Ścieżką wspomnień [The path o...

By Olsaki

2.7K 299 383

Życie Cole'ego Knighta to jeden wielki znak zapytania, i to w dodatku dla niego samego. Chłopak z amnezją, n... More

Prolog ,,Dogoń mnie"
Rozdział 1. „Obłuda życia"
Rozdział 2. ,,Sancha"
Rozdział 3. ,,Irytacja"
Rozdział 4. ,,Zderzenie z rzeczywistością"
Rozdział 5. ,,Ceń dom ponad wszystko"
Rozdział 6. ,,Oko tygrysa"
Rozdział 7. ,,Fala złudzeń"
Rozdział 9. ,,Środkowy palec "
Rozdział 10. ,,Poddaję się"
Rozdział 11. ,,Co za różnica, który to Knight"
Rozdział 12. ,,Pan Darcy"
Rozdział 13. ,,Kłopoty"
Rozdział 14. ,,Znaleźć Emmę Saintclair"
Rozdział 15. ,,Braterstwo"
Rozdział 16. ,,Kobiety"
Rozdział 17. ,,Gest dobrej woli"
Rozdział 18. ,,Ukartowany dzień''
Rozdział 19. ,,Potrzebuję leków"
Rozdział 20. ,,Błotna wędrówka"
Rozdział 21. ,,To koniec"
Rozdział 22. ,,Wieczór wybaczenia"

Rozdział 8. ,,Podwózka"

106 14 15
By Olsaki

Czytasz, daj znać! ❤️

  14.01.2012

    Sprawy nie układają się po mojej myśli. Od rana do wieczora siedzę przy przygaszonej lampce, cicho płacząc i prosząc, by ta męka w postaci nadmiernej samotności, nareszcie się skończyła. Niestety na próżno.
   
To trwa i trwa, i zapewne potrwa jeszcze przez jakiś czas, choć modlę się wieczorami o pewien spokój ducha.
   
Codziennie patrzę na zachodzące słońce, które oświetla mi twarz swoimi ostatnimi promieniami, przypominając mi ten wspaniały miesiąc, który zakończył się w taki, a nie inny sposób. Właściwie nie myślę o niczym konkretnym, a gorycz, jaką ostatnio w sobie noszę, nie daje mi krzty nadziei na zmianę naszej sytuacji. Nie, kiedy pomoc, jaką tobie niosę, zostaje odepchnięta i niedoceniona. Ja zamknięta pośród czterech ścian, a ty coraz bardziej zamknięty na moje uczucia.

Wpadliśmy do tego syfu razem, i to po uszy, nie godząc się na brutalną rzeczywistość, jaka nas spotkała.

[...]

    Praktycznie przez trzysta dni w roku w La Porte panuje głównie susza, a jednak to właśnie tamtego dnia przez cały czas padało, napawając mnie poczuciem intensywnego przybicia. Gwara miasta umilkła, a jedynymi dochodzącymi do uszu dźwiękami były odbijające się o parapety, dachy i rynny krople deszczu.

    Otworzyłem oczy i mozolnie podniosłem swoje dotąd zastygłe ciało do pozycji siedzącej, mierzwiąc sobie czuprynę, moich lekko kręconych włosów. Odwróciłem się w stronę okien i pełen skupienia, zacząłem patrzeć, jak strugi cieczy spływają po ich gładkiej powierzchni, tworząc nieprawdopodobny obraz, namalowany smugami wody. Podobawszy mi się to, podniosłem smutno jeden kącik ust do góry, czując przesiąkające mnie poczucie pustki i braku konkretnego celu w życiu.

Wyglądałem w tej chwili niczym rzeźba z marmuru, ale potrzebna mi była, choćby i chwila refleksji, na zmącone, błądzące myśli, które od rana, nie miały żadnego ujścia. Co najgorsze, pozwalałem sobie na to, nie narzucając im konkretnego kierunku, próbując rozpatrzyć różne opcje, jakie oferuje mi los.

   Okoliczności, w jakich się znalazłem, dawały poczucie strachu, a jednocześnie, ta nieznana dotąd przekroczona strefa, zaczęła mnie do siebie coraz bardziej przekonywać, choć umysł nie był majaczony już dziś żadnymi używkami.

