Fake Destiny

By 0lizzie_dandelion0

2.5K 172 129

Przeznaczenie z definicji jest to inaczej nieuchronna przyszłość. Jest to coś, czego człowiek nie może zmieni... More

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty

Rozdział dwudziesty

62 3 2
By 0lizzie_dandelion0

~ William Murphy ~

Nadal nieprzekonany moim przyjazdem do domu rodzinnego Adaline, zrobiłem ponoć jedną z tradycyjnych potraw na to święto. Było to green bean casserole, czyli zapiekanka z fasoli. Nigdy nie obchodziłem tego święta, tak jak innych, więc poszperałem w internecie o różnych daniach i wybrałem losowo to, co zrobiłem. Nie mam pojęcia, czy smakuje, tak jak powinno smakować. Zestresowany całym tym wydarzeniem, spakowałem do mojej torby koszulę i lepsze spodnie. Nie miałem pojęcia, jak to wszystko wygląda, ale wolę się przygotować i mieć coś odświętnego w torbie. Nie chcę wyjść na jakiegoś wieśniaka, co nie obchodzi świąt. Ale w sumie tak jest.

Nie obchodziłem, bo nie miałem z kim. Poza tym, święta przypominają mi o tym, że jestem sam na tym świecie. Wolę więc traktować te uroczyste dni, jako normalne. Teraz trochę wstydzę się tego, że nie wiem jak wygląda obchodzenie tego święta. Nie mam za grosz pojęcia, co się dzieje w trakcie. Poczytałem w Wikipedii, ale teoria to co innego niż praktyka.

Do Portland polecieliśmy samolotem. Gdybyśmy jechali samochodem, musielibyśmy poświęcić na to prawie dziesięć godzin, plus jeszcze postoje. Dobrze, że kupiliśmy bilety lotnicze. Po tylu godzinach w samochodzie, tyłek by mi odpadł.

Z lotniska odebrał nas tata Adaline. O dziwo, był do mnie bardzo pozytywnie nastawiony i miał dobre poczucie humoru. Dzięki niemu, mój stres się ulotnił. Zacząłem czuć się w miarę komfortowo w jego towarzystwie. Najgorsze było przede mną. Bałem się spotkania z Holdenem. Może wyrzuci mnie na zbity pysk i każe spadać? Wszystko jest możliwe.

- Kochanie, nareszcie jesteś! - Usłyszałem od progu głos dorosłej kobiety. Wnosząc bagaże po schodach, zobaczyłem jak Delly przytula się ze swoją mamą. Uśmiechnąłem się delikatnie, kładąc torby na ganku.

- A co to za przystojniak? - zwróciła uwagę na mnie. Stres znowu powędrował w górę. Odebrało mi mowę.

- To mój przyjaciel, William. William, to moja mama. - Podałem kobiecie swoją dłoń, ale ona niespodziewanie przyciągnęła mnie do uścisku. Zdezorientowany, objąłem ją.

- Bardzo miło mi cię poznać - rzekła, kiedy w końcu udało mi się od niej odsunąć.

- Tak, mi też jest bardzo miło. I bardzo dziękuję za możliwość spędzenia tego dnia w waszym domu. - powiedziałem jak nie ja. Czułem się jak nie ja. Zacząłem się zastanawiać, co ja tu robię. Nie należę przecież do ich rodziny, a to rodzinne święto. Powinienem zostać w domu.

- Chodźcie do środka, kochani - zachęciła nas mama Adaline. Chwyciłem torby, zanim Addy to zrobi, bo znając życie chciała to zrobić. Dla mnie noszenie takich toreb to pestka, dla niej raczej nie. Pamiętam, kiedy wracała z zakupów i ledwo co niosła torby. Chyba za mało je.

Sam dom był dosyć typowym domem, jeśli chodzi o tą okolice. Był piętrowy, a z tyłu miał mieć ogród. Przynajmniej tak Adaline mi opowiadała. Od środka przypominał mi trochę dom, który miał kiedyś być moim domem. Wchodząc do środka, czułem się jak oszust. Tak bardzo chciałem wrócić do San Francisco...

