Rozdział 8. ,,Podwózka"

106 14 15
                                    

Czytasz, daj znać! ❤️

  14.01.2012

    Sprawy nie układają się po mojej myśli. Od rana do wieczora siedzę przy przygaszonej lampce, cicho płacząc i prosząc, by ta męka w postaci nadmiernej samotności, nareszcie się skończyła. Niestety na próżno.
   
To trwa i trwa, i zapewne potrwa jeszcze przez jakiś czas, choć modlę się wieczorami o pewien spokój ducha.
   
Codziennie patrzę na zachodzące słońce, które oświetla mi twarz swoimi ostatnimi promieniami, przypominając mi ten wspaniały miesiąc, który zakończył się w taki, a nie inny sposób. Właściwie nie myślę o niczym konkretnym, a gorycz, jaką ostatnio w sobie noszę, nie daje mi krzty nadziei na zmianę naszej sytuacji. Nie, kiedy pomoc, jaką tobie niosę, zostaje odepchnięta i niedoceniona. Ja zamknięta pośród czterech ścian, a ty coraz bardziej zamknięty na moje uczucia.

Wpadliśmy do tego syfu razem, i to po uszy, nie godząc się na brutalną rzeczywistość, jaka nas spotkała.

[...]

    Praktycznie przez trzysta dni w roku w La Porte panuje głównie susza, a jednak to właśnie tamtego dnia przez cały czas padało, napawając mnie poczuciem intensywnego przybicia. Gwara miasta umilkła, a jedynymi dochodzącymi do uszu dźwiękami były odbijające się o parapety, dachy i rynny krople deszczu.

    Otworzyłem oczy i mozolnie podniosłem swoje dotąd zastygłe ciało do pozycji siedzącej, mierzwiąc sobie czuprynę, moich lekko kręconych włosów. Odwróciłem się w stronę okien i pełen skupienia, zacząłem patrzeć, jak strugi cieczy spływają po ich gładkiej powierzchni, tworząc nieprawdopodobny obraz, namalowany smugami wody. Podobawszy mi się to, podniosłem smutno jeden kącik ust do góry, czując przesiąkające mnie poczucie pustki i braku konkretnego celu w życiu.

Wyglądałem w tej chwili niczym rzeźba z marmuru, ale potrzebna mi była, choćby i chwila refleksji, na zmącone, błądzące myśli, które od rana, nie miały żadnego ujścia. Co najgorsze, pozwalałem sobie na to, nie narzucając im konkretnego kierunku, próbując rozpatrzyć różne opcje, jakie oferuje mi los.

   Okoliczności, w jakich się znalazłem, dawały poczucie strachu, a jednocześnie, ta nieznana dotąd przekroczona strefa, zaczęła mnie do siebie coraz bardziej przekonywać, choć umysł nie był majaczony już dziś żadnymi używkami.

Już kilkanaście razy sprawdzałem w internecie, ile można dostać odsiadki za kradzież, handel i styczność z narkotykami. Informacje nie napawały, choćby i krztą optymizmu, a jednak cały czas brałem pod uwagę, by w to gówno wejść, mimo krzyczących skowytów, sugerujących mi, że mogę zniszczyć wszystko, co w miarę zaczęło się układać.

    Naprawdę, chyba nigdy wcześniej nie miałem takich problemów, jak wtedy, w końcu dawny ja, wiedziałby, co robić, biorąc w życiu to, co najkorzystniejsze dla samego siebie. A jednak coś mnie hamowało.

     Gdyby tu tylko chodziło o mnie, nie miałbym granic, jednak teraz, po tych kilku miesiącach, myślałem i o nich. O rodzinie, która mogłaby niechcący na tym ucierpieć. Przerażony samą ideą poproszenia O'Naila o włączenie mnie w ten interes, doprowadzałem się do katorgi. Chciałem, żeby byli bezpieczni...

     — Nad, czym myślisz Cole? — Irina patrzyła na mnie zaciekawiona.

Stukała palcami w kubek od kawy z napisem ,,Bądź najlepszą wersją siebie", czekając, aż będę gotowy zacząć naszą dzisiejszą terapię. Dopiero co niedawno kobieta sugerowała mi, że coś takiego, jak ideał nie istnieje, a tymczasem sama używała kubka z jednym z tych beznadziejnych haseł, które dało się kupić za grosze na Amazonie. Napis, który prezentowała, wszem i wobec, dał mi do zrozumienia, że była nie tylko słabym psychologiem, ale i hipokrytką. Spojrzałem na nią nieco zniesmaczony, marszcząc brwi. Westchnąłem z pewnej bezradności i oparłem się nieco bardziej wygodnie na skórzanej, brązowej kanapie, zakładając rękę na zagłówek.

Ścieżką wspomnień [The path of memories]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz