Bloody Sin

By anonimowa20021

244K 7.4K 7.9K

„To co zostało przebaczone, nigdy nie zostało zapomniane." I tom dylogii Sin Dedykacja Dla osób, które w pewn... More

Ostrzeżenie!
Prolog
1. Trudne początki
2. Danse Macabre
3. Prometeusz
4. Krzyczysz z mojego powodu
5. Zapomniałaś włożyć swój czarny charakterek, czy może zmieniłaś go na różowy?
6. Grasz nieczysto, Anthea
7. Za co płacisz tak dużą cenę, Antheo?
8. Vanitas
9. Pozwól mi ten jeden raz.
10. Hades i Persefona
11. Nie wierć się tak, bo inaczej oboje możemy mieć problem.
12. El fin del infierno.
13. Kto ci to zrobił?
14. Relacja hate-love
15. Mała sadystka
16. Rozbieraj się.
17. Nigdzie nam się nie spieszy.
19. Czas wymierzyć sprawiedliwość.
20. Kartka i ołówek
21. W takim razie będziesz miała na rękach jego krew.
22. Leżącego się nie kopie.
23. Pizda gaz levyy ryad
24. Первая попытка побега
25. "Vivere nolit qui mori non vult".
26. Ty odkrywasz moje karty, więc chyba czas na twoje.
27. I byliśmy tylko my.
28. Możesz wybrać dla mnie już trumnę.
29. Chcę cię chronić dopóki tylko będę mógł.
30. Miss Szmaty Do Podłogi.
31. Orzeszki ziemne.
32. Jeśli ty nie chcesz walczyć o siebie, ja zamierzam zawalczyć o ciebie.
33. The Bloods.
34. Nieustraszona sadystka Lancoletti.
35. Moja mała żmija
36. Nasz koniec.
37. To była krew, która chciała obmyć nasze grzechy.

18. Ja nic mu nie zrobiłam.

4.3K 137 149
By anonimowa20021

HEJ, CZEŚĆ!

Witajcie po przerwie nie ukrywam, że tęskniłam z BS ale tak jak mówiłam na swoim INSTAGRAMIE (jeżeli jeszcze mnie nie obserwujecie to zapraszam bo często są tam informacje „przedpremierowe") musiałam zrobić sobie przerwę i oczyścić umysł pisząc sobie spokojnie II tom mojej trylogii gdzie również was odnoszę, bo może także spodoba wam się ta historia <33

‼️OSTRZEŻENIE‼️

dzisiejszy rozdział zawiera brutalne sceny seksualne, między innymi gwałt, czy też manipulacja, więc proszę uszanujcie moją prośbę i nie piszcie głupich komentarzy, bo jest to po prostu nie na miejscu.

może te sceny dla jednych nie będą jakieś super okrutne, ale wiecie jak jest każdy ma inny poziom wrażliwości.

występują także sceny z używkami i innymi środkami odurzającymi ‼️

no i w sumie to tyle co chciałam wam powiedzieć, mam nadzieję że jesteście gotowi...

🖤🖤🖤

Anthea

Uzależnienia... czym one właściwie były? Żeby było zabawniej sama zadawałam sobie to pytanie, więc nie myślcie że sama dobrze wiem
co oznacza to słowo. Brzmiało... znajomo, prawda? Jakby każdy z nas spotkał się z nim chociaż raz w życiu w jakiejkolwiek kategorii. Być może niekoniecznie na własnym przykładzie, ale z pewnością byliście świadkami
czyjejś obsesji na jakimś punkcie o którym ciągle mówili, albo nieustannie dążyli do tego w każdej odbytej rozmowie. Zawsze zadawałam sobie pytanie czy ja jestem uzależniona od narkotyków. Może? Może z perspektywy drugiej osoby ktoś obcy mógłby nazwać mnie ćpunką, której oczy mienią się na widok prochów, ale ja absolutnie nie czułam się tak, jakbym nie mogła bez nich żyć.

I tak, wiedziałam że często osoby uzależnione ku temu zaprzeczały, ale ja mogłam bez nich żyć, ba! Żyło mi się całkiem nieźle do momentu, aż nie uznałam że szukanie rozwiązania w danej sytuacji nie ma tyle sensu co wciągnięcie kreski na śniadanie, żeby wspomóc sobie myślenie i łatwiej rozwikłać dany problem. Było tak, że nie brałam nawet kilka miesięcy, ale było też tak że przynajmniej raz w tygodniu po coś sięgnęłam, byleby utrzymać się przy życiu i odwrócić swój umysł
i wmówić mu, że jest w porządku.

Więc tak. Dobrym przykładem uzależnień był mój brat Cassian.

Cassian już w wieku dwunastu lat pierwszy raz spróbował alkoholu. Pokusiła go do tego gablotka taty wypełniona po brzegi drogimi sprowadzonymi z całego świata alkoholami w jego gabinecie do którego dostęp miał tylko jego ochroniarz. Cassian od dzieciństwa był łobuzem, lubił sięgać po to co zakazane, dlatego i tamtym razem postanowił spróbować czegoś
nowego, kradnąc z gabinetu ojca drogą karaibską butelkę whiskey. Fakt, gdy tylko tata się o tym dowiedział wściekł się. Ale tak jak można było przewidzieć, dostał solidną reprymendę i karę, lecz na tym się skończyło bo kto przewidział, że mogło się to tak daleko potoczyć?

Kiedy Cassian zaczął dorastać otaczały go imprezy, ładne dziewczyny, bo skoro od nastoletniego wieku był przystojny i otaczał go wianuszek dziewczyn nie było problemu, aby był zapraszany na wszelkie imprezy, czy inne wielkie wydarzenia. Można powiedzieć, że obaj moi bracia dostali łatkę najpopularniejszych kolesi w szkole, których chciała mieć każda dziewczyna, a kiedy tylko przechodzili ekipą przez korytarz, sieli postrach pośród tych, którzy chcieli im się sprzeciwić. Jak można
było się spodziewać imprezowanie przeszło w co tygodniowe chlanie do nieprzytomności, a gdyby tego było mało któregoś wieczoru kiedy
weszłam do pokoju najstarszego brata zauważyłam coś podejrzanego.

W plecaku miał opróżniona butelkę wódki i nie byłoby w tym nic podejrzanego, bo pierwsze co uznałam, to to że chował ją przed ojcem, ale sytuacje zaczęły się nagminnie powtarzać. Z czasem okazywało się że Cass przychodził
codziennie pijany do szkoły, aż wreszcie nauczyciele to zauważyli i został zawieszony w prawach ucznia. Tata miał mnóstwo problemów, a dodatkowo zachowanie Cassiana niczego nie ułatwiało. Wraz z wujkiem Williamem postanowili zrobić mu tak zwany domowy odwyk. Dzień w dzień przez pół roku byłam świadkiem jego buntu, złości i nienawiści do samego ojca, który odciął go od alkoholu praktycznie w ostatnim momencie
zanim całkowicie wyniszczyłby sobie organizm. Tata mimo że był wściekły, to wiedział że musi coś z tym zrobić, dlatego dopilnował, aby Cassian od tamtej pory nie zamoczył nawet języka w kropli z procentami. Było to sporym wyzwaniem, ale jak można się spodziewać zakończyło się to powodzeniem, więc po tym czasie wrócił dawny Cassian pełen życia, energii i adrenaliny. Tyle że tym razem bez alkoholu. I wydawać się mogło, że wszystko poszło po naszej myśli. Mój brat nie pił nawet
odświętnie, tylko całkowicie odciął się od używek, nie licząc rzadkiego popalania zioła, albo papierosów.

Do dziś.

A właściwie nie miałam pojęcia czy do dziś, bo nie wiedziałam gdzie spędził swoje ostatnie dwa tygodnie na które zniknął bez słowa uprzedzenia.

Wiedziałam, że coś się stało, ale kiedy zdałam sobie sprawę, że jest pijany i prawdopodobnie nie pierwszy dzień, boleśnie zaczęłam zdawać
sobie sprawę, że koszmar ponownie go dopadł i zabrał mojego Cassiana w swoje sidła. W uszach dzwonił mi tylko dźwięk rozbijającego się szkła, kiedy wpadłam plecami na stół, który rozbił się podobnie jak wszystkie butelki dookoła. Szkło boleśnie wbiło mi się w plecy, raniąc skórę nawet przez materiał skórzanej kurtki, którą miałam na ramionach. A mimo
wszystko nie zabolało mnie to tak bardzo jak widok morderczego spojrzenia mojego brata, którym celował prosto we mnie. Chciałam
się odrobinę podnieść, ale gdy tylko podparłam się dłońmi po bokach ciała poczułam wbijający mi się odłamek szkła w wnętrze dłoni, aż
wyrwało mi się z ust niespodziewane syknięcie, spowodowane rozcięciem.

