✓ | Stitches On Our Hearts

Por riczekkraczek

29.4K 1.7K 444

Harry świeżo po studiach niemal szczęśliwym trafem może odbyć rezydenturę w jednym z największych londyńskich... Mais

00
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35 (ostatni)

24

825 51 12
Por riczekkraczek

Przez moment myślał, że śnił. Że to wszystko było tylko imaginacją, szalonym wytworem jego wyobraźni, który nie miał prawa wydarzyć się tu i teraz. Jego wyobraźnia musiała go oszukać.

Musiała! I nie było na to żadnego innego wytłumaczenia.

Czuł, że zaraz obudzi się, może zerwie z łóżka, budząc się z szalonego koszmaru. Ale żeby wiedział, że nie była to prawda. Że może te wszystkie rozmowy z Niallem, te wszystkie myśli w końcu spowodowały, że jego sny stały się pełne Louisa

Jednak kiedy moknął jeszcze bardziej, a chłodny wiatr sprawiał, że jego ciało nieprzyjemnie drżało, zrozumiał, że wcale nie było to kłamstwo.

Że Louis naprawdę jeszcze moment stał z nim tutaj i całował go, niemal do utraty tchu, na tarasie tego cholernego hotelu, po czym dosłownie zniknął, gdy brunet walczył ze sobą. Ze swoją delikatną obawą przed uniesieniem powiek przez te kilka kolejnych sekund, kiedy zbierał wszystkie myśli w sobie. I wtedy spostrzegł, że ten zostawił go samego, pełnego szoku i upokorzenia.

Harry nie mógł pozwolić sobie na pożarcie przez emocje, więc postarał się szybko otrząsnąć. Nie myśląc więcej, sam wrócił do pomieszczenia, chcąc schronić się przed kolejnymi kroplami atakującego deszczu. Na szczęście nie był na zewnątrz na tyle długo, aby woda kapała z jego ubrań. Jednak czuł, że materiał spodni czy marynarki był nieprzyjemny mokry, że jeżeli w najbliższym czasie się tym nie zajmie, to będzie mógł powitać chorobę w ciągu kilku dni. A tego nie chciał

Rzucił przelotnie spojrzeniem po pomieszczeniu, ale nikt zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Każdy był zajęty sobą, doborowym towarzystwem i jeszcze lepszymi drinkami. Jednak taka kolej rzeczy naprawdę go cieszyła, ponieważ nie planował włączać się w jakąkolwiek rozmowę. Uznał, że nie zamierzał być w tym miejscu ani chwili dłużej. Bo nie chciał udawać, że było dobrze, kiedy wiedział, jak bardzo źle było.

Nie czekając na nic, zaczął kierować się w stronę wyjścia. Wiedział, a może raczej domyślał się, że Tomlinson nie będzie próbował zostać na wydarzeniu. On sam na pewno po czymś takim próbowałby zwiać. Albo próbowałby uniknąć tej drugiej strony, z którą dopiero co się całowało.

Szybko odebrał swój płaszcz, zastanawiając się, jak ciężki będzie dla niego powrót do domu. Na szczęście nie wypił za dużo, więc chociaż to go pocieszało. Jeszcze tylko brakowałoby tego, że zataczałby się na prostej drodze. Chciał znaleźć szatyna, ale skoro nie potrafił już na sali zlokalizować, gdzie był Louis, to wiedział, że bieganie po hotelu byłoby równie bezsensowną opcją. Nie znał rozkładu budynku i... I, co ważniejsze, nie chciał robić z siebie skończonego głupca. Bo dlaczego miałby gonić za mężczyzną? Jeżeli Tomlinson myślał, że będzie mógł się nim bawić, Harry nie zamierzał na to pozwolić.

Najbardziej przybiło go to, że Niall mógł mieć jednak rację. Że szatyn traktował go jedynie jako zabawkę dla zabicia czasu. Osobę, którą chciał przeciągnąć na swoją stronę za kilka miłych słów i obietnic. Choć z drugiej strony nie miałoby żadnego sensu. Jeżeli chciałby wziąć go jedynie do łóżka, raczej nie zniknąłby bez powodu.

Nie rozumiał tego, nie potrafił pojąć, dlaczego Louis pocałował go, a później odszedł bez żadnego słowa. Harry byłby gotowy cokolwiek, byleby nie była to ta cisza, z którą mierzył się teraz. I chociaż chciał się dowiedzieć, to nie wiedział, czy powinien. Może część niego chciała żyć w kłamstwie, że to wszystko był przypadek spowodowany alkoholem.

