głos był cichy, ale pełen gniewu - Nie pozwolę, żebyś mnie szantażował.

Oddychałam ciężko, czekając na odpowiedź. Ale Harry patrzył na mnie z politowaniem, przekręcając głowę. Jakby moja złość go nie wzruszała.

- Daje ci prostą propozycje. Idziesz teraz ze mną i jest to ostatni raz, gdy się narzucam albo wchodzę do środka i informuje twoich bliskich, w jakim towarzystwie się trzymasz - cwaniacki uśmieszek wkradł się na jego usta.

Miałam ochotę uderzyć go w twarz. Jak on śmiał? Co takiego mu zrobiłam, że zaczął toczy ze mną wojnę?

- Nie zrobisz tego - wycedziłam przez zęby.

- Chcesz się przekonać?

Po tych słowach ruszył w stronę drzwi i nacisnął na klamkę, lekko je uchylając. Wszystko się we mnie zagotowało. Biegiem popędziłam w jego stronę, znów je zamykając. Widziałam jak uśmiecha się pod nosem, z satysfakcją.

- Dobrze - sama nie wierzyłam, że to powiedziałam.

Znów przegrałam.

______________________________
Ściskam Was mocno 🖤 Mam nadzieję, że ciąg historii o Harry'm i Jenny się Wam podoba :) Do następnego!!
+ Jestem niezwykle wdzięczna za 1 tys wyświetleń. Jesteście niesamowici 🖤🖤🖤

Continue Reading

You'll Also Like

354K 30.9K 22
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
6.6K 325 10
~ Usiądźcie i odpocznijcie drogie dzieci, młodzieży, dorośli. Pragnę opowiedzieć wam krótką bajkę, jak księżyc polubił słońce i odwrotnie. ~
424K 14.2K 30
On- Liam, pewny siebie, arogancki, siedemnastoletni, mający w szkole opinie Bad Boy'a chłopak, który zmienia dziewczyny jak skarpetki. Ona- Mary, mło...
77.8K 2.6K 17
[DRUGI TOM DYLOGII „INTRIGUE"] Od przeżyć z ostatniego lata minął rok. Aurora i Connor White skończyli właśnie program nauczania w Chicago Private S...