My baby shot me down - ZAKOŃC...

By MABRANDON52

398K 16.6K 1.6K

A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opał... More

NOWA HISTORIA
Część 1
Część 2
Część 3
Część 4
Część 5
Część 6
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 12
Część 13
Część 14
Część 15
Część 16
Część 17
Część 18
Część 19
Część 20
Część 21
Część 22
Część 23
Część 24
Część 25
Część 26
Część 27
Część 28
Część 29
Część 30
Część 31
Część 32
Część 33
Część 34
Część 35
Część 36
Część 37
Część 39
Część 40
Część 41
Część 42
Część 43
Część 44
Część 45
Część 46
Część 47
Część 48
Część 49
Część 50
Część 51
Część 52
Epilog

Część 38

4.8K 267 35
By MABRANDON52

Hank

Obmyłem swoją ranę szarym mydłem w klubowej łazience przy moim biurze. Krwawiło gorzej, niż wyglądało. Zostanie blizna, ale to przecież nie pierwsza. Wystarczy przez kilka dni zmieniać często opatrunki i nic się nie stanie. Kula dosłownie smyrnęła moje ramię.

Tym razem nie było po co iść do lekarza.

Wyrzuciłem brudne ręczniki papierowe do śmietnika i otworzyłem wodę utlenioną, przesuwając zakrwawionym kciukiem po etykiecie na butelce. Jeden kącik ust uniósł mi się w zbolałym uśmiechu. Tę samą butelkę użyłem w swoje urodziny, kiedy Eda zraniła swoje kolana. To był ostatni wieczór, gdy wszystko między nami grało.

Jezu, jak to możliwe, że nawet jebana butelka sprawiła, że znów sobie o niej przypomniałem? Minęły przecież dwa miesiące. Czy ból nie powinien zelżeć? I, cholera, może by zelżał, ale wciąż nosiłem w sobie poczucie winy, które ciążyło mi na barkach.

Wylałem pół butelki na ranę i zauważyłem, że to bardziej bolało niż samo postrzelenie. Może to za sprawą adrenaliny, która już uleciała z mojego organizmu. Cisnąłem do kosza opakowanie, by choć trochę się wyżyć, ale nawet to nie pomogło.

Zakleiłem sobie ranę opatrunkiem i dwoma kawałkami plastra, a potem westchnąłem i mentalnie przygotowałem się na kolejny długi i męczący wieczór.

Wyszedłem z łazienki i od razu wiedziałem, że nie powinienem z niej wychodzić. Na krześle przy moim biurku czekał na mnie Rick.

Jeszcze tej cholery tu potrzebowałem...

Westchnąłem jeszcze raz i podszedłem do małej szafy. Jak tak dalej pójdzie, to znowu będę musiał zaopatrzyć ją w czyste ubrania. Zabrałem z niej białą koszulę. Tylko one mi tu zostały.

– Nawet się ze mną nie przywitasz?

Zapiąłem każdy guzik i dopiero wtedy usiadłem przy biurku.

– Co tym razem mogę dla ciebie zrobić, drogi wujku? – zapytałam, ale mój głos był podszyty lekkim sarkazmem.

Facet zmrużył oczy, ale nie podłapał przynęty.

– Skąd ta rana? – skinął brodą w kierunku mojego ramienia.

– Tylko nie mów, że się o mnie martwisz.

Tym razem już się nawet nie powstrzymywałem.

Rick zacisnął zęby.

– Przestań pieprzyć i bawić się ze mną, smarkaczu.

Roześmiałem się.

– Smarkaczu? Chyba zapominasz, z kim rozmawiasz? Ponad dziesięć lat siedzę na tym krześle, a ty wciąż nie rozumiesz, że nie masz tu nic do gadania.

– Nie zapominaj, że gdybyś nie zabił swojego ojca, to może ja bym tam siedział – burknął.

Tak... jeśli to on by go zabił...

Jezu, znowu ta gadka. Nie miałem już na to siły.

Ile można? To jak walka z wiatrakami.

– Po co tak naprawdę przyszedłeś? – zapytałem znużony. Miałem już dość słuchania gówna z jego strony.

– Rozmawiałem wstępnie z ojcem Dmitrija, Ivanem. Wiesz, że ma córkę, prawda? Niedawno skończyła osiemnaście lat. Oboje z Ivanem uważamy, że wasze małżeństwo ukróciłoby tę wojnę. Powiedział, że jeśli weźmiesz ją za żonę, to nastanie rozejm. Wystarczy tylko twoje tak, a ta wojna zakończy się w tej chwili.

Chyba się przesłyszałem.

– Co zrobiłeś? – zapytałem z niedowierzaniem.

Rick przewrócił oczami.

– Nie bądź dzieckiem. Masz trzydzieści lat. Czas byś zrobił to, co się należy. Znalazłem ci żonę. Możecie spłodzić razem dziedzica. To połączy nasze klany. Ten sojusz sprawi, że nasza mafia będzie nie do powstrzymania. Mam to dogadane z Ivanem. Nawet ten cały Dmitrij będzie miał, gówno do gadania. Czyż nie tego chciałeś? Tylko zgódź się i przerwij naloty na ich miejscówki – powiedział pewny swojego.

On naprawdę wierzył, że ułożył znakomity plan i zawarł sojusz, który przyniesie władzę i zakończy nasz spór. Naprawdę wierzył, że się na to wszystko zgodzę. Myślał, że może coś knuć za moimi plecami, a jego słowa mają jakąś – jakąkolwiek – moc sprawczą.

Stanąłem na równe nogi.

– Posłuchaj mnie teraz uważnie. To już kolejny raz, kiedy wtrącasz się w moje życie. Już ostatnio powiedziałem ci, że jeśli zrobisz to jeszcze raz, to kolejnej szansy nie dostaniesz. Żadnego sojuszu nie będzie. To Eda zostanie moją żoną, czy ci się to podoba, czy nie.

– Hank – przerwał mi, przewracając oczami. – Nie bądź głupcem. Jeśli chcesz pieprzyć tamtą tłustą cipkę, nikt ci tego nie zabroni. Masz tylko spłodzić dziecko z odpowiednią kobietą. To, co będziesz robił na boku, mnie nie obchodzi. A poza tym czy przypadkiem nie wyrzuciłeś tej cipki? Słyszałem, że namieszała ci w interesach? Podobno jakąś teczkę wyniosła... Nie gadaj, że wierzysz tej kurwie, że niczego nie zrobiła.

Kurwa, miałem już dość słuchania jak ten skurwysyn obraża moją Edę. Jak ktokolwiek ją obraża.

W mgnieniu oka znalazłem się przy jego fotelu i podniosłem go za fraki.

– Jeśli masz coś wspólnego z tą sprawą, będziesz błagał, bym cię zabił, gdy z tobą skończę – powiedziałem prosto w jego twarz.

Rick zaczął się szarpać. Próbował wyrwać mi koszulę z rąk, ale na próżno. Czekałem na odpowiedź.

– Daj spokój. Nie bawię się w śmieciach. Ta suka... – tym razem to ja nie dałem mu skończyć.

Puściłem go, a potem zamachnąłem się prawą ręką. Usłyszałem i poczułem, jak jego nos się łamie. Opadł bezwładnie, przewracając przy tym fotel.

Czułem satysfakcję. Nie tylko dlatego, że dałem w mordę temu, kto mówił źle o Edzie, ale także dlatego, że w końcu to zrobiłem. Przez lata mówił mi, że jestem niewystarczający. Karmił mnie swoim zepsuciem i nareszcie mu się to zwróci.

Zresztą tak, jak jego zepsutej żonie. I może przy okazji reszta tak zwanej rodziny czegoś się nauczy.

Rick złapał się za nos, z którego kapała krew. Kurwa, czy nie mówiłem mu ostatnio, by nie poplamił mojego dywanu?

– Ty sukinsynu, zwariowałeś? – powiedział. Złamany nos i ręka tłumiły jego słowa.

Zignorowałem to.

Złapałem za telefon i zadzwoniłem do Brandona.

– Szefie.

– Przyślij mi tu kogoś. Czas by ktoś wyniósł śmieci – powiedziałem. Podkreśliłem ostatnie słowo i spojrzałem w oczy Ricka, by było jasne, że jedynym śmieciem tutaj jest on sam.

Rzuciłem telefon na biurko, a potem usiadłem na nim.

– A teraz posłuchaj mnie jeszcze raz. Od lat knułeś za moimi plecami i podważałeś mój autorytet. Koniec z tym. Pytałeś się mnie, skąd ta rana. Od dwóch miesięcy unieszkodliwiam ludzi bratwy i zagarniam ich miejscówki wraz z całym majątkiem. Nie będzie żadnego sojuszu nie tylko dlatego, że nie zamierzam żenić się jakąś kobietą, która jest ledwie legalna nawiasem. Nie będzie żadnego sojuszu, bo oni nie są już dla mnie konkurencją. Dmitrij w tym momencie leży w mojej piwnicy. Zniszczyłem ich. Więc nie wiem, co sobie w tej chorej głowie wymyśliłeś, ale tak wygląda rzeczywistość.

Do pokoju weszli Nico i Nelson, a za nimi Brandon, który wgapiał się w swój telefon. Ze zmarszczonymi brwiami schował go do kieszeni i spojrzał w moją stronę.

