100 DNI DO MATURY

By drobnosc

4.5K 717 918

"Młodość [...] jest ciężka i gorzka, jest niezgodą na świat i niezgodą na siebie". Zofia Nałkowska © drobnosc... More

ROZDZIAŁ 1.
ROZDZIAŁ 2.
ROZDZIAŁ 3.
ROZDZIAŁ 4.
ROZDZIAŁ 5.
ROZDZIAŁ 6.
ROZDZIAŁ 7.
ROZDZIAŁ 8.
ROZDZIAŁ 9.
ROZDZIAŁ 10.
ROZDZIAŁ 11.
ROZDZIAŁ 12.
ROZDZIAŁ 13.
ROZDZIAŁ 14.
ROZDZIAŁ 15.
ROZDZIAŁ 16.
ROZDZIAŁ 17.
ROZDZIAŁ 18.
ROZDZIAŁ 19.
ROZDZIAŁ 20.
ROZDZIAŁ 21.
ROZDZIAŁ 22.
ROZDZIAŁ 23.
ROZDZIAŁ 24.
ROZDZIAŁ 25.
ROZDZIAŁ 26.
ROZDZIAŁ 27.
ROZDZIAŁ 28.
ROZDZIAŁ 30.
ROZDZIAŁ 31.

ROZDZIAŁ 29.

57 11 6
By drobnosc

a/n: kochani, witam was po przerwie<3 mam nadzieję, że wszystko u was dobrze

Pierwszy poranek maja przyniósł Warszawie słońce, zatapiając ulice w kolorze płynnego miodu. Wśród mieszkańców dało się słyszeć zadowolenie, w ich śmiechu i słowach, nagle tak jasnych i lekkich. Antek niechętnie wszedł na stację metra, zostawiając za sobą ciepło i spokój. Jechał w kierunku Dworca Gdańskiego i miał wrażenie, że połowa ludności Warszawy jedzie wraz z nim. W środku było głośno, duszno, ciasno. Ciała napierały na siebie i zderzały się ze sobą jak dwa przypadkowe atomy w przestrzeni. Ktoś rozmawiał o nadchodzącej sesji, ktoś o kwiatach na targu, a jeszcze ktoś inny o globalnym ociepleniu. Antek mimowolnie przysłuchiwał się tym rozmowom, czasem jednej konkretnej, czasem wszystkim jednocześnie. Przypomniał mu się czarny kot, który przeciął mu drogę tuż przed jego domem. Wydawało mu się, że mógł być jakimś znakiem od świata.

Zresztą, tego dnia wszystko wydawało mu się być znakiem od świata - i wschodzące słońce, i niedopałek niestarannie zagrzebany pod ziemią, i mijający go ludzie, i ten głos, który słyszał w swojej głowie, nie głośny ani nie cichy, jak szept, który jest jasny i wyraźny, ale wciąż pozostaje tylko szeptem. Nie potrafił zrozumieć tych znaków i przypisać im konkretnej symboliki, ale dalej uparcie w nie wierzył. Wierzył, że były zesłane tylko dla niego.

Tosia czekała na peronie. Złote pasma światła kładły się na jej twarzy, na jej dłoniach i ramionach. Wyglądała jak postać z innego wymiaru, jak ktoś doskonały, idealny, ktoś, kto nie ma prawa istnieć tutaj, na Ziemi. Przez chwilę Antek po prostu na nią patrzył, skupiając się na rytmie własnego serca - biło strasznie szybko, niemiarowo, jak gdyby ono też chciało mu coś powiedzieć. Parę osób przepchnęło się obok niego, potrącając go i mrucząc pod nosem z niezadowoleniem. Oni wszyscy myśleli, że świat należy do nich, ale Antek wiedział, że ten świat był wyłącznie jego. Gdy zaczął iść w kierunku Tosi, obróciła się, wyczuwając jego obecność. Wyjęła z uszu słuchawki i uśmiechnęła się. Antek, wciąż zaspany, objął ją i przyciągnął do siebie. Chciał poczuć coś miłego, przyjemnego. Wsunął dłoń w jej włosy i przytulił ją jeszcze mocniej. Chciał być szczęśliwy, wesoły.

A przede wszystkim - chciał pozbyć się z głowy widoku Tymka. Tymka z zakrwawionymi, krzyczącymi do niego przedramionami, które były pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślał Antek tuż po obudzeniu się.