Ale żaden z nich nie był na tyle pijany.

Owinął się szczelniej swoim okryciem i wyszedł na zewnątrz. Deszcz i wiatr nadal władały nad miastem, więc skrzywił się nieco, wyciągając telefon, aby upewnić się ze stacją metra albo, w najgorszym wypadku, zamówić dla siebie samochód. Musiał jedynie zniknąć z tej okolicy, zamknąć się w swoim mieszkaniu i zastanowić się, co zrobił źle.

Miał jednak wrażenie, że jego usta drżały, jakby nadal czuł na nich te drugie, napierające na niego z całą tą siłą i emocjami, które były między nimi niewypowiedziane.

Nie, skup się na powrocie do domu, durniu, pomyślał sobie Harry, w końcu znajdując odpowiednią trasę. Nie wiedział, czy Louisa nie było gdzieś w pobliżu. Nie chciał wiedzieć, więc czym prędzej wmieszał się w tłum, aby zejść po kilku minutach do metra. Domyślał się, że ten wybrałby raczej taksówkę albo noc w hotelu. O tyle dobrze dla niego, że nie wpadnie na drugiego lekarza gdzieś pod ziemią.

Na szczęście nie musiał długo czekać i już chwilę później jechał w stronę swojego mieszkania. Nie wiedział, jak pokaże się w szpitalu. Bał się, że ktoś widział ich, kiedy stali na tym przeklętym tarasie, kiedy się całowali. Miał nadzieję, że tak nie było, ale przecież wszystko mogło się wydarzyć.

W metrze obserwował całkiem sporo grupek, które wydawały się świetnie bawić. Niektórzy rozmawiali ciut za głośno jak na jego gust, ale z drugiej strony nieco im zazdrościł tej radości. Tego, że nic nie wydawało się psuć ich wieczoru.

I kiedy wysiadł, poczuł się nieco lepiej. W końcu był już na swoim bezpiecznym terenie.

Nie chciał pisać do Nialla ani do niego dzwonić. Wiedział, że mógł, jasne. W końcu po to się przyjaźnili, a on obiecał mu zdać relację... Ale teraz chyba nawet nie chciał tego robić. Bał się, że na twarzy Horana pojawi się wszechwiedząca mina, która będzie mówiła Harry'emu raz za razem, jak wielki błąd popełnił.

Kiedy wszedł do domu, od razu ruszył do łazienki zrzucając z siebie mokre ubrania, obiecując je zaraz rozwiesić i oddać do czyszczenia. Teraz dopiero czuł, jak zimno do tej pory mu było, więc nie czekając na nic, zaraz wziął ciepłą kąpiel. Ta jednak nie rozluźniła go ani trochę, ale pozwoliła zapomnieć o chłodzie, który panował poza budynkiem. Obiecał sobie jeszcze gorącą herbatę i jakieś witaminy, aby przypadkiem go nie rozłożyło. Jeszcze tylko tego by mu w tym wszystkim brakowało.

A potem padł na łóżko, wpatrując się w ciemny sufit. Jego telefon ładował się obok, a pranie wisiało na suszarce, aby deszcz zniknął z materiału. Próbował zamknąć oczy i zasnąć, ale nie potrafił. W grę nie wchodziła nawet krótką drzemką. Co przymykał powieki, tak otwierał je po maksymalnie dwóch minutach.

— Gdybym tylko tam dzisiaj nie poszedł — wyrzucał sobie Harry. Może teraz spałby już szczęśliwy, pewnie po całkiem produktywnym dniu. Ale nie, on musiał się zgodzić i zaakceptować to cholerne zaproszenie. Mógł wyrzucić je, kiedy tylko miał okazję. Zapomnieć o tym i nie liczyć na to, że nagle narobi sobie masę znajomości. Życie tak nie działało i musiał się tego nauczyć.

Mógłby powiedzieć, że był młody i głupi. Ale problem polegał na tym, że wcale nie był już taki młody, aby posiłkować się takim stwierdzeniem.

Westchnął, przewracając się na drugi bok. Przejmował się tym wszystkim. Może nie powinien. Wiedział, że musiał być ponad to, ale nie potrafił. Już od tak wielu dni Tomlinson zaprzątał jego głowę, jednak teraz to było coś więcej. Wcześniej to po prostu jego głowa szalała przez Horana i ich rozmowę. W tym momencie nie mógł już jednak powiedzieć, że przesadzał przez słowa przyjaciela.

Ale co miał poradzić, że kiedy to wszystko zaszło między nimi, jego serce biło jak szalone. I, na swoje nieszczęście, wiedział, że te szalone łomotanie w jego klatce było spowodowane tym, że to wszystko działo się z Louisem. Może potrzebował tego wszystkiego, żeby w końcu zrozumieć swoje uczucia. Że może coś faktycznie przyciągało go do Tomlinsona bardziej niż powinno.

— Ale wpadłem w gówno — powiedział pod nosem Harry, zastanawiając się, czy cofanie czasu było jednak możliwe. Bo chętnie by skorzystał, niezależnie od ceny.

I spędził tak całą noc, wzdychając w poduszkę i szukając wyjścia z tej szalonej sytuacji, w której się znalazł.

———

Powrót do szpitala była jednym z największych wyzwań, z jakimi się zmierzył. Najgorsze egzaminy, do których kuł dniami i nocami? Praktyki, które robił jeszcze na studiach? Próba przetrwania w wielkim mieście? To wszystko było niczym w porównaniu do tego, że szedł właśnie do swojej pracy z ciężko bijącym sercem. A co ważniejsze, ze strachem, który wydawał mu się być nie do opanowania.

Ściskał pasek od swojego plecaka, modląc się jedynie o to, żeby przez cały dzień nie wpaść na Louisa. Wiedział, że mogło nie być to proste, ale zrobi wszystko, co w jego mocy, aby mu się to udało. Niall wypisywał do niego pół dnia, ale Harry powiedział, że zjadł coś obrzydliwego i rzygał pod siebie. Nie mógł przecież przyznać, że nie wiedział, co ze sobą zrobić z powodu Tomlinsona i ich krótkiego, acz odznaczającego się w pamięci, pocałunku. Okej, może chciał naprawdę porozmawiać z przyjacielem, ale potrzebował do końca samemu uporać się z własnymi myślami.

A co ważniejsze: musiał uporać się z tą całą sytuacją, w której się znalazł. I chociaż jeszcze przed tym wydarzeniem chciał rozmówić się z szatynem, teraz nie wiedział, co zrobić. Może mógłby spróbować go znaleźć i porozmawiać, ale co miałby mu powiedzieć. O co zapytać, żeby nie zrobić z siebie kompletnego błazna?

Bo już teraz czuł się jak jeden, może jeszcze nie jak skończony debil, ale był blisko. Bardzo blisko.

Pacjenci byli dla niego wybawieniem. Praca z innymi, kolejne choroby; to pomogło mu zapomnieć o myślach, ale kiedy tylko odwracał głowę, oglądał się dokładnie, aby tylko zobaczyć, czy może przez przypadek nie szedł nigdzie Louis, aby miał kilka sekund na schowanie się albo wmieszanie w jakikolwiek tłum.

Sprawdził telefon, nie zauważając nawet, jak minęła mu połowa dnia. Było to całkiem przyjemne, zważając na to, że bał się tak bardzo tego, że każda minuta w szpitalu będzie dla niego wiecznością. Na szczęście dynamika pracy powodowała, że odpoczynek zajmował mu raptem kilka chwil, więc wtedy skupiał się na nawodnieniu i zjedzeniu czegoś, a nie na myśleniu o Louisie, co finalnie spowodowało, że jakoś dawał radę. Trafiał również na całkiem miłe osoby, a to również pozwalało mu skupić się jeszcze mocniej na nich i problemach, z którymi do niego przychodzili.

W końcu trafił jednak i na Nialla, kiedy szedł zjeść coś innego niż kawałek kanapki czy cukierka. Siadał właśnie ze swoim makaronem i napojem, ciesząc się, że będzie mógł odpocząć sobie przez więcej niż kilka minut. Na szczęście dookoła nich nie było za wiele osób, więc Styles miał nadzieję na to, że uda im się nieco porozmawiać.

— Harry! Myślałem, że będziesz dzisiaj w domu — powiedział Horan, siadając zaraz obok przyjaciela.

— Nie czułem się aż tak źle, żeby nie przychodzić.

— A wyglądasz, na pewno nie wolałbyś wrócić do domu? Wiesz, będzie hańba na cały szpital, jak zwymiotujesz na pacjenta.

— Możemy pogadać później? — poprosił w końcu Styles nieco ciszej, nie chcąc, aby Niall dalej ciągnął ten temat. — Może nie zjadłem niczego złego, ale wydarzyło się coś dużo gorszego. Ale nie wiedziałem, jak sobie samemu to powiedzieć, a co dopiero komuś. Nie chcę po prostu gadać o tym tutaj.

I widział, jak Horan wytrzeszczył oczy w szoku. Pewnie pomyślał sobie o czymś o wiele gorszym niż tylko o pocałunku. Ale nie chciał go w tym momencie wyprowadzać z błędu.

— Stary, w co ty się najlepszego wkopałeś? — zapytał Niall, zaraz zaczynając martwić się o przyjaciela. W końcu był dla niego jak brat, więc od razu był gotowy zrobić krzywdę komukolwiek i czemukolwiek, co tylko spowodowało zły stan u Harry'ego.

— Nic poważnego, chyba. Pogadamy potem, okej? To nie jest rozmowa na szpital.

— No okej, ale właśnie sprawiłeś, że martwię się o cholerę bardziej niż wcześniej — mruknął przyszły chirurg, dźgając bruneta w ramię. — Ale rozmawiałeś z nim?

— To skomplikowane, Niall.

Chciał siedzieć i milczeć, ale z każdą mijającą chwilą stawało się to coraz trudniejsze. Wiedział jednak, że wybuchnie, jeżeli będzie się jeszcze powstrzymywał. Potrzebował powiedzieć o tym wszystkim jedynej osobie, której ufał i która — co ważniejsze — wiedziała dosłownie o wszystkim.

Dlatego rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, upewniając się, że każdy miał ich dwójkę głęboko w dupie.

— No dobra, skomplikowało się nieco bardziej niż trochę.

— Najbardziej skomplikowane mogłoby być to, że olałeś mnie, żeby spędzić cały weekend i się z nim migdalić.

Harry, w przypływie swojej małej paranoi, obejrzał się ponownie, nie widząc dookoła siebie nikogo, kogo wolałby uniknąć. W końcu zniżył nieco głowę, jakby właśnie ustalał największe konspiracje na świecie.

— Byłem na przyjęciu — zaczął mówić Harry, przełykając nieco ciężej ślinę, bo mówienie o tym wcale nie wydawało mu się takie proste. — Zaczepiał mnie jakiś facet, wiesz, wyglądał na takiego, co sypia z kimś nowym każdego wieczora. No i wiesz również to, że mnie nie kręcą takie sprawy, więc zacząłem mu odmawiać. Byłem grzeczny, nie chciałem żadnych kłótni i awantur na środku cholernej sali bankietowej, zaś on był całkiem uparty. Ale w razie czego byłem gotowy na to, żeby kazać mu się odczepić. Wtedy pojawił się Sam-Wiesz-Kto.

Voldemort? — zapytał z udawanym przerażeniem Niall, specjalnie chcąc rozładować napięcie, które pojawiło się między nimi. — On nie miał nosa! I był brzydki!

— Ale ty jesteś głupi, Niall. Nic ci więcej nie powiem! — powiedział z oburzeniem Harry, zakładając ręce na piersi.

— No weź, jak już zacząłeś, to mógłbyś skończyć.

— I tak mi nie dasz spokoju, a ja muszę ci to powiedzieć. Niech by mnie coś... — mruknął Styles, przewracając lekko oczami. — Był dziwny, jakby... Zazdrosny? Nie wyglądało to, jak zwykła przyjacielska przysługa. Zachowywał się tak, jakbyśmy przyszli tam razem. Wyszedłem na balkon, musiałem odetchnąć, bo byłem zdenerwowany. Chciałem sam się go pozbyć, więc potrzebowałem chwili dla siebie. Nie chciałem powiedzieć wtedy czegoś, czego bym żałował. Nie wiedziałem tylko, że poszedł za mną.

— Zacząłem się denerwować, jakbym sam tam był — rzucił Horan, udając, jakby przeżywał tę historię jak coś najbardziej niesamowitego. — Aż powiem ci, że zapominam o tej wątrobie z soboty!

— Mam opowiadać dalej, czy chcesz sobie ze mnie żartować? Wymieniliśmy kilka zdań, zaczęło padać, a ja nie zauważyłem, że się do mnie przybliżył. Było dziwnie, chciałem z nim całkiem normalnie porozmawiać, ale on mówił coś, jakby był zazdrosny o tego faceta? No i niespodziewanie pocałował mnie, a zaraz po tym zniknął. Poczułem się trochę jak gówno. Sam zaraz zwiałem do domu i reszty możesz się domyśleć.

Niall przeżuł kęs, który miał w buzi, zastanawiając się, co miał powiedzieć. Rzeczywiście nie była to spodziewana przez niego sytuacja i z całą pewnością prędzej powiedziałby, że jego przyjaciel przespał się z drugim lekarzem i teraz tego żałował.

— Cholera, to faktycznie wdepnąłeś w gówno — wyrzucił w końcu z siebie. — Gadałeś z nim? Widziałem go dzisiaj w szpitalu, kiedy szedłem do łazienki, ale wyglądał na dziwnie zdenerwowanego.

— A niby o czym mam z nim rozmawiać? — zapytał Harry, unosząc brew. — To nie ja chciałem uciec. Nie będę robił z siebie debila i uganiał się za nim.

— No tak, masz rację, masz rację, nie ma co. Znaczy mógłbyś z nim pogadać mimo wszystko, ale z drugiej strony może coś w tym jest. Nie ma co się pogrążać.

— No właśnie.

— A jak się czujesz z tym wszystkim?

— Nie wiem, chyba jest trochę lepiej. W sobotę nie mogłem spać, dzisiaj przy pacjentach zabrałem się za robotę i jakoś idzie, ale boję się, co się stanie, jeżeli na niego wpadnę. Czekam na to, żeby skończyć na dzisiaj swoje i wrócić do domu. Najbardziej obawiam się tego, że miałeś rację.

Chirurg spojrzał na niego ze współczuciem, kładąc rękę na ramieniu i ściskając ją lekko. Harry sam uśmiechnął się delikatnie, wiedząc, że zawsze będzie miał oparcie w swoim przyjacielu, co znaczyło dla niego naprawdę wiele.

— Opowiedz mi lepiej, o co chodziło z wątrobą — powiedział. Chciał zapomnieć o Louisie, o tym przeklętym tarasie i o wszystkim, co tylko mogło łączyć ich dwójkę. — Zaciekawiłeś mnie.

— Ach, no to słuchaj, bo to było tak...

I Horan opowiedział mu, co działo się na Sali operacyjnej. Harry oczywiście słuchał z przejęciem, ponieważ to zawsze było coś, czego on sam nie miał okazji przeżyć. Czasami nawet się cieszył, wiedząc, jak delikatne były to kwestie, pracować na otwartym pacjencie. Zadawał pytania, bo skoro rozmawiali już o czymś takim, to warto byłoby samemu wyciągnąć z tego chociaż najmniejszą wiedzę.

W końcu pojawiły się jeszcze dwie osoby i jakoś tak zaczęli wszyscy rozmawiać. Pojawiło się również nieco żartów, a Harry po raz pierwszy od dwóch dni naprawdę się uśmiechnął, nie musząc wymuszać swojego wyrazu twarzy. Przy pacjentach jego mina była zupełnie inna, bardziej współczująca, teraz wyrażała jednak czyste rozbawienie.

Ale zdziwił się, gdy nagle pozostała dwójka przestała się śmiać. Zmarszczył brwi, podobnie zresztą jak sam Horan, który również zdziwił się tą zmianą zachowania.

Szybko jednak i oni zrozumieli, kiedy usłyszeli chrząknięcie, które zmusiło ich do odwrócenia głowy.

A dokładnie za ich plecami stał Tomlinson, który wpatrywał się intensywnie w Harry'ego.

— Doktorze Styles, na słowo?

Harry spojrzał na Louisa, wiedząc, że ten przyparł go do muru, a on nie mógł odmówić. Nie mógł mu przecież powiedzieć, żeby spierdalał, bo właśnie miał przerwę na obiad. Każda z osób wpatrywała się w niego z pewnego rodzaju współczucie, jakby zgadywali, że coś przeskrobał i teraz był na cenzurowanym u Tomlinsona. Gdyby tylko znali prawdę. Ale on, nie mając wyjścia, kiwnął jedynie głową, wstając od stolika, zabierając swoje rzeczy i żegnając się z resztą.

A droga jeszcze nigdy wcześniej nie wydawała mu się być tak długa.


Continuar a ler

Também vai Gostar

8K 1.7K 19
W życiu popełnia się wiele błędów, ale one uczą nas jak żyć. Najważniejsze, aby ich nie powtarzać w przyszłości i działać z rozwagą. Opowiadanie ins...
13.5K 996 34
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
95.3K 8K 38
Harry nie mówi. Nigdy nie mówi. Nikt nie chce go słuchać. Jest samotny. Jego tata umarł, a jego siostra się zabiła. Kiedy jego mama również umiera z...
768K 44.2K 59
Pisane w roku: 2018/2019 Thomas ucieka z rodzinnego miasta ze swoim przyjacielem Liam'em i jego bratem Mike'm. Rodzice chcieli oddać go jakiemuś obrz...