Już kilkanaście razy sprawdzałem w internecie, ile można dostać odsiadki za kradzież, handel i styczność z narkotykami. Informacje nie napawały, choćby i krztą optymizmu, a jednak cały czas brałem pod uwagę, by w to gówno wejść, mimo krzyczących skowytów, sugerujących mi, że mogę zniszczyć wszystko, co w miarę zaczęło się układać.

    Naprawdę, chyba nigdy wcześniej nie miałem takich problemów, jak wtedy, w końcu dawny ja, wiedziałby, co robić, biorąc w życiu to, co najkorzystniejsze dla samego siebie. A jednak coś mnie hamowało.

     Gdyby tu tylko chodziło o mnie, nie miałbym granic, jednak teraz, po tych kilku miesiącach, myślałem i o nich. O rodzinie, która mogłaby niechcący na tym ucierpieć. Przerażony samą ideą poproszenia O'Naila o włączenie mnie w ten interes, doprowadzałem się do katorgi. Chciałem, żeby byli bezpieczni...

     — Nad, czym myślisz Cole? — Irina patrzyła na mnie zaciekawiona.

Stukała palcami w kubek od kawy z napisem ,,Bądź najlepszą wersją siebie", czekając, aż będę gotowy zacząć naszą dzisiejszą terapię. Dopiero co niedawno kobieta sugerowała mi, że coś takiego, jak ideał nie istnieje, a tymczasem sama używała kubka z jednym z tych beznadziejnych haseł, które dało się kupić za grosze na Amazonie. Napis, który prezentowała, wszem i wobec, dał mi do zrozumienia, że była nie tylko słabym psychologiem, ale i hipokrytką. Spojrzałem na nią nieco zniesmaczony, marszcząc brwi. Westchnąłem z pewnej bezradności i oparłem się nieco bardziej wygodnie na skórzanej, brązowej kanapie, zakładając rękę na zagłówek.

— Myślisz, że jestem inny? — spytałem niepewnie, wierząc, że ona wie lepiej niż ja sam. Ale ja przecież byłem inny! Idiotyzm!

Fakt — brakowało mi wspomnień, które miały zbyt dużą wartość w moim niestabilnym życiu, ale wiedza to jedno, a czucie to co innego.

    I to było nie fair...

    Nie, jeżeli wszyscy wokół mogli żyć, pędząc przed siebie, a ja zatrzymałem się na etapie, który był wieki temu. Czułem się, jakbym stracił najlepsze lata swojego życia. I choć przede mną było wiele, ja uparcie mimo prób, tkwiłem w tym jednym punkcie, przypominając sobie i o niej...

Mój najważniejszy ślad ze swojego dawnego życia. Dziewczyna ze snów....

— A chcesz być inny?

    Skąd miałem to wiedzieć? Nie wiedziałem już kim jestem...

    Nie mogłem zrozumieć, skąd w mojej głowie brało się, aż tyle wątpliwości oraz dlaczego tak bardzo się pogubiłem we własnych decyzjach i zachowaniach. Zirytowany parsknąłem sam do siebie.

— Nie wiem. Nic już nie wiem, po prostu mi powiedz, czy zmieniłem się od początku naszej terapii?

Choćby i najmniejsza zmiana mogła znaczyć, że może jednak, mimo całej tej walki z samym sobą, byłem kimś lepszym. Podgryzłem dolną wargę, rozumiejąc, jak wielki żal w sobie noszę do samego siebie.

— Na pewno jesteś spokojniejszy — zaśmiała się delikatnie, odstawiając kubek na stoliku.

    Westchnęła głęboko, patrząc mi w moje czerwone od zmęczenia oczy, które dało się zauważyć z całkiem sporej odległości. Wczoraj okazało się, że ostała się mi tylko jedna tabletka Nembutalu.