Na początku nie wiedział nawet, gdzie się znajduje. Śniły mu się krzywe kwadraty i proste linie, i widział je jeszcze przez chwilę, gdy otworzył oczy. Malowały się na suficie i tańczyły nad jego ciałem. Tymek wciąż leżał obok niego i oddychał ciężko, strasznie smutno, a mimo to uśmiechał się. Ciekawe, czy on też śnił o kwadratach i liniach, czy może o czymś bardziej przyziemnym, o Zosi, o swojej mamie, tacie. Antek podniósł pościel i jeszcze jeden ostatni raz pozwolił sobie spojrzeć na rany Tymka, po czym wstał, umył zęby i zniósł walizkę na dół. Chciał zawrócić, ale coś ciągnęło go do wyjścia. Więc wyszedł.

Pociąg przyjechał na czas, dysząc przed garstką pasażerów. Poranne powietrze mieszało się ze stęchłym zapachem dworca. Antek był coraz mniej pewny swojej decyzji, ale jeszcze mniej pewny był tego, co by się stało, gdyby nie pojechał. Jego wnętrzności zacisnęły się w supeł. Zaraz miał opuścić Warszawę, jego kochaną Warszawę, i całe swoje dotychczasowe życie. Nawet jeśli wiedział, że wróci, nie mógł pozbyć się strachu. Przerażało go to, że jego Warszawa miała dalej istnieć bez niego, że jego Warszawa była Warszawą wielu innych ludzi, którym Antek wcale nie był potrzebny. Że po jej ulicach dalej miały jeździć auta. Że w Parku Skaryszewskim ławki dalej miały skrzypieć pod ciężarem czyjegoś ciała. Że w szkole uczniowie dalej mieli słuchać nauczycieli na lekcjach, a potem palić papierosy na przerwach. Że jego przyjaciele dalej mieli żyć, rozmawiać i myśleć o nim, podczas gdy on pojedzie kilkaset kilometrów na północ Polski. Zaczęło go to przytłaczać, miał ochotę położyć się na chodniku, rozpłakać i już nigdy, przenigdy nie wstawać. Zasnąć i więcej się nie obudzić. Zamknąć oczy i więcej ich nie otworzyć.

Ale pociąg czekał - a z nim cała jego przygoda. Więc posłusznie wszedł do jednego z wagonów i zajął przeznaczone mu miejsce przy oknie. Kiedy ruszyli, miasto zaczęło rozmazywać się przed jego oczami, coraz szybciej i szybciej, i szybciej. Nie rozmawiali ze sobą, dopóki nie ogłoszono kolejnej stacji. Wtedy Antek zaczął płakać, choć sam nie potrafił do końca zrozumieć dlaczego, nawet jeśli był w stanie wymienić tysiąc różnych powodów. Tosia zauważyła jego łzy i wtedy powiedział jej o wszystkim. O wszystkim, czyli: o Tymku i jego ramionach, o Idzie i jej niespełnionej miłości, o Natalii i ich rozmowie po absolutorium, o Wojtku i jego marzeniach o Krakowie, o rodzicach i ich wielkich wyobrażeniach na temat Antka.

O wszystkim.

***

Morze było spokojne. Było nieskończone i ciche. Morze było wszystkim, czego Antek pragnął.

Fale zaczynały pojawiać się na granicy między wodą a niebem, z początku tworząc niewielkie wybrzuszenia, które z czasem przeobrażały się w coraz potężniejsze fałdy. Na koniec spłaszczały się, znikały w głębokiej otchłani i z niejasnych powodów Antek miał wrażenie, że już więcej się nie pojawią. I oglądał je w skupieniu, kiedy po raz kolejny wznosiły się i opadały, wznosiły i opadały, myśląc o wielu rzeczach, o których myśleć nie powinien.

Siedzieli na rozłożonym kocu. Tosia bawiła się piaskiem, nabierając go w garść i podrzucając w górę. Antek dalej przyglądał się falom. Dla przechodniów wyglądali na zwykłą parę nastolatków, miejscowych czy nie-miejscowych, którzy czerpali z otoczenia, z natury i jej łagodności. Dwójka młodych ludzi, których dusze kołysały się razem z szumem wiatru. Przede wszystkim, wyglądali na szczęśliwych, ale Antek do końca nie wiedział, czy był szczęśliwy. Był zadowolony, ale czy to wystarczy, by być w pełni szczęśliwym? Czy on w ogóle zasługiwał na to, by być szczęśliwym? Potrzebował stać się częścią morza. Chciał być spokojny jak morze. Nieskończony i cichy jak morze.