Zacisnęłam powieki, mając nadzieję że jest to jakiś okrutny koszmar, ale gdy czułam łzy napływające mi tsunami do oczu, zdałam sobie sprawę że niestety nie śnię, a żyję w rzeczywistości tu i teraz. Oddech mi przyspieszył i stał się nagle o wiele bardziej cięższy niż był, lecz nie oderwałam oczu od
stojącego nade mną brata. Skuliłam się na podłodze udekorowanej naokoło odłamkami szkła, próbując uciec z pod jego spojrzenia, które były przepełnione taką złością i nienawiścią, aż poczułam bolesny ścisk w sercu. Przełknęłam bardzo powoli ślinę, czując jak moje ramiona zaczynają drżeć z powodu tak rozzłoszczonego moim widokiem spojrzenia.

   — Cass... - wyszeptałam, chcąc jakkolwiek do niego przemówić, chociaż mój głos zabrzmiał bardziej jak skowyt, niż zlepek słowa.

  — Po co tu przylazłaś?!- warknął, a następnie zamachnął się i skopał odłamki szkła butem, odsuwając je nieco na bok, aby zrobić sobie
miejsce. — Przyszłaś zadrwić sobie przez to jak wyglądem i co się ze mną stało?

  — N-nie, Cass... - załkałam cicho, gdy pochylił się nade mną i zbliżył się do mnie na tyle, że prawie stykaliśmy się nosami, a alkoholowy odór był na tyle nieprzyjemny, że dodawał grozy do i tak wystarczająco napiętej atmosfery. — Ja tylko... chciałam żebyś wrócił do domu... - zagryzłam drżące wargi, próbując zapanować nad rozszalałym oddechem.

   — Do domu?- zaśmiał się z niedowierzaniem, po czym oplótł moje gardło w ciasnej obręczy, odbierając mi oddech. — Jesteś taka głupia,
jakiego domu?- prychnął mi prosto w twarz, kiedy złapałam go za nadgarstek, próbując oderwać ode siebie jego dłoń.

   — Cass...

   — Nie mów do mnie Cass!- ryknął mi prosto w twarz, przyciskając mnie mocniej do odłamków szkła, aż zacisnęłam powieki, bezwiednie przesuwając nogami po podłodze. — Jesteś dla mnie nikim, słyszysz? Nie jesteś moją siostrą. A teraz się stąd, kurwa, wynoś!

Krzyk mojego brata zadzwonił mi w uszach jak dzwon kościelny, odbijając się echem tak długo, aż nie odzyskałam swobodnego oddechu. Nie zarejestrowałam momentu w którym do domu wpadł zdyszany Nicholas, szarpiąc się po drodze z jakimś schlanym gościem, aby się do mnie dostać.

   — Anthea!- zawołał, przepychając się pomiędzy jakimś natrętnym gościem.

   — Anthea, wychodzimy, chodź do mnie. - wyciągnął rękę w moim kierunku, posyłając mi ponaglające spojrzenie.

Z trudem podniosłam się z pozycji siedząc w towarzystwie brzdęku szkła, które odpadało z moich ubrań. Nie myślałam nawet o tym, żeby
się otrzepać. Po prostu załzawionym spojrzeniem zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu miejsca do ucieczki gdziekolwiek, byleby nie móc tu dłużej przebywać. Cassian stał nade mną jak kat, wyglądając tak jakby zupełnie mnie znienawidził, chociaż tak właściwie...

Ja nic mu nie zrobiłam.

Ale gdzieś z tyłu głowy rodziła mi się myśl, że może jednak coś sprawiło że był na mnie taki zły? Może go nieświadomie skrzywdziłam?

Może...

Nie chcąc, aby musiał na mnie dłużej patrzeć zaczęłam cofać się w kierunku tylnego wyjścia, ponieważ nie mogłam przejść przez to główne,
ponieważ wtedy dogoniłby mnie Nicholas.

A ja chciałam być sama. Uporać się z moją własną winą. I zastanowić się czym zawiniłam, aby następnie wymierzyć sobie karę. Cofnęłam się o kilka kroków, lecz kiedy namierzyłam uchylone drzwi rzuciłam się biegiem w tamtym kierunku, korzystając z okazji że Nicholas
próbował zepchnąć sobie z drogi pijanych gości, którzy chcieli mi zagrodzić drogę, podobnie jak Cassian. Wybiegłam na zewnątrz łapiąc do płuc gwałtownie powietrze, aż zakręciło mi się mocno w głowie. Rozejrzałam
się po spustoszałej okolicy, a następnie ruszyłam w nieznanym sobie kierunku. Z każdym mijanym milem przyspieszałam aż nie zaczęłam biec ile tylko miałam w nogach sił. Uciekałam, aż moje włosy zupełnie rozwiało zimne podmuchy powietrza, czując jak moje skronie pulsują z każdą kolejną minutą. Kiedy udało mi się opuścić tą dzielnicę zmory i znalazłam się przy jakiejś stacji benzynowej gdzie panowała jakakolwiek cywilizacja weszłam do sklepu, gdzie opłacało się paliwo. Skorzystałam z łazienki ignorując pytające spojrzenie ekspedientki, kiedy przebiegłam
cały sklep w poszukiwaniu kabiny. Zamknęłam się od środka, próbując się uspokoić, kiedy osunęłam się na podłogę, przyciskając sobie kolana do piersi. Moja pierś falowała wraz ze szlochem rozdzierającym mi gardło, chociaż tak naprawdę nie wydałam z siebie nawet najcichszego jęku.

Nabierałam łapczywie powietrze, czując jak wiruje mi w głowie i ciemnieje w oczach. Na oślep wysypałam z torebki wszystkie rzeczy
w poszukiwaniu odpowiedniej fiolki z lekami, drżącymi dłońmi. Ktoś nawet zaczął pukać w drzwi od toalety, lecz byłam zbyt odrealniona,
by zwrócić na to teraz uwagę. Wysypałam trzy tabletki na wierzch dłoni, wrzuciłam sobie je na język, po czym popiłam kranówką, bo nie miałam przy sobie niczego innego. Czekałam aż mój organizm się uspokoi wraz z bijącym w szaleńczym rytmie sercem, które prawie wypadło mi z piersi, gdy chciałam wrócić do normalności. Było mi niedobrze. Przez
moment nawet myślałam, że zwymiotuję, ale gdybym to zrobiła dawka leków wypadłaby ze mnie wraz z dzisiejszym śniadaniem. Nie obliczyłam ile czasu minęło, ale kiedy wystarczająco tyle, abym mogła podnieść
głowę i spojrzeć w lustro byłam tak niesamowicie spokojna, że nawet nie widziałam smutku w oczach. Wiedziałam, że teraz zacznę funkcjonować jak zaprogramowany robot sterowany na przyciski, ale przynajmniej
potrafiłam zachować spokój, a to było priorytetem.

Kiedy poczułam, że oddychanie i poruszanie się nie sprawia mi już tak wiele wysiłku, wyjęłam z torebki telefon, na którym widniało miliard powiadomień od mojego ochroniarza, ale moja uwagę najbardziej skupił zapisany
jedną literką numer.

Cholera.

Prawie zapomniałam o dzisiejszym spotkaniu. Pospiesznie zerknęłam na swojego apple watcha ale jak się okazało miałam do niego jeszcze około pół godziny. Oszacowałam czas jaki zajmie mi dostanie się do klubu Drake'a i odczytałam wiadomość.

D: Purgatory dwudziesta. Nie spóźnij się, bo przepadnie okazja, mój kierowca zawiezie cię na miejsce.

Byłam trochę rozmazana i rozczochrana, dlatego korzystając z możliwości poprawienia swojego wyglądu wyjęłam kosmetyczkę z torebki, poprawiając usta krwistoczerwoną pomadką, oraz dodałam trochę korektora pod
oczami, utrwalając wszystko transparetnym pudrem. Spryskałam się ulubionymi perfumami, przeczesałam włosy małą podręczną szczotką, a kiedy stwierdziłam że jest w miarę znośnie opuściłam łazienkę, podobnie jak stację benzynową. Wyszłam na zewnątrz oddychając świeżym powietrzem,
a kiedy zlokalizowałam czarny lśniący mercedes na samym końcu parkingu, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu ciekawskich par oczu. Wsunęłam
przeciwsłoneczne okulary na nos, poprawiając torebkę na ramieniu i żwawo pokonałam odległość dzielącą mnie od auta. Otworzyłam tylne drzwi samochodu, zerkając po raz ostatni na przestrzeń wokół siebie, po czym wślizgnęłam się na tylne siedzenie.

Trzasnęłam drzwiami a moje nozdrza od razu wypełnił zapach drogiej skóry i przepychu.
Kierowca zerknął na mnie przez przednie lusterko, kiedy zarzuciłam nogę na nogę, rozsiadając się wygodnie na skórze.

  — Miło mi cię widzieć, Lancoletti. - lekko rozbawiony głos zabrzmiał po mojej prawej, dlatego z trudem powstrzymałam odruch zaskoczenia, bo nie spodziewałam się go właśnie tutaj.

  — Sądziłam, że spotkamy się na miejscu. - odparłam przybierając neutralny nie do końca zainteresowany ton.

  — Zaszczytem jest siedzenie obok przyszłej dziedziczki nowojorskiego terytorium. - splótł ze sobą palce na kolanach, podpierając łokieć na boku samochodu, kiedy kierowca ruszył.

  — Darujmy sobie te kokietowanie, Drake. - mruknęłam z lekką irytacją, poprawiając swoją kurtkę, nie odrywając spojrzenia od oddzielającej nas zasłony, która dodawała nam prywatności. — Lepiej powiedz co dla mnie masz. - oblizałam dolną wargę, bębniąc palcami w skórzane siedzenie.

   — Mattias nie przekazał ci szczegółów?- zagaił z zaskoczeniem, potrząsając swoim nadgarstkiem, aby skierować tarczę złotego rolexa na oczy.

   — Mattias nie ma nic do interesów między nami, już ci o tym wspominałam. - odcięłam stanowczym głosem, kiedy zsunął okulary z oczu, zamykając nóżki od oprawek.

   — Kłopoty w raju?- jego głos zabrzmiał na rozbawiony, chociaż ja ani drgnęłam.

   — To nie raj, a piekło, jeżeli mamy już o tym rozmawiać. - zaśmiałam się sucho. — Kogo wybrałeś?

   — To niespodzianka, deser dzisiejszej kolacji. - mruknął z nutką tajemniczości, polerując szkiełka swoich okularów specjalną ściereczką, nim schował je do etui.

   — Oby była trafiona. - uśmiech przemknął po mojej twarzy jak niedostrzegalny cień.

   — Wiem w czym gustujesz, gwarantuję że będziesz zadowolona. - puścił mi przelotne oczko, układając dłoń na moim kolanie. — A jeżeli o tym mowa... Twój mąż nie będzie miał nic przeciwko, że jego żona wyjdzie na ring?- zapytał z ckliwością w głosie, zataczając kółeczka palcem na moim kolanie.

   — No proszę... - poruszyłam znacząco brwiami, kierując wzrok na szybę. Zwilżyłam usta koniuszkiem języka i dopiero po tym ruchu zwróciłam z powrotem twarz w jego kierunku. — Wieści szybko się rozchodzą. Nikt nie powiedział, że za niego wyjdę.

   — Zbuntujesz się, maleńka?

  — Nie wtrącaj nosa w nieswoje sprawy, skoro twój tyłek jest bezpieczny. - odcięłam się, nie zamierzając dalej kontynuować tego idiotycznego tematu.

Spojrzałam na niego z ostrzeżeniem w oczach, lecz on tylko pogłębił swój uśmiech, poruszając brwiami w górę i w dół. Szczerze mówiąc Drake od zawsze kiedy tylko mógł próbował doprowadzić do romansu między nami, lecz ja nie byłam tym raczej zainteresowana. Od zawsze byłam wierna Mattiasowi... a teraz po prostu nie miałam ochoty na przelotne spotkania w łóżku i nawiązywania nowych zbliżeń, szczególnie jeżeli chodziło o sprawy biznesowe. Doskonale wiedziałam jakie to może mieć konsewkencje, jeżeli przypadkiem wyszłoby to na światło dzienne.

Jeżeli chodziło o walki chciałam grać fair, oraz sprawiedliwie ewentualnie ponosząc porażkę, której mimo wszystko nigdy nie zasmakowałam. Byłam ulubioną zawodniczką Drake'a bo jako jedna z pierwszych zgodziłam
się na walki i dzięki mnie w pewnym sensie nosił złote rolexy, woził się najnowszymi mercedesami, oraz podcierał sobie tyłek dolarami. Co prawda był przystojny i nie miałam nic przeciwko jego zalotom, które i tak zamierzałam odpychać, to miałam na głowie innego dupka, którego w dalszym ciągu musiałam się pozbyć. Chociaż mogłoby się wydawać inaczej nigdy nie pozwoliłam do większego zbliżenia między mną, a organizatorem i szefem walk na których trzepał miliardy. Drake miał mniej więcej trzydzieści lat, lubił się zabawić, chociaż nie przechwalał
się pieniędzmi tak bardzo jakby mogło się wydawać. Zachowywał klasę, chociaż momentami mnie irytował, to był całkiem znośny jak na facetów, których poznawałam. Zerknęłam na niego kątem oka dopiero po kilkunastu minutach jazdy pozwalając sobie lepiej mu się przyjrzeć, kiedy robił coś na swoim telefonie. Ciemne prawie czarne włosy były ścięte na buzz cut, zadbany krótki przystrzyżony idealnie zarost dodawał mi
męskości, a drogi garnitur prosto od armaniego również dopełniał całą stylizację jak na człowieka biznesu przystało. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu zakłócanym jedynie warkotem silnika samochodowego, dopóki nie zauważyłam przez szybę znajomego szyldu klubu Drake'a.

Mężczyzna pierwszy opuścił pojazd, rzucając coś do szofera, po czym okrążył samochód i otworzył mi drzwi, wystawiając w moim kierunku rękę.

   — Skąd ta kultura osobista?- zadrwiłam, chwytając jego dłoń, aby pomógł mi wysiąść, jednocześnie narzucając torebkę na ramię.

  — Doskonale wiesz, że jestem dżentelmenem. - wzniósł pretensjonalnie brwi w górę, zamykając drzwi trzaśnięciem.

Wystawił w moim kierunku ramię, dlatego z westchnieniem pełnym znudzenia objęłam go, kiedy zaczął nas prowadzić w kierunku wejścia
do Purgatory. Owiał mnie zapach skóry, oraz drogich męskich perfum po wejściu do lokalu. Całość wnętrza była przepełniona czernią, oraz
zduszoną szarością, co było przyjemne dla oka, zwłaszcza że nie było tam beznadziejnych oczojebnych reflektorów. Zaprowadził mnie prosto do szerokiej skórzanej kanapy obitej kryształami svarowskiego. Pozwoliłam aby zabrał moją kurtkę, bo w klubie było naprawdę duszno, a kiedy to zrobił poprawiłam swoje włosy i odchrząknęłam podpierając łokcie
o oparcia mebla.

   — Napijesz się czegoś, najdroższa?- zaoferował wyjmując zza baru butelkę kosztownej whiskey z dwoma szklaneczkami.

   — A chciałbyś?- wzniosłam brew, krzyżując ręce na piersiach dlatego byłam niemal przekonana że spojrzał centralnie w mój dekolt, zanim zajął miejsce po mojej prawej na oddzielnym fotelu.

   — U mnie zawsze jesteś mile widziana, Antheo. - mrugnął do mnie zawadiacko. — Skosztuj, ściągnięta przeze mnie prosto ze Szkocji. - wskazał dłonią na butelkę, kiedy nalał sobie trochę do szklaneczki.

  — Drake, daruj sobie. - wywróciłam oczami, zsuwając oprawki z oczu, aby móc posłać mu pełne politowania spojrzenie. — Przejdźmy do interesów.

  — Z tobą to czysta przyjemność, zatem skoro nalegasz... - przekrzywił głowę w bok, a następnie skierował ją do swojego ochroniarza, który stał nieopodal nas.