– Zabierzcie go stąd. Zróbcie z nim, co chcecie, ale do rana mam mieć informacje, że nie żyje. Potem możecie odwiedzić jego żonę i dać jej dziesięć minut na spakowanie się. Zajmijcie się ich kontami. Nie będę już fundował fanaberii mojej rodziny – powiedziałem. Ciotka miała bogatą rodzinę ze swojej strony. Jeśli swoim charakterem nie spaliła wszystkich mostów, miała dokąd iść.

Nico i Nelson skinęli głowami i podnieśli awanturującego się Ricka.

– Dacie sobie radę? – zapytał Brandon.

Nico podniósł jedną brew i popchnął Ricka na drzwi. Facet jęknął i zaklął, gdy jego złamany nos uderzył w twardą powierzchnię.

Tak, zdecydowanie sobie poradzą.

Nikt nie zwrócił uwagi na lamentującego Ricka.

Brandon podniósł fotel z podłogi i usiadł na nim z westchnieniem. Wyciągnął telefon z powrotem i zmarszczył brwi, a potem położył go na moim biurku. Dopiero wtedy na mnie spojrzał.

Wyglądał na zdenerwowanego i jakby na coś czekał. To było dziwne. Nie zamierzałem tego jednak komentować. Jeśli będzie potrzebował mojej pomocy, to wiedział, gdzie jestem.

– To, co zrobił tym razem, że pękłeś? – zapytał w końcu.

Przeleciałem dłonią po włosach.

– Chciał iść na ugodę z Rosjanami. Wymyślił sobie, że poślubię siostrę Dmitrija i to zakończy wojnę. Już nawet rozmawiał o tym z Ivanem – powiedziałem.

– Co? – wysapał zdezorientowany.

– No. Dokładnie.

– Jezu, nawet nie wiem, jak to skomentować. Co zrobisz z tą sytuacją? Nie możesz jej przecież tak zostawić, tym bardziej że Rick mógł już poczynić jakieś ustalenia w twoim imieniu.

Brandon uderzył w sedno sprawy. Musiałem się tym zająć. Kolejna, kurwa, sprawa, która zrzuciła mi się na barki nie wiadomo skąd.

Przemyślałem przez chwilę swoje następne ruchy trzy kroki naprzód.

– Wiem i chyba w takim wypadku będę musiał najpierw porozmawiać z Ivanem. Po śmierci Dmitrija technicznie władza może wrócić do starego. Z tego co wiem, to reszta jego synów odcięła się od tej działalności. Został tylko on i jego córka, która nie miała wyjścia, bo przecież była niepełnoletnia. Od jakiegoś czasu nie słyszałem wiele o Ivanie, ale trzeba go znaleźć. Nie powinno być to jednak trudne, skoro Rick go znalazł. Zajmiesz się tym?

Skinął głową w odpowiedzi.

– A co robimy z Dmitrijem?

Westchnąłem. Najchętniej zabiłbym go od razu, ale to chyba musiało zaczekać.

– Nic. Zabić go możemy zawsze. Najpierw jednak powinniśmy pogadać z Ivanem. Może jest stary, ale może chcieć odbudować swoje imperium. Nie chcę tego. Bratwa nie powinna się tu odradzać. Najlepiej jeśli ci, którzy przeżyli, wrócą do Rosji. Jeśli jednak przyjmą do wiadomości, że nie mają już żadnej siły, mogą zostać. Byle by nie mieszali się już więcej moje interesy. Dmitrij może być naszą kartą przetargową. Nie oddamy go, ale to, że go mamy, sprawia, że jesteśmy w lepszym położeniu.

– Jeśli tak chcesz, ale... – zaczął, ale nagle jego telefon zaczął tańczyć od wibracji na moim biurku.

I może się, kurwa, przewidziałem, ale na ekranie mignęło imię Edy.

I to nie były tylko moje zwidy. Byłem tego pewny.

Brandon szybko złapał za telefon, wymamrotał jakieś przeprosiny i szybko wybiegł z biura.

Jak dziecko podsłuchujące rodziców, wstałem szybko z miejsca i podszedłem do drzwi. Na szczęście w pośpiechu ich nie domknął. Przysunąłem się bliżej, prawie wchodząc na ścianę.

– Jezu, czego nie zrozumiałaś w „melduj się codziennie do szesnastej"? Miałem już wysłać do ciebie kogoś. Nie możesz robić takich rzeczy, Eda – powiedział nerwowo.

Jezu, on na serio z nią rozmawiał. Za moimi plecami.

Przez ten cały czas.

Kurwa.

Continue Reading

You'll Also Like

264K 7K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
32.1K 556 31
Vanessa Morgan to 17letnia Amerykanka. Do dnia jej 18 urodzin, dziewczyna żyła normalnie... prawie. Sądziła, że ma ochroniarzy, bo jej tata jest po...
860K 26.9K 58
April jest utalentowaną kobietą, która musi porzucić swoje marzenia, by móc utrzymać swoją schorowaną babcię i młodszą siostrę. Podejmuje się ona ka...
458K 24.2K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...