Wyobrażał sobie, że zanurza się pod taflą oceanu, że opada coraz głębiej i głębiej. Czuł na sobie nacisk wody, czuł się przez nią objęty, przytulony. Nie potrzebował oddychać, patrzył przed siebie, na mijające go stworzenia, na rafy koralowe, na łodzie podwodne. Płuca miał pełne słonej cieczy, wypełniała jego naczynia, rozszerzała ich ściany. Gdy zamknął oczy i po chwili otworzył je z powrotem, znów znalazł się w prawdziwym świecie. Mrugnął jeszcze raz. Ocean bezpowrotnie zniknął i Antek widział teraz Tosię. Miała na sobie letnią sukienkę, pod cienkim materiałem widział zarys jej ciała, linię obojczyków, łopatki.

Sukienka miała kolor czerwony i gdy ten fakt dotarł do Antka, znów miał on przed oczami czerwone przedramiona Tymka. Tosia wyłapała jego spojrzenie i Antek uśmiechnął się do niej słabo, po czym odwrócił się w stronę morza i na nowo próbował dostać się do głębi oceanu.

- Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną przyjechać - powiedziała Tosia, patrząc na niego z ukosa. - Jest naprawdę świetnie. Może pójdziemy coś zjeść?

- Jasne. Za chwilę.

- A teraz? - spytała, podnosząc się. - Co zrobimy teraz?

Wzruszył ramionami. Widział, jak ekscytacja powoli gaśnie w jej oczach, ale nie potrafił zmusić się do zrobienia czegokolwiek. Czuł się uwięziony, związany grubą linią uplecioną przez strach. Skoro nie zasługiwał na szczęście, nie zasługiwał też na Tosię.

- Przestań, Antek. Rozerwij się trochę - zaczęła na nowo, łapiąc go za rękę. Antek stanął na nogach, czując jak pod nim miękną. - Możesz mi coś obiecać?

- Co takiego?

- Obiecaj mi, że przestaniesz się martwić. Chociaż tutaj, proszę. Zostaw te wszystkie myśli w Warszawie i jeśli będziesz chciał, to do nich wrócisz. Za kilka dni.

- To nie takie proste.

- Właśnie, że to jest takie proste.

Wziął głęboki wdech, zanim spojrzał jej w oczy.

- Masz w sobie za dużo być może i za mało morza.

Zaśmiał się na te słowa.

- Widzisz? Potrafisz być człowiekiem - powiedziała.

- Czasami mi się zdarza.

Poczuł, że jego telefon wibruje. Wyciągnął go z kieszeni i odrzucił kolejne połączenie od mamy. Przestał je liczyć, skończył po dwudziestym siódmym. (A może dwudziestym ósmym?) Sprawdził tylko, czy Tymek mu odpisał, ale on dalej się nie odzywał. Zanim zdążył napisać kolejną wiadomość, Tosia ukradła urządzenie z jego ręki i schowała je za plecami. Antek otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale wiedział, że protestowanie nic nie da. To było chyba najlepsze, co mogło się stać. Pozwolił Tosi wyłączyć telefon i schować go głęboko w torbie.

- Dzięki.

- Służę pomocą - powiedziała, salutując. - Wiesz, co miałam ochotę od dawna zrobić? - spytała. I nie czekając na odpowiedź, zaczęła biec w kierunku morza. Antek pobiegł za nią, chociaż nie mógł się skupić, patrząc na jej długie nogi, między którymi plątał się czerwony materiał sukienki. Kręciło mu się w głowie. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, Tosia weszła po kolana do wody, wzięła rozmach i rzuciła swoim telefonem w dal. Antek nie wiedział, jak zareagować. Po prostu stanął obok niej i patrzył przed siebie. - Co za ulga. Od razu czuję spływającą ze mnie presję społeczeństwa.

- Nie mogłaś po prostu odinstalować Instagrama?

- Ha, ha. Bardzo śmieszne, Antek.

- Pytam poważnie.

Spojrzała na niego i dopiero wtedy zauważyła, że nie żartował.

- Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. Nie chcę cię tym urazić. Po prostu naprawdę, za cholerę nie potrafię sobie tego wytłumaczyć.

- Gdybyś sam to zrobił, może byś zrozumiał.

- Chyba wolę, żeby mój telefon po prostu leżał w torbie.

- Jak chcesz - zaśmiała się, idąc kilka kroków przed siebie. - Właśnie dlatego dalej czujesz się przytłoczony.

- Sam nie wiem.

- Po prostu nie chcesz wiedzieć.

- Naprawdę chciałbym się skupić na tym, co jest tu i teraz.

- Wiem, Antek. Wrócisz do Warszawy i będzie dobrze.

- Masz na myśli: wrócimy?

Przez ułamek sekundy Antek poczuł ukłucie, gdzieś między żebrami, między jedną a drugą kością, ukłucie zaczęło powoli rozprzestrzeniać się po jego wnętrzu, wzdłuż największych nerwów i ich gałęzi. Przez ułamek sekundy Antek powoli zaczął coś sobie uświadamiać, chociaż sam nie do końca wiedział, co takiego, ale było to jasne, klarowne uczucie, którego był pewien. Przez ułamek sekundy jego neurony pracowały intensywniej, wysyłały odpowiednie impulsy do mózgu i gdyby minął jeszcze kolejny ułamek sekundy, może Antek zrozumiałby, co takiego on sam próbował sobie uświadomić. Ale kolejny ułamek sekundy przeznaczony był już innemu uczuciu. Tosia złapała go za szyję i pociągnęła w swoją stronę, całując go, a jego ciało przestało prawidłowo funkcjonować. To całe uświadamianie odłożyło się na bok, wytrąciło jak kamienie i nie było już sił, które mogłyby przywrócić je na poprzednie tory.

Na moment stracili równowagę, prawie wpadając do wody, i zaśmiali się, a potem dalej się całowali. Chyba żeby osiągnąć spokój, Antek musiałby całować ją każdego dnia do końca świata. Dopiero gdy odsunęła się od niego, zaczęły docierać do niego wszystkie bodźce z zewnątrz. Słońce parzyło go w plecy (zapomniał użyć kremu), czuł na rękach szorstki piasek, chłodny podmuch bryzy na udach.

- Ostatnie zadanie! - powiedziała Tosia, rozglądając się dookoła.

- Musisz mi w końcu zdradzić, co to takiego. Ostatnie zadanie musi być czymś wielkim.

Odwróciła się i zaczęła wbiegać dalej w głąb morza. Antek szybko ją dogonił i zatrzymał, łapiąc ją w biodrach.

- Nie puszczę cię, dopóki mi nie powiesz, co to za zadanie.

- Antek, po prostu poddaj się chwili. Ostatnie zadanie jest ostatnim zadaniem. I po nim nic nie będzie już takie samo.

Zanim zdążył dopytać, co dokładnie miała na myśli, znów go pocałowała, a potem złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Oboje mieli na sobie ubrania, które coraz bardziej lepiły się do ich ciał. Wskoczyli do wody, prosto w falę. Antek czuł sól w buzi i wodę w nosie, zachłysnął się nią i tą chwilową wolnością.

Pomyślał, że już nigdy nie znajdzie się bliżej morza i drugiego człowieka.

***

Wieczorem leżeli obok siebie i wszystko wydawało się jasne. Antek chciał ją całować do końca świata, do końca jego samego, aż obróci się w pył i odejdzie szczęśliwy. Zrozumiał, że dla niej zrobiłby wiele - może nie wszystko, ale naprawdę wiele, co i tak było dużym osiągnięciem jak na niego. Dla niej przestałby palić papierosy, bo sama działała na niego jak nikotyna; dla niej przestałby czytać książki, bo wystarczały mu tylko jej słowa; dla niej pozbyłby się wszystkich czarnych myśli ze swojej głowy, bo jej obecność wypełniłaby po nich pustkę. Nie był pewien, czy ją kocha i czy to można nazwać miłością, ale wiedział, że coś czuł - ciepłego i przyjemnego - i samo to go zaspokajało. Samo to było piękne. Ona była piękna i on przy niej też czuł się piękny. Mógłby trwać z nią wieczność albo i dłużej, mimo że chwilę przed tym, jak się poznali, strasznie dużo myślał o śmierci. Teraz Antek nie chciał umierać. Chciał żyć - dzięki niej i dla niej. 

Continue Reading

You'll Also Like

290K 10.5K 24
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
27.1K 930 28
Elizabeth była tylko dzieckiem, była dzieckiem które musiało za szybko dorosnąć No bo jak ma zachować się osoba która jako dziecko przeżyła piekło st...
15K 1.2K 40
-𝑍𝒂𝒘𝒔𝒛𝒆 𝒃𝒆̨𝒅𝒆̨ 𝒕𝒖 𝒅𝒍𝒂 𝒄𝒊𝒆𝒃𝒊𝒆- 23-letnia Y/n pracuje w kawiarni gdzie pierwszy raz widzi jego. Także ma przyjaciółkę która ma c...
18.2K 753 47
(Wstęp) Hailie monet mieszka z ciocią Gabriellą (tak to jest w książce mama Hailie) i jej partnerem oboje znęcali się nad nią psychicznie i fizyczni...