(sonne- rammstein włączcie sobie dla vibe'u)

Posłał groźne spojrzenie swojemu pachołkowi, kiwając znacząco głową gdzieś w pustą przestrzeń, zapewne coś mu sugerując. Zarzuciłam nogę na nogę i przeczesałam włosy palcami, kiedy Drake zaczął szukać odpowiedniej umowy pośród kartek z czarnej twardej teczki. Swoją przeciwniczkę miałam widzieć po raz pierwszy, ale nie wywoływało
to u mnie jakiegoś wielkiego stresu, czy strachu, bo szczerze mówiąc miałam zupełnie gdzieś z kim walczę. Teoretycznie liczyły się gabaryty i siła porównywawcza, ale wszystko tak naprawdę weryfikowała klatka. Stukot wysokich obcasów zmusił mnie do skierowania spojrzenia do punktu skąd pochodził. Potarłam swój kark, po czym odszukałam spojrzeniem
przyczynę zakłócenia ciszy.

Rude grube loki podskakiwały z każdym jej krokiem, gdy szła na pozór dumnie na swoich niebotycznie wysokich obcasach, prężąc się jak struna. Wygięłam usta w grymasie, chociaż
skłamałabym mówiąc że byłam zaskoczona, że wybrał akurat Victorię. Cóż, zapewne specjalnie wybrał to zestawienie, żeby zrobić szum w
swojej federacji i skasować na naszej walce najwięcej kasy, co wcale mnie nie widziało, bo to, że miałam walczyć ze swoją przyrodnią siostrą było doprawdy fascynujące szczególnie dla takich hien, które nas oglądały.

Niewiele wyższa ode mnie w kusej czerwonej sukience, oraz wysokich szpilkach, które dodawały jej centymetrów, cięte spojrzenie i blada twarz. Mimowolnie wygięłam kąciki cwaniacko w górę, będąc doprawdy zdumiona jej obecnością. Bardzo powoli przeniosłam oczy na Drake'a, który wyglądał jakby wylicytował najdroższy obraz na aukcji, chociaż ja niezbyt podzielałam jego zadowolenia, a raczej patrzyłam na nią z kpiną. Nie podniosłam się ze swojego miejsca, ani nawet nie drgnęłam,
tylko patrzyłam jej w oczy widząc jak rodzi się w nich również ciekawość i zainteresowanie.

   — Antheo, mój największy skarbie... - zwrócił się do mnie z niemożliwym, szacunkiem, kiwając w kierunku Victorii, która wciąż stała w miejscu jakby oczekiwała że wstanę. — ... poznaj Victorię, swoją przeciwniczkę.

   — Czy największy skarb, to się jeszcze okaże. - zaśmiała się z lekkością swoim przesłodzonym głosikiem, lecz mimo wszystko wystawiła dłoń
w moim kierunku.

Zerknęłam ukradkiem na Drake'a, który widocznie czekał wraz z Vic na moją reakcję, lecz ja tylko obrzuciłam ją zbędnym spojrzeniem, wzdychając z rozdrażnieniem.

   — Burdel jest po drugiej stronie ulicy, Victorio. Pomyliłaś adresy, ale to zrozumiałe zważywszy na to że masz obydwie pary oczu skierowane w inną stronę. - westchnęłam bez krzty złości, błądząc spojrzeniem po suficie i okolicy.

   — Nadal śmierdzisz zgnilizną, Antheo. - sarknęła, zabierając rękę jak poparzona.

  — Chyba nie jesteś przyzwyczajona do zapachu sukcesu. - podrapałam się po policzku.

   — Zniszczę cię, suko. - wygroziła mi, zrywając się w moim kierunku, dlatego jedynie podniosłam wyżej lewą brew w politowaniu, prychając pod nosem.

   — Zniszczysz mnie dokładnie tak samo, jak planował twój braciszek. A jak skończył? No właśnie tak... - roześmiałam się, teatralnie ocierając łzę wzruszenia z kącika oka.

   — Pierdolona gówniaro, myślisz że ujdzie ci to płazem?!- wykrzyknęła, próbując mnie dopaść, ale po chwili wkroczył ochroniarz, odsuwając ją ode mnie.

   — Nie truj mi powietrza. - jęknęłam z obrzydzeniem. — Nie oddychaj w moją stronę, bo zaraz zdechnę.

   — Drogie panie... - Drake wzniósł palec w górę, chcąc coś powiedzieć, ale ruda znowu zaczęła szczekać.

   — Nie obawiaj się, w klatce uduszę cię i nie będziemy musiały już nigdy oddychać tym samym powietrzem.

Pokiwałam tylko głową na odczepnego, udając że interesuje mnie to co pierdoli w moim kierunku.

   — Drake, czy ty traktujesz mnie poważnie?- wskazałam na siebie, a następnie wycelowałam w nią palcem. — Naprawdę uważasz, że upadnę tak nisko i wyślę jej pozdrowienia swoimi pięściami?

   — Upadniesz? Kurwa, ty już dawno upadłaś, Anthea. Dajesz się pieprzyć swojemu Mattiasowi, a w dodatku dajesz dupy dla ćpania i czegokolwiek co można wciągnąć nosem, ćpunko!- zaśmiała się kpiąco.

   — A ty?- wtrąciłam, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć. - Zanim otworzysz usta, przypomnij sobie czym jest hipokryzja.

Wywróciła oczami, kręcąc głową.

   — Przewracaj oczami, może znajdziesz tam swój mózg... - wymamrotałam pod nosem, drapiąc się z zamyśleniem po policzku.

Zacisnęła szczękę i ponownie chciała się zerwać z fotela, ale ochroniarz pchnął ją na niego z powrotem.

   — Victorio, uspokój się. - napomknął spokojnym głosem, kiedy z zainteresowaniem
zaczęłam oglądać swoje paznokcie. — Wysłuchajcie mnie i oszczędzajcie siły na klatkę, bo nie zamierzam was tam wpuścić rozliczone. - złączył ze sobą palce w piramidę w głębokim skupieniu. — Zatem... standardowo
są trzy zasady. Pięć rund po dwie minuty, bez żadnych zasad. Bijecie się i która pierwsza z was padnie, mamy oficjalny wynik. Liczę na to,
że zrobicie porządne show i zadowolicie widownię.

   — Nie widzę problemu. - wzruszyłam barkiem zupełnie obojętnie.

  — Chwila, moment... - wtrąciła Victoria. — Walka walką, ale interesuje mnie bonus.

  — Słucham. - zachęcił ją Drake.

   — Jeżeli wygram... Anthea odnosi porażkę. Nie będę wspominać jaki mam na nią plan, ale gwarantuję że jeżeli przeżyjesz, to wyjedziesz stamtąd na wózku. - wycelowała mnie spojrzeniem. — Ale to nie jest wszystko czego chcę. Jeżeli wygram, ty skarbie uwolnisz Hermana. Zaśmiałam się z niedowierzaniem, odrzucając głowę w tył.

   — Och, więc po to ci ta cała szopka? Żeby uratować dupę swojego braciszka?- dygnęłam palcem. — Nie mam pewności, czy aby na pewno jest jeszcze na tym świecie, bo z tego co wiem, ostatnio zaczęły go jeść szczury...

   — Ty pieprzona, szmato! Nasz ojciec przewraca się w grobie na widok tego co robisz! Niszczysz naszą rodzinę, imperium i wszystko co zbudowaliśmy przez te lata!- podeszła do mnie, chwytając mnie za ramię, szarpnięciem
podrywając mnie z kanapy. — To Herman jest jedynym dziedzicem!

   — Zbudowaliście?- popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. — A gdzie, kurwa, byliście przez czas kiedy ojciec rządził? Gdzie, kurwa, byłaś, kiedy imperium było otoczone z każdej strony naszymi wrogami? Gdzie byłaś, kiedy to ja i William podejmowaliśmy ostateczne środki, żeby uchronić nasze terytorium, co?!- wrzasnęłam, wyszarpując ramię.

Dysząc wściekle i z nienawiścią patrzyłyśmy sobie w oczy. W następnej sekundzie uniosłam rękę, po czym zamachnęłam się policzkując ją z
taką siłą, aż potknęła się o własne nogi, lądując na panelach.

   — I ojciec nie przewraca się w grobie, bo, do kurwy jasnej, sam przepisał na mnie wszystko co miał!- wykrzyczałam, czując jak płonę ze złości. — Nie widziałaś testamentu, co? Nie widziałaś, bo jedynie kim jesteście z Hermanem to dziećmi Cristiana Lancolettiego, a poza tym nie macie nawet prawa bez mojej zgody sprzedać jakikolwiek istniejący na naszym terenie budynek! Nie macie praw do absolutnie niczego! I z przyjemnością zniszczę cię w klatce przede wszystkim za to, że ciało taty jeszcze dobrze nie wystygło, a wy już rzuciliście się jak pazerne hieny na to co było i
zawsze będzie nasze!- dokończyłam. — Oddam ci Hermana. Ale jeśli przegrasz, to każę ci patrzeć jak oblewam go benzyną, a później podpalam aż zostanie z niego tylko garstka popiołu.