    Bez kapsułek, moje rozterki zawsze brały górę nawet i nad moim pokaźnym zmęczeniem. Nie mogłem spać dłużej niż trzy godzinny dziennie, doprowadzając się sam do jeszcze większej utraty sił. Wierciłem się nocami na łóżku jakbym miał robaki, a myśli za nic nie chciały ustąpić, zaczynając mnie doprowadzać do iście dużego szaleństwa. Dusiłem się tlenem.

— Tylko tyle? — przecież to było niemożliwe.

    To z całą pewnością nie było tym, co chciałem usłyszeć. Irina chyba naprawdę przestała się przykładać do naszych rozmów, siląc się jedynie, by dobrze podczas nich wyglądać.

Nie widziała nic. Nic. Nawet tego, że wpadałem na jej terapii w paranoję.

    — Cole, w końcu powróciłeś do życia, wyszedłeś ze swojej strefy komfortu. Dla mnie to znak, że idziemy małymi kroczkami w dobrą stronę — kobieta posłała mi ciepły uśmiech, zakładając swoją nogę na drugą. Wyprostowana, jak struna, poprawiła swoje włosy i odchrząknęła, bawiąc się swoim butem na wysokim obcasie. — To ci nie wystarcza? — zalotnie dodała, delikatnie, gładząc się po kolanie.

    Aż mnie coś zemdliło. Czy ona ze mną flirtowała? Nieważne — pomyślałem.

   Ciekawe, czy jej by wystarczało, jakby ktoś kazał jej wyjść w połowie filmu, a pozwolił wrócić dopiero na końcówkę!

    — Irina, czy ty się sama słyszysz?! Jak ma mi to kurwa wystarczać? — oburzyłem się. — Straciłem zbyt wiele, żeby cieszyć się jakimiś drobnostkami. Kurwa! Zresztą, to trwa za długo, wierzyłem, że się uda odzyskać tę cholerną pamięć! Po chuj dawałaś mi jakąś nadzieję — rozzłoszczony do granic możliwości ruszałem głową na lewo i prawo, zawężając usta w wąską kreskę.

    Serce przyspieszyło, a oddech w zaledwie chwilę stał się tak nieregularny, jakbym zaczął biec w jakimś maratonie. Schowałem twarz w dłonie, opierając się łokciami na kolanach. Miałem dość. To była farsa, nie leczenie.

— Jeżeli leży ci coś jeszcze, wyżyj się, krzycz, właśnie po to tu jesteśmy.

— Po prostu to wszystko jest takie bez sensu — nie mogąc się uspokoić czułem, jak do oczu napływają mi pojedyncze łzy bezsilności. I choć szybko zakryłem je, nie chcąc pozwolić, by Irina sprzedała mnie i moje kolejne podłamanie rodzicom, wiedziałem, że i tak czeka mnie rozmowa z Rickiem. Szkoda, biorąc pod uwagę, że ostatnio czułem się nieco lepiej...

    — Wręcz przeciwnie — kobieta wstała ze swojego fotela, siadając obok mnie. Poprawiła okulary, a zaraz później włosy, które choć farbowane, prezentowały gdzieniegdzie oznaki starości. — A nie myślałeś o jakimś hobby?

Hobby? Raczej nie, ale... — Zacząłem biegać — czując się zbyt osaczony jej osobą, przesunąłem się do krawędzi kanapy, przecierając jeszcze pozostałości mokrych plam na twarzy.

— O, dawno temu wpadłeś na ten pomysł? Nic nie mówiłeś — uśmiechnęła się promiennie, jak gdyby to miał być mój lek na wszystkie problemy. Z niedowierzania, słuchając jej, parsknąłem, wywijając zażenowane oczy.

— W tym tygodniu, dzięki Panu Harrisonowi, bo zrezygnowałem z rehabilitacji. Ale to za mało... Myślałem, żeby właściwie znaleźć pracę... — ścisnąłem mocno rękę w pięść, zdając sobie sprawę, że nawet nie poczyniłem w tymże temacie żadnych kroków. Co ja jej mówiłem... Przecież to było kłamstwo.