- Zrobiłem coś na kolację... Mam nadzieję, że nie jest takie złe... - powiedziałem nieśmiało, kiedy dawałem półmisek z daniem, którym zrobiłem jeszcze w swoim mieszkaniu. Miałem nadzieję, że jest choć trochę jadalne i nie zepsuło się w trakcie podróży.

- O, dziękuję. Na pewno będzie przepyszne. - Dorosła kobieta roztaczała wokół siebie tak pozytywną energię, że nie potrafiłem się nie uśmiechnąć.

- Cześć siostra! Już myślałem, że się spóźnisz. - Zadrżałem na dźwięk dobrze znanego mi głosu.

- Bardzo śmieszne... Ciekawe, kto poleciał wcześniejszym lotem i nie pisnął ani słowa?

- Oj, daj spokój, przecież... - przerwał, gdy nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Zacisnął szczękę i zmrużył oczy.

- Żartujesz sobie, Adaline? Rozum ci odebrało? Co on tu robi? - zaczął wypytywać Delly, a ja stałem w korytarzu, nie odzywając się ani słowem.

- Uspokój się. Zaprosiłam go do nas. Nie miał planów, więc dlaczego nie?

- Dobrze wiesz, dlaczego nie miał planów... - szepnął, ale ja bez trudu to usłyszałem. O co im chodziło?

- To ja oprowadzę Willa po domu, a wy dwoje - Starsza kobieta wskazała na nich palcem. - Macie się ogarnąć. - Pociągnęła mnie w głąb domu. Opowiadała historię rodzinne, związane z różnymi rzeczami, które mijaliśmy po drodze. Bardzo mi się tu podobało. W tym domu panowało ciepło, ale nie to od kominka. Było czuć, że mieszka tu duża szczęśliwa rodzina. Uśmiech na twarzy mamy Adaline był tak szczery, że chyba jeszcze nigdy w życiu takiego nie widziałem. Nie wiem nawet, czy ja kiedyś się tak do kogoś uśmiechnąłem.

- Bardzo Pani dziękuję, że mogę spędzić tu święta - powiedziałem, kiedy usiedliśmy w salonie. Piliśmy ciepłą herbatę i oglądaliśmy stare zdjęcia z albumu. Sam nie mam dużo zdjęć, kiedy byłem małym dzieckiem. Nie mam ich prawie w ogóle, może cztery, pięć. Mam je gdzieś głęboko schowane w jednym z moich nierozpakowanych kartonów.

- Proszę, mów mi Florence. Nie jestem żadną panią. Może mam swoje lata, ale jeszcze nie przywykłam do takiego mianowania. - Kolejny raz uśmiechnęła się do mnie ciepło. Starałem się to odwzajemnić, ale nie wiem jak mi to wychodziło.

- Widzę, że moja mama zamknęła cię już w swoich sidłach. - Usłyszałem za sobą. Zaraz, obok mnie usiadła Delly. - I oglądacie moje upokarzające zdjęcia? - Wzięła album ze zdjęciami, a ja się zaśmiałem. Nie sądziłem, że te zdjęcia są dla niej niekorzystne. Była słodką małą dziewczynką.

- Wcale nie jest tak źle... - odparłem, patrząc na zdjęcia. Jej twarz była maksymalnie skrzywiona. Czasami nawet zasłaniała swoje oczy dłonią, bo nie mogła na to patrzeć. - Hej, przesadzasz. W porównaniu do mnie, wyglądasz na tych zdjęciach niesamowicie - dodałem, starając podnieść ją na duchu. Mojej uwadze nie umknęło spojrzenie Florence, która cały czas patrzyła na nas zagadkowym wzrokiem. Na jej wargach gościł ten sam uśmiech, a oczy też się do nas uśmiechały.

- O Matko... Pamiętasz to, mamo? - zapytała, pokazując starszej jedno z fotografii. Byli na nim Adaline i Holden. Mieli zaledwie po kilka lat. Stali przy choince, ładnie ubrani. Wszystko byłoby z tym zdjęciem ok, gdyby nie mimiki dzieci. Dziewczynka szeroko uśmiechała się do zdjęcia, z błyskiem w oczach, a mały Holden skrzyżował ręce na piersi i miał zaciśnięte wargi w jedną, prostą linie. W oczach miał niezadowolenie.

- Pamiętam... Powiedziałam wam wtedy, że będziecie mieć małą siostrzyczkę - odparła Florence. - Nigdy do końca życia nie zapomnę tej miny Holdena, kiedy zrozumiał, że będzie miał w domu jeszcze jedną kobietę... Tak bardzo chciał mieć brata... - dodała, już bardziej przygaszona.

W pewnym momencie mojej znajomości z Holdenem, traktowałem go jak brata. Zaufałem mu na tyle, żeby powiedzieć mu całą prawdę o sobie. Nie potępił mnie i mojej przeszłości, tylko okazał mi zrozumienie i wsparcie. Żałuję, że między nami się tak potoczyło, ale mam to do siebie, że niestety lubię niszczyć wszystko, co jest dla mnie ważne...

- A gdzie ty się podziewałaś, Rory? - zapytała, gdy najmłodsza z rodziny, weszła do salonu. Na mój widok, aż się rozpromieniła i na jej pochmurnej twarzy pojawił się uśmiech.

- Spacerowałam po okolicy... Nie wiedziałam, że mamy gościa. - Skupiła swoją uwagę na mnie. Usiadła naprzeciwko mnie, cały czas się na mnie gapiąc. Poczułem się niezręcznie, bo znałem ten wzrok. Kobiety zazwyczaj tak na mnie patrzyły, kiedy chciały ode mnie czegoś więcej, niż zwykłej rozmowy. W tym momencie mi się to nie podobało. Odwróciłem wzrok i wróciłem do przeglądania zdjęć.

- Nie wiedziałam, że jesteście razem. - Zakrztusiłem się własną śliną, kiedy usłyszałem te słowa. Adaline poklepała mnie po plecach, pomagając mi, przełknąć ślinę, a ja starałem się uspokoić.

- Nie jesteśmy. Po prostu uznałam, że miło będzie go do nas zaprosić - odpowiedziała Delly.

- Może i dobrze... - szepnęła młodsza. Poczułem jak pod stołem przejeżdża swoją bosą stopą po mojej nodze. Zadrżałem, próbując przesunąć moje nogi tak, żeby znajdowały się pod moim krzesłem. Ona, jednak zjechała w dół siedzenia i cały czas dotykała mojego ciała. Zastanawiałem się, czy Adaline i Florence wiedziały co właśnie dzieje się pod stołem. Boże, mam nadzieję, że nie.

- Ja... Pójdę się przewietrzyć. - Nagle wstałem od stołu, kiedy poczułem stopę Lorelai, która zbliżała się do mojego krocza. Oprócz najmłodszej, nikt nie zwrócił uwagę na moje szybkie opuszczenie stołu.

Wychodząc na zewnątrz, minąłem się z Holdenem, który nawet nie raczył obdarzyć mnie spojrzeniem. Jestem ciekaw, czy się do mnie dziś odezwie. Nie wyglądał na zadowolonego z mojej obecności.

Odetchnąłem, kiedy poczułem świeże powietrze. Było dziś dość chłodno, ale święciło słońce. Liści było coraz mniej na drzewach, a trawa nie była już tak zielona jak wiosną czy latem. Podobała mi się ta okolica. Było spokojnie, rzadko, kiedy przejeżdżał jakiś samochód. Wsadziłem ręce do kieszeni kurtki i oparłem się o balustradę, która otaczała ganek. Przymknąłem powieki, delektując się ciszą, która emanowała dookoła.

- Nareszcie można odetchnąć... - Usłyszałem po chwili. Otworzyłem oczy i na ławce przy ścianie zobaczyłem tatę mojej sąsiadki.

- Tak, to prawda... W mieście cały czas jest głośno. Nie da się usłyszeć własnych myśli... - odparłem, patrząc na domki, które stały po drugiej stronie.

- Słyszałem, że jesteś z moją żoną na ty, więc ja też nie będę gorszy... - podniósł się z ławki, podszedł do mnie i wystawił swoją dłoń w moim kierunku. - Warren - rzekł. Natychmiast uścisnąłem jego dłoń. Mężczyzna niespodziewanie zamknął mnie w uścisku. Zdezorientowany tym gestem, poklepałem go po plecach.

- Zaopiekuj się moją córeczką... - szepnął.

- Panie... Warren, ja i Adaline nie jesteśmy razem. - Odsunęliśmy się od siebie. Siwiejący mężczyzna zaczął mi się przyglądać, ale nie czułem w tym czegoś złego.

- Wiem, Addy mówiła, że jesteście przyjaciółmi... Ale chyba możesz mieć na nią oko? Dobrze ci z oczu patrzy. - Poklepał mnie po ramieniu, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Dobrze czułem się z tym, że tata Adaline mi ufa.

- Dziękuję... Postaram się mieć na nią oko...

- To ja dziękuję. Będąc tyle kilometrów od San Francisco, jestem bezradny, jeśli chodzi o nią. Dobrze, że teraz Holden mieszka blisko niej...

- Rozumiem... Chronić swoją rodzinę, przede wszystkim...

- A ty dlaczego nie jesteś ze swoją rodziną? Masz z nią słaby kontakt? - Zrobiło mi się słabo, gdy usłyszałem co właśnie powiedział Warren.

- Można tak powiedzieć... - odparłem. Nie chciałem mówić mu prawdy. Nie potrzebowałem litości. To jest najgorsze, co mogę w tym momencie dostać. Wystarczy, że w tej rodzinie tylko Holden wie o mnie trochę za dużo.

-•••-

- To może ja w czymś pomogę? - Chciałem być przydatny i za każdym razem oferowałem pomoc przy jakiejkolwiek czynności. Nie mogłem po prostu siedzieć przy stole i czekać na jedzenie.

- Kochany, siadaj do stołu. Zaraz wszystko będzie gotowe... - powiedziała Florence, zajmując się indykiem. Pachniał bardzo smakowicie i nie mogłem się doczekać, aż w końcu go spróbuję.

- Mogę zanieść go na stół... - domagałem się. Kobieta spojrzała na mnie i podała półmisek z mięsem.

- No dobrze, skoro jesteś taki chętny do pomocy, to proszę. - Ucieszony, poszedłem do jadalni, gdzie była Lorelai i Warren. Holdena nigdzie nie było. Postawiłem naczynie na środku stołu i wróciłem do kuchni, nie zwracając większej uwagi na młodszą siostrę Adaline.

- Ja to wezmę. - Przejąłem kolejne dwie miski, tym razem od Delly, która wyglądała na zszokowaną.

- Fajny jest ten Will... - Usłyszałem przyciszony głos rodzicielki brunetki, kiedy wychodziłem z kuchni.

- Mamo! - odpowiedziała ciemnooka.

Po kilku minutach, wszyscy siedzieliśmy już przy zastawionym stole. Wszystko wyglądało znakomicie. Moja zapiekanka też o dziwo prezentowała się nie najgorzej. W między czasie, założyłem ubrania, które przygotowałem poprzedniego dnia. Nie czułem się w nich jakoś bardzo komfortowo, ale jedzenie sprawiło, że zapomniałem co mam na sobie.

- Więc... William, mamy taką tradycję, że każdy przed posiłkiem mówi za co jest wdzięczny - powiedziała Florence. - To może być cokolwiek, jak na przykład to, że jesteś zdrowy, albo udało ci się nie jeść słodyczy przez miesiąc - dodała, patrząc wymownie na swojego męża.

- No co? Starałem się i nie wyszło... - odparł, kuląc się na krześle. Usłyszałem śmiech kobiet obecnych przy stole. Holden, siedzący naprzeciwko mnie, miał cały czas zaciśnięte wargi i szczękę. Patrzył na mnie z mordem w oczach.

- Ale oczywiście, nie musisz brać w tym udziału, jeśli nie chcesz - dodała kobieta, patrząc na mnie z pozytywnym wyrazem twarzy.

- Ja też mogę nie brać w tym udziału? - zapytał Holden.

- A masz na imię William? - Florence usłyszała głuchą ciszę. - Tak myślałam. No dobrze. - Klasnęła w dłonie, przez co podskoczyłem na krześle. - To może ja zacznę... Jestem wdzięczna za to, że widzimy się tu wszyscy razem i jesteśmy zdrowi.