   — Antheo... - Drake podniósł się ze swojego fotela.

   — Gdzie mam podpisać?

Niech rozpęta się prawdziwe piekło dla wszystkich, którzy stają mi na drodze.

***

Wysypałam nieznaczną ilość proszku z przezroczystej torebeczki ze smutkiem stwierdzając że to ostatnia taka porcja. Na samą myśl poczułam jak ogarnia mnie przygnębienie, ponieważ musiałam w jakiś sposób zdobyć tego więcej, a wiedziałam że najbliższą osobą, która miała coś takiego od ręki, był Matt. W akcie desperacji mogłabym skorzystać z jego oferty w ramach drobnej zapłaty, ale dopóki miałam jeszcze trochę
towaru, zamierzałam z niego skorzystać.

Wydzieliłam złotą kartą kredytową pięć sporych kresek, a następnie wyjęłam z biustonosza studolarowy banknot, który idealnie zwinęłam w ciasny rulonik, aby
dopasował się do mojej dziurki od nosa. Odrzuciłam wysoką kitkę na plecy, pochyliłam się nad przygotowaną zawartością i przytknęłam banknot do nosa, zwinnie wciągając pierwszą kreskę bez większego problemu. Odchyliłam głowę w tył pod wpływem ekstazy, jaka zawładnęła moim ciałem, wzdychając z ulgą na świadomość, że za chwilę ból przyćmi dobre uczucie. Wtarłam sobie kilka granulek w dziąsła dla szybszego
działania, a następnie wciągnęłam kolejne porcje, dopóki przezroczysta podkładka nie była wyczyszona do najmniejszego ziarenka.

Potarłam nos, krzywiąc się odrobinę na uczucie pieczenia w nozdrzach, lecz było ono w pewnym sensie dobre. Skończyłam przygotowywać się do zbliżającego się pokazu wieczoru, dopełniając swoją stylizację niezwykle kuszącą, czarną koronkową bielizną. Wciągnęłam zakolanówki, połączyłam skórzane
paseczki z majtkami, wciągając na dłonie koronkowe rękawiczki, a na ramiona zarzuciłam płaszcz w tym samym odcieniu. Musnęłam wargi krwiście czerwoną szminką i czując się dobrze w swoim wyglądzie, wygięłam
wargi w przesadzonym radosnym uśmieszku, wiedząc że ten wieczór z pewnością będzie niezapomniany. W głowie mi wirowało, ale był to przyjemny sposób, pozwalający mi się w stu procentach rozluźnić i odetchnąć. Po raz ostatni przejrzałam się we własnym odbiciu, a na sam jego widok roześmiałam się wesoło, wprawiając się jeszcze w lepszy nastrój.

(konieczcie włączcie carousel - melanie martinez!!)

Spryskałam się jeszcze flakonikiem drogich perfum, po czym wsunęłam na stopy kilkudziesięciocentymetrowe obcasy pole dance, upewniając się że dobrze zapięłam paseczki czarnych sandałek na wysokiej platformie.

Dodatkowo wysmarowałam się brokatowym samoopalaczem z dodatkami brokatu, aby nadać swojemu ciału więcej wdzięku i blasku. Sprzątnęłam jakiekolwiek pozostałości po narkotykach, a folię po nich spuściłam w
toalecie, tuszując wszelkie ślady zbrodni. Pociągnęłam nosem, pocierając piekącą dziurkę, kierując się od razu do wyjścia z przebieralni.

Nacisnęłam klamkę, wiedząc że zostały mi ostatnie minuty to wejścia na pokaz na który czekało mnóstwo chętnych klientów, dlatego postanowiłam się pospieszyć. W tym samym momencie drzwi po drugiej stronie otworzyły się i niespodziewanie wpadłam na Adeline, która była zaskoczona moim widokiem. Klasycznie była ubrana w czarną, obcisłą sukienkę, która podkreślała jej atuty, oraz niebotycznie wysokie szpilki. Na twarzy widniał delikatny i niekrzykliwy makijaż, który bardzo pasował do jej śniadej karnacji i ciemnych włosów zebranych w luźnym upięciu kręconych
kosmyków.

  — Anthea?- zdziwiła się na mój widok, lustrując mnie od stóp do głów, a na widok mojego wyglądu mimowolnie poderwała brwi w górę, jakby była zaskoczona. — Co ty tutaj robisz? Myślałam, że dzisiaj spędzasz
dzień na treningu...

   — Och... zmieniłam zdanie. - machnęłam ostentacyjnie ręką, przyodziewając zadowolony uśmieszek. — Potrzebowałam się rozerwać. - oznajmiłam, wzruszając z lekkością ramionami, a Addie w odpowiedzi zmrużyła podejrzliwie oczy, przyglądając mi się uważnie.

   — Mhmm... - przeciągnęła z potaknięciem, chociaż pozostawała czujna.

   — A teraz wybacz, ale się śpieszę, bo zaraz mam pokaz. - poinformowałam pospiesznie, chcąc przecisnąć się w szczelinie progu drzwi, lecz nagle Adeline chwyciła mnie łapczywie za ramię.

   — Anthea? Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku, bo wyglądasz jakby coś było nie tak... - zdiagnozowała, błądząc zaniepokojonym
spojrzeniem po mojej twarzy.

Podniosła ponownie rękę, ale tym razem dotknęła mojego policzka, chcąc go musnąć palcem, ale nie pozwoliłam jej na to, ponieważ zacieśniłam obręcz wokół szczupłego nadgarstka.

   — Jest zajebiście, ale byłoby jeszcze lepiej, gdybyś przestała mnie dotykać, jeśli ci na to nie pozwalam. - niepohamowane warknięcie wyrwało mi się z ust, chociaż nie planowałam zabrzmieć tak ostro i nieprzyjemnie.

Szok jaki wystąpił na twarzy Adeline był namacalny, a ja wstydząc się tego co zrobiłam jak najszybciej puściłam nadgarstek, po czym otrzepałam bieliznę z niewidzialnego pyłku.

  — Thea... co się stało...? Zrobiłam coś nie tak?- zapytała cicho, jakby była przerażona moim zachowaniem w stosunku do niej.

Zacisnęłam wargi, wraz z pięśćmi w dole ciała, próbując zachować spokój i nie zrobić niczego głupiego, ale jakaś niekończąca się wściekłość
i zło stworzyło burzę w mojej głowie, kompletnie odbierając mi zdrowy
rozsądek.

   — Możesz się odpierdolić?- wycedziłam rozzłoszczona i odskoczyłam od niej, kiedy ponownie spróbowała mnie złapać za ramię. — Zejdź mi z drogi!- wykrzyknęłam i zanim zdążyłam pomyśleć co robię, zepchnęłam ją sobie z drogi, sprawiając że wpadłam na ścianę, po czym potknęła się o swoje wysokie buty, lądując na podłodze.

Złapała gwałtowny wdech, przyciskając sobie dłoń do piersi, zanim uniosła na mnie przerażone spojrzenie, jakby nie mogła zrozumieć co tak naprawdę zrobiłam. Ja natomiast kiedy poczułam znajome dreszcze przebiegające nieprzyjemnie po moim kręgosłupie, czym prędzej wybiegłam z
pomieszczenia, wypadając na korytarz. Trzasnęłam drzwiami, słysząc dzikie echo w głowie, które szeptało mi chore rzeczy do podświadomości, aż myślałam że zaraz się rozpadnę. Chwiejnie od natłoku emocji postawiłam pierwszy krok, próbując ruszyć przed siebie, ale zamiast tego niewidzialna siła przyciągnęła mnie szarpnięciem do ściany, aż boleśnie otarłam sobie ramię.

Wzięłam głębszy oddech od gorącego pulsowania w głowie, kiedy próbowałam zmusić swoje zastałe mięśnie do ruchu, ale
byłam jak sparaliżowana. Obraz przed oczami co raz bardziej mi się rozmywał, kiedy przecierałam powieki, próbując otrząsnąć się od adrenaliny, która wzmogła się w moim ciele. Wtem poczułam że wpadam na coś twardego
i dużego, co wyrosło centralnie przede mną, ale kiedy uniosłam spojrzenie, postać stała się dziwnie zniekształcona i krzywa, poruszając się w zastraszająco spowolnionym tempie.

   — Anthea Lancoletti. - znajomy głos rozbrzmiał tuż nad moją głową, zmuszając mnie do wzniesienia ciężkiej czaszki, która pulsowała od bólu. — Jak zwykle wpadasz moje ramiona, gdy tylko stajesz się zdesperowaną
dziewczynką, która potrzebuje pomocy. - zaśmiał się tuż nad moim uchem, przesuwając czubkiem nosa po mojej tętnicy. — Wyglądasz
pociągająco pięknie.

Dopiero po dłuższej chwili moja podświadomość rozpoznała głos, który należał do Mattiasa i zdawał się być dla mnie jedynym kołem ratunkowym na moje tonięcie co raz głębiej we własnej głowie.

   — Mattias, powiedziałem ci już, że nie masz tu jebanego wstępu!

Ryknięcie mojego przyjaciela Isaaca odbiło się w moich uszach jak głuche echo, gdy ciężkie kroki zbliżyły się prosto do nas, a ja zostałam odciągnięta od mężczyzny, niczym szmaciana laleczka.

   — Mmm... Isaac. - zacmokał głosem przepełnionym kpiną, gdy mój przyjaciel
zacisnął mocno szczęki, mrożąc go lodowatym spojrzeniem niebieskich oczu. — Bardzo się cieszę, że dbasz o moją dziewczynkę, ale twoja opieka jest teraz nam zupełnie zbędna.

   — Zbędny to będzie, kurwa, twój język, jeżeli za chwilę nie przestaniesz strzępić ryja. - warknął do niego, łapiąc za kołnierz czarnej koszuli, która opinała szerokie barki mężczyzny. — Wynoś się.

   — Kim jesteś, aby mi rozkazywać, co, dzieciaku?- odepchnął go lekkim ruchem, nie wymagającym zbyt wielkiego wysiłku. — To Anthea tu rządzi, a ty jesteś jedynie pachołkiem do wypełniania jej rozkazów. - kokietował,
jednocześnie trzymając Isaaca od siebie na dystans.

   — Zamknij się. - niemalże ryknął do niego, rozdymając swoje nozdrza pod wpływem furii.

W następnej chwili jego spojrzenie odrobinę
złagodniało, ponieważ przeniósł je na mnie i przechylił głowę w bok.

   — Anthea, chodź ze mną. - wyciągnął dłoń w moim kierunku, spoglądając na mnie dosłownie z błaganiem w głosie. — Proszę, chodź. Przebierzesz się, zdejmiesz te niewygodne ubrania. Zabiorę cię do domu i tam się prześpisz, okej?

  — Może pozwól jej samej zadecydować?- zasugerował z przebiegłym uśmiechem Mattias. — Możesz pójść z nim, kochanie... pójść tylko spać, a później obudzić się czując się jeszcze gorzej... albo pójść ze mną i przynajmniej dobrze się zabawić. Wiem, że w głębi tego potrzebujesz... - wyszeptał mi do ucha, nie spuszczając oka z blondyna. — Doskonale
wiesz, że zawsze spełniam swoje obietnice i jeżeli pójdziesz ze mną również tak będzie. - uśmiechnął się, odgarniając mój zagubiony kosmyk włosów na nagie plecy. — Dostaniesz wszystko, na co zasłużysz. Nie oszukam cię
tak jak oni wszyscy. - prześledził palcem wszystko naokoło natrafiając na końcu na mojego przyjaciela.

   — Anthea, proszę pójdź ze mną. - poprosił słabym głosem Isaac.

Stałam pomiędzy młotem a kowadłem, czując jak moje wargi drżą w dezorientacji co mogłoby być dla mnie w tamtej chwili lepsze. Oplotłam
się ciasno ramionami, patrząc na blondyna, na twarzy którego malował się czysty ból i błaganie w oczach, abym poszła właśnie z nim. Ale wiedziałam, że tego nie wytrzymam. Nie chciałam, żeby moi przyjaciele przeze mnie cierpieli. Nie zasługiwali na to. To ja nie zasługiwałam na nich. Wiedziałam, że ukojenie w bólu zapewni mi tylko on. Zerknęłam na Mattiasa przez ramię, po czym skinęłam delikatnie głową na zgodę, chcąc aby zabrał mnie gdziekolwiek ze sobą. Mężczyzna pociągnął mnie w stronę znanego korytarza z pokojami gdzie odbywały się prywatne sesje, dlatego bez mrugnięcia okiem weszłam za nim do znajomych drzwi, jednocześnie widząc że Isaac próbuje do nas podejść.

   — Anthea!- wykrzyknął. — Ty skurwy...

Mattias przerwał co miał zamiar powiedzieć, ponieważ powalił go na ziemie jednym uderzeniem pięścią w twarz. Podskoczyłam i chciałam się wycofać, żeby podbiec do blondyna, który prawie stracił przytomność,
ale wtedy Matt wepchnął mnie do środka. Zatrzasnął drzwi, zamknął je na klucz, który rzucił gdzieś w głąb pokoju, a następnie zatrzymał się przede mną. Przybrał zadowolony uśmieszek, który był z sekundy na sekundę co raz bardziej przerażający. Przełknęłam ciężko gulę w gardle, próbując unormować urwany oddech jaki zakołysał mi w piersi. Ruda czupryna mignęła mi przed oczami, a sekundę po tym z kieszonki na piersi wydostał foliowy woreczek po brzegi wypełniony białym proszkiem.

Zamachał mi nim przed oczami, a ja naiwnie śledziłam jego ruchy, jakby trzymał w dłoniach mój ostatni ratunek.

‼️Poczekajcie... scena, którą za chwilę przeczytacie jest bardzo brutalna i może wywołać u was niepokojące reakcję. Bardzo proszę o powstrzymanie się od dwuznacznych, czy żartobliwych komentarzy, bo absolutnie nie jest to na miejscu.‼️

   — Chcesz?- zatrzymał opakowanie przed moim nosem, szeleszcząc folią.

   — Chcę. - wychrypiałam ciężko, nie będąc w stanie wydusić z siebie nic więcej. — Błagam...

   — Wiesz, że nie daję niczego za darmo, Antheo?

   — Wiem, dlatego... czego ode mnie oczekujesz?- zamrugałam ciężkimi powiekami.

   — Grzeczna dziewczynka. - skomplementował, pochylając się nade mną,
a jedną dłoń oparł na moim nagim udzie. —Otwórz usta. - polecił, napierając kciukiem drugiej dłoni na moją wargę.

Mimowolnie je rozchyliłam, nie mając tak właściwie innego wyjścia, aby go posłuchać.

   — Dam ci coś na ból. - poinformował mnie, wyjmując coś innego z drugiej kieszonki a mieściła się tam niewielkich rozmiarów tabletka. — Weź ją. - wepchnął mi ją na język, a następnie złapał za moją brodę i odchylił
moją głowę w tył, chcąc abym przełknęła pastylkę. — Teraz połknij. - zalecił, więc czując jak łzy cisną mi się do oczu, posłusznie wykonałam polecenie i zacisnęłam mocno powieki, ponieważ czułam że powoli zaczynam odczuwać realne bodźce, a tak bardzo tego nie chciałam.

   — Pięknie, jestem z ciebie dumny. - musnął palcami mój policzek, czule go głaszcząc. — A teraz wejdź na łóżko na czworaka.

Zaraz to minie. Zaraz to minie. Zaraz to minie. - podszeptywał mi mój umysł. Spokojnie, Anthea, jeszcze chwila i niczego nie będziesz czuła.

Z jękiem pchającym mi się do gardła, powoli zsunęłam buty z obolałych już stóp, po czym odwróciłam się do niego tyłem, zaczynając wspinać się na miękkie łóżko. Moje kolana szeleściły o czerwoną pościel tylko tym potrafiąc zakłócić głuchą ciszę panującą w moikm umyśle. Mój oddech stawał się co raz cięższy i gęstszy, aż czułam się jakby ktoś odcinał mi dopływ do tlenu.

   — Mattias... - wydyszałam ciężko, czując jak pot oblewa moje skronie i dreszcze wstrząsają moim ciałem spazmami. — ... c-chyba się... chyba źle się... c-czuję... - załkałam ze zduszonym szlochem, łapiąc się za szyję, jakbym próbowała zerwać z niej niewidoczne liny.

   — Shh... - szepnął mi do ucha, a brzdęk metalowej sprzączki paska wywołał u mnie strach. — Wszystko jest w porządku, musisz mi tylko zaufać.