    Była to jakaś swego rodzaju mrzonka, która była chyba zbyt ryzykowna w moim stanie. Praca łączyła się, z kolejnym stresem, ludźmi, których nie znałem i obowiązkami, które mogłyby mnie całkowicie przerosnąć. O wiele łatwiej byłoby ukraść to auto z Ojore i mieć pięć patyków...

Pięć tysięcy dolarów!

    — Praca? O czym myślałeś? — wzięła swój notatnik ze stolika, chcąc zapisać kilka nowych informacji.

    — Nie wiem, o niczym konkretnym — wzruszyłem ramionami w geście bezradności w tym temacie.

    Studiów podobno nie skończyłem, ale co się dziwić, prawo nie było dla mnie. W czasie liceum nie miałem konkretnego pomysłu na przyszłość, po prostu chciałem być wolny, a teraz dorosłość dopominała się o pieniądze, które wcześniej miałem zawsze, gdy tylko o nie poprosiłem.

    Co mógłbym wymyślić, by mnie to satysfakcjonowało?

   — Rozmawiałeś o tym z rodzicami? — spytała niemalże od razu, chcąc naprowadzić mnie, że to przecież wspaniały pomysł.

    Na pewno, by mi w tym pomogli, w końcu Rick nie tylko był znanym adwokatem, ale bardzo ważnym członkiem rady miasta. Posiadał niezliczoną ilość kontaktów. Tylko co z tego, skoro w żadnym razie nie pozwalał pracować mi nigdzie indziej, jak z nim?

    — Nie są otwarci na inne propozycje niż prawo i rodzinna kancelaria. Na studia też nie chcę wracać, choć już słyszałem, że ojciec może pogadać z rektorem. 

    — To może inaczej, to ja porozmawiam z twoim ojcem, co ty na to? — powstała po kubek zimnej już kawy, zachodząc za swoje drewniane biurko. Wyjęła swój kalendarz z szafki i zaczęła coś w nim zakreślać. — Wspólnie moglibyśmy wypracować pewien kompromis, oczywiście, jeżeli ci zależy.

    — Wątpię, żeby to się udało, ale czemu nie... —  nie wierząc, że mogłoby to poskutkować, odchyliłem głowę, patrząc się na biały sufit. Było mi już wszystko jedno.

****

    Wychodziłem z kamienicy bardzo wolnym krokiem, sprawdzając po kieszeniach kurtki, czy aby na pewno mam telefon. Byłem mocno roztargniony, przez kolejne myśli nie dające mi spokoju ducha; choć teraz już z całkiem innego powodu.

    Pięć nieodebranych połączeń i dwa SMS-y od Leviego, z wyjaśnieniem, że spóźni się z ojcem na kolację, którą swoją drogą zaplanował on sam.

    Wstyd i żenada, biorąc pod uwagę, że...

     Zapomniałem.

    Jak to się stało? No jak to możliwe, że pomimo iż Levi męczył mnie praktycznie codziennie, przypominając o rodzinnej kolacji i tak o niej zapomniałem?

    Nie wiem. Może chciałem to podświadomie wyprzeć.

    Niestety potrzebowałem wymówki, dzięki której mógłbym się wykręcić. Wyobrażenie siedzących nas wszystkich przy jednym stole, dawało przeświadczenie pewnej katastrofy. Szczególnie w tym słabym dla mnie dniu. Myśląc o tym od razu powiodłem swym spojrzeniem na niebo, z którego nieustannie lało.

    Włożyłem ręce do kieszeni jeansowych, chyba zbyt mocno opinającymi spodni, chcąc wyciągnąć zaklinowane słuchawki, i to właśnie wtedy znów ją zobaczyłem, zupełnie tak, jakbym ściągnął ją myślami. Siedziała w jakimś starym aucie, trzymając lewą ręką kierownice, natomiast prawą telefon. Patrzyła się wprost na mnie, sugerując mi jawnie, że to nie przypadek. Uśmiechnęła się kpiąco, podnosząc kąciki swoich pełnych ust i przekręciła delikatnie głowę.

    — Cześć.

— Hej — odpowiedziałem niczym przyłapany na gorącym uczynku chłopiec. — Co ty tu robisz? — zapytałem rozdrażniony, zaczynając powoli wymijać jej samochód, w celu pewnej ucieczki.

— Przyjechałam po ciebie na prośbę Leviego. Powiedzmy, że chciał mieć pewność, że dotrzesz na dzisiejszy wieczór — zerknęła na moją już mocno przemoczoną posturę, wciskając delikatnie pedał gazu, abyśmy w tym samym tępie przemierzali drogę.

    Zauważając, że nie mam zamiaru skorzystać z tejże, jakże pomocnej podwózki, nakazała surowym tonem, jak gdyby mówiła do jakiegoś dziecka — Cole, wsiadaj do auta, przecież pada.

    — Ani myślę. Jeździsz tragicznie — obruszyłem się, gdy w głowie pojawiła mi się wizja wycieczki gruchotem, który chyba należał do Sanchy. Przecież to mogło równać się ze śmiercią.

Spojrzałem się na jej poddenerwowaną twarz, po czym włożyłem ręce do kieszeni swojej skórzanej, czarnej kurtki, odwracając zirytowany wzrok w stronę chodnika. Liczyłem, że odpuści i da mi spokój.

   — Cole, proszę cię, nie chcę się z tobą kłócić na ulicy — odburknęła zirytowana, mocno zaciskając oczy, siląc się tym samym, żeby nie wybuchnąć. Chyba robiła postępy emocjonalne. Wow.

— Sancha to, że ostatnio mnie przeprosiłaś, nic nie zmienia, przejdę się mimo wszystko — wysoko podniosłem kąciki ust, sztucznie się do niej uśmiechając, a tym samym wywijając oczami. Tak bardzie chciałem, żeby mnie zostawiła! Dlaczego nie rozumiała moich aluzji?!

    Poza tym, totalnie nie kumałem, jak mogłem te przeprosiny w ogóle przyjąć... Musiałem być tak mocno pijany i zjarany, że w głowie mi się coś poprzestawiało. Najwidoczniej tak.

— Czemu ty zawsze musisz się buntować...
— wyminęła mnie, po czym gwałtownie zahamowała, wrzucając auto na ręczny. Wyszła mocno trzaskając drzwiami i podbiegając stanęła naprzeciwko mojej sylwetki. — Stop! — krzyknęła, kładąc mi zimną rękę na piersi, która choć szybko zniknęła, pozostawiła po sobie pewien niemiły ślad. — Dalej nie idziesz.

    Dziewczyna patrzyła na mnie nieprzeniknionym wyrazem oczu, podnosząc hardą głowę, tak wysoko, jak się tylko dało. Chyba stała nawet na placach. Mimo wściekłości malującej się na jej buzi, wyglądała dosyć zabawnie. Wzrost niestety robił tutaj swoją robotę, w końcu między nami było około czterdzieści centymetrów różnicy. By jednak przeciągnąć chwilę jej chwały, starałem się nie pokazywać, jej jak bardzo mnie, to wszystko bawiło.

    — Powiem jeszcze raz, nigdzie nie idziesz, w tym momencie wsiadasz do auta albo...

    — Albo? — szepnąłem.

Zmarszczyłem brwi, szczerząc zęby, kpiąc sobie z jej głupich pogróżek, w końcu wyglądała na Gburka z siedmiu krasnoludków.

— Albo zadzwonię do Leviego i powiem, jak bardzo się bałeś spędzić wieczór z rodziną, zachowasz się, jak tchórz — podniosła jedną brew do góry, przełykając ślinę, licząc, że ten wywód, cokolwiek mógł zmienić. Żałosne.

    Patrzyłem na nią rozbawiony do granic. Jej groźba w żadnym razie nie miała dla mnie znaczenia. Nie byłoby to żadne przewinienie, biorąc pod uwagę moje dawne, o wiele gorsze występki. Ale ona nie wiedziała. Nie znała mnie. I żeby to udowodnić postanowiłem zabawić się jej i tak rozdygotanym ciałem. Tak w podziękowaniu, za zmarnowanie zapowiadającego się wieczoru.

Stres, który czuła od początku naszej potyczki, paraliżował ją na tyle, że nabierałem tylko pewności siebie. Przerażało mnie jednak jedno — podniecenie, z jakim zabiło moje wymęczone już od galopowania w szaleńczym pędzie ekscytacji — serce. Dreszcz emocji przesiąknął mnie jak namoczona wodą gąbka, a to źle świadczyło dla mnie samego. Za bardzo mi się to podobało, ale nie mogłem się już wycofać, dlatego jeszcze bardziej się do niej dosunąłem, całkowicie, niwelując przestrzeń między nami.

  Złapałem za jej podbródek, zbliżając się do jej ucha i wyszeptałem, dmuchając na jej płatek.

— Jesteś wrzodem na dupie.

Przełknęła ślinę i powiodła swymi zbłąkanymi oczami w kierunku mojej uciekającej twarzy. Patrzyła na mnie półprzytomnie, wystraszona tym, co się właśnie stało. A stało się o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać.

    W końcu zamknąłem jej jadaczkę!

    Nie czekając na jej reakcje, uśmiechnięty, po pachy, wyminąłem ją, nieznacznie, szturchając swoim ramieniem. Podszedłem do auta i wsiadłem na miejsce pasażera, chociaż głowa, kazała mi stamtąd, czym prędzej uciekać. Musiałem wygrać te naszą małą potyczkę, za wszelką cenę, doprowadzając ją do końca, choćby i tylko dla poprawy swojego dzisiejszego humoru.

    Dziewczyna stała, jak znak wbity w chodnik, walczący z jakimiś dziwnymi emocjami, w sumie, jak zawsze, ilekroć próbowałem ją podpuścić. Miała jednak rozdziawioną minę, a to była zupełna nowość. Nie rozumiejąc, dlaczego kazała mi dalej czekać, zatrąbiłem dwa razy klaksonem, dając jej znać, że przecież musimy jechać, dlaczego więc się nie rusza i moknie? Nonsens. Przecież nieładnie się spóźniać, na zaplanowaną kolację. Czyż nie Sancho?

    Zirytowana, równie przemoczona do suchej nitki, co ja, jęknęła siarczyście i zaczęła coś bełkotać, podążając na miejsce kierowcy.

— Co za rozpuszczony dzieciak... — dodała, pod nosem, wsiadając do samochodu. Zapięła pasy i z piskiem opon ruszyła gwałtownie, doprowadzając zaraz potem mój żołądek do skrętu, a serce do podejścia pod krtań. Zaczęło się, hamulce jej w końcu puściły.

   — Powiedziała baba chcąca nas zabić jakimś gruchotem, bo nie potrafi mieć dystansu! Ja pierdolę! — złapałem się zapiętych pasów, przymykając silnie powieki. Choć dopiero, co ruszyliśmy, widziałem nas już w piachu. 

    — To dlatego, że wiem więcej, niż myślisz Knight — poważnie zerknęła na moją twarz, wyrażając swoimi słowami tak wiele, że aż zakrztusiłem się powietrzem.

   Niemal automatycznie rozwarłem oczy, odwracając się całkowicie w jej stronę. Chyba nawet przestałem w tamtym momencie oddychać, rozumiejąc dosadnie, że to właśnie dzień, na który jednak czekałem.

****

✉️ od: Olsaki

    Będzie mi bardzo miło jak skomentujesz, wyrazisz swoją opinię i dasz gwiazdkę!

Buziaki :*

Continue Reading

You'll Also Like

281K 10.9K 35
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...
29.8K 5.5K 34
Drogi Czytelniku Niech Cię nie zwiedzie początek tej historii. Poznasz bowiem bohaterów, którzy zmuszeni są ukrywać swoje prawdziwe oblicza. Jedno z...
117K 2.5K 34
16-letnia Nessa Parker przeprowadza się wraz z rodzicami na wybrzeża Beverly Hills. Na dzielnicę gdzie wszyscy się znają. Zaczyna nowe życie. Nowy do...
48.8K 1.5K 45
Rzeczy, które tak bardzo są złe i niewłaściwe, są najbardziej pożądane. Olivia Williams - młoda dziewczyna, która ma całe życie przed sobą, spotkała...