100 DNI DO MATURY

By drobnosc

4.5K 717 918

"Młodość [...] jest ciężka i gorzka, jest niezgodą na świat i niezgodą na siebie". Zofia Nałkowska © drobnosc... More

ROZDZIAŁ 1.
ROZDZIAŁ 2.
ROZDZIAŁ 3.
ROZDZIAŁ 4.
ROZDZIAŁ 5.
ROZDZIAŁ 6.
ROZDZIAŁ 7.
ROZDZIAŁ 8.
ROZDZIAŁ 9.
ROZDZIAŁ 10.
ROZDZIAŁ 11.
ROZDZIAŁ 13.
ROZDZIAŁ 14.
ROZDZIAŁ 15.
ROZDZIAŁ 16.
ROZDZIAŁ 17.
ROZDZIAŁ 18.
ROZDZIAŁ 19.
ROZDZIAŁ 20.
ROZDZIAŁ 21.
ROZDZIAŁ 22.
ROZDZIAŁ 23.
ROZDZIAŁ 24.
ROZDZIAŁ 25.
ROZDZIAŁ 26.
ROZDZIAŁ 27.
ROZDZIAŁ 28.
ROZDZIAŁ 29.
ROZDZIAŁ 30.
ROZDZIAŁ 31.

ROZDZIAŁ 12.

107 20 45
By drobnosc

Ferie zaraz miały dobiec końca, a Antek był świadomy, że nie zrobił nic, nic, co sprawiłoby, że mama byłaby z niego dumna. Stał pod drzwiami Tymka. Wiedział, że nie będzie go w domu, był na to przygotowany. Wszyscy żartowali z tego, że Tymek częściej bywał w pokoju przyjaciela, niż w swoim własnym. I chociaż śmiali się z tego głośno, ich radość urywała się w chwili, gdy nachodziła ich myśl, że to prawda. On faktycznie więcej czasu spędzał u Antka, niż u siebie. Kiedyś nawet zakradł się oknem, gdy Antka nie było w domu, zrobił mu porządek na biurku i wyszedł frontowymi drzwiami, witając się z rodzicami, którzy siedzieli w salonie. (Mama złościła się wtedy na Antka bardzo długo, mówiąc, że Tymon równie dobrze mógł być złodziejem. A on tylko wzruszał ramionami na jej wywód o tym, że powinien zamykać okna).

Przycisnął dzwonek. Usłyszał trzy głuche brzdęknięcia. Po chwili skrzypnęła kanapa, ktoś ospałymi krokami szedł w kierunku korytarza. Antek starał się uspokoić oddech. Czuł się tak, jakby próbował coś odpokutować. Jakby ciążył na nim grzech, z którego więzów chciał się uwolnić. Ostatnio rozmawiał z Tymkiem trzy dni temu, to naprawdę długo jak na nich; coś musiało się stać i Antek bał się, że tak bardzo skupił się na nie-niszczeniu relacji z Tosią, że może odrobinę za mało czasu poświęcił swoim przyjaciołom.

- Och, to ty. - Ojciec Tymona wyjrzał zza wąskiej szpary między drzwiami a framugą. - Cześć, Antek.

- Dzień dobry.

- Zakładam, że szukasz Tymka - powiedział, drapiąc się po głowie.

- Zgadza się.

- Nie wiem, czy go znajdziesz - odparł, po czym ziewnął przeciągle, przykładając grubą, spracowaną dłoń do ust. Otworzył drzwi nieco szerzej, aby Antek mógł wejść do środka. - Ale spróbuj.

- Spróbuję. - Wskrzesił w sobie wszelkie pokłady nadziei i przełożył je na uśmiech. Ojciec Tymka odwzajemnił ten gest i przepuścił chłopaka. Antek poczuł stęchłą woń alkoholu, powietrze w tym mieszkaniu było gęste i ciężkie. Rozumiał, dlaczego jego przyjaciel nie chciał tu przebywać - nie miał czym oddychać, dusił się. Zostawiał w domu ojca, skazując go na wdychanie tego trującego powietrza w samotności dzień za dniem. - Dzięki - dodał na szybko, podchodząc do drzwi do pokoju Tymka.

Zacisnął palce na chłodnej klamce. Zanim wszedł do środka, minęło kilka sekund.

W pokoju było ciemno. Z głośników leciała muzyka - cicha, bez słów. Antek nie był w stanie jej rozpoznać, nie potrafił nawet stwierdzić, czy ją zna. Stał oparty o drzwi w bezruchu, czekając, aż stanie się cokolwiek - ale nie działo się nic. Westchnął cicho, podchodząc do łóżka i siadając na jego rogu. Mimo że był wciąż w płaszczu, czuł ogromny chłód, jaki panował w pomieszczeniu. Okno było otwarte, wiatr wpadał do środka, poruszając niedbale zasłoniętą firaną.

