Bloody Sin

By anonimowa20021

221K 6.7K 7.5K

„To co zostało przebaczone, nigdy nie zostało zapomniane." I tom dylogii Sin Dedykacja Dla osób, które w pewn... More

Ostrzeżenie!
Prolog
1. Trudne początki
2. Danse Macabre
3. Prometeusz
4. Krzyczysz z mojego powodu
5. Zapomniałaś włożyć swój czarny charakterek, czy może zmieniłaś go na różowy?
6. Grasz nieczysto, Anthea
7. Za co płacisz tak dużą cenę, Antheo?
8. Vanitas
9. Pozwól mi ten jeden raz.
10. Hades i Persefona
11. Nie wierć się tak, bo inaczej oboje możemy mieć problem.
12. El fin del infierno.
14. Relacja hate-love
15. Mała sadystka
16. Rozbieraj się.
17. Nigdzie nam się nie spieszy.
18. Ja nic mu nie zrobiłam.
19. Czas wymierzyć sprawiedliwość.
20. Kartka i ołówek
21. W takim razie będziesz miała na rękach jego krew.
22. Leżącego się nie kopie.
23. Pizda gaz levyy ryad
24. Первая попытка побега
25. "Vivere nolit qui mori non vult".
26. Ty odkrywasz moje karty, więc chyba czas na twoje.
27. I byliśmy tylko my.
28. Możesz wybrać dla mnie już trumnę.
29. Chcę cię chronić dopóki tylko będę mógł.
30. Miss Szmaty Do Podłogi.
31. Orzeszki ziemne.
32. Jeśli ty nie chcesz walczyć o siebie, ja zamierzam zawalczyć o ciebie.
33. The Bloods.
34. Nieustraszona sadystka Lancoletti.
35. Moja mała żmija
36. Nasz koniec.

13. Kto ci to zrobił?

6.7K 143 344
By anonimowa20021

dobry wieczór państwu,

przepraszam za godzinne opóźnienie, ale internet i wattpad nie chciał współpracować 💀

zapraszam was na mojego autorskiego ig: eternalflame_watt zaobserwujcie mnie, a bedziecie mieli na bierząco informacje kiedy co i jak z rozdziałami

dzisiejsza playliste umieszczę wam na story, wiec polecam sobie jak zwykle puścić w tle dla klimatu <33

miłego dzieciaki!!

***

Ocknęłam się w momencie w którym miałam absolutnie dość gorąca, które sprawiało że po moich skroniach spływały kropelki potu. Wciąż
mając przymknięte oczy, które lepiły mi się od głębokiego snu, który był naprawdę przyjemny, zwłaszcza że byłam osobą, która miała niekiedy
okropne problemy ze snem. Sapnęłam cicho, wydobywając z siebie zduszony jęk, gdy zaczęły do mnie docierać pojedyncze bodźce ze świata zewnętrznego, a pierwszym z nich było coś ciężkiego, co przygniatało moją nagą talię.

Chwila... nagą?

Zmarszczyłam brwi, nie mając pojęcia o co chodzi. Cóż, nie był to pierwszy raz, gdy budziłam się w czyimś łóżku naga, ale tutaj zdecydowanie coś mi nie grało, bo po zapachu wyczuwałam, że jestem we własnym domu. Prawda była taka, że każdy dom miał taki swój specyficzny zapach i po rannym zaciągnięciu się powietrzem, wyczuwało się tą woń, która przywoływała akurat te dobre uczucia. Nasz dom zawsze pachniał czymś rodzinnym. Świeżym praniem, które przesiąkło pachnącym
proszkiem do prania, wonią gotującej się wody w rondelku, którą ktoś parzył sobie do kawy, bądź herbaty, a także drewnem. Nie było
to czymś dziwnym, bo głównie wszystkie pomieszczenia miały w sobie nawet jakiś mały mebel stworzony z drewna, dlatego trzeszczenie w nocy, nie sprawiało że wyobrażałam sobie potwory włamujące się do
mojego pokoju, tylko wiedziałam że to prawdopodobnie drzewo.

Charakterystyczne chrupanie przypominało o szkodnikach, które zalęgły się jakimś cudem w korach drewna, skrobiąc najaktywniej w nocy, co czasami przyprawiało o wściekłość, ale z czasem szło się do tego przyzwyczaić i było to jak tykanie zegara. Zaczęłam się zatem zastanawiać gdzie mogłam do cholery być, bo nie mógł być to mój pokój, ponieważ dobrze znałam twardość materaca, a ten był o wiele bardziej twardszy, zapewne przez rzadkie użytkowanie. Poruszyłam się niespokojnie na
łóżku, chcąc wybadać przestrzeń wokół siebie. Przesunęłam dłonią po śliskiej, satynowej pościeli, dopóki nie dotknęłam czegoś masywnego i ciepłego. Marszcząc czoło, odsunęłam gwałtownie dłoń, nie wiedząc
czego mogę się spodziewać, a gdy chciałam zabrać rękę w bezpieczne miejsce, ponownie dotknęłam czegoś bardziej... kłującego i chropowatego.

Opuszki palców drgnęły mi pod fakturą czegoś przypominającego igły, a z każdym kolejnym muśnięciem zdałam sobie sprawę, że dotykam
najprawdopodobniej męskiej szczęki. Zdezorientowana podsunęłam dłoń, aż nie dotknęłam czegoś miękkiego i znowu przyjemnie ciepłego, aczkolwiek tym razem to coś się poruszyło. Głośne westchnienie wypadło z jak zidentyfikowałam męskich ust, owiewając moją skórę szyi gorącą parą oddechu, która sprawiła że szeroko otworzyłam oczy. Szybko tego pożałowałam, ponieważ od razu moje oczy zaatakowało jasne, oślepiające światło, więc odruchowo z powrotem je zacisnęłam, aby uciec od jasności. Podjęłam kolejną próbę, tym razem mrugając powoli, aby dać sobie czas na przyzwyczajenie się do oślepiającego słońca, które przebijało się między czarnymi zasłonami. Pozbyłam się sennej mgiełki, wyostrzając sobie spojrzenie i zmarszczyłami brwi, kiedy ujrzałam w bliskiej odległości twarz swojego ochroniarza, który jak gdyby nigdy nic spał.

Niesamo-kurwa-wite.

Poderwałam głowę z poduszki, kiedy zorientowałam się, że nie jest to sen na jawie, a rzeczywistość, która działa się tu i teraz. Przełknęłam bardzo powoli ślinę, obawiając się, że zrobię to na tyle głośno, że wybudzę ze snu swojego ochroniarza. Tak, ochroniarza. Spałam ze swoim ochroniarzem, czy to nie brzmiało cudownie? Oblizałam spierzchnięte od snu wargi, gdy mój umysł powoli wertował we wspomnieniach, w poszukiwaniu odpowiedzi na to, co do cholery się stało, że wylądowałam w łóżku w pokoju swojego ochroniarza, którego wcześniej nienawidziłam.

I nadal nienawidziłam, żeby było to jasne, ale, kurwa. Ze wszystkich facetów stąpających po tym świecie musiałam wybrać akurat jego?

Kurwa mać. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, aż w którymś momencie moje skronie boleśnie zapulsowały, jakbym miała kaca alkoholowego, a zarazem moralniaka.

Impreza na plaży, kąpiel w wodzie... gra w butelkę, całowanie się dla zemsty na Mattiasie...

Osz, kurwa.

A dalej było już tylko gorzej.

Miałam ochotę jęknąć frustracji, lecz nie chciałam pogarszać sytuacji w jakiej się znalazłam - zresztą na własne życzenie. Wolałam nie obudzić Nicholasa, bo miałam wrażenie, że z jakiegoś powodu spaliłabym się ze wstydu. Może powinnam uciec przez balkon do swojego pokoju?

Może nie pamiętał niczego co robił poprzedniego wieczoru, tym bardziej że sam pił. Tak, napewno zapomniał.

Dopiero po mijających sekundach grozy w których odkrywałam coraz więcej ciekawostek na temat tego jak sie tu znalazłam i co robiłam, zobaczyłam w jakiej pozycji się znajdowałam.

Przez bliskość i spanie na kawałku poduszki swojego towarzysza, niemal stykaliśmy się ze sobą ustami, z których wydobywał się mu ciepły oddech rozpływający się na moich. Ciężkim, silnym ramieniem oplatał moją talię, niemal miażdżąc jej wcięcie, a jako że leżał przodem do mnie na boku, drugą rękę zgiął, podkładając sobie ją pod głowę. Ja zaś też wydawałam się nie ograniczać w dotykaniu go przez sen, ponieważ sama jedną dłoń śmiało trzymałam na odkrytym, umięśnionym pokaźnie torsie, który widziałam lepiej dopiero w dziennym świetle i musiałam przyznać, że był naprawdę zacny i onieśmielałam się stwierdzić, że był to jeden z lepszych jaki miałam okazję widzieć. Drugą ręką oplatałam kawałek jego brzucha, który tuż przed rozpoczynającym się V był okryty kawałkiem satynowej pościeli. Tak naprawdę pierwszy raz z nielicznych do tej pory miałam okazję przyjrzeć się jego twarzy - nie to żebym tak bardzo chciała zrobić to wcześniej, lecz przynajmniej mogłam to robić bez wyrzutów sumienia co mógł sobie o mnie pomyśleć. Czarne, poczochrane kosmyki całkowicie opadły mu na czoło i skronie, a ja
dopiero teraz w nieładzie, mogłam dostrzec że były one lekko przydługie, zawijając się w fikuśne loczki. Z zaskoczeniem odkryłam, że miał na swojej szyi, a także kawałku obojczyków dość... wyraźne malinki.

Wypełniłam policzki po brzegi toną powietrza i opadłam głową na poduszki, wplątując palce we włosy, jednocześnie wzdychając głęboko,
skrywając twarz w dłoniach. Ja pieprzę, do czego ja doprowadziłam poprzedniego wieczoru?

Nie widziałam jak wyglądam ja, ale sądząc po tym jakie oznaczenia zostawiłam u samego Nicholasa, zapewne było także nieźle u mnie, szczególnie że czułam jak dosłownie drętwieją
mi wszystkie kończyny, a mięśnie pieką mnie tak mocno, jakbym przeforsowała się na treningu. Przekręciłam leniwie głowę w bok,
lustrując spojrzeniem jego barki, oraz tors, będąc ciekawa co jeszcze tam znajdę. Szerokie barki miały gdzieniegdzie krwawe odciski kształtu moich paznokci, a w poszczególnych miejscach, gdzie zrobiłam to mocniej, było widać nawet czerwone szramy, dlatego nie chciałam widzieć jak wyglądały jego plecy. Z poczucia niemałej frustracji, która mną zawładnęła naciągnęłam na siebie bardziej pościel, bo już chwilę temu łącząc fakty, zdałam sobie sprawę, że jestem całkowicie naga.

Bez gwałtownych ruchów oplotłam ciężki nadgarstek Nicka, zabrałam go ze swojej talii, przy okazji dokładnie śledząc jego twarz, będąc ostrożna, aby się nie wybudził. Brunet wypuścił tylko urwany oddech, a następnie przewrócił się na plecy, przez pościel zsunęła mu się bardziej z bioder, ukazując... jego męskość. Przymknęłam powieki z politowaniem i
chrząknęłam z podziwem, poprawiając na nim pościel i zarazem przyciskając mocniej pościel do piersi, aby wytężyć wzrok, w poszukiwaniu jakiegoś ubrania. Jak na złość zlokalizowałam koszulkę mężczyzny, oraz swoją spódniczkę dopiero na drugim końcu pokoju właściciela na co zaklęłam niemo pod nosem, mając ochotę się zasztyletować. Przełknęłam ponownie ślinę, czując niezłą saharę we własnym przełyku, więc od razu byłam pewna, że sporo wypiłam poprzedniej nocy i teraz odczuwałam tego skutki uboczne.

Miałam ochotę się załamać, a później zakopać pod panelami na najbliższą dekadę. Godząc się ze świadomością, że kiedyś nadejdzie moment
odczucia skutków ubocznych tego finałowego odcinka, pozbawiona jakichkolwiek nadziei powoli przekręciłam się w stronę swojego ochroniarza, który swoją drogą, leżąc na plecach zaczął chrapać, jakby miał zupełnie
wszystko w dupie. Cóż, zobaczymy, czy będziesz miał wszystko w dupie jak obudzę cię wiadrem wody. Wyobrażając sobie bezcenną reakcję na twarzy tego dupka, mimowolnie podciągnęłam cynicznie kącik ust, ale ktoś kto nade mną czuwał miał wobec mnie inne plany, ponieważ łomot drzwi sprawił że prawie podskoczyłam z materaca, odbijając
się od sufitu.

- NICHOLAS!- wydarł znajomy głos, a na poskładanie faktów, że to nie dość, że mój najmłodszy brat, to jeszcze właśnie napierdalał drzwi mojego ochroniarza, nie zdając sobie sprawy, że to właśnie z nim leżę nago w łóżku, otworzyłam szeroko oczy.

Czarnowłosy miał naprawdę mocny sen, bo kiedy ja obudziłabym się już dawno po tym łomotnięciu w drzwi, on zerwał się dopiero po nawoływaniu jego imienia. Poderwał się z poduszki jak poparzony, otwierając szeroko oczy, jakby ktoś rzeczywiście oblał go lodowatym kubłem wody dla trzeźwości i zaczął się rozglądać niespokojnie po sypialni. Był zupełnie otępiony, jakby wstał z co najmniej rocznej śpiączki, ale co mogłam mu się dziwić, skoro został dopiero tak brutalnie wybudzony ze snu. Wplótł palce w swoje włosy i zacisnął na nich pięść, przecierając drugą dłonią zaspaną wciąż twarz, która... wyglądała całkiem uroczo.

Znaczy, co?

Dopiero gdy nasze spojrzenia się spotkały, zamurgał, zaczynając się we mnie tępo wgapiać, jakbym co najmniej zamieniła się w kosmitkę. Tak jakby zupełnie zapomniał, że ktoś zaczął się do niego wydzierać zza drewnianej płyty, zaczął mnie skanować uważnym spojrzeniem, dopóki nie zatrzymał go na moich nagich ramionach, a potem dekolcie.

Rozchylił bezwiednie usta, utrzymując ciekawskie spojrzenie na moich piersiach, tak jakby również poszedł w moje ślady, szukając odpowiedzi na to co się tutaj działo. Oczy rosły mu z sekundy na sekundę coraz bardziej, jakby uświadamił sobie co było przyczyną mojego towarzystwa w jego łóżku. W końcu zniecierpliwiona przewróciłam oczami i uderzyłam go z całej siły pięścią w bark, aby go obudzić z chyba nadal trwającego snu.

- Przestań się na mnie, kurwa, gapić, albo włożę ci palca prosto w oko, a później dam ci w twarz. - wysyczałam jak najciszej potrafiłam, chociaż nie szczędziłam sobie jadu w głosie.

Dobrze wiedziałam, że mój brat miał tendencję do prowadzenia teorii spiskowych, więc wolałam, aby nie usłyszał mojego głosu, bo wtedy czekałaby mnie wojna stulecia.

- Ej?! Słyszysz mnie?!- wrzasnął głośniej Zane, niemal gwałcąc klamkę od drzwi i nie ukrywam, że przez ułamek sekundy przeżyłam zawał, bo już miałam przed oczami minę brata na widok nas gołych w łóżku, chociaż jak się okazało Nickowi pozostały miligramy mózgu i zamknął drzwi na klucz.

Popatrzył na mnie po raz ostatnie, podgryzając wargę w towarzystwie zdumionego moim widokiem spojrzenia, a następnie odkaszlnął wyraźnie, zerkając kątem oka na drzwi.

- Czego chcesz? Mam kaca... - jęknął z teatralnym wyczuciem.

Z cichym westchnieniem pełnym ulgi przeczesałam włosy palcami, szukając czegoś co mogłoby mnie uratować, lecz nie było nic w zasięgu mojego wzroku.

- Mam to w piździe. - wymamrotał z typowym dla siebie wyjebaniem, a po głuchym łupnięciu w drzwi, zorientowałam się, że prawdopodobnie podparł się ramieniem o drewno. - Tak w ogóle... gdzie Anthea? Byłem
pół godziny temu w jej pokoju, ale miała zamknięte drzwi.

Nicholas z zamyśleniem przejechał koniuszkiem języka po dolnej wardze, tłumiąc lekki uśmieszek, jaki wymalował się na jego sennymi wyrazie twarzy. Bardzo powoli przechylił głowę w moim kierunku, orientując
się, że przez cały ten czas mu się przyglądam, w którymś momencie nawet zapominając o oddychaniu, bo zbyt bardzo obawiałam się, że
jakimś cudem zdiagnozuje tu moją obecność. Wbiłam plecy w obity czarnym materiałem zagłówek i zacisnęłam mocniej palce na pościeli, tym razem naciągając ją aż po samą brodę.

- A skąd ja mam to, kurwa, wiedzieć?- mruknął ostentacyjnie, jakby zupełnie zapomniał, że jest moim ochroniarzem i jednak powinien to wiedzieć. - To znaczy... - odchrząknął, pocierając swoje skronie w zamyśleniu. - ... pewnie śpi, albo poszła na spacer z diabłami. - wzruszył ramieniem, a ja prawie go pochwaliłam za tą mistrzowskie wciskanie mu kitu, gdyby nie następne słowa mojego brata.

- Problem tkwi w tym, że od rana te dwa szatany nie dają mi żyć i sterczą pod jej pokojem...

Z całych sił przywaliłam w czoło bruneta z otwartej dłoni, aż je zmarszczył, a pod dłonią poczułam ukazujące się zmarszczki. Zacisnął
palce na moim nadgarstku i odtrącił ją, jednocześnie zatykając mi swoją usta.

- To... pewnie poszła sama na spacer, albo po prostu śpi. Późno wczoraj wróciliśmy. - wytłumaczył spokojnie, czego byłam pod wrażeniem, bo zaczęłam gryźć zębami jego rękę, chcąc ją zabrać ze swoich ust.

- Aaa, no... dobra. - odparł mój brat, chociaż jego głos nie brzmiał jakoś bardzo przekonująco, a wręcz przeciwnie wydawał się pobrzmiewać powątpieniem. - A co jesteś taki podminowany? Zamieszkałeś wczoraj w jakiejś fajnej cipce?- zarechotał kpiąco swoim typowym paplaniem Zane. - Czy może ci się nie udało?

Szarooki na początku nie odpowiedział. Zamiast tego poderwał jedną brew wysoko w górę, zwieszając głowę w dół i drapiąc się z niezręcznością po karku. Przerolował językiem wnętrze policzka, jakby cudem powstrzymał
się od parsknięcia śmiechem, kiedy spojrzał na mnie dumny z siebie kątem oka. Chociaż doskonale wiedziałam, że nie puściłby pary z ust, to jednak jego chytre spojrzenie nie było jakieś przekonujące.

- Ja? Oczywiście, że tak. - odpowiedział z namacalną lekkością w tonie, wygodnie opadając głową na poduszki i podkładając sobie ręce pod głowę. - A jestem podminowany, ponieważ obudziłeś mnie i moją wczorajszą zdobycz... - liznął szczyt zębów, szczerząc się idiotyczne, na co pokręciłam głową z politowaniem.

- Osz... - urwał w połowie. - ... kurwa. W takim razie... dzień dobry pięknej pani i przepraszam za to najście.

- Ona jest głuchoniema. - wymyślił na poczekaniu, a ja dosłownie byłam o krok od wtopienia się w pościel i zamurowania się w ścianie.

- O skurwesyn...!- krzyknął mój brat piskliwym głosem, a brunet prawie parsknął głośnym śmiechem. - Um... przepraszam, to znaczy... ja pierdolę, przecież ona mnie słyszy, w takim razie jak, kurwa, ją pieprzyłeś... Dobra, nie ważne, nie odpowiadaj!- usłyszałam nagle z oddali, jakby poszedł w głąb domu i nie stał już pod drzwiami. - Ja pierdolę, co za dom wariatów?!- zapytał sam siebie. - Jak to jest pieprzyć głuchoniemą? Przecież ona nie może jęczeć, ani nic... to jest zajebista opcja!- darł się
sam do siebie, tupiąc głośno po schodach, co uświadomiło mnie, że schodził po schodach. - Ej, William?! Pieprzyłeś kiedyś głuchoniemą
kobietę?

- Lecz się dzieciaku na nogi, bo na głowę już za późno. - odparł z pełnym politowaniem głosem mój wujek, a ja dosłownie w tamtej
chwili miałam ochotę wyrzec się tej wspaniałej rodzinki.

- No ale tylko zapytałem!- bronił się buntowniczo.

- Idź pielić ogródek, drogie dziecko... - polecił mu z załamaniem w głosie Will. - ... co dzieci w dzisiejszych czasach mają w głowach...?- zapytał na głos sam siebie, wzdychając ciężko.

- Matko boska i wszyscy święci... miejcie mnie w opiece. - wyszeptałam sama do siebie, wplątując palce we włosy u nasady, wydając z siebie zduszony szloch, będąc u kresu załamania. - Jesteś pieprznięty. - warknęłam
oburzona, odpychając go od siebie na bezpieczną odległość, w razie gdyby zaszła potrzeba się na niego rzucić.

- A miałaś inne wytłumaczenie?- prychnął, pocierając oczy, aby pozbyć się resztek zmęczenia. Śmiało odrzucił pościel na bok, prezentując się tak jak go Pan Bóg stworzył bez żadnego skrępowania, a ja mimowolnie przysłoniłam oczy na ten widok. - Wiesz, zawsze mogłem powiedzieć: "Hmm... Zane, mógłbyś mi nie przeszkadzać? Bo właśnie niedawno skończyłem pieprzyć twoją siostrzyczkę i muszę odespać?"- zacytował
w powietrzu, na szczęście półszeptem, a następnie odnalazł moje spojrzenie stając do mnie tyłem, prezentując swoje nagie, umięśnione poślady, gdy zaczął szukać czegoś w swojej szafie. - A cóż to za zawstydzenie?
Czyżbyś bała się tego jaki jest on wielki i potężny?- zadrwił pod nosem, odsuwając szufladę.

- Raczej: przeraża mnie jak mały jest i jak niewiele zdoła robić. - zadrwiłam, nie mając zamiaru łechtać jego ego. Co to, to nie. Nie byłam tym typem laski. - Wiesz, co? Chyba nabawiłam się przez ciebie traumy. - wymamrotałam cicho, bo chociaż słyszałam rozmowy piętro niżej, to niestety obawiałam się, że mógł ktoś nas usłyszeć.

- Podobno nie liczy się wielkość, tylko technika. - odgryzł nieporuszony moją oceną, wsuwając na swój tyłek czarne bokserki.

- Och, dzięki niebiosom! Oszczędziłeś mi tych traumtycznych widoków. - sarknęłam, dogryzając mu, gdy sięgnęłam po jego koszulkę, wsuwając ją na nagie ciało.

Nicholas mimo wszystko parsknął krótkim śmiechem. Odwróciłam się w jego stronę, wiedząc że wciąż stoi tyłem. Zlustrowałam jego plecy, omal nie krztusząc się własną śliną na widok ogromnych, krwistych i gdzieniegdzie SINYCH szram pomiędzy przeplatającymi się tatuażami.

Dopiero teraz mogłam ujrzeć jak wyglądają jego plecy. Moje oczy urosły do niebotycznych rozmiarów, kiedy dopiero po chwili wyłapałam
ogromne, pokaźne blizny rozciągające się równolegle po całych plecach. Oczy zaschły mi od niemrugania, bo próbowałam zrozumieć to, co widziałam. Wyglądały dosłownie tak, jakby ktoś zadał mu wielokrotnie ciosy grubym, skórzanym pasem ze sprzączką, albo co gorsza batem. Zaschło mi w ustach, gdy po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że
praktycznie cała jego skóra na plecach była martwa. I to dosłownie.

Ledwo mogłam zlokalizować żywy fragment naskórka, bo jakieś siedemdziesiąt procent stanowiły blizny. Znikały one az pod gumką bokserek, które włożył. W ciemności absolutnie niczego nie zauważyłam, a nie poczułam ich zapewne dlatego, że byłam zbyt naćpana podnieceniem i wypitymi procentami, które w siebie wlałam.

Omiotłam oceniająco wzory i tak jak z przodu musiałam przyznać, że on, bądź ktoś kto je
wykonywał miał naprawdę niezły balans, ponieważ żadne z nich nie uciekało klimatem od drugiego, a wręcz przeciwnie każdy tatuaż
perfekcyjnie dopasowywał się do reszty, jakby tworzyły swego rodzaju historię. Wzdłuż kręgosłupa bliżej karku rozciągał się tatuaż przedstawiający Lucyfera, który uciekł prosto z piekła na ziemię, rozprostowując swoje
ogromne skrzydła, które kończyły się aż na łopatkach, sprawiając że przy każdym ruchu sprawiał optyczne wrażenie, jakby się poruszał wraz z właścicielem. Aczkolwiek nie był to jedyny wzór, którego nie widziałam z przodu. Jeden z nich bardzo mocno przykuł moją uwagę i chociaż był mały, to bardzo rzucał się w oczy, mimo że był na karku, chowając się prawie pod włosami.

Średnik. Tatuaż przedstawiający średnik, dokładnie taki sam, jak ten na moim
wnętrzu nadgarstka. Mimowolnie spuściłam wzrok na swój wzór, lustrując dokładnie kropkę, oraz przecinek poniżej, który był taki sam na karku mężczyzny. Tak, jakby specjalnie wytatuował go na najmniej widocznych miejscu. Zagryzłam wnętrze policzka, przesuwając wzrokiem niżej, aż nie dotarłam do przedramienia, gdzie znajdowała się również podobizna Lucyfera, tyle że w postaci upadłego Anioła, który był stworzony przez
jednego z popularniejszych artystów. Przysłaniał swoją twarz ramieniem, patrząc wściekłym, chętnym mordu spojrzeniem pod kątem, jednocześnie drugą część oczu skupiając przed sobą. Było to imponujące i naprawdę musiałam przyznać, że uwielbiałam tatuaże z nawiązaniem do mitologii greckiej, a to zdecydowanie odziedziczyłam po ojcu, który postanowił nazwać swoja jedyną córkę Anthea Persefona Lancoletti.

Na biodrze już poprzedniej nocy zauważyłam tatuaż przedstawiający jadowitego skorpiona, który wił się wokół jego biodra, kończąc się tuż przed połową uda. Złoszcząc się na rozproszenie, mimowolnie potrząsnęłam głową
z roztargnieniem i dokończyłam ubieranie się. Wsunęłam na nagie pośladki spódniczkę, którą niedbale zapięłam, a włosy zgarnęłam w
wysoką kitkę na czubku głowy. Mój ochroniarz kończył się ubierać, a raczej po prostu na bokserki nałożył luźne szare dresy, które zawisły mu na biodrach, odsłoniając V. Poczułam dreszcze przebiegające mi po plecach, aż wreszcie odchrząknęłam, pocierając ramiona pokryte gęsią skórką. Nick odwiesił swoje ubrania z poprzedniego dnia na wieszaki, a następnie osadził luźno dłonie w kieszeniach dresów, nim nasze spojrzenia się spotkały. Dostrzegłam jak minimalnie, ale na tyle
widocznie, abym mogła to zobaczyć napiął mięśnie swoich ramion i mocno zacisnął mięśnie żuchwy, przy okazji sprawiając że grube żyły ukazały się na jego dłoniach i przedramionach. Poruszył szczęką, jakby nagle coś go zdenerwowało, po czym całkowicie odwrócił się w moja stronę, podpierając się maskująco plecami o szafę.

- Pójdziesz sprawdzić, czy nikogo nie ma?- dygnęłam kciukiem w kierunku drzwi wyjściowych. - Wyszłabym przez balkon, ale żołnierze kręcą się po posiadłości i raczej nie wyglądałoby to dobrze, gdybym skakała
między balkonami na ich oczach.

(The Perfect Girl - Mareux włączcie sobie dla vibe)

Wygiął dziwnie brew, jakby w niezrozumieniu, a pomiędzy nimi uwydatniła się spora bruzda. Potrząsnął tylko głową, po czym skinął nią nieznacznie i wskazał dłonią, abym poszła pierwsza. Oblizałam usta, ale posłusznie wykonałam polecenie, wymijając go i idąc w
kierunku drzwi. Zachowywał się dokładnie tak, jakby nie chciał, abym widziała go tyłem.

Nie zadając zbędnych pytań, skryłam się za płytą, w razie gdyby nagle ktoś tutaj przyszedł i zerknęłam na Nicholasa, który wyściubił nosa z
pokoju, przeczesując spojrzeniem korytarz. Zacisnął mocno dłoń na klamce, jakby próbował gdzieś wyładować tlącą się nerwowość, aż w końcu odnalażł mnie oczami, wskazując znacząco brodą, abym poszła pierwsza. Nie mówiąc absolutnie nic, wyminęłam go w progu, sama przeczesując wzrokiem przestrzeń. Gdy upewniłam się, że nikogo nie widziałam w pobliżu i raczej wszyscy domownicy byli na dole, co wywnioskowałam po zawiłych dyskusjach, czy brzdękaniu naczyń, wymsknęłam się z sypialni.

Na boso i na koniuszkach palców u stóp,
zakradłam się do swojego pokoju, otworzyłam go kluczykiem, który zawsze chowałam pod wazonem z kwiatami na stoliku w korytarzu i
uchyliłam drzwi. Przed wejściem do swojej krainy, wyczuwając na sobie spojrzenie instynktownie odwróciłam spojrzenie w stronę sąsiedniego pomieszczenia. Nie byłam zdziwiona, że Velardi stał wciąż w progu,
odprowadzając mnie pustym, beznamiętnym wzrokiem. Moje brwi drgnęły, jakbym chciała je zmarszczyć, ale zanim zdołałam to zrobić,
ochroniarz tylko mocniej rozdymał nozdrza i zaskakując nawet mnie, trzasnął drzwiami od sypialni. Próbowałam zrozumieć o co tutaj chodziło, ale miałam to raczej gdzieś, a przynajmniej takie pozory stwarzałam.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi, oddychając swobodnie i głęboko z ulgą.

Czułam jak ciężar opuszcza moje ramiona, aczkolwiek wcale nie poczułam się lżej. Przymknęłam powieki, odbijając się od ściany o którą się oparłam plecami i podeszłam powoli do dużego lustra, które zawsze przypominało mi o moim odrażającym wyglądzie. Zrzuciłam z siebie koszulkę, którą miałam na sobie, aż nie upadła mi o stóp, a następnie odwróciłam się tyłem do odbicia, kładąc podbródek między barkiem a ramieniem. Moje oczy zaczęły błądzić po kilku ciętych tępym nożem bliznach, które mimo że miały już sporo lat, to w dalszym ciągu niektóre nie były jeszcze blade, a czerwone. Zassałam wargę i z całych sił naparłam na nią zębami, przymykając powieki.
Dreszcze obrzydzenia przebiegły mi po kręgosłupie, dlatego czym prędzej złapałam z powrotem za koszulkę, wciągając ją na swoje ciało. Poczułam niewyobrażalną chęć zdarcia sobie skóry paznokciami, byleby nie musieć na to patrzeć. Ale byłam zmuszona. Do końca życia.

Chciałam się odsunąć, ale coś przykuło moją uwagę na moim czarnym, marmurowym parapecie. Uniosłam wysoko brwi, gdyż nie miałam pojęcia skąd to się tu wzięło, ponieważ drzwi i okna były raczej zamkniętę, bo nigdy nie zostawiałam ich otwartych. Okręciłam się wokół własnej osi, mając nadzieję, że mój wzrok przykuje coś podejrzanego, ale tak jak się spodziewałam nie zauważyłam nic nadzwyczajnego. Zerknęłam na okna, ale one były szczelnie zamknięte. Niczym zaklęta powędrowałam oczami do białej karteczki i dołączonej do niej czarnej jak śmierć róży.
Nogi same poprowadziły mnie do przedmiotów ułożonych symetrycznie do siebie. Ostrożnie chwyciłam za malutką kopertę, zaadresowaną do mnie. Niepewnie spoglądajac na różę, rozdarłam kopertę, aby spojrzeć na zawartość. Jak tylko wysunęłam czarną karteczkę, na której znajdowało się pochyłe pismo, podkreślone złotym tuszem, prawie straciłam przytomność.

Moje żyły przerżnęły lodowate bodźce, a oddech całkowicie mi osłabał, ale serce zaczęło napierdalać mi z zawistną prędkością w uszach, dudniąc z z każdej strony. Żółć podeszła mi do gardła, aż miałam ochotę zwymiotować.

Chciałam krzyczeć, ale niewidzialne dłonie zacisnęły się na moim gardle niczym stalowa obręcz z kolcami, które wżynały mi się w szyję. Pochyła, o zgrozo znajoma czcionka niemal biła mnie po oczach, chcąc doskonale mnie uświadomić, że to należała do tego właściciela.

Mi mancava il mio amore ero Ma non preoccuparti. Sto gia contando i giorni fino alla nostra riunione.

V.

Pieprzone V.

***

Wymknięcie się z domu w którym było sporo domowników, wymagało ode mnie sporo chytrości, którą na szczęście ojciec przekazał mi we krwi. Po przekupieniu soldati, którzy patrolowali posesję, oraz snajperów, którzy śledzili wszelkich nieproszonych gości, mając ich dwadzieścia cztery na siedem na celowniku i pomocy mi w prześlizgnięciu się przez
piwnicę, a potem garaż, udało mi się prawie niezauważalnie przemknąć się przez tylną bramę. Prawie, ponieważ spieprzanie na swoim motocyklu, nie było raczej ciche, ale zdawałam sobie sprawę, że przez pieprzące mnie nerwy, to był jedyny pojazd nad którym utrzymałabym kontrolę.

(TRRST - IC3PEAK, ZillaKami to jest hymn anthei, kiedys zrozumiecie)

Pędziłam ponad sto na godzinę przez autostradę, podążając w kierunku dobrze mi znanego miejsca. Sytuacja wymykała się z pod kontroli. A pieprzona Anthea Lancoletti nie pozwoli na to jakiemuś skurwysynowi, któremu chciało się zaruchać mojego wroga i zapomniał przy okazji o swoim pierdolonym zadaniu.

Zestaw głośnomówiący ciągle wibrował mi w słuchawce, przypominając mi że istniało coś wokół mnie poza wściekłością jaka zawładnęła moim całym krwiobiegiem. Wymijałam
swoim motocyklem samochody z zawistną prędkością, niecierpliwiąc się niesamowicie, że droga jak na złość mi się dłuży. Wiatr od prędkości rozwiewał mi włosy z pod kasku, targając nimi na wszystkie strony, ale to było dla mnie teraz najmniej istotne. Posyłałam niekończącą się wiązkę przekleństw o której istnieniu nie miałam pojęcia, dopóki nie
zaczęły dochodzić do mnie informacje ze sporym opóźnieniem. Analizując to wszystko miałam wrażenie, że jeszcze moment a stracę panowanie nad wszystkim. Miałam dwie opcje. Tą bardziej rozsądną, dojechać cała do Hot ass Hell, albo rozpierdolić się na najbliższym zakręcie, bo od myśli za moment coś rozsadzi mi głowę. Po około dziesięciu minutach, gdy trasa zwykle trwała jakieś dwadzieścia minut, tak dziś zaparkowałam właśnie swoją maszynę pod klubem podświetlonym czerwonym ledem.

Na zewnątrz zdążyło się już ściemnić, ponieważ po nieprzespanej nocy jak się później okazało wstałam o trzynastej, a ogarnięcie się i przyszykowanie do wyjścia zajęło mi do około siedemnastej, plus miałam poczekać, aż przynajmniej William wyjedzie gdzieś załatwiać swoje sprawy, bo reszta jak można było przewidzieć nie sprawiała mi problemu. Zsiadłam z motocykla, parkując go na tyłach klubu, aby nie zwracać na siebie zbędnej uwagi. Palcami przebiegłam po roztrzepanych włosach, starając się ogarnąć ich ułożenie, co nie było łatwe, zwłaszcza że nie miałam przy sobie żadnej szczotki. Przejrzałam się w odbiciu szyby, uznając że mój makijaż nie rozmazał się tak bardzo, a przynajmniej ciemno beżowa
matowa szminka nie popękała mi na wargach. Miałam na sobie skórzane spodnie w stylu dzwonów, które ładnie podkreślały mój tyłek z wysokim stanem, czarną bluzkę ze sporym wycięciem na dekolcie, a na ramiona zarzuciłam motocyklową kurtkę. Do jednego z botków przyczepiłam sobie glocka z którym praktycznie nigdy się nie rozstawałam, gdziekolwiek bym nie wychodziła.

Ścisnęłam telefon w dłoni i przed wejściem do
paszczy lwa wyłączyłam go całkowicie, nie chcąc aby cokolwiek mnie w tamtej chwili rozpraszało. Potem zamierzałam zająć się wytłumaczeniem, dlaczego zniknęłam z domu bez słowa, bo zapewne już ktoś się zorientował.

Wsunęłam ciemne aviatorki na nos, omiatając oczami otaczającą mnie przestrzeń. Oprócz dudniącej muzyki z głośników, którą można było nawet usłyszeć będąc na zewnątrz nie zauważyłam niczego podejrzanego, ale zdawałam sobie sprawę, że musiałam stać się bardziej wyczulona na otaczających mnie ludzi. Wcisnęłam dłonie w kieszenie skóry, chcąc gdzieś ukryć ich drżenie i pchnęłam ramieniem drzwi, które odblokowałam na odcisk palca. Impreza w klubie dopiero się rozkręcała, gdyż zaledwie pół godziny temu przyszli barmani, oraz tancerki, które przygotowywały się do sesji tanecznych, czy usług piętro niżej, gdzie zawsze zbierały się grube szychy. Przeszłam szeroki, ciemny korytarz oświetlony ciemnoczerwonymi
ledami, które sprawiały że temperatura w środku wydawała się o kilka stopni wyższa. Sztuczny dym puszczony na sali dodawał dodatkowego klimatu i ciężkości powietrza, które wydawało się bardziej duszne. Pewnym
krokiem przemierzyłam korytarz, zmierzając w kierunku dobrze znanego baru. Musiałam się dowiedzieć, gdzie go znajdę jak najszybciej. Za barem dostrzegłam krzątającego się Isaaca, który polerował szklanki ubrany w swój typowo barmański strój, składający się z dopasowanej do jego mięśni czarnej koszulki polo, która odsłaniała wiele tatuaży na smukłej szyi.

Stał do mnie tyłem, na początku nie dostrzegając mnie, mimo kilku pracowników, którzy mijając mnie skinęli mi z szacunkiem głowami, zniżając je tak nisko jak powinni. Albo, po prostu byli na tyle rozsądni, żeby nie testować naszych granic cierpliwości i woleli się nam pokłonić, niż zarobić kulkę w łeb. Brunet poruszony szóstym zmysłem, odwrócił się w moim kierunku, zarzucając sobie szmatkę na ramię, jednocześnie obdarzając mnie szerokim, przyjaznym uśmiechem, choć moje kąciki
ledwo drgnęły.

- Cześć, słone...

- Jest Mattias?- zapytałam od razu surowym głosem, nie starając się być nawet miła, bo i tak nie wyszłoby z tego nic szczerego, a prędzej
jakiś tani grymas.

Isaac zmarszczył brwi, a po chwili zmrużył oczy w wąskie szparki, jakby doszukiał się u mnie czegoś podejrzanego, chociaż moje dzisiejsze
nastawienie można było już określić jako podejrzane. Nieistotne. Zastukałam nerwowo paznokciami w blat, aby pokazać mój dostatecznie swój brak cierpliwości i chęci na zbędne oczekiwanie. Zerknęłam na niego z pod okularów przeciwsłonecznych, zaciskając mocno zęby w oczekiwaniu aż odpowie mi na moje pytanie. Przyjrzał mi się dokładnie, odchylając głowę nieco w tył z rezerwą, zupełnie pozbywając się jakiejkolwiek
oznaki uśmiechu.

- Może... zanim zrobisz to z nim to... co zamierzasz, dasz mi szansę coś ci pokazać?- podjął niepewnie, przeskakując spojrzeniem po mojej twarzy.

- Isaac, jeżeli nie jest to nic ważnego, to naprawdę nie teraz, bo jeżeli w tej chwili nie porozmawiam z Mattiasem, może stać się coś bardzo...

- Poczekaj, proszę. - złożył ręce do modlitwy, niemal mnie błagając o cierpliwość. Wyskoczył zza baru jak konik polny i czym prędzej objął
mnie ramieniem w talii, prowadząc mnie gdzieś od razu. - Jest to coś bardzo ważnego i jestem pewien, że się ucieszysz, dlatego błagam, daj mi pięć minut!- poprosił z lamentem w głosie, chociaż nawet nie czekał
na moją zgodę, tylko poprowadził mnie przez długi korytarz, który chwilę temu przeszłam.

Wzdychając głęboko podążyłam za brunetem, który prowadził mnie w nieznane, dopóki nie zatrzymał się przed drzwiami do swojego gabinetu.

Przejeżdżając językiem po górnej partii zębów, powstrzymałam się od głośnego westchnienia, bo komu jak komu, ale własnemu przyjacielowi
się nie odmawiało. Z trudem nadrabiałam jego kroki, bo mimo wszystko był sporo ode mnie wyższy, ale w końcu wyprzedził mnie, torując mi drogę, abym nie mogła wejść do środka. Wyrzuciłam brwi w górę, posyłając mu pytające spojrzenie, kiedy zamarłam z dłonią na klamce,
nie mogąc jej nacisnąć, ponieważ Isaac ją zablokował tuz przed moim nosem. Przymknęłam powieki, mając ochotę go popędzić, albo najlepiej zepchnąć z drogi, aczkolwiek chłopak uniósł ręce w geście obronnym, próbując mnie uspokoić.

- Anthea, nie patrz na mnie tak, jakbyś chciała mnie zacząć torturować... - jęknął z przerażeniem w głosie, dlatego z trudem upuściłam spokojne westchnienie i posłałam mu bardziej łagodne spojrzenie, chociaż nie
kryłam się z tym, że nie miałam ochoty na żadne ploteczki. Zaplotłam łagodnie ręce na piersiach i przekrzywiłam głowę w bok, przeskakując oczami między przyjacielem, a drewnianą płytą. - No chodź, mam dla ciebie zajebistą niespodziankę!- zaświergotał tak wesolutko, jakby miał na moment odlecieć na swoich niewidzialnych uroczych skrzydełkach.

- Tylko musisz zamknąć oczy. - ostrzegł mnie.

- Isaac... dobrze wiesz, że nie lubię niespodzianek... - wymamrotałam ponuro, przeczesując wciąż plączące się od przejażdżki kosmyki włosów.

- Oj, no weź roluźnij porty!- sprzedał mi gwałtownego klapsa w pośladek i juz po tym jak spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, on przybrał niewinną minkę, robiąc oczy Shreka.

Poddałam się opuszczając ramiona w geście kapitulacji i pozwoliłam, aby przyjaciel zasłonił mi oczy, stając tuż za mną. Przysłonił mi widok
dłonią, a następnie objął mnie ramieniem w talii, po czym usłyszałam jak naciska klamkę od drzwi.

(włączcie sobie My Type od Saweetie i przygotujcie się na potężne starcie)

Isaac popchnął mnie sugestywnie do przodu, dlatego od razu ruszyłam przed siebie, lecz nie przewidziałam, że przywalę czołem w drzwi,
których wcześniej nie uchylił. Upuściłam zdruzgotane westchnienie, które odbiło się echem po ścianach w pomieszczeniu i zaklęłam szpetnie pod nosem, w myślach przeklinając chłopaka, który mnie prowadził. Szepnął ciche przepraszam prosto do mojego ucha, zatem nie mając nic innego do stracenia, dałam się poprowadzić w głąb pomieszczenia. Oprócz świeżo wypalonego jointa, lub kilku nie wyczułam niczego podejrzanego, a wręcz przeciwnie wszystko zdawało się być na swoim
miejscu, co stwierdziłam bynajmniej po węchu i słuchu, bo niestety w dalszym ciągu nic nie widziałam. Brunet popchnął mnie na sam
środek gabinetu, a następnie mnie puścił, dlatego tracąc prawie równowagę, ledwo powstrzymałam gibiące ciało od runięcia twarzą na podłogę.

Rozchyliłam powieki, kiedy zaatakowało mnie przydymione światło, a zanim przyzwyczaiłam wzrok przed którym chwilowo miałam migające się plamki, minęło kilka dłuższych sekund. Podniosłam brodę, szukając tej niespodzianki o której wspomniał mi Isaac, ściągając mnie tutaj siłą. Przemknęłam spojrzeniem po każdym najmniejszym kącie pomieszczenia i prawie stwierdziłam, że nic tutaj nie ma, ale gdy zatrzymałam oczy na przeciw okna, którego stałam automatycznie moje źrenice się rozszerzyły.

- Siema, suko!- zawyła głośno i przeciągle, niczym fanka Justina Biebera na koncercie przy piosence Baby.

Wygięłam lewą brew w górę, bardzo powoli skanując damską, sylwetkę, która przede mną wyrosła, machając energicznie rękoma, jak gdyby miały robić za wiatraki polne.

Adeline pieprzona Fane.

Największa suka stąpająca po tym świecie (i tak, zdążyła ona przebić nawet mnie) rekordzistka jeśli chodziło o wykorzystywanie i dymanie facetów na pieniądze dla swojego ulubionego projektanta Chanel, dla którego mogłaby dać się pokroić, byleby dostać nową parę szpilek. Piękna, długonoga i przede wszystkim smukła, szczupła suka, która obnosiła się sławą, bogactwem, a także wyszczekanym językiem, który sprawił, że nie jedna jadaczka została w prosty sposób uciszony, a dodatkowo pozostawała za sobą srebrny brokat, który był chyba jej znakiem rozpoznawczym. Moja rówieśniczka nie dość, że była naturalnie piękna, to jeszcze seksapilu
dodawały jej ciemno-wiśniowe włosy, które dodatkowo dzięki swojej długości, mieniły się praktycznie z kilometra, nigdy nie tracąc swojej
intensywności. Ta laska, nie dość, że żyła za pieniądze bogatych, przystojnych biznesmenów, to jeszcze jej dziwarski charakter, sprawiał, że bez problemu owijała sobie ich wszystkich wokół palca jak cholerne kukiełki. Puściła nie jednego dzianego gościa z torbami, chociaż gwarantował, że podaruje jej wszystko, czego zapragnie i będzie spełniał jej życzenia jak złota rybka, to niestety wiele z nich poległo. Mózg Adeline działał na transakcję w swoim ulubionym butiku, którym zwykle był Chanel, Louis Vittoun, chociaż sporymi plikami dolarów, również nie gardziła.

Ile mogłaś ty być warta? Prawdopodobnie, gdyby ktoś zaproponował ci dziesięć tysięcy za jednorazowy numerek w toalecie, parsknęłabyś śmiechem? ale... co gdyby było to dziesięć tysięcy euro? Zmieniłoby postać rzeczy, no nie? Więc taka właśnie była Adelline Fane. Chociaż była dziewczyną lekkich obyczajów, niekiedy córeczką bogatego tatusia, który zażyczył sobie, aby taką odgrywała rolę, to nie ceniła się nisko, dlatego wciąż mimo zawodu jaki sobie obrała, była kobietą z klasą i nie opuściło ją miano damy. Chociaż jej licznik obciągniętych pał nie kończył się na stu, to zamiast czegokolwiek jej umniejszać, dodawał jej klasy, bo zawsze priorytetem były dla niej przede wszystkim pieniądze. A seks? Cóż, można powiedzieć, że miała go w pakiecie tego wszystkiego. Teraz, widząc ją po rocznej przerwie, oprócz kilku nowych zasponsorowanych ciuszków dzięki emerytowanym biznesmenom, czy dzianym prawnikom, nie widziałam większych zmian. Od dnia narodzin, do ostatnich dni emanowałaby kuszącym, uwodzicielskim chodem, zachowaniem, czy uśmiechami, którym od razu mogła zwabić jakiegoś pustego drania do łóżka i jeszcze tego samego dnia wrócić z nowym kompletem od Diora.

- HABIBI COME TO DUBAI!!!- podeszła do mnie tanecznym krokiem, bujając zadziornie biodrami, niczym nie zatrzymała się może dwa kroki ode mnie i zarzuciła mi ręce na szyję, a zapach świeżych jagód, dopadł mnie z każdej strony. - Jezu, Anthea! Jak ty zajebiście wyglądasz!- wykrzyczała mi prosto do ucha, wtulając się w moje ciało.

Na początku byłam trochę wytrącona z myśli, bo przez dłuższy czas zajęło mi zorientowanie się, że to działo się tu i teraz. Upewniłam się, że ten dzień wreszcie nastał, kiedy znajome ciepło, a także owocowy zapach, otulił mnie z każdej strony, niczym miękki kocyk. Wypuściłam głośny pisk, który już po chwili zmieszał się z piskiem wydobywającym się z ust Addie, co trochę przypominało świszczący czajnik z gotującą się wodą, gdy odwzajemniłam uścisk. Obie zaczęłyśmy podskakiwać jak na sprężynie, wyściskując się z każdej dostępnej strony, obcałowując się jak jakieś pieprzone ciotki na zjeździe rodzinnym. Miękkie, pachnące wiśniami włosy zasłoniły mi cały widok na świat, ponieważ byłyśmy praktycznie sobie równe wzrostem, a wyściskując się z każdej strony, dusiłyśmy nawzajem swoje policzki.

- Boże, Anthea!- wciąż nie mogła się uspokoić, ani wyjść z podziwu, kiedy odsunęła się ode mnie, łapiąc moją twarz w dłonie, przeskakując iskrzącymi radością spojrzeniem po mojej facjacie. Wcisnęła soczystego buziaka w mój policzek, pozostawiając tam lepką warstwę swojego błyszczyka. - Tak się cieszę, że się znowu widzimy!- ekscytowała się, tupiąc w miejscu swoimi białymi botkami od Chanel.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że wracasz?!- zawołałam z pretensją, wyrzucając bezawiednie ręce w górę.

- Mówiłem, że niespodzianka będzie fajna. - o swojej obecności przypomniał nam nasz przyjaciel, dlatego obydwie jak bliźniaczki syjamskie wystawiłyśmy w jego kierunku środkowego palca. - Osz, kurwa, mogłem cię nie odbierać z tego prywatnego lotniska, bo teraz z waszym duo Hot ass Hell pójdzie z dymem.

- Pshi!- parsknęła oburzona, przyciskając dłoń do klatki piersiowej, teatralnie wachlując się po twarzy. - Mój śliczniusi... mam teraz swój
własny, prywatny samolot na jeden telefon, więc może nawet wylądować na twojej dupie jeśli mi się tak spodoba!- przypomniała mu, wciskając mu palec w tors, po czym stanęła na palcach, aby pocałować go w policzek.

- Ja pierdolę... - wydał z siebie zbolały jęk, przeczesując swoje włosy z niemałym załamaniem, dlatego w odpowiedzi zachichotałam rozbawiona.

- Czekaj, czekaj... - uniosłam palec w górę, chcąc zwrócić na siebie uwagę. - A co z twoim mężem... jak mu tam było?- zamyśliłam się na
moment, próbując sobie przypomnieć charakterystyczne imię, a gdy mi się to udało, pstryknęłam palcami w natchnieniu. - Och, Fernando!

- Och, Anthea... nie wiesz, że facet jest jak wino? Im starszy tym lepszy, a przede wszystkim bogatszy!- klasnęła w dłonie, jakby chciała mnie obudzić. - Był starszy od mojej babci, a jako, że nie chciał się leczyć z raka trzustki i chciał zaszaleć przed kopnięciem w kalendarz, to znalazł sobie taką kandydatkę jak ja... no i z moją drobną pomocą, skróciłam mu dni męki. - uśmiechnęła się chytrze, jednocześnie wyjmując lustereczko z torebki i poprawiła swoje pełne, choć naturalne wargi błyszczykiem.

- Co, kurwa?!- zawołał spanikowany Isaac, na co czerwonowłosa przewróciła ze znudzeniem oczami.

(Super Freaky Girl - Nicki Minaj, ja wam mówiłam że ona będzie zbyt potężna)

- Isaac, przytaczam twoje słowa: "Nie ucz ojca dzieci robić", a jednak muszę ci tłumaczyć tak dziecinnie proste rzeczy. - żachnęła, pocierając
o siebie wargi, aby rozprowadzić błyszczyk, nim potarła kąciki. - Był Fernando i nie ma Fernanda. - pstryknęła palcami w powietrzu. - Ot, wielka filozofia. Było się na truskawkach w Holandii... - jej głos pobrzmiewał nostalgią. - ... poznałam tam taką zielarkę, miała zajebisty towar. No i.. tak się potoczyło, że lepiej się poznałyśmy, ja dawałam jej trochę forsy, a ona podrzucała mi takie tam... kropelki podwyższające ciśnienie. - uśmiechnęła się złowieszczo, nim nie wrzuciła błyszczyku z powrotem do torebki. - Był we mnie zabójczo zakochany... ja pierdolę, mężczyźni nigdy nie zmądrzeją. Przeleciał mnie dwa razy, a później od razu spisał mi testament. Kilka jachtów, które opchnęłam jakimś kolesiom przy porcie, bo co miałabym niby z nimi zrobić?- wyrzuciła brwi w górę, wydając się tym faktem oburzona. - Sukinsyn zapisał mi nawet winnicę, czaicie?- parsknęła z niedowierzaniem. - Można by się wybrać na jakieś winobranie do Włoch na wakacje, ale do rzeczy... poprzepisywał mi jeszcze kilka kafli, które minutę po zgonie przeszły od razu na moje konto, no a mi zostało odegrać załamaną żonkę na pogrzebie. Och... to było takie wzruszające... - pociągnęła teatralnie nosem, ocierając niewidzialną łzę z kącika ust. - I w taki o to sposób, zostałam pogrążoną w żałobie wdową! W tak młodym wieku, czy wy to rozumiecie?!- zawołała z rozpaczą w głosie, smarkając nos w chusteczkę, którą po chwil się powachlowała.

Wzięła głęboki wdech, jakby otrząsnęła się z żałobnego stanu, a następnie wstała z biurka, wygładzając swoją czarną sukienkę, która opinała jej sylwetkę jak druga skóra. Zwinęła chusteczkę w ciasną kulkę, po czym wycelowała nią prosto do śmietnika.

- I... c-co dalej...?- wydukał ciężko, chyba nadal zszokowany Isaac.

- No jak to co? Wsiadłam w ten samolot, którym podobno latały nawet Kardashianki i przyleciałam tutaj. Mam dość tych Włoch, niech ich makaron pierdolnie. - burknęła. - Przez ponad rok wpieprzałam co najmniej raz dziennie makaron, zostałam w sumie porwana na trzysta sześćdziesiąt pięć dni, tylko nie przez przystojnego Michella Morrone, tylko starego pryka, którego wydymałam na hajs bardziej, niż on mnie. No... i postanowiłam wrócić na stare śmiecie. Bo gdzie indziej będzie mi lepiej niż z wami?- wydęła usta we wzruszeniu, podchodząc do nas i zagarniając do jednego, niedźwiedziego uścisku. - Mooje mordki!- jęknęła ze smutkiem, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę ile czasu rozłąki nas dzieliło.

I tu akurat miała zupełnie rację, bo pomimo niezbyt długiej odległości czasu, dni i miesiące wydawały się ciągnąć w nieskończoność i doprawdy brakowało nam całej paczki razem w jednym miejscu.

- Czyli, co? Opierdoliłaś dziadka na kasę, więc teraz będziesz tylko leżeć i pachnieć?- zgadł Isaac, jakby doskonale czytał w jej myślach, bardziej stwierdzając ten fakt.

- Uhh... za kogo ty mnie masz?- bąknęła oburzona, zdzielając swojego przyjaciela po ramieniu. - To, że mam kasę, nie znaczy, że nie mam co robić. - wzruszyła barkiem.

Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust, przeskakując spojrzeniem po swoich przyjaciołach. Cieszyłam się z ich pełnej obecności, jednak czekały mnie sprawy ważne i ważniejsze, które wymagały natychmiastowej
reakcji.

Westchnęłam cicho, a następnie odchrząknęłam, chcąc zwrócić na siebie uwagę dwójki, która zaczęła wzajemnie się przedrzeźniać, zajmując się swoim towarzystwem.

- Przepraszam, ale muszę pójść z kimś... porozmawiać. - mruknęłam wymijająco, nie chcąc aby którekolwiek z nich zaczęło się niepotrzebnie interesować.

- Co? Ej, poczekaj, no, nie zdążyłyśmy jeszcze dobrze porozmawiać!- krzyknęła tuż za moimi plecami z rozżaleniem w głosie.

- Później to nadrobimy!- odkrzyknęłam, starając się ze wszystkich sił, aby mój głos nie zadrżał, kiedy opuściłam biuro, kierując się w dobrze znanym dla siebie kierunku.

Zwinęłam dłonie w pięści, zatrzaskując za sobą drzwi, które zadzwoniły mu w uszach jak mantra. Wokół mnie jednak panowała namacalna cisza, którą zakłócał tylko i wyłącznie mój gniew, które przyćmił moje myśli, a w oczach widziałam tylko czerwień i chęć mordu. Ruszyłam przez długi korytarz, stukając dosadnie botkami w podłogę, chcąc, aby każdy wyczuł aurę goryczy, a także wściekłości, którą wokół siebie roztaczałam przez całą drogę, nie pamiętając nawet czy kogoś mijałam, ale nawet jeżeli, to chyba każdy dostrzegł moją złość, bo nikt nie odważył się
chociażby mocniej kiwnąć głową, aby coś niespokojnie mignęło mi kątem oka. Oczami wyobraźni miałam ochotę zamordować kogoś, kto stanąłby mi na tej piekielnej ścieżce. Zbiegałam co drugi schodek, aby dojść do podziemnej części klubu, oraz prywatnej strefy dla VIP-ów od której roiło się stado dzianych facetów, którzy obdarzyli mnie zaciekawionym
spojrzeniem, jakbym była smakowitym kąskiem, rzuconym w stado głodnych hien. Nie zaszczycając ich ani jednym spojrzeniem, które dałoby im wystarczającą namiastkę uwagi, przecisnęłam się między barczystą dwójką mężczyzn, który stali tuż przed przekroczeniem zejścia do prywatnych pokoi, gdzie odbywały się opłacone sesje.

Od razu zeszli mi z drogi na widok mojego srogiego wyrazu twarzy, jakim ich obdarzyłam, mimo że na nosie miałam jeszcze aviatorki. Roztąpili mi drogę, która i tak była wąską szparą przez nasterydowane bicepsy, które ocierały się jedno o drugie.

(włączcie sobie Hain Pusu - Fahir Atakoglu)

- Dobry wieczór, panienko. - zwrócił się do mnie jeden z nich, dlatego skinęłam niedbale głową, po czym kiwnęłam do siebie palcem, dając mu znak, aby się do mnie przybliżył.

- Mattias. - mruknęłam mu prosto do ucha,
chwilę po tym zdzierając hardo podbródek. - Który pokój?

Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie, jakby wymienili się spojrzeniami. Jeden i drugi miał na nosie ciemne ray banny, a w uszach mieli włożone małe słuchawki, zaś przy rozpiętej koszuli do kołnierzyka mieli przymocowane
głośniczki przez które się porozumiewali. Starszy - tak jak mi się przynajmniej wydawało przełknął ślinę, a odstająca grdyka dygnęła mu pod skórą.

- Co?- żachnęłam rozproszona. - Języka w gębie zapomnieliście, czy może sama mam przetrzepać wszystkie pokoje?- syknęłam oschle, zaciskając mocniej zęby, aby pokazać im, że nie miałam chęci na rozprawianie się z nimi osobiście.

- Wybacz, panienko. Pan Mattias znajduje się w pokoju numer dwanaście. - ten drugi, młodszy odezwał się zamiast starszego, którego mordowałam spojrzeniem, po czym uprzejmie zszedł na bok, przepuszczając mnie przez złote bramki.

Nie odwdzięczyłam im się żadnym gestem, tylko pewnie pomknęłam w stronę wyznaczonych brwi. W kieszeni skórzanej kurtki do której schowałam swój nóż, zaciskałam z całych sił palce na rękojeści, chcąc
gdzieś rozładować swoją złość, jaka się we mnie coraz bardziej gotowała.