Poczułam jak materac ugina się pod wpływem jego ciężaru, kiedy uklęknął tuż za mną, rozpinając do końca swoje spodnie. Przesunął
dłonią po wnętrzu mojego uda, dopóki nie dotarł do mojej kobiecości. Jednym szarpnięciem zerwał ze mnie majtki, a zimny chłód powietrza owiał moje strefy intymne, kiedy zbliżył się do mnie jeszcze bardziej,
przyciskając do mnie swoją twardą erekcję. W brzuchu poczułam ścisk, ale nie z powodu przyjemności, a raczej strachu kumulującego się w całym moim ciele, aż chciałam naprawdę uciec. Chciałam. Chciałam zacząć krzyczeć, ale nie dałam rady. Moje ciało było pozbawione
kontroli i nie mogłam się ruszać. Byłam jak sparaliżowana.

Rozchylił moje uda, a następnie wszedł we mnie tak mocno i brutalnie, aż wygięłam plecy w łuk, skamląc cichutko pod nosem. Łzy jak bryza bez krzty smutku spłynęły mi moich policzkach, gdy pieprzył mnie co raz mocniej. Bezlitośnie. Wyciskał ze mnie każdą możliwą cząstkę bólu, wbijał się we mnie swoim dużym, grubym penisem, nie dając mi chwili na złapanie oddechy. Wcisnął moją twarz w poduszkę, wszedł we mnie od tyłu jeszcze mocniej aż poczułam bolesne pulsowanie w podbrzuszu nie spowodowane nadchodzącym orgazmem.

  — Och, kurwa... - wzdychał z rozkoszy, szarpiąc mnie mocno za włosy, kiedy wzmocnił ruchy swoich bioder.

  — T-to boli... - zadławiłam się własnym oddechem, kiedy nie mogłam już dłużej tego znieść. — B-boli!- krzyknęłam ochrypniętym głosem, zbierając w sobie siłę, aby się poruszyć i od niego uciec.

  — Nie ruszaj się, dziwko. - wycedził, mocno zaciskając palce na moich biodrach, aż jęknęłam z bólu. — Jeszcze z tobą nie skończyłem. Ból był tak rozdzierający, iż miałam wrażenie że w pewnym momencie straciłam kontakt z rzeczywistością, ledwo co odczuwając jakikolwiek ból.

Albo może... przyzwyczaiłam się do niego?

Mattias dyszał mi do ucha, kiedy przekręcił mnie na plecy, zerwał ze mnie biustonosz i zaczął ugniatać moje piersi, miażdżąc je w swoich dużych dłoniach z każdym bezlitosnym
pchnięciem. Krzyknęłam rozdzierającym moją pierś głosem, który ociekał bólem i łzami którymi zaczęłam się dławić, błagając żeby ze mnie zszedł. Czułam jak pomiędzy nogami spływa mi mokra ciecz, lecz dopiero po
dłuższym czasie wyczułam znajomą metaliczną woń.

  — Jesteś taka ciasna... - jęknął, wchodząc we mnie niemożliwie głęboko, aż myślałam że naprawdę zaraz umrę i to były moje ostatnie chwile na tym świecie.

Mattias zaczął zostawiać ślady swoich zębów niemalże na każdym widocznym skrawku mojego ciała aż do krwi. Miażdżył moje ciało swoim uściskiem, odciskał opuszki palców, pozostawiając sine ślady, a kiedy chciałam mu uciec uderzył mnie prosto w twarz.

   — P-proszę... Mattias, to m-mnie b-boli... - rozpłakałam się, gryząc swój nadgarstek do bólu, aby gdziekolwiek wyładować to wszystko co czułam.

  — Ma-matt... - urwałam, kiedy przycisnął dłoń do moich ust, uciszając mnie.

Nie wiedziałam ile to trwało. Ale wiedziałam, że bolało. Miałam świadomość, że bolało. Bardzo bolało. Czułam każdy ruch, każde szarpnięcie na ciele, każde ugryzienia zębów na moich piersiach, dekolcie, szyi, czy na brodzie i szczęce. Wpijające się palce z niemożliwą siłą w moje uda, nogi, piersi, ręce, które umieścił nad moją głową, bo w którymś momencie podjęłam
naiwną próbę walki, jakbym liczyła że uda mi się go od siebie odsunąć. Wszystko mnie bolało. Nie było takiej części w moim ciele, która by mnie nie bolała a najbardziej przerażające było to, że już nie byłam w stanie rejestrować bólu, który był tak intensywny, iż do reszty zepchnął mnie z krawędzi.

(lovers from the past - mareux)

W tamtym momencie naprawdę chciałam umrzeć. Chciałam, aby ktoś uśmierzył mi ból, przycisnął lufę do skroni i zatrzelił. Chciałam odejść. Byłam gotowa zrobić wszystko, byleby tak się nie czuć. Byleby uciec od bólu, którego nie potrafiłam sama zwalczyć i uśmierzyć. Płakałam, kiedy zaczął i płakałam, kiedy ze mnie wyszedł. W ciągu sekundy uciekłam na krawędź łóżka, kuląc się z przyciągniętymi kolanami do piersi, przykrywając się pościelą, jakbym próbowała odzyskać swoją straconą do reszty godność i wartość. Cała trzęsłam się w spazmach bólu, zaciskając mocno powieki w próbie zapanowania nad oddechem, ale każda kolejna próba kończyła się paniką, rozdzierającą mnie na strzępy.

Czułam się jak zagryziona zwierzyna. Jakby ktoś mnie dorwał, pogryzł, ale nie uśmiercił, tylko zostawił mnie z otwartą raną, pozostawiając na długą i bolesną śmierć. Niczym padlina gnijąca od środka, a jednak wciąż żyjąca i łapiąca ostatnie wdechy. Przyciskałam głowę do poduszki, zaciskając powieki w nadziei, że ten koszmar wreszcie dobiegł końca. By chociaż odrobinę załagodzić to wszystko powróciłam wspomnieniami
do taty... przed oczami miałam małą siebie, niczego nieświadomą jak życie potrafi być okrutne, oraz tatę, który odbierał mnie pierwszego dnia ze szkoły.

***

Stałam niecierpliwie przy drzwiach, tupiąc nóżkami z ekscytacji, czekając ze wszystkimi kolegami i koleżankami na ostatni dzwonek zwalniający nas do domku. Nie mogłam się doczekać, aż opowiem o całym dniu tatusiowi! Tak bardzo się cieszyłam, że poznałam tyle koleżanek i musiałam przyznać... że tatuś jak zwykle miał rację. Jeju, przedszkole było naprawdę super! Chociaż zawsze myślę o tacie nawet jeśli nie ma go obok mnie, to bawiłam się prześwietnie! Pani pokazywała nam jak wygląda alfabet, ale też uczyliśmy się go pisać! To takie super! W końcu niedługo będę mogła nie tylko namalować tacie i braciom laurki, ale też napisać tam jakieś życzenia. Na dodatek w sali mieliśmy takie cudowne lalki z różnokolorowymi włosami, fantazyjnymi makijażami, którym można było upiąć jakieś fryzury, albo warkoczyki.

Pani kazała ustawić nam się parami, dlatego trzymałam rączką moją ulubioną koleżankę Adeline, która podobnie jak ja nie mogła się doczekać dzwonka. Dzisiaj wspólnie kolorowałyśmy kucyki pony, oraz misie i serduszka z okazji walentynek. To było takie
słodkie i fajne, że nawet jedną zrobiłam specjalnie dla tatusia, więc miałam ogromną nadzieję, że się ucieszy. Wiedziałam, że pewnie był zmęczony po pracy, ale obiecał mi że mnie odbierze, dlatego chciałam jak najszybciej podarować mu ten... chyba ładny rysunek. Pani bardzo mnie pochwaliła i nazwała mnie przyszłą artystką, o czym koniecznie musiałam powiedzieć tacie i zażyczyć sobie na urodziny nowe kredki!

Dzwonek zabrzmiał, a wszystkie moje koleżanki i koledzy wybiegliśmy na korytarz z głośnym piskiem. Mój plecak w barbie podskakiwał razem ze mną, kiedy biegłam ile sił w nogach prosto do szatni, gdzie zaprowadziła nas pani. Bacznie rozglądałam się w poszukiwaniu taty, podskakując w miejscu, kiedy moje oczy nie dosięgały do widoku oczekujących na innych dzieci rodziców. Zatrzymałam się na środku szatni, zdając sobie sprawę że nigdzie go nie widzę... otworzyłam usta w nagłym smutku i przygnębieniu, gdy okazało się że nigdzie nie ma taty... czyżby o mnie zapomniał? Było mi smutno, bardzo smutno. Prawie się rozpłakałam.

