Rozdział 11. ,,Co za różnica, który to Knight"

87 9 19
                                    

Czytasz, daj mi znać! :)

24.03.2012

Błądzę duchowo i fizycznie mając w głowie, jak wiele porzuciłam dla ciebie. Nie mogę powiedzieć, że jestem ponad tym.

    Wdarłeś się brutalnie i niepostrzeżenie do mojego serca, a ja nie myśląc racjonalnie, pozwoliłam na ten akt, pochłaniając wszystko czego los wcześniej mi nie ofiarował.

    Idiotka!

    Miłość, której tak pragnęłam, przerodziła się w pierwszy krok do piekła.

    Boję się.

    Nie wiń mnie, ale choć ogień rozpala moje serce, nieustannie zaczynam mieć coraz więcej wątpliwości.

[...]

   Siląc się, by nikogo nie obudzić, wkradałem się po marmurowych schodach niczym jakiś złodziej. Czując się najbardziej skrzywdzonym człowiekiem stąpającym po kuli ziemskiej, pragnąłem uniknąć wszelakich rozmów. Nie miałem ochoty na zbędne tłumaczenia, które byłyby jednym, wielkim kłamstwem. Samo przeświadczenie, że i tak mnie to czekało
przerażało, wykręcając żołądek do góry nogami.

Wraz z dotarciem na lewe skrzydło, gdzie znajdowały się sypialnie gościnne oraz nasze pokoje z bratem, usłyszałem podniesiony głos Leviego. Niemal natychmiast stanąłem jak wryty, opierając się o ścianę lewą dłonią, chcąc się schować, jak najbardziej się dało. Przełknąłem ślinę, czując nagłą suchość w gardle.

Nie wiedziałem, co od chuja się tu powyrabiało, ale jak widać, świat, w którym się znajdywałem był jakimś innym wymiarem. Najpierw ujrzenie drugiej twarzy matki, a teraz i jeszcze usłyszenie Leviego Knighta w mrocznej wersji.

    Wydawało mi się, że chłopak miał duże problemy ze zręczną ripostą, godząc się na taki, a nie inny bieg wydarzeń, przynajmniej dotychczas, a tu proszę, kolejna niespodzianka. Naprawdę nie rozpoznawałem ludzi, którzy byli częścią mojego życia.

    — Nie! Nie rozumiesz?! Ile mam ci to powtarzać! — krzyczał szeptem, próbując coś wyperswadować Sanchy, machając jednocześnie ręką.

   — Levi, nie masz prawa za mnie decydować! — dziewczyna srogim spojrzeniem rzucała gromami w jego stronę.

    Ciekaw rozwijającej się kłótni kochanków, oparłem się plecami o ścianę, zakładając ramiona na pierś, cały czas obserwując ich przez szczelinę otwartych drzwi. Miałem de ja vu, jeszcze kilka godzin temu robiłem dokładnie to samo.

— Jaja sobie robisz? Sancha, ty należysz do mnie, jesteśmy razem, powinnaś brać moje zdanie pod uwagę, a nie zachowywać się.... — zaciął się na moment, przymykając nerwowo drgające mu powieki. Podniósł ręce do góry, mocno łapiąc się za końcówki włosów, zupełnie, jakby tym gestem chciał znaleźć konkretne określenie. — No tak?!

Zła, z tą swoją pulsującą na czole żyłką, wyglądała dla mnie naprawdę dosyć atrakcyjnie. Nie mogłem zaprzeczyć, że ta dziewczyna miała coś w sobie zajmującego, ale z jakichś nieznanych mi właściwie przyczyn, cieszyłem się z faktu, że brat na nią naskakuje.

    Co ze mną było nie tak?

    — Jak?! Powiedz, o co ci dokładnie chodzi?! No mów! — podniosła wyżej swój głos, nie starając się zbytnio opanować targających nią emocji.

Ścieżką wspomnień [The path of memories]Where stories live. Discover now