- Mamo, a ty cały czas to samo... Mogłabyś byś bardziej kreatywna i wymyślić coś innego. - Głos zabrała Rory.

- Młoda ma rację - rzekł najstarszy z rodzeństwa. - Ale dobra, skoro wszyscy muszą, to teraz ja. Jestem wdzięczny za to, że uszedłem z życiem siedem lat temu - powiedział z powagą w głosie. Przełknąłem ślinę, czując, że wiem o co mu chodzi.

- Wolę chyba nie pytać, dlaczego akurat siedem lat temu. - odezwała się Adaline, która siedziała po mojej lewej.

- Holden, co ty bredzisz?

- Oj, taki tam żarcik. - Uśmiechnął się, ale wiedziałem, że wcale nie był to szczery uśmiech. - Jestem wdzięczny za to, że jeszcze mnie nie zwolnili z pracy.

- Przecież dopiero co dostałeś awans, dlaczego mieliby cię zwolnić? - zapytał jego ojciec, biorąc łyka czerwonego wina. Spojrzałem się na kieliszek Adaline, ale na szczęście miała tam tylko wodę. Chyba, że to było białe wino...

- Dobra, teraz ja - powiedziała Lorelai. - Jestem wdzięczna za to, że w tym roku nie rozwaliłam jeszcze swojego telefonu.

- Wow! Rekord, siostra! Jestem z ciebie dumny. - Holden zbił z nią piątkę. Uśmiechałem się pod nosem, widząc reakcję pani domu, która chyba nie tego się spodziewała po swoich dzieciach.

- Brawo, Rory, ale mam nadzieję, że za kilka dni nie będziesz mnie prosić o pieniądze na nowy telefon... - rzekł Warren. Rory uśmiechnęła się niewinnie i zjechała w dół krzesła. - Jestem wdzięczny za to, że jeszcze wszystkie moje włosy nie osiwiały, ale patrząc na to, że wszystkie moje dzieci są poza moim zasięgiem, to chyba za niedługo się to wydarzy...

- Spokojnie, zawsze możesz iść do fryzjera i machnąć się na jakiś odważny kolor. Na przykład niebieski, albo różowy - zaproponowała Delly. Oparłem się wygodniej na krześle, czując ból brzucha ze stresu. Zbliżała się moja kolej, a nie zdecydowałem jeszcze, czy chcę brać w tym udział. A jeśli już, to co mam powiedzieć.

- Jestem wdzięczna za to, że mam wokół siebie tak cudowne osoby. - Poczułem ciepło rozchodzące się po moim ciele, kiedy usłyszałem te słowa, które wypowiedziała Adaline. Chyba zaliczałem się do tych osób. Brunetka ścisnęła pod stołem moją dłoń, dając mi znać, że o mnie też chodziło.

- Czyli teraz moja kolej? - spytałem nieśmiało po chwili.

- Możemy zacząć już jeść? Jestem strasznie głodny - wtrącił się Holden, ignorując moje słowa.

- Holden! - naskoczyła na niego Florence.

- Nie, spokojnie... I tak nie miałem żadnego pomysłu, więc...

- Więc możemy już zacząć jeść - skończył za mnie czarnowłosy i chwycił za widelec.

- Wszystko ok? - zapytała tuż przy moim uchu brunetka, siedząca obok mnie.

- Tak, wszystko dobrze - zapewniłem ją.

Jestem wdzięczny za to, że mogę tu być.

Jestem wdzięczny za to, że nie muszę być teraz sam w czterech ścianach.

Jestem wdzięczny za to, że poznałem Adaline.

-~-~-~-

Hej kochani!
Rozdziały nie pojawiały się tu przez jakiś czas, ale teraz już wracam i postaram się wstawiać rozdziały regularnie ☺️

Pracuję też nad innymi historiami, które mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości ujrzą światło dzienne 😁

Życzę wam miło spędzonego ostatniego dnia świąt Wielkanocnych i do zobaczenia w kolejnym rozdziale 🤍

Lizzie

Continue Reading