Ale nagle usłyszałam znajomy głos za pleckami:

  — Czy właśnie odnalazłem swoją najcenniejszą kruszynkę, która tak niecierpliwie czeka na swojego tatę?

Odwróciłam się prędko, a gdy dostrzegłam kucającego przede mną tatę w niedalekiej odległości, zapiszczałam wesoło i rzuciłam się w jego stronę.

  — Tatusiu!

Tata od razu szczelnie mnie objął, uściskając z każdej strony, kiedy owinęłam rączki wokół jego wielkiej szyi, przytulając się do ciepłego ciała, które pachniało tak... przyjemnie. Nie umiałam określić, ale tatuś zawsze pachniał domem i miłością. Obsypał moją głowę serią buziaków, aż zachichotałam, rumieniąc się z zawstydzenia.

  — Moja dziewczynka. - cmoknął mnie w czółko, a następnie pstryknął zaczepnie w mój zadarty nosek, który buntowniczo zmarszczyłam. — Poradziłaś sobie, jestem z ciebie bardzo dumny, wiesz?

  — Było suuuper! Poznałam tyle koleżanek, malowałam kolorowanki, czesałam lalki... i mam coś dla ciebie, tatku. - powiedziałam nieśmiało, ściągając swój plecak, po czym usiadłam na podłodze, żeby móc odnaleźć
kartkę.

   — Tak?- z zaciekawieniem pomknął za mną spojrzeniem, uśmiechając się wesoło i z ekscytacją. — A cóż to takiego?

  — Och... - zasmuciłam się, widząc że kartka się pogniotła. — ... pogniotła się, przepraszam...

  — Myszko, nie szkodzi, pokaż mi. - zachęcił, a uśmieszek nie schodził tacie z ust, chociaż myślałam że sę obrazi przez pognieciony rysunek.

  — Hej, kruszynko, mówiłem ci coś kiedyś. - wspomniał, kiedy przycisnęłam rysunek do pleców, nie chcąc mu go pokazać. — Pamiętasz? Nie liczy się okładka, tylko...?

  — Środek... - mimo wszystko wydęłam usta w smutku.

— No właśnie, a teraz pokaż mi to swoje dzieło. - zachęcił, łapiąc mnie za rączki, więc wciąż zasmucona oddałam mu kartkę.

Obserwowałam jak tata powoli rozprostował palcami rysunek, który przedstawiał misia trzymającego serduszko, a na nim napisałam "kocham cię, tato". Niecierpliwie patrzyłam jak tata ocenia moją pracę, dotykając pokolorowanego misia kredkami i mazakami. Bujałam się na piętach, czekając na jego ocenę. Tata patrzył na mój prezent z poważną miną, ale kiedy minęło kilka minutek, podniósł na mnie oczy i uśmiechnął się.

  — To jest... to jest przepiękne, myszko. - złapał mnie nagle, po czym przyciągnął do siebie. — Ja... dziękuję ci, córeczko. - przytulił mnie do siebie, całując mnie w policzek. — Ja też cię kocham, jesteś moim najcenniejszym
promyczkiem, Antheo. Powiesimy go na lodówce, co ty na to?- zaproponował, dlatego pokiwałam ochoczo główką.

  — Taaak!- wykrzyknęłam radośnie.

  — No, a teraz zmykaj do szatni. Pojedziemy na coś słodkiego, co o tym myślisz?

***

(nda - billie eilish)

Moje serce mocniej zabolało, dlatego mocniej zacisnęłam palce na pościeli, prawie wyłamując sobie palce ze stawów, by rozładować gdzieś
swoje napięcie. Byłam wstrząsana spazmami płaczu, chociaż nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wyłam, przyciskając
kolana do nagich piersi w poszukiwaniu ukojenia, ale jedyne co czułam to krew między nogami, upokorzenie i mokre łzy zamazujące mi wzrok.

   — Masz, teraz możesz się naćpać. - rzucił mi prosto na twarzy dwa woreczki wypełnione kokainą, albo jakąś inną substancją, lecz ja nawet nie dałam rady się poruszyć i chociażby drgnąć na widok prochów. — Do następnego, szmato.

Zostawił mnie. Po wszystkim tylko wyszedł, trzasnął drzwiami aż podskoczyłam i odszedł, pozostawiając mnie nie w całości, a w kilku rozsypanych częściach układanki.

Trzęsłam się jak osika. Było mi zimno, niedobrze aż chciało mi się wymiotować, ale nawet nie miałam siły oddychać, a co dopiero mówiąc zwymiotować, albo nawet o własnych siłach ruszyć się z łóżka. Łzy płynęły mi po policzkach, chociaż pozostawiały tylko słony posmak na moich pogryzionych wargach, które piekły mnie przy każdym wypuszczanym wdechu. Kręciło mi się w głowie. W oczach miałam mroczki, a na dodatek robiłam się senna. Było mi słabo, aż ledwo utrzymywałam przytomność, chociaż nie wiedziałam właściwie do czego była mi potrzebna. Nie mogłam się poruszyć. Moje ciało było w dziwny sposób rozluźnione, ale gdy spróbowałam drgnąć chociażby głową stało się to dla mnie awykonalne.

Po pewnym czasie przestałam cokolwiek czuć. Słyszałam tylko jak za mgłą, że ktoś otworzył drzwi zagłuszając piszczenie w mojej głowie, a
potem ktoś mnie dotknął... ale nie byłam pewna.

   — Anthea, hej, hej!- ktoś dotknął mojego policzka a pomiędzy mroczkami mignęły mi jasne włosy. — Anthea, słoneczko, słyszysz mnie?

  — Isaac, ona jest odurzona... - usłyszałam szloch pochodzący z ust chyba mojej przyjaciółki. Tak, rozpoznałam w rozpaczonym głosie Addie, która dotknęła mojego czoła.

  — Musimy coś zrobić.

  — Isaa... - wymamrotałam niewyraźnie, próbując pokazać jakieś drobne funkcje życiowe.

  — Kochanie, słyszysz nas?- nieznacznie mną potrząsnął, dlatego wypuściłam zduszony syk z bólu.

  — Mmm... - wybełkotałam ciężko. — ... prze-prz-epra...

  — Co ona mówi?- zapytała słabym głosem dziewczyna.

  — Przepraszam. - powtórzył Isaac, więc skinęłam głową w geście potwierdzenia. —
Nie przepraszaj, nic się nie dzieje, kochanie. Zaraz to naprawimy, już spokojnie, nic ci nie grozi. - poczułam jak całuje mnie w skroń.

  — N...

  — Co mówisz?- pochylił się nad moimi ustami, zapewne chcąc cokolwiek zrozumieć.

  — Nicho...

  — Ona mówi chyba o swoim... ochroniarzu. Tak, pamiętam miał na imię Nicholas.

  — No to dzwoń do niego raz-dwa. - popędziła go Adeline, a następnie przysunęła się do mnie bliżej. — Już, za chwilkę Isaac zadzwoni do Nicholasa. Na pewno po ciebie przyjedzie, tak?- pogłaskała mnie po głowie, odsuwając
poplątane kosmyki z mojej twarzy. — Zaraz pomożemy ci się ubrać.

   — Prze... przepraszam. - wykrztusiłam ostatkami sił.

  — Nie przepraszaj, misiu. Nie masz za co przepraszać, nie jesteś niczemu winna.

  — Nicholas? Musisz tu szybko przyjechać...

... dajcie znać jak się podobało —->>>

ig: eternalflame_watt
tt: smuttoholik

ETERNALFLAME

Continue Reading

You'll Also Like

290K 1.5K 5
Życie Nessy Bennet nigdy nie było usłane różami. Po wyjeździe rodziców, osiemnastolatka zamieszkała z ciotką. Na jej nieszczęście nie jest jedyną nas...
73.6K 4.7K 34
The second part of the ''Darkness'' trilogy ~ Próbowaliśmy wypłynąć z ciemności, która wciągała nas w ten mrok. Nie chcieliśmy cierpieć, choć żadne...
8K 344 10
Strach, czy może i rodzaj przyjemności. Co było lepsze dla Harper? Emocja, która pozbawiała ją racjonalnego myślenia, czy też emocja, która dawała je...
70.1K 2.6K 73
On zgrzeszył, ona zabłądziła. Emily Rose po przeprowadzce chciała rozpocząć nowe życie, paląc za sobą wszystkie złe mosty. Skupiła się na wymarzonych...