Próbowałam zachować spokój i nie dać po sobie poznać, że cokolwiek mnie wyprowadziło z równowagi. Rozprostowałam ramiona, potrząsając nimi w nadziei, że spięcie mięśni ustąpi, aczkolwiek było zupełnie na odwrót. Strzeliłam z karku, czując nadszarpnięte mięśnie, a następnie bez dłuższego oczekiwania nacisnęłam klamkę oznaczoną numerem dwanaście, wparowując z impetem do środka. Od razu pierwsze co poczułam, to znajome męskie perfumy, które podrażniły moje nozdrza, podobnie jak mieszanka dymu z blanta, czy innych prochów, które rozsypywał na stoliku. Okręciłam się w kierunku łóżka, lecz Mattiasa zauważyłam dopiero siedzącego na fotelu, niczym pieprzony pan u władca, a pomiędzy jego nogami klękała jedna z prostytutek, dobierając się do jego paska.

Swoją głowę odrzucił do tyłu i prawdopodobnie przez euforyczny stan przez dymiący się ziołowy kłębek, nawet nie zorientował się, że ktoś tutaj wszedł. Na ten widok moja klatka piersiowa zafalowała kilkukrotnie bardziej intensywnie. W którymś momencie zaczęłam
dyszeć tak wściekle i nienaturalnie prędko, aż miałam wrażenie, że za moment z piersi wyskoczy mi serce i wypluję płuca. Z całych sił
trzasnęłam drzwiami, zwracając na siebie uwagę dobrze bawiącą się dwójkę. Trudno było mi ukryć, że ten widok wcale mnie nie poruszył. W środku skręcały mi się niemal wszystkie wnętrzności i byłam o krok od rozpłakania się. Mój chłopak. Chłopak, partner, którego kochałam i oddawałam mu całą siebie, właśnie czekał aż jedna z dziwek nie obciągnie
mu fujary, gdyby nie fakt, że wparowałam tu bez zapowiedzi. Cisnęłam spojrzeniem w krótko ściętą brązową czuprynę, która drgnęła na łomotnięcie drzwiami i odwróciła się w moim kierunku, nienaturalnie szeroko otwierając oczy. Matt nie wydawał się jakoś bardzo zaskoczony, czy przejęty moim
widokiem, a wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie znudzonego sytuacją i zarazem wkurwionego, że mu przerwano w tak ważnym momencie.

- Kultura osobista nie wymaga czasami zapukać przed wejściem?- zapytał ze stoickim spokojem w głosie, nie dając się tak szybo wyprowadzić z równowagi. Sycił się widokiem roztrzęsionej i tracącej kontroli nad wszystkim Anthei.

Gratulacje, własnie osiągnąłeś swój cel.

- Przypominam ci, że, kurwa, siedzisz na moim pieprzonym fotelu w moim jebanym klubie, więc zamknij mordę i spójrz mi prosto w oczy, zanim postanowisz po raz kolejny mnie sprowokować. - ostrzegłam go śmiertelnie poważnym tonem, który z pewnością wywołał u niego zaskoczenie, a może nawet zdumienie tym jakim tonem się do niego zwracałam. Cóż, chyba jeszcze do tego nie przywykł.

- Przeszkadzasz mi. - zauważył beznamiętnie, strzepując nadmiar jointa do szklanej popielniczki. - Chcesz godzinę, czy wolisz do nas dołączyć?- zainteresował się otwarcie, a ja miałam ochotę podejść i zdzielić go prosto w pysk.

- Dobrze ci radzę, licz się ze słowami. - przechyliłam głowę w bok, posyłając mu znaczące spojrzenie, chcąc aby przypomniał sobie, do kogo się zwraca. - Wynoś się stąd. - rzuciłam opryskliwie do dziewczyny, która nadal przed nim klękała. - Nie chcesz, żebym ci pomogła. Wracaj do obciągania innym kolesiom. - rozkazałam bez wydźwięku sprzeciwu, bardzo powoli wędrując oczami do drzwi wyjściowych, kiedy dziewczyna na mnie spojrzała. - Mam ci pomóc zrozumieć?!- wydarłam się przez brak kontroli, po czym pochyliłam się i złapałam prostytutkę za włosy,
zmuszając ją do wstania i pchnięcia siłą w stronę drzwi.

Dziewczyna zebrała swoje rzeczy, które walały się pod moimi nogami, a ja nie omieszkiwałam nadepnąć obcasem na jej drżące palce. Ominęłam ją bezceremonialnie, kiedy odważyła się posłać ostatnie spojrzenie mężczyźnie, a on odpowiedział jej tylko porozumiewawczym kiwnięciem głowy, aby posłuchała mojego rozkazu.

(Death But Pretty - IC3PEAK)

Oboje odprowadziliśmy ją spojrzeniami, dopóki nie opuściła pokoju cicho jak mysz kościelna, zatrzaskując za sobą drzwi lekkim kliknięciem, jakby bała się, że dodatkowo wyprowadzi mnie z równowagi.

- Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?- wycedził rozwścieczony Mattias, dopiero za zamkniętymi drzwiami, pokazując swoją drugą
twarz.

- A ty? Co ty masz w tym pierdolonym łbie,
co?!- rzuciłam się na niego, gdy stanął kilka stóp przede mną. Wygrzebałam nerwowo z tylnej kieszeni spodni dziś odnaleziony liścisk, który dziś znalazłam na swoim parapecie. Wcisnęłam go z całych sił w klatkę piersiową, chcąc aby dostatecznie zrozumiał co miałam na myśli. - Co to jest? Mieliśmy umowę, Mattias!

Wciąż dysząc wściekle, rozdymując nozdrza i zaciskając z całych sił szczękę, zgarnął kopertę, a raczej jej resztki ze swojego torsu, nim spadły
na podłogę, po czym otworzył ją, aby wydostać z niej karteczkę. Obserwowałam jego reakcję. Jak wodził spojrzeniem literka po literce, słowo po słowie.

Ale nie wydawał się nawet odrobinę przejęty.

Chociaż doskonale wiedział, że to była jego wina.

- Nie wiem. - prychnął mi prosto w twarz, przekazując mi z powrotem karteczkę, aczkolwiek nie przyjęłam jej z powrotem. - I hamuj się, pieprzona gówniaro, bo chyba zapominasz, że byłem do tej pory twoim jebanym zbawieniem, żeby cię nie sprzedał prosto do rosyjskiego burdelu... no chyba, że tam byłoby ci lepiej. - podszedł do mnie, skradając się niczym drapieżnik, czyhający na swoją ofiarę. - Może Anthea Lancoletti, nauczyła by się posłuszeństwa, gdyby dziesięć facetów dziennie takich jak on przerżnęłoby jej tchawicę, co?- zadrwił mi prosto w twarz i
złapał mnie za gardło, przyciskając mnie do ściany.

- Skurwysyn... - nabrałam śliny w usta, a następnie splunęłam mu nią prosto w twarz. Przekręcił głowę w bok, unosząc psychopatycznie kąciki ust, jednocześnie przecierając policzek przegubem drugiej ręki. - Śmiesz, mnie szantażować?- zaśmiałam się ochryple, przez zwiększający się nacisk na szyi. - Zapomniałeś na jaki układ poszliśmy, kochanie?- droczyłam się z nim, zapisując sobie w głowie w bezcenne spojrzenie mężczyzny,
który na moje słowa otworzył szerzej oczy. - Ja rezygnuję, ja ponoszę konsekwencję... - liznęłam szczyt górnej wargi. - ... i vice versa.

- Kurwa... - zaklął szpetnie pod nosem, przymykając powieki z ciężarem jaki osiadł na jego barkach. - Nie zrobisz tego. - po prostu stwierdził.

- Jeżeli mi to zrobisz... wszystko im powiem. Moi bracia wyrżnął cię jak świnię razem z twoim bratem zanim zdążysz podetrzeć sobie tyłek.

- Pamiętaj także, co tobie grozi. - uśmiechnął się złowieszczo, przekazując mi niemo swoje słowa przez spojrzenie. Mina zrzedła mi na dobrze znaną wersję, jaka mnie czekała. - W każdej chwili, mogę zadzwonić do V i powiedzieć mu, że mam cię w zasięgu ręki, wydać cię mu prosto na tacy, a twoi bracia? To ja ich rozczłonkuję. Na twoich oczach, zanim twój małżonek tu po ciebie przyleci. Byłam przekonana, że wyczuł jak przełknęłam ślinę, bo tym mocniej wzmocnił nacisk wokół mojej szyi, podduszając mnie coraz bardziej. - Wiedz, że to ty jesteś zależna ode mnie. I jeśli zależy ci na swojej rodzinie... kiedy każę ci kleknąć: klękniesz. Nawet w tej pieprzonej sekundzie. Nie zmuszaj mnie, żebym ci pokazał jakie mam asy w rękawie.

- Zdradziłeś mnie. - wyszeptałam niemal, kiedy mój głos stracił na sile. - Pieprzyłeś tą dziwkę Naomi. - wycedziłam z nienawiścią, czując jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu.

Warga mi zadygotała, dlatego zassałam ją i wbiłam w nią zęby, chcąc ukryć swoją żałość. Spuściłam spojrzenie na swoje nogi, wiedząc że
to już czas, w którym to on zupełnie przejmuje nade mną pałeczkę i mój czas się skończył. Szybciej, niż zresztą zaczął.

- Zrobiłaś to samo, kochanie. - przejechał kciukiem po moim policzku, rozmazując krople łez po mojej twarzy. - Wiesz jak się poczułem, kiedy cię z nim zobaczyłem? Wtedy straciłem kontrolę... dlatego muszę ją odbierać tobie, abyś była bezpieczna... - nacisnął palcami na moją dolną partię ust.

(NEW MAGIC WAND - Tyler, The Creator)

- Byłem tak bardzo zazdrosny... oszukałaś mnie... - manipulował mną, i chociaż byłam tego w pełni świadoma, to mu na to pozwalałam. - Nie dyskutuj ze mną... skarbie. To ja wiem, co jest dla ciebie najlepsze. To ty, jesteś moja i ja wiem czego potrzebujesz. Bo cię znam. Znam cię lepiej niż ktokolwiek na tym świecie. Otworzę garść i otworzę też twoją księgę z wszystkimi sekretami, które mi powierzyłaś. - łagodny uśmiech przemknął mu po twarzy, a zaraz po tym musnął czule moje
czoło.

- A czy na pewno nie otworzyłeś już tej garści?- zagaiłam, czując się przygnieciona jego ciężarem i uczuciem, że mną kieruje, niczym
szmatkowatą kukiełką.

- Do czego nawiązujesz?- zapytał zupełnie zbity z tropu, jednocześnie marszcząc brwi.

Oblizałam usta, po czym przesunęłam spojrzeniem po jego zaskoczonej twarzy i sięgnęłam dłonią po telefon, który trzymałam w wewnętrznej kieszeni skóry motocyklowej. Uruchomiłam go, wystukałam kod, a następnie weszłam w messengera, gdzie widniała ostatnia wiadomość z dopiską "N". W tym samym czasie, kiedy podałam mu telefon, aby odczytał konwersację, niepostrzeżenie wsunęłam dłoń w kieszeń skórzanej kurtki, gdzie wymacałam palcami rękojeść swojego noża. Obserwując jak ze skupieniem śledzi wzrokiem tekst, nie mając potrzeby nawet spojrzeć gdzie celuję, z całej siły zamachnęłam się, dźgając go nożem w udo. Zanim zdążył chociażby jęknąć, wyrwałam ostrze z mięśni, co odbiło się jego głośnym rykiem, którym zapewne przekrzyczał muzykę dudniącą w klubie.

(nie byliście gotowi, co? Beautiful Liar - Beyonce, Shakira)

- Vaffanculo, amico* (Pierdol się, fiucie) - rzuciłam na odchodne, dopóki nie wyrwałam mu swojego iPhone'a z ręki, co nie stworzyło mi problemu, gdyż jego całe ciało osłabło i zanim drgnęła mi powieka, runął na podłogę u moich stóp. - I kto tu przejął kontrolę, co?

Wytarłam zakrwawione ostrze o jego kawałek koszulki, po czym wyprostowałam się do pionu, wciągając powietrze przez nozdrza.

- Od razu powietrze stało się jakoś lżejsze. - wymamrotałam sama do siebie, po czym wyjęłam klucz z drzwi i opuszczając pokój, zamknęłam go na od zewnątrz.

Wyprostowałam kark, przymykając powieki z ulgą na wydźwięk wydobywających się jęków zza drewnianej płyty, które i tak ledwo można było usłyszeć przez głośną muzykę, przez rozkręcającą się imprezę. Zsunęłam oprawki na głowę, tym razem idąc spokojnie i dumnie przed siebie. Wyminęłam ochroniarzy, którym zasalutowałam palcami na odchodne, przy okazji kierując na główną salę, gdzie tancerki odbywały próbę przed dzisiejszym pokazem. Moje oczy mimowolnie zatrzymały się dłużej na drzwiach od przebieralni, a wizja zmasakrowania twarzy kolejnej osobie, przyprawiła mnie o zadowolony uśmieszek. Przyspieszyłam swoje tempo, aby jak najszybciej znaleźć swoją przyjaciółkę, która była mi teraz bardzo potrzebna. Tak jak się spodziewałam, dostrzegłam ją siedzącą za barem i popijającą jakiegoś drinka. Gawędziła z Isaackiem, który przygotowywał się do pokazu barmańskiego, a widząc jak wesoło śmieszkują, postanowiłam odwrócić ich uwagę.

- Addie! Masz może ochotę wytargać jedną sukę za włosy i podtopić ją w muszli klozetowej?!- zawołałam, przechodząc przez bar.

Wiśniowo włosa niemal od razu zeskoczyła ze stołka, prawie krztusząc się własnym drinkiem, który pochłonęła jednym haustem.

- Która szmata domaga się wpierdolu?- stanęła na baczność, gotowa do akcji, czym żołnierz na poligonie.

- Anthea?- zapytał ostrożnie mój przyjaciel, porzucając szmatkę i podpierając się dłońmi o blat baru. Rozprostował ramiona, przeskakując po nas spojrzeniem. - Co ty chcesz zrobić?

(Vroom Vroom - Charli XCX)

- Muszę się z kimś rozliczyć, a skoro mam samych chętnych... - uśmiechnęłam się tajemniczo, łapiąc Addie pod ramię.

- Pokaż mi tą pizdę, a pourywam jej rzęsy obcęgami. - strzeliła do mnie palcami, mając przed oczami wizję tortury.

- Raczej są tak słabej jakości, że poradzisz sobie bez nich. - zapewniłam ją, gdy ruszyłyśmy w kierunku korytarza, który prowadził do garderoby, gdzie przygotowywały się tancerki do wieczornych pokazów.

Przejechałam językiem po dolnej wardze, a następnie mknęłam przez korytarz z towarzyszącą mi Addie, która była nad wyraz zainteresowana tą konfrontacją. Cóż, nie było w tym raczej nic dziwnego. To ona była tą dziewczyną w liceum, która nie dawała sobie w kaszę dmuchać, mściła się przy każdej możliwej okazji, gdy tylko ktoś spróbował zaleźć jej za skórę i wytargała za włosy nie jedną dziewczynę, a później podtapiała je w muszli klozetowej. Dlatego wiedziałam, że jest idealną kompanką do tej misji. Bez zbędnych komentarzy, szarpnęłam z impetem za gałkę
od drzwi, prawie wyrywając ją z zawiasów i otworzyłam je z rozmachem.

- Macie pięć sekund, żeby się stąd wynieść. - oznajmiłam ze stoickim spokojem w głosie, przystając tuż przy ścianie o którą po chwili oparłam się plecami. Splotłam ze sobą cierpliwie dłonie i przyodziałam najbardziej
przesłodzony uśmieszek, na jaki tylko było mnie stać.

Wszystkie tancerki stanęły jak wryte na moje słowa i posłusznie niczym zaprogramowane robociki, zaczęły w popłochu zabierać swoje rzeczy, aby nie świecić gołym tyłkiem na samym środku klubu. Oczywiście bez problemu odnalazłam poszukiwaną przez siebie ofiarę, która jak zwykle myślała, że ma tu jakiekolwiek większe znaczenie i szacunek, bo otwierała nieproszona gębę. Ledwo oderwała swoje naćpane gały od lustra w którym się przyglądała, malując się, jakby rzeczywiście
liczyła, że coś może jeszcze jej pomóc. Cóż za przypadek... czyżby suka zaliczyła spotkanie z psem?

- Ja pieprzę, Anthea. Myślałam, ze kiedy mówiłaś o spuszczeniu lomotu suce, nawiązujesz do jakiejś jednej, a nie piętnastu lasek!- krzyknęła do mnie konspiracyjnym szeptem, wprost do mojego ucha, potrząsając
za moje ramię.

- Chryste, spokojnie, mówiłam tylko o jednej... - mruknęłam lakonicznie, wywracając oczami i przesuwając spojrzeniem po miejscu, gdzie chwilę temu stało kilka dziewcząt, z zaskoczeniem odkryłam, że już ostatnia z nich pospiesznie opuszczała pomieszczenie, kiedy tylko na nią spojrzałam.

- No proszę, przyszła córka marnotrawna Lancoletti. - prychnęła kpiąco na mój widok, lustrując mnie uważnym wzrokiem od góry do dołu, wyginając swoje usta glonojada w grymasie. - Cóż za niespodzianka...

- Czy te wary można rozpuścić rozpuszczalniku, albo jakimś bardzo mocno żrącym kwasie?- zapytała mnie Adelline, dźgając mnie łokciem w ramię. Wyginając usta w obrzydzeniu, prześwietliła ją tym oceniającym sukowatym spojrzeniem. - Wary obciągary, nic dziwnego. - zacmokała z kwaśną miną. - Kochanie, potrzebujesz może numeru do nowej kliniki medycyny estetycznej? Twoja górna warga jest większa od dolnych, czyżbyś miała zaćmę?

- Potrzebujesz to ty numeru do pizzerii, bo tylko tam możesz smażyć swój tyłek. - zadrwiła.

Och, już wiedziałam, że zaraz zrobi z niej miazgę.

Przechyliła głowę w bok, jakby było jej co najmniej przykro z tego co powiedziała. Wyglądała jakby jej współczuła i mimo że darzyłam ją nienawiścią, to w sumie sama zaczęłam jej trochę współczuć.

- Jak na sukę...

- ... dużo szczeka. - dokończyłam za nią z perfidnym uśmiechem rojącym się na twarzy.

Naomi zacisnęłam z całych sił zęby i zwęziła groźnie oczy.

- No patrz, laska wygląda jak wściekła chihuahua. - wyrzucił palec w jej kierunku, jakby wskazywała palcem na zwierzę w zoo siedzące w klatce.

Podparła pięści na biodrach, wyginając wargi w rozbawionym uśmiechu.

- Wielka potężna Anthea Lancoletti musi wezwać posiłki, żeby wyrównać rachunki?- żachnęła kpiąco, zeskakując z taboretu, aby zmniejszyć odległość między nami i zatrzymać się może dwa kroki przede mną.

Roześmiałam się, odrzucając głowę w tył. Była naprawdę zabawna, jeżeli myślała, że cokolwiek udowodni swoją jadaczką.

- Zamknij jadaczkę, skarbie, bo zaraz wleję ci tam kwas, który przeczyści twoje zalane gardełko. - zamruczała czerwonowłosa, a następnie kiwnęła na nią brodą, nie spuszczając z niej uważnego spojrzenia. - Nie odzywaj się nie pytana, zasada numer jeden.

- Nie potrzebuję posiłków, po prostu nie jestem jedyną osobą, która stoi w kolejce, żeby wytrzeć twoją nabotoksowaną mordę o wszystkie deski w tym klubie. - odparłam z lekkością, po czym podeszłam do niej jeszcze bliżej i zaczęłam krążyć wokół niej niczym sęp czekający na swoją ofiarę. - Ale jako, że znaczę coś więcej w naszym społeczeństwie... mam
pierwszeństwo i z chęcią się tobą zaopiekuję.

- Co ty niby znaczysz?- zadrwiła. - Jesteś niżej ode mnie, tyle że ja nie muszę klękać przed swoim największym wrogiem i obciągać mu dla
jednej działki.

Z obu naszych stron zapadło śmiertelnie milczenie. Moja furia wzrosła do tego stopnia, że próbowałam odliczać do dziesięciu, łapiąc głębokie ciężkie wdechy, ale nie dało to zbyt wielkich rezultatów, ponieważ ciśnienie tylko bardziej mi podskoczyło, kiedy zatrzymałam się twarzą w twarz przed tą tlenioną blondynką, która śmiała wytykać mi moje potknięcia. Bardzo powoli niemal boleśnie przekręciłam głowę w kierunku stojącej w tym samym miejscu i przysłuchującej się naszej rozmowy

Addie, która na jej słowa ściągnęła delikatnie brwi, marszcząc czoło w zdezorientowaniu. Posłała mi pytające spojrzenie, jakby wciąż nie
rozumiała do czego nawiązała swoimi słowami przeskakując oczami pomiędzy mną, a Naomi, która sobie ze mnie szydziła. Korzystając z
chwili mojej nieuwagi, wyrwała do przodu, jak gdyby nagle obleciał ją strach co do nadchodzącego starcia. Adelline zatorowała drogę blondynce, nie dając jej uciec i obrzuciła ją spojrzeniem.

- Gdzie idziesz, skarbie? Zabawa dopiero się zaczęła, a ty już nas opuszczasz?

Stała do mnie tyłem, dlatego w czterech żwawych krokach podeszłam do niej na tyle blisko, że mogłam śmiało chwycić w pięść garść doczepianych kłaków. Odciągnęłam głowę do tyłu, aż wydała z siebie przerażający wrzask, który był melodią dla moich uszu, na który wydźwięk aż przymknęłam powieki z rozkosznym uczuciem rozlewającym się po moim ciele. Trzymając ją za włosy pchnęłam ją do przodu, dopóki jej twarz nie rozkwasiła się
na drewnianej płycie, a gruchot przypominający łamanej się kości nosowej, sprawił że roześmiałam się cicho.

(Bloody // Water - grandson)

- Posłuchaj mnie uważnie, zanim woda z toalety zaleje ci uszy i nie będziesz miała okazji. - zaoferowałam zupełnie spokojnie, zwilżając
wargę koniuszkiem języka. - Nie zapominaj, do kogo się zwracasz. To ja jestem tu szefem i to ja płacę ci za kręceniem tyłkiem przed bogatymi
oblechami, a to że przeleciałaś Mattiasa, zaprzepaściło twoją szansę na życie tutaj. - wykrzywiłam wargi z obrzydzeniem. Zaczęła się szarpać.

Piszczała, wrzeszczała, machając mi na oślep przed oczami swoimi wielkimi tipsami, którymi oplatała pewnie już wszystkie kutasy z tego
klubu.

- Zamknij się. - warknęłam przed tym, jak mocniej złapałam za tlenione kłaki i zamachnęłam się jej głową, przypierdalając czołem w drzwi. - To ja tu rządzę i mówię, kiedy otwierasz jadaczkę, a kiedy posłusznie padasz przede mną na kolana. Dlatego jako pierwsze: polecam ci wrócić na swoje miejsce jak na grzeczną kurwę przystało. Jako drugie: jak tylko postanowiłaś dobrać się do Mattiasa, tylko po to, aby się na mnie zemścić... - zacmokałam z niezadowoleniem, kręcąc karcąco głową na boki. - ... sama skazałaś na siebie taki los.

- Daj mi te doczepione kłaki. - machnęła zachęcająco dłonią do siebie, chcąc, abym przekazała jej Naomi. - Uch... korzystasz naprawdę z beznadziejnych usług... - miauknęła.

Puściłam wedle życzenia Naomi, ale zanim zdążyła podnieść głowę i odgarnąć poczochrane włosy, Adelline włączyła swój ulubiony tryb w
którym zacisnęła pięść i zamachnęła się sprzedając jej prawego sierpiowego.

- No... - pokiwałam głową uznaniem, zerkając na pięść przyjaciółki, kiedy ta od siły uderzenia, wylądowała na dywanie, łapiąc się za uderzony policzek. - Nie wyszłaś z wprawy, Addie.

- Wątpiłaś?- prychnęła, udając urażenie i teatralnie odrzuciła pukle włosów na plecy. - Kurwa! Moje Chanel, ty pieprzona suko!- wykrzyczała panicznie, kiedy na jej botku pojawiło się kilka plamek krwi pochodzącej
prawdopodobnie od Naomi.

Czerwonowłosa nie powstrzymała się od zemsty za zniszczenie swoich drogich botków, ponieważ przed puszczeniem jej poczęstowała blondynkę mocnym kopnięciem w brzuch.

- W swoim życiu niestety możesz tylko polizać
Chanel, ale napewno nie nosić.

Pokręciłam jedynie głową na tą zagrywkę. Ja już przygotowywałam dla niej wyjątkową ofertę.

- Moja słodka, to dopiero była rozgrzewka... - zapowiedziałam z lekkością w głosie, jednocześnie strzelając palcami w przygotowaniu na kolejną rundę.

(212 - Azrealia Banks, Lazy Jay)

- Pierdol się. - splunęła prosto pod moje buty.

Westchnęłam znudzona, a następnie przykucnęłam i pochyliłam się nad jej twarzą, łapiąc w pomiędzy palce szczękę, którą zaczęłam stopniowo miażdżyć, zwiększając nacisk.

- Powtórz, bo nie równo sie oplułaś. - nakierowałam jej buźkę na swoją, aby mogła spojrzeć mi w oczy. Oceniłam jak bardzo była poturbowana. Miała rozciętą wargę, siniejący policzek, a także rozciętą skroń. - Dobrze ci radzę, na kolana i przepraszaj. Albo podtopię cię jeszcze w naszej klubowej kanalizacji. - zaproponowałam, przekrzywiając pytająco głowę.

- Zapomnij, ćpunko.

- Skoro tak mówisz... - zanuciłam z niezwykłym spokojem, co widocznie przeraziło Addie, bo tak jakby czytała mi w myślach i wiedziała, co oznaczał mój ten na pozór spokojny wyraz twarzy. - Chodź, musimy
przepłukać ci główkę. - podniosłam się pierwsza, a przy tym złapałam za jej włosy od nasady, pociągając ją w górę.

- Ty pierdolona szmato!- darła się, walcząc ze mną, aby się uwolnić.

Podrapała moją rękę swoimi szponami niemal do krwi, choć mi nie drgnęła nawet powieka, bo ciągnęłam ją siłą do łazienki od garderoby.

- Zaraz zobaczymy kto będzie szmatą, wycierającą wszystkie podłogi swoimi kudłami. - zakpiłam, cedząc te słowa przez zaciśnięte zęby, gdy kopniakiem otworzyłam drzwi na oścież, wpychając do środka blondynkę. - Trzymaj ją. - rzuciłam do Adelline, kiedy z impetem popchnęłam Naomi na podłogę, aż prawie zabiła się o swoje wielkie szpilki.

Twarz przyjaciółki wykrzywiła się w zainteresowaniu, gdy zmrużyła podejrzliwie swoje oczy, jednak posłusznie zatrzasnęła drzwi od toalety i przekręciła w nich zamek. Otrzepałam brudne dłonie, czując jak ciążą mi jakieś syfy od tej dziwki, a następnie podeszłam do głębokiej umywalki przypominającą kształtem wielki prostokąt i odkręciłam kurek z lodowatą wodą. Zatkałam korek, aby powstrzymać wodę przed ucieczką i napuściłam ciecz aż do samego końca, upewniając się, że jest jej wystarczająca ilość. Adeline stała podparta plecami o drzwi
łazienki z zaplecionymi dłońmi na piersi, patrząc z góry na klęczącą na płytkach łazienkowych Naomi.

- Widzisz gdzie jest twoje miejsce? Właśnie tutaj na kolanach, przed nami. O! A teraz chodź na szybkie płukanie twojego mózgu, chociaż
obawiam się, że nawet to nie mogłoby ci pomóc. - wyszczerzyła się psychopatycznie, łapiąc ją pod pachami i unosząc w górę. - Pachniesz tak słodko, aż rzygać się chce.

Popchnęła ją prosto na mnie, a ja kopnęłam ją butem w zgięcia kolan, aby z powrotem na nie upadła. Zamachnęłam się, chwytając ją z
powrotem za tlenione kłaki, po czym zanurzyłam jej głowę w wodzie, dbając o to, aby tkwiła tam co najmniej minutę. Wierzgała się i szarpała na boki, dlatego moja prawa ręka pomogła mi ją ustabilizować, zaplatając jej ręce za plecami, by nie mogła za bardzo się wiercić. Woda bulgotała pod twarzą, co świadczyło o tym, że walczyła o oddech i chociaż odrobinę
tlenu. Poczekałyśmy dłuższą chwilę, ale niezbyt długo, ponieważ chciałyśmy ją mieć przytomną. Puściłam głowę, dlatego gwałtownie sę wynurzyła, krztusząc się wodą z płuc, plując naokoło. Makijaż na sztucznej twarzy zupełnie się rozmazał i spłynął razem z wodą, mocząc jej strój do tańca.

Dyszała głęboko, walcząc o oddech, więc z niecierpliwością przyglądałam się jej, czekając aż wreszcie przestanie się dusić.

- A wydaje się, że dziwki mają dużą pojemność. - sarknęła rozbawiona Addie, która oglądała swój manicure jakby był czymś niesamowicie interesującym.

- Twoja pieprzona przyjaciółeczka sama wygląda jakby obciągnęła dwieście chujów... - wykrztusiła wreszcie, zdatna do mówienia.

- Kochanie... a obciągnęłam pięćset. - bąknęła urażona tą uwagą. - Pozory i kurwy mylą. Bierz ją na ruszt, Thea. Wkurwia mnie jej pierdolenie.

- Teraz mnie bardzo uważnie posłuchasz, droga Naomi... - zaczęłam ze śmiertelną powagą. - To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, więc polecam się do niego zastosować, jeśli nie chcesz skończyć jak twoje
poprzedniczki. Zbliżysz się jeszcze raz do Mattiasa, albo w ogóle odważysz się mi grozić, a następnym razem nie będę podtapiała cię w umywalce, a w jakimś pieprzonym oceanie z rekinami. Jedno, kurwa, krzywe spojrzenie i zatoniesz jak Titanic. Bez słowa i bez śladu. - poklepałam ją po policzku. - Rozumiesz?!- ryknęłam głośniej, aż podskoczyła. No proszę, jednak pyskata blondyneczka się czegoś bała.

- T-tak...

- Chyba o czymś zapomniałaś.

- Prze-przepraszam. - wycharczała ciężko.

- Nie słyszałam. Klękaj, tak jak klękałaś przed nim, tak klękaj przede mną, jeżeli mnie szanujesz. - złapałam ją za gardło i odepchnęłam od siebie, aby mogła przede mną paść na kolana.

Odsunęła się na poobijanych kolanach, szlochając niewyraźnie pod nosem. Uniosła błyszczące od łez spojrzenie i pochyliła głowę w dół.

- Oby to była dla ciebie wystarczająca lekcja, bo nie lubię się powtarzać. Zabierajmy się stąd. - rzuciłam do swojej przyjaciółki, nie chcąc dłużej na nią patrzeć.

Pierwsza wyszłam z łazienki, a idąc w kierunku wyjścia z garderoby nieznośne szepty w głowie zaczęły się nasilać.

"Otworzę garść i otworzę też twoją księgę z wszystkimi sekretami, które mi powierzyłaś."

"I hamuj się, pieprzona gówniaro, bo chyba zapominasz, że byłem do tej pory twoim jebanym zbawieniem, żeby cię nie sprzedał prosto do rosyjskiego burdelu... no chyba, że tam byłoby ci lepiej."

***

- Ochronię cię przed nim, Anthea. - powiedział Mattias, kiedy pochylił się nad moją twarzą, aby oczyścić moje zadrapania na twarzy. Brzmiał tak... jakby naprawdę chciał się o mnie zatroszczyć i bezinteresownie
wyrwać mnie z tego piekła w którym byłam. - Obiecuję, że już nigdy cię nie skrzywdzi.

- Dlaczego... - wyszeptałam słabo, kuląc swoje ramiona. - D-dlaczego ty to robisz?

Po twarzy Matta przebiegł cień uśmiechu. Wycisnął ręcznik z nadmiaru wody, która zabarwiła się na brązowo i przycisnął materiał tym razem do mojego policzka.

- Ponieważ nie zasługujesz na to wszystko. I tylko ja mogę cię wyrwać z tego miejsca, a oczekuję od ciebie tylko jednego.

- Czego?

***

Wplątałam palce we włosy, czując jak wszystko wokół mnie wiruje, jakby chciało przyćmić mi umysł. W uszach piszczało mi od nadmiaru
myśli, kiedy przemierzałam ciemny korytarz, chcąc jak najszybciej udać się do wyjścia i zaczerpnąć świeżego powietrza. Oddychałam szybko i głęboko, czując narastającą panikę w piersi, która miażdżyła moje płuca, odcinając mnie od tlenu.

"- Co ty niby znaczysz?- zadrwiła. - Jesteś niżej ode mnie, tyle że ja nie muszę klękać przed swoim największym wrogiem i obciągać mu dla jednej działki."

Wypuściłam zduszony oddech, stękając cicho na uderzające ciosami prosto w moją głowę dialogi, które odtwarzały się w mojej głowie jak
zacięta płyta. Byłam nieopodal wyjścia ewakuacyjnego, ale nagle zostałam brutalnie przyciśnięta do ściany. Przede mną wyrósł Mattias, który poderwał swoją brudną od krwi dłoń, którą najpewniej uciskał miejsce w które go dźgnęłam i zamachnął się, sprzedając mu uderzenie prosto w kość policzkową. Zdążyłam jedynie zacisnąć powieki, nim od siły ciosu wylądowałam na podłodze, ale nie pozwolił mi nawet na to, gdyż jeszcze raz popchnął mnie na ścianę, aż wypuściłam zduszony jęk.

Chciałam unieść dłonie w geście obronnym, ale nagle złapał je w jednym silnym uścisku, przyciskając moje nadgarstki do ściany tuż nad moją głowę. Podgryzłam dolną wargę, aby nie zapłakać z bólu, gdy mój policzek zaczął mnie piec ze zdwojoną siłą.

(Shadow Lady - Portwave)

- Co z tobą, Anthea?- zaśmiał się ochryple kilka centymetrów od mojej twarzy, nim nie oplótł ciężkiej dłoni wokół mojej szyi, odbierając mi oddech. - Czy naprawdę dążysz do tego, żebym zamienił się w twojego kata jak V?- zapytał kilka milimetrów od moich ust.

Złapał za moje gardło i pewniejszym chwytem wziął zamach, aby uderzyć tyłem mojej głowy w cegłę, która wbiła mi się w tył głowy.

- Zapomniałaś języka, co?- wygiął usta w parszywym uśmiechu. - Odpowiadaj, kurwa?! Co ty sobie wyobrażasz? Dobrze wiesz, na co mnie stać, Anthea. Nie chcesz, żeby chyba coś się stało takiemu... hmm... - zamyślił się na moment. - Jak mu tam było? Cassian? Ten starszy?

Serce mocniej załomotało mi o żebra, kiedy wypowiedział imię mojego brata. Robiłam wszystko. Oddawałam się jego ręce, pozwalałam mu na wszystko czego chciał. Ale nigdy nie mogłam pozwolić, żeby skrzywdził moich braci.

- Nie masz prawa!- krzyknęłam wściekle, szarpiąc się pod uściskiem na gardle, aż zachłysnęłam się własnymi łzami, które zatańczyły mi w oczach. - Obiecałeś mi, że nie tkniesz moich braci... - załkałam bezsilnie, patrząc mu w oczy.

- Przestań się mazać, a zacznij, kurwa, słuchać co do ciebie mówię!- ryknął, potrząsając mocno za moje ramiona, które ścisnął boleśnie, aż
wydobyłam z siebie jęk, mieszający się ze słonymi łzami, które spłynęły mi po policzkach. Trzęsłam sę w spazmach płaczu i przerażenia. - Nic im się nie stanie, jeżeli będziesz posłuszna. A jak nie zaczniesz robić tego, co ci mówię, to twój starszy brat, który błąka się teraz najebany
po mieście, zostanie zrównany z Ziemią, słyszysz?- złapał mnie hardo za szczękę, wbijając palce w moje policzki, aż nie mogłam swobodnie oddychać.

Trzymając mnie za szczękę uderzył tyłem mojej głowy w ceglaną ścianę, aż zacisnęłam z całych sił powieki, nie chcąc wybuchnąć płaczem.

- Sprawię, że zniknie bez śladu dokładnie jak twój tatuś. Wszystko jest w twoim rękach, Anthea. Jeżeli tylko zaczniesz ze mną współpracować, twoi bliscy będą bezpieczni. - warczał mi prosto w twarz, aż kropelki śliny skapnęły na moją twarz.

Miażdżył moją żuchwę w uścisku, podduszając mnie coraz mocniej, do momentu aż nie postanowił uderzyć mnie jeszcze raz. Tym razem poczułam cios o wiele intensywniej, bo aż pociemniało mi w oczach, kiedy wylądowałam na podłodzę, gdy gwałtownie mnie puścił. Uniosłam trzęsącą się dłoń, którą przycisnęłam do palącej kości policzkowej, po
czym z sykiem oddaliłam ją od siebie, dopóki nie zerknęłam na swoje opuszki, które pokryły spore plamki świeżej krwi.

- Anthea!- zawołała Adeline, która znalazła się tuż obok nas, chociaż nie widziałam, a tylko ją słyszałam, bo wciąż mój umysł był zaćmiony.
- Ty przebrzydły gnoju! To ty jej to zrobiłeś!- słyszałam jak szamocze się najprawdopodobniej z Mattiasem.

- Zejdź mi z drogi, suko. - warknął do niej, a z pod przymkniętych powiek dostrzegłam jak ją odpycha jednym prostym ruchem.

(polecam sb włączyć cant pretend - tom odell i przepraszam ze was tak niszcze, dzieciaki)

- Jebany chuju!- wydarła się do niego, zrywając się z miejsca i zaczęła go doganiać, kiedy zamierzał odejść. - Isaac! Zawołaj ochronę!- wyła głośno, aż jej krzyki rozrywały mi bębenki, kiedy próbowałam się podnieść o własnych siłach.

- Zapamiętaj sobie moje słowa, kochanie. - pochylił się nade mną przed tym jak odszedł. Złapał w pomiędzy palce mój podbródek i smagnął kciukiem rozcięcie na moim policzku. - To ty do tego doprowadziłaś. Zmuszasz mnie, żebym robił ci krzywdę, myślisz że to mi jest łatwo?- pokręcił głową, głaszcząc mój policzek i złapał mnie za włosy, pociągając za nie dosadnie. - Pilnuj się, Anthea. Zło czycha wszędzie, laleczko. - wyszeptał z nutą groźby i ostrzeżenia w głosie, zaczesując mój kosmyk
włosów za ucho.

Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy zakręcił sobie moje pasmo wokół palca i puścił je luzem. Przejechał kciukiem po mojej dolnej, drżącej
partii ust, a następnie podparł się dłonią o zdrowe udo i ze zbolałym stęknięciem podniósł się do pionu. Podpierając się na wpół leżąco
głową o murowaną ściankę, spuściłam obłąkane spojrzenie na podłogę, obserwując jak z każdym oddalającym się krokiem z nogi Mattiasa wyciekają krople, a niekiedy także strumienie krwi. Kulał z dłonią przyciśniętą do krwawiącej rany, do momentu aż nie doczłapał się do głównej sali przy barze, o który podparł się ramieniem.

- To on, bierzcie go!- zawołał gdzieś z daleka znajomy męski głos mojego przyjaciela, który dopadł Matta, chwytając go za materiał koszulki, a szarpnięciem pchnął go na ladę baru, aż kilka szklanek potłukło się w drobny mak. - Jebana gnido. - wysyczał, kiedy podniosłam się chwiejnie na wiotkich nogach, ale jakimś cudem utrzymałam równowagę, mimo że wpadłam plecami na ścianę.

- Ty obrzydliwy chuju!- z daleka dostrzegłam jak Addie rzuca się z pięściami na szatyna, który odszedł na bok, aby uniknąć starcia z
ochroniarzami. - Robiąc jej krzywdę, zadzierasz też ze mną, więc ci tego nie popuszczę, kurwo!- wrzeszczała, popychając go.

- Zejdź mi z drogi, suko.

- Jak mnie nazwałeś?!- fuknęła wzburzona, będąc gotowa wydrapać mu oczy paznokciami.

- Wyprowadźcie go stąd. - rozkazał Isaac, przy okazji unieruchamiając Adeline, która zaczęła się szarpać i wyrywać, byleby się do niego dostać.

- Ja ci zaraz pokażę kim może być dla ciebie ta suka!- warknęła sprowokowana, ruszając na niego.

- Addie, kurwa, uspokój się. - syknął do niej blondyn.

Czerwonowłosa jednak nie dawała tak łatwo za wygraną. Przybrała morderczy wyraz twarzy i zamachnęła się, aby uderzyć go prosto w
krocze swoimi botkami od Chanel, ale Isaac w porę złapał ją w pasie, odciągając do tyłu.

- Puszczaj mnie, Isaac! Jeszcze z nim nie skończyłam!- pluła jadem do trzymających go ochroniarzy, z którymi zaczął się szarpać i rzucać groźbami.

- Puście mnie, skurwysyny.

- Adeline, wystarczy!- huknął stanowczo prosto do ucha dziewczyny, która wciąż uparcie walczyła o dostęp do szatyna.

Odepchnęłam się od ściany z trudem
utrzymując się na drżących kończynach.

Nogi zaplątały mi się raptem po dwóch pokonanych krokach, przez co zwróciłam na siebie uwagę przyjaciółki, której wyraz twarzy natychmiast zelżał, jak tylko zobaczyła w jakim byłam stanie. Podbiegła do mnie, wyrywając się z uścisku barmana, zatrzymała się przede mną i obejrzała mnie uważnie, szukając innych uszkodzeń, niż te na twarzy.

- Słoneczko moje... - wydęła usta w szczerym współczuciu i smutku, chwytając za moje dłonie, które mocno ścisnęła.

- Zostawcie go.

Wszyscy zwrócili się w moim kierunku łącznie z ochroniarzami, którzy obezwładniali Mattiasa, wciskając jego twarz w blat baru. Syczał i
wierzgał się jak rozjuszone zwierze, sprawiając że dwójka barczystych mężczyzn z trudem go trzymała. Popatrzyli na mnie z zaskoczeniem,
nie mając pojęcia czy faktycznie powinni wykonać moje polecenie, ale ja byłam w pułapce. Nie miałam wyjścia. Nie mogłam robić czegoś przeciwko niemu. Nie, gdy groził moim bliskim i braciom.

- Wypuśćcie go. - powtórzyłam dosadniej, chcąc, aby byli pewnie tego, czego chciałam. - No już, pozwólcie mu wyjść!- krzyknęłam roztrzęsionym, łamliwym głosem, gdy szloch utkwił mi w tyle gardła.

- Oczywiście, proszę pani. - po chwili milczenia dwójka ochroniarzy puściła szatyna, który zanim się podniósł do pionu, nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, rozciągając swoje wargi w złowieszczym, podsyconym psychozą uśmiechem.

Skinęłam głową w niemej wdzięczności i odsunęłam się o krok, kiedy Mattias wyprostował się, otrzepując swoje ubrania z niewidzialnego pyłu. Zmroził ochroniarzy spojrzeniem, a następnie poprawił swoją
koszulkę, która była brudna od plam krwi i odnalazł moje spojrzenie spośród kilku twarzy.

- Decisione saggia*- Mądra decyzja*

Ślina zgęstniała mi od dłuższego milczenia i suchości w przełyku, aczkolwiek nic z siebie nie wydusiłam, a jedynie spuściłam wzrok w dół, wiedząc że nie stać mnie na nic więcej. Spode łba przyglądałam się mu jak odwraca się w kierunku wyjścia i powoli ociężale kuśtyka w ku głównemu wejściu. Mattias nie przejmował się tym, że dźgnęłam nożem. Ten człowiek przeżywał gorsze rzeczy i to było dla niego jak małe zadrapanie. Prawda była taka, że był człowiekiem, którym tak łatwo nie dało się pomiatać.

Jeżeli już ktoś chciał go zaszantażować, to tak jak na moim przykładzie, on w prosty sposób przejmował pałeczkę i to on pociągał na sznurki.

- Wszystko w porządku, pani?- zwrócił się do mnie ten sam młodszy stróż, lustrując mnie spojrzeniem z pod ciemnych oprawek.

- Tak.

Uniósł brew, posyłając znaczące spojrzenie do drugiego.

- Jest pani pewna?

- Tak, proszę wracajcie do pracy. - postanowiłam słabym głosem, pozbawionym stabilności, czy nadanym jakimkolwiek wyrazem.

- Thea, czekaj...

Uniosłam rękę w geście pauzy, nie chcąc by ktokolwiek mi teraz pomagał, ani ze mną rozmawiał. Odwróciłam się na pięcie i powoli ruszyłam w stronę prywatnej łazienki, bo chciałam tylko i wyłącznie zostać sama i odciąć się od świata zewnętrznego. Weszłam prędko do pomieszczenia, po czym przekręciłam zamek od środka w ostatniej chwili, zanim ktoś
nie szarpnął za klamkę, domagając się wejścia. Upadłam na podłogę, lądując tyłkiem na śliskiej podłodze, łapiąc łapczywy oddech do płuc, gdy płacz gromadził mi się w przełyku, a łzy łaskotały mnie w oczy, zamulając mi cały obraz przed oczami. Wypuściłam zduszony jęk,
wplotłam palce we włosy i pociągnęłam za nie z frustracją, mając ochotę wydrzeć się na całe gardło, aby pozbyć się ciężaru w żołądku.

Trzęsłam się od płaczu, a oddech stawał się dla mnie coraz cięższy do zdobycia, gdyż czułam jakby płuca próbowały odpędzić od siebie dawkę tlenu. Ktoś ponownie nacisnął na klamkę, a ja mocno zacisnęłam powieki, próbując zminimalizować nawoływania zza drewna.

- Anthea, otwórz. - poprosiła łagodnie Addie. - Proszę, nie będę o nic cię pytać, ani mieć do ciebie pretensji.

- Nie chcę... - wyrzęziłam z płaczem.

- Wiem, słoneczko. Ale pozwól mi wejść, pomogę ci opatrzeć te siniaki...

Odetchnęłam głęboko i ciężko, a następnie przetarłam pospiesznie twarz dłońmi, pozbywając się jak najbardziej oznak płaczu. Przetarłam piekące spojówki, po czym podniosłam się odrobinę na tyle, aby otworzyć zamek w drzwiach. Fane od razu wparowała do łazienki jak oszalała, błądząc oczami po wnętrzu, dopóki jej wzrok nie padł na mnie. Ja tylko skryłam twarz w kolanach, które objęłam szczelnie ramionami i łkałam cicho, nie mogąc pozbyć się nużącego uczucia. Wyczułam jak czerwonowłosa opadła na podłogę obok mnie i przyciągnęła mnie do uścisku, oplatając mnie ciepłymi komfortowymi ramionami z każdej strony.

- Wiem, wiem co czujesz, Anthea. - wymamrotała prosto w moje włosy i pocałowała mnie w głowę. - Spokojnie, ciii... już dobrze.

(Star Shopping - Lil Peep)

Łkałam mimo wszystko w środku, nie pozwalając sobie na całkowity upust płaczu. Nie byłam taka. Nie pokazywałam słabości. Musiałam trzymać się zasad i udowodnić, że to już dawno było za mną i byłam silna.

Ale to tylko głupie pieprzenie, które już dawno przestało mieć sens.

- Chodź tu słoneczko, zaraz cię opatrzymy, dobrze?- zagadywała mnie, przetrzepując wszystkie szafki w poszukiwaniu apteczki, albo jakichś innych pierdół.

Porozkładała wszystko na podłodze obok mnie i zachęciła mnie, abym wyjęła głowę z kolan, po czym zmyła resztki makijażu. Widząc swoją
opuchniętą od wycia płacz, miałam ochotę się zastrzelić. Mimo to Adeline nie pozwoliła mi rozpaczać, tylko usiadła obok mnie rozpakowała gaziki, waciki i inne duperele, a następnie złapała mnie za podbródek, by opatrzeć moje rany. Przemyła środkiem do dezynfekcji moją rozciętą od ciosu wargę. Zdezynfektowała także spore zadrapanie na moim czole, policzku i skroni, skąd ciekło mi tyle krwi. W międzyczasie Isaac przyniósł z zamrażarki barowej torebkę z lodem, którą czerwonowłosa kazała mi przytrzymać przy kości policzkowej, aby zminimalizować widoczność sińca. Zajmowała się mną jak matka pięcioletnim dzieckiem.

Rozczesała moje włosy i pomogła mi je spiąć w wysoką kitkę. Puściła luzem moje kosmyki wokół twarzy, dlatego zadrapania nie były aż tak widoczne jak przedtem, chociaż rany były świeże i niemiłosiernie mnie piekły.

- Anthea. - moje myśli przerwał zdyszany głos Isaaca, dlatego podniosłam na niego powoli spojrzenie, unosząc brwi. - Nicholas do mnie dzwonił i pytał czy jesteś w Hot ass Hell.

- Nie powiedziałeś mu. - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam, bo byłam pełni nadziei, że rzeczywiście to zrobił.

- Zrobiłbym to, gdyby nie fakt, że powiedział mi coś w styli: "Jeżeli dowiem się, że kłamiesz, to ci nogi z dupy powyrywam."- zacytował,
kiwając palcami w powietrzu.

- Kurwa mać... - wycedziłam rozdrażniona
sama do siebie.

- Kim jest... Nicholas?- zdziwiła się Addie, posyłając nam pytające spojrzenia.

- Kimś, kto jeżeli zobaczy ją w takim stanie, to wysadzi klub w powietrze. - wyjaśnił po krótce blondyn, którego zmroziłam poważnym
spojrzeniem.

- Och... no to... - ucięła, zwężając usta w dziubek w zadumaniu. - Możemy spróbować to zakryć...

- Daj mi swoją kosmetyczkę. - zarządziłam zdeterminowana, że mam bardzo mało czasu. - Przyjedzie tutaj?- zapytałam podminowana,
wyjmując po kolei podkład, mocno kryjący korektor i puder.

- Tak, powiedział że będzie do dwudziestu minut.

Zajebiście...

***

Adeline pomogła mi bez zbędnych pytań zakamuflować wszystkie zadrapania i rany kosmetykami. Nie było to łatwe, bo przy każdej rozblendowanej warstwie ciągle odznaczały się świeże rozcięcia i głównie przez to mimo wielu warstw korektor i podkład rolował się w tamtych miejscach, niekiedy mieszając się z krwią, gdy rozdrapałam ranę. Jedno draśnięcie
było niemożliwe do pokrycia, ale na szczęście część moich okularów przeciwsłonecznych przysłoniła cielisty plasterek. Przyklepałyśmy
wszystko mocno matującym pudrem, który ujednolicił widoczne zadrapania. Siniaki były najmniejszym problemem, bo nie dość, że
jeszcze nie zdążyły się pojawić, to łatwiej było je przykryć niż świeże rany. Jako, że Adeline prosto z lotniska przyjechała z Isaackiem do klubu, to mogłam pożyczyć od niej cienki golf, który mógł przysłonić czerwone ślady odciśniętych opuszków palców na szyi od duszenia. Wcisnęłam dość szeroki sweter w spodnie, zauważając że ponownie straciłam kilka kilogramów i nawet moje jeansy zaczęły mi wisieć na biodrach. Tak czy owak było mi to na plus.

Zarzuciłam jeszcze swoją kurtkę, podmalowałam oczy, aby pozbyć się oznak płaczu, a wargi pokryłam ciemną burgundową
pomadką, dzięki której nie było widać obitej wargi. Wcisnęłam dłonie do kieszeni skórzanej kurtki i wyszłam na zewnątrz, wiedząc że zapewne lada moment pojawi się tu Nicholas, którego miałam w tamtej chwili kompletnie gdzieś, bo nie miałam zamiaru słuchać jeszcze jego biadolenia.

Dlatego przystanęłam przed wejściem, częstując się czerwonym marlboro, którego odpaliłam zapalniczką, zaciągając się mocno nikotyną.

Potrzebowałam się odprężyć. Miałam ochotę na coś mocniejszego, ale nie miałam niczego na czarną godzinę, więc musiałam się pocieszyć
tylko papierosem. Wdychałam w płuca truciznę, pozwalając aby wsiąkała w mój krwiobieg i wypalała mi wnętrzności. Przysiadłam powoli na parapecie, czując ból w kości ogonowej przez to że upadłam na nią na podłogę. Bolało mnie wszystko. I nie tylko psychicznie, ale też fizycznie byłam poobijana dosłownie wszędzie jak worek treningowy.

Na ramionach już powyskakiwały mi sińce wielkości śliwek, bo niestety moja skóra miała sporą podatność na sińce i wszelkiego rodzaju
znamienia. Łzy nieustannnie stały mi w oczach, dlatego zsunęłam na oczy okulary, nie chcąc wzbudzać ciekawskich gapiów dookoła. Ściskałam w dłoni coraz wibrujący telefon, który po włączeniu równie dobrze mógł stać się dobrej jakości wibratorem.

Moją głowę kołtował nadmiar myśli, dręczących mnie z każdej strony, aż ledwo stałam na własnych nogach. Z całych w sobie sił walczyłam, by nie puścić zaciśniętych mięśni szczęki. Moją uwagę odwrócił ryk samochodu, który zatrzymał się nieopodal mnie. Od razu wyłapałam, że to dodge challenger, ale nie zamierzałam się z tym obnosić, tylko spokojnie paliłam papierosa, choć palce u rąk zaczęły mi mocniej telepać. Broda mi drgnęła, a ja już wiedziałam, że byłam o krok od pęknięcia niczym głupi pomost.

Nie płacz, nie płacz, nie płacz...

Nie pokazuj strachu, nie bój się, on ci nic nie zrobi.

Prawie dławiłam się własną śliną, kiedy wysiadł z samochodu, trzaskając mocno i wyraźnie drzwiami. Szczęka zadzwoniła mi o zęby, ale w
ostatniej chwili powstrzymałam się od nerwowości, ponieważ odwróciłam się tyłem do swojego ochroniarza, który do mnie podszedł, aby dogasić papierosa. Wyjęłam drugiego papierosa, aby jakoś ukryć drżące ręce i chciałam go wsunąć między wargi, ale poczułam mocne szarpnięcie na ramieniu, które było już całe posiniaczone, dlatego z trudem powstrzymałam grymas skrzywienia.

- Gdzie ty, kurwa, byłaś?!- huknął mi nad głową, gdy obojętnym spojrzeniem wpatrywałam się w wypełniający się klientami parking. - Ile jeszcze będę świecił przed tobą oczami, co?

- W dupie. - bąknęłam, wyszarpując się z uścisku.

Czułam niemal że nawet jego oddech ział ogniem, którym mógł mnie zdmuchnąć z powierzchni ziemi. Miałam zupełnie gdzieś dyskutowanie z nim, bo byłam wystarczająco zmęczona. Odpaliłam drugiego papierosa i zaczęłam dmuchać w jego twarz papierosowym dymem. Mocniej rozdymał nozdrza na moje szczeniackie zachowanie i wyrwał mi fajkę z ust, ciskając nim na chodnik ze złością.

(rockstar - Post Malone, 21 Savage)

- Odpowiadaj jak zadaje ci pieprzone pytania. - jeszcze raz szarpnął, tym razem odwracając mnie ku sobie, aż napotkałam wściekłe oczy
mierzące uważnie moją twarz.

- Za kogo ty się uważasz?- żachnęłam kpiąco, odpychając go od siebie, a ten jak na złość zdeptał butem papierosa, który był jeszcze zdatny do palenia. - Wypierdalaj świecić oczami gdzieś indziej. - warknęłam, a następnie wyminęłam go, idąc w przeciwnym kierunku.

- Wsiadaj do tego samochodu.

- Nie, zawsze możesz mieć na mnie wyjebane. Oboje na tym skorzystamy!- zawołałam, wystawiając w jego stronę środkowego palca, gdy zaczęłam iść przed siebie.

Ale on nie próbował odpuścić. Ponownie złapał mnie za ramiona, tym razem tak mocno zaciskając na nich palce, aż prawie zapiałam z bólu, ale na szczęście wydobyłam z siebie tylko jadowity syk. Poprowadził mnie siłą w stronę dodge'a, a potem wepchnął na siedzenie.

- To, kurwa, boli. - wycedziłam, strącając z siebie jego rękę.

Pieprzony chuj mnie zignorował. Zatrzasnął mi drzwi przed nosem i okrążył samochód zanim zdążyłam szarpnąć za klamkę i spierdolić mu
sprzed nosa.

- Następnym razem, nie będę taki łaskawy, tylko zadzwonię do Williama. - poinformował mnie.

- Łaski bez. - zaśmiałam się oschle, mrugając kilka razy aby pozbyć się napływających łez. - Nie potrzebuje ciebie i twojej jebanej litości.

Nick upuścił kpiące parsknięcie przeszyte chłodem, od którego aż przeszły mi dreszcze. Pokręcił lakonicznie głową, po czym opuścił
klubowy parking.

- Czemu ty taka, kurwa, jesteś?- rzucił oskarżycielsko, wyginając usta w niesmaku.

- Jaka?- podniosłam głos. - No jaka, kurwa, jestem?! Powiedz, proszę bardzo powiedz jak nic nie warta jestem!- wykrzyczałam tak głośno, chyba zaskakując tym nawet samą siebie. - No dalej! Zbrukaj mnie, wyśmiej mnie! Powiedz mi! W końcu skoro skończyliśmy razem w łóżku, masz do tego pełne prawa, żeby mnie oczerniać!

- Nic takiego nie powiedziałem!- warknął poruszony moimi oczelstwami. - Dopowiadasz sobie coś, czego nigdy nie powiedziałem ci w twarz!

Poruszył szczęką, jakby próbował się opanować, zaciskając z całych sił palce na kierownice, aż pobladły mu palce, a na dłoniach wyskoczyły mu pulsujące żyły. Zassałam z całych sił dolną wargę, zapominając zupełnie o jej pęknięciu, dlatego mocno zacisnęłam powieki, aby nie wydać z siebie chociażby pisku świadczącego o bólu.

- Ale to miałeś na myśli. - stwierdziłam przekonana, wbijając hardo wzrok w przednią szybę.

Wyczułam na sobie palące spojrzenie, a szczególnie na policzku, który nadal pulsował mi z bólu, ale teraz zdawało się, jakby mnie przejrzał niczym cholerny rentgen. Gwałtownie wcisnął pedał hamulca, aż poleciałam do przodu, jednak pasy bezpieczeństwa skutecznie mnie zatrzymały, przy okazji obcierając moją skórę.

- Co ty, do ch... - zamilkłam, kiedy tylko zjechał na pobocze i natychmiast się do mnie zbliżył, płynnym ruchem zdejmując z mojego nosa okulary.

Serce stanęło m w gardle, gdy szare spojrzenie zatrzymało się na moim policzku, gdzie znajdował się cielisty, ale z bliska widoczny plasterek. Przesunął spojrzeniem po mojej twarzy, mrużąc konspiracyjnie oczy. Ja tomiast
tępo patrzyłam w przednią szybę, nie pozwalając, aby chociażby drgnęła mi powieka.

- Anthea, co to jest?- zapytał niezwykle zimnym, choć spokojnym jak podmuch powietrza głosem, który bardziej wywołał u mnie ciarki, niż gdyby na mnie krzyknął.

Sięgnął dłonią do mojej twarzy.

Powstrzymałam odruch samoobronny, aby zamknąć oczy.

- Nie dotykaj mnie. - przestrzegłam go, chwytając go za nadgarstek i mocno zacisnęłam na nim palce, nie pozwalając mu się dotknąć.

- Kto?

- To nie jest twoja sprawa. - odcięłam groźnie, odsuwając się od niego na drugi koniec fotela.

- Kto ci to zrobił?

***
touch her and she will kill you...

dajcie znać jak się podobało —->>>

ETERNALFLAME

Continue Reading

You'll Also Like

141K 10K 33
Czwarty tom serii Kings of Darkness - historia Cassiana i Mercy Cassian Delmont od urodzenia zmaga się z brakiem normalnych, ludzkich uczuć. Nie pojm...
12K 391 14
„Ona pokochała go zbyt późno, żeby mógł podjąć inną decyzję." II tom trylogii Układ
28.7K 946 5
19 letnia Maddy Walker nie chciała się przeprowadzać ani zostawiać swoich znajomych, a tym bardziej co z nimi robiła wiec idzie na studia w swoim rod...
290K 1.5K 5
Życie Nessy Bennet nigdy nie było usłane różami. Po wyjeździe rodziców, osiemnastolatka zamieszkała z ciotką. Na jej nieszczęście nie jest jedyną nas...