Zapalił lampkę na szafce i od razu poczuł się lepiej. Jesteś w znanym miejscu, mówił sam do siebie. Nie masz się czym martwić. Sięgnął po książkę, która leżała na poduszce. Miała podartą okładkę, z plamą niewiadomego pochodzenia. „Moby Dick". Tymon i „Moby Dick". Nic tu do siebie nie pasowało. Antek ściągnął buty, wyłożył się na łóżku, opierając się plecami o ścianę, i otworzył książkę na pierwszej stronie.

- „Imię moje: Izmael" - przeczytał na głos, żując te słowa dłuższą chwilę. Jego głos brzmiał obco. - „Przed kilku laty - mniejsza o ścisłość jak dawno temu - mając niewiele czy też nie mając wcale pieniędzy w sakiewce..." - urwał. Zaczął zastanawiać się, jakim cudem jego przyjaciel sięgnął po jakąkolwiek lekturę. I jakim cudem czytał „Moby'ego Dicka", zanim zrobił to sam Antek. Nie wpasowywało się to do porządku świata. W końcu Tymek fascynował się filmami, niczym więcej.

Czytał dalej, już w ciszy, pogrążając się w słowach i starając się odnaleźć w nich coś, co mógł widzieć Tymon. Próbował podjąć jego punkt widzenia, na moment znaleźć się w skórze przyjaciela, tyle że to było nad wyraz trudne. Mimo to nie był zdziwiony. Spodziewał się, że nie będzie to łatwe zadanie. W ciągu dwudziestu minut przeczytał ledwie osiem stron, analizując dokładnie każde zdanie, mimo że normalnie przez ten czas znalazłby się kilkanaście stron dalej w głąb książki.

Nie usłyszał cichego stuknięcia w parapet, świstu powietrza, nie zauważył Tymka, który wskoczył zwinnie do pokoju, w dłoni trzymając butelkę soku. A gdyby jednak zwrócił na to uwagę, to również wydałoby się Antkowi nieadekwatne, niepasujące do jego przyjaciela, jeżeli tylko podniósłby wzrok znad książki. Jednak tkwił przy słowach Melville'a, śledził je i przyglądał się uważnie każdej literce ze strony czternastej. Tymon stanął jak wryty, gdy dostrzegł Antka. Oparł się o parapet, zaciskając dłoń na jego krawędzi.

- Świetnie. Odkryłeś mój sekret.

Antek wzdrygnął się na dźwięk jego głosu.

- Kurwa, wystraszyłeś mnie.

- Jasne, przepraszam. Przecież właśnie włamałem się do swojego pokoju. - Tymek podszedł do przyjaciela i wyciągnął książkę z jego dłoni, wrzucając ją do szafy. Jego ruchy nie były nerwowe ani gwałtowne, wręcz przeciwnie - wydawały się nadzwyczaj spokojne i opanowane, jak gdyby Tymon całą tę chwilę miał dokładnie zaplanowaną w głowie. Jak gdyby teraz tylko przejeżdżał palcem po schemacie.

- Czytasz? - zapytał Antek.

- Nie. I nie pytaj mnie o to więcej.

- Dlaczego?

- Już mówiłem: książki są dla takich ludzi, jak ty, stary. Ja nie czytam.

Nie miał czasu zastanawiać się nad tym stwierdzeniem. Wciąż nie wiedział, kim byli tacy ludzie, jak on. Może nawet nie chciał wiedzieć.

- To skąd ta książka się u ciebie wzięła?

- Jaka książka? - spytał Tymon ze zdezorientowaniem.

- „Moby Dick".

- Nie wiem, o czym mówisz. - Uśmiechnął się, siadając obok przyjaciela na łóżku.

- Przed chwilą wziąłeś ją do ręki i... - Antek poczuł się bezradny. - Zresztą, nieważne. Dobrze cię widzieć.

Tymon odgarnął kilka blond loków za ucho, jednocześnie wyciągając zza niego jointa. Nie odpalił go, kręcił nim tylko między palcami, nie poświęcając mu większej uwagi. Nie podniósł go, kiedy spadł na jego uda. Wpatrywał się uciążliwie w Antka, a jego oczy z szerokimi źrenicami iskrzyły się niebezpiecznie. Antek skupiał się na przyjacielu, postanowił, że nie będzie więcej ślepy ani głuchy. Chciał dostrzec jak najwięcej, chciał zburzyć ścianę wznoszącą się między nimi, przedrzeć się do Tymona i znaleźć się tak blisko niego, jak nigdy. Chciał porozmawiać z nim tak, jak kiedyś, kiedy mieli prawie dziesięć lat i dalej żyli marzeniami. Chciał znów stać się mały, by złapać Tymka za rękę i pomóc mu podnieść się po upadku. (Ale Antoni nie był świadomy, że kiedy on usilnie starał się zniszczyć mur między nimi, równie usilnie Tymon starał się utrzymać podobną budowlę przy życiu, dokładając kolejne cegły do muru, który wytworzył się wokół jego duszy).

- Więc? Czemu się do mnie włamałeś? - zapytał Tymek.

- Mógłbym zadawać ci to samo pytanie za każdym razem, gdy ty włamujesz się do mnie.

- Wszedłeś chociaż przez okno?

- Niestety użyłem drzwi wejściowych.

- Och - odparł ze zdziwieniem. - I co? Czy mój cudowny ojciec ci otworzył?

Nie odpowiedział na to pytanie. Spojrzał na swoje dłonie i pomyślał, że chciałby, żeby to Tymon siedział u niego w domu, jak zawsze. Oboje mieli płuca pełne trucizny, która wypełniała każdy decymetr sześcienny tego miejsca.

- Czemu się do mnie włamałeś? - powtórzył pytanie.

Bo się przyjaźnimy. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, powiedział w głowie.

- Nie wiem.

- Możemy zamówić pizzę? Albo mam lepszy pomysł. Możemy stąd wyjść i pójść na pizzę. I zaprosić resztę. Co ty na to?

- Jasne. - Antek nagle się ożywił. Poczuł się tak, jakby dostał nową skórę. Wsunął stopy do butów i zapiął kurtkę. - Możemy iść na noc do mnie.

Tymon uśmiechnął się szeroko. (Antek pragnął wierzyć, że w uśmiechu tym była odrobina szczerej radości). Pod oczami miał rozległe sińce, a powieki opuchnięte od niedoboru snu. Coś musi być nie tak. Knykcie miał pozdzierane, całe jego dłonie zresztą były ponakreślane cienkimi zadrapaniami, urywającymi się dopiero tam, gdzie zaczynał się rękaw bluzy - Antek nie widział, co się pod nimi kryło i czy kryło się cokolwiek. Może tylko pusta przestrzeń. Pomyślał, że w tym wypadku jego ręce wydawały mu się zbawieniem, mimo że czasami czuł do nich ogromną niechęć. Tymek stanął obok niego, przyjmując typową dla siebie na wpół wygiętą, na wpół wyprostowaną pozę, wyglądał tak, jak gdyby na barkach miał coś ciężkiego, coś, co starało się zaciągnąć go w głąb ziemi. To był jego przyjaciel, krzywy, poszarpany i zraniony, ale jego przyjaciel.

- Idealnie.

***

Wrócili do szkoły. Ida zaczepiła Antka przy szafce, zanim zdążył pójść do szatni. Powiedziała, że muszą poważnie pogadać i nogi się pod nim ugięły, gdy pomyślał, że może jakimś cudem dowiedziała się o Tosi i o tym, co do niej czuł. Szedł za nią cały spięty, chciał już mieć tę rozmowę za sobą, a kiedy stanęli naprzeciw siebie na piętrze, na którym nie było prawie nikogo, spojrzała mu prosto w oczy i skrzyżowała ramiona. Antek był pewien, że to jest jego koniec, że zaraz Ida wyrwie mu serce, by już nigdy nie mógł się zakochać. (To niemożliwe, Ida nie była taka, była dobra dla świata i dla wszystkich ludzi).

- Przejdę od razu do sedna. Czy ty wiesz, co się ostatnio dzieje z Tymkiem?

Spojrzał na nią ze szczerym zdziwieniem.

- Co masz na myśli?

Zaczęła rozglądać się po korytarzu.

- Okej, jak coś, nie wiesz tego ode mnie, najlepiej w ogóle udawaj, że o tym nie słyszałeś, ale podobno bił się gdzieś na schodkach z jakimś gościem. Patrzyłam na jego Instagrama, to chyba nowy chłopak Zosi.

- Niemożliwe. Kiedy? Przecież by mi powiedział.

Od razu zwątpił w te słowa, jeszcze zanim skończył je wypowiadać - czy Tymek naprawdę by mu powiedział? Przecież Antek też zaczął zatajać przed nim coraz więcej, były tematy, których nie chciał poruszać, nawet gdy mieli po dziesięć lat, a teraz tylko się w nim nawarstwiały i mnożyły.

- Też tak pomyślałam. Dowiedziałam się od Natalii, a ona wie od... Jeny, nie pamiętam jej imienia. To mało istotne. Podobno było trochę krwi. Nie Tymka, na szczęście. Ale miał całe brudne spodnie, Antek. Krew.

Antek pomyślał o dniu, w którym Tymon przyszedł do niego w samych bokserkach. Przecież to było tak dawno. A może nie był to jedyny raz? Nie zastanawiał się wtedy nad tym. Uznał, że chodzenie pół-nago zimą to coś, do czego był zdolny jego przyjaciel pod wpływem alkoholu. Teraz wcale nie chciał przyznać się Idzie do tego spotkania. Wszystkie bodźce z zewnątrz odbijały się od niego, jak gdyby pokrywała go gruba, nieprzepuszczalna skorupa. Antkowi zrobiło się słabo.

- To do niego niepodobne - powiedział tylko, kłamiąc przed samym sobą.

- Poważnie, Antek? - zapytała Ida. - Przecież Tymek właśnie taki jest. Cała ta historia to Tymon zamknięty w jednym wydarzeniu. Nie widzisz tego?

W odpowiedzi wzruszył ramionami.

- Może masz rację.

- Z pewnością mam rację - odparła nieco oburzona.

- Dobrze. Ale co teraz? Co z tym zrobimy?

- Nie wiem, może warto byłoby z nim o tym porozmawiać?

- Przecież nie chciałaś, żeby się dowiedział, że o tym wiemy.

Ida wyglądała na naprawdę zdziwioną. Patrzyła na Antka szerokimi oczami i lekko rozchylonymi ustami, jej wargi drżały, co jakąś chwilę zbliżając się do siebie i znowu oddalając.

- Tak... Przepraszam, ta sprawa jakoś mnie... - zaczęła gestykulować, ale nie potrafiła znaleźć kolejnych słów. Zamilkła, wzdychając cicho. - Po prostu się o niego martwię.

- Ja też. Ale spokojnie, widzę się z nim prawie codziennie, Ida. Chyba bym zauważył, gdyby naprawdę coś się działo, prawda?

(Nieprawda. Sam w to nie wierzył. Jego serce było szybko, szybko, coraz szybciej, aż prawie wyleciało z jego klatki piersiowej).

- Tak, na pewno. - Uśmiechnęła się słabo. Zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję. - Porozmawiam jeszcze o tym z Wojtkiem. Przepraszam, że tak cię tutaj wyciągnęłam - dodała, po czym przytuliła go na pożegnanie i odeszła.

Antek stał w miejscu jeszcze przez chwilę, aż w końcu uznał, że nie da rady wysiedzieć teraz obok Tymka, Tymka, który bił się z kimś na schodkach, Tymka, który czytał książki, Tymka, którego Antek znał już chyba coraz mniej, Tymka, który nie był tą samą osobą, która pomagała mu wstać po przewróceniu się z roweru i który nie był tą samą osobą nawet w chwilach, w których po prostu siedział razem z Antkiem i istniał, jak gdyby specjalnie na tę okazję zakładał jakąś nową skórę, otoczkę, której jego przyjaciel nie potrafił rozdrapać.

I wyszedł ze szkoły, kierując się do sklepu po paczkę papierosów.

***

Wrócił na schodki, puste i ciche jak zawsze zimą, przysiadł na najwyższym stopniu i wysłał Tosi zdjęcie Wisły, po czym wyłączył telefon, schował go do kieszeni i odchylił głowę tak, by móc spojrzeć w niebo. Tymek wysłał mu długą wiązankę wiadomości na temat tego, jak strasznie zły jest na Antka, że zostawił go na trzy godziny biologicznej męczarni, że dostanie od niego porządnego kopniaka w tysiąc różnych miejsc na ciele, o których Antek nie chciał nawet myśleć i że jest naprawdę zawiedziony. Odpisał mu: Przepraszam. Źle się czułem, co nie było do końca kłamstwem, ale też nie do końca prawdą.

Całą drogę spędził na rozmyślaniu o tym, jak fatalnym był przyjacielem. Nie rozmawiali trzy dni i Antek przyszedł do niego do domu z poczuciem winy. Czy wiedział, co się ostatnio działo z Tymkiem? Wydawało mu się, że tak, ale czym więcej o tym myślał, dochodził do wniosku, że nie, nie, kompletnie nie i nigdy chyba nikt do końca nie wiedział, co się z nim działo. Antek przyjaźnił się z nim od zawsze i znał go dobrze, ale nie na tyle dobrze, żeby Tymek odkrył przed nim wszystkie swoje miejsca wewnątrz duszy, może przygotował dla niego tylko uważnie wyselekcjonowaną część i pokazywał mu ją każdego dnia, z nadzieją, że Antek uwierzy, że to już całość, że głębiej nic już by nie znalazł. Tymek był jak niekończąca się matrioszka, nieważne ile warstw by otworzył, w środku wciąż były kolejne i w pewnym momencie, gdy drugi człowiek był pewien, że figurek nie mogło być już więcej, przestawał. A przecież tam dalej były jeszcze mniejsze matrioszki, malutkie, maleńkie, które kryły w sobie tyle, co te większe, sztucznie wytworzone porcelanowe warstwy.

Chciał się go o to zapytać. Ida nie pochwaliłaby tego, ale to był jego przyjaciel, niedawno przyszedł do niego do domu, tam, gdzie Tymek w życiu nikogo nie zaprosił (czasami Antkowi wydawało się, że był jedynym ich gościem kiedykolwiek), tam, gdzie żyło i oddychało się źle. Przecież mógł powiedzieć mu wszystko, nawet jeśli coś przed nim ukrywał, Antek mógł dalej powiedzieć mu wszystko i przynajmniej spróbować coś z niego wyciągnąć. Ponownie sięgnął po telefon i wybrał jego numer.

- Halo? - Kiedy usłyszał ożywiony głos Tymka w słuchawce, jego serce ominęło jedno uderzenie. - Co tam, stary? Chcesz się tłumaczyć? Jasne, mów. Bo nie czaję, czemu ominąłeś lekcje. Beze mnie.

- Nic... Ja... O Boże.

Schował twarz w dłoni. Żałował, że lepiej tego nie rozplanował, mógł mieć już cały schemat rozmowy spisany na kartce, a teraz tylko czytałby te słowa, niemające dłużej znaczenia, i byłby zdecydowanie bardziej pewien siebie.

- Wiesz... Czekaj, inaczej...

- Słuchaj, nie wiem, czy dam radę cię zrozumieć - przerwał mu Tymek. - Jesteś w stanie użyć zdań złożonych?

Przez chwilę oboje milczeli. Antek rozglądał się, próbując dostrzec jakąś wskazówkę, znak z niebios, który wskazałby mu prawidłową drogę.

- Coś się stało? Mam gdzieś podjechać?

- Nie! Nie. Spoko. Muszę... Dobra. - Antek wziął głęboki wdech. - Tymon. Jeśli powiem ci coś, co powiedział mi ktoś inny i prosił, żebym o tym nie mówił, a ta osoba dowiedziała się od jeszcze innej osoby, która też prosiła, żeby o tym nie mówiła, ale powiedziała mi i...

- Czekaj, Antek. Nie nadążam - zaśmiał się. - O co ci chodzi? Mów.

- Obiecujesz, że nie powiesz nikomu?

- I dołączę do tego dziwnego łańcucha nie-mówienia niczego dalej? Jasne.

Gdyby wywrócenie oczami dało się słyszeć przez telefon, w tej chwili Tymek zostałby przez nie ogłuszony.

- Dobra. Więc tak. Słyszałem, że... Że biłeś się z kimś na schodkach? To prawda?

- A z kim ja się nie biłem na schodkach?

- Tymon, poważnie. Biłeś się?

Antek słyszał, jak jego przyjaciel coś robi, przesuwa coś i przestawia, aż w końcu westchnął ciężko i wydał z siebie cichy śmiech.

- Antoni Fryderyku Dryjerze, skoro naprawdę mamy być poważni, chciałbym ci oświadczyć, że owszem, biłem się na schodkach. Biłem się, bo pijany chłopak, który aktualnie ślini się do Zosi dowiedział się, że jestem pierdolonym idiotą i wciąż co jakiś czas do niej piszę.

Antek czuł, jak coś się w nim rozpada. Tymek dawno nie brzmiał tak smutno, tak, jak najmniejszy i najbardziej bezbronny człowiek na świecie. To była ta chwila, ten moment, w którym Antek chciał pobiec do niego, gdziekolwiek był, i przeczytać całą historię, która pisała się w duszy jego przyjaciela, poznać całą prawdę o nim, bo stał się całkowicie pewien, że ta część, którą znał, zdecydowanie nie była całością, a może nawet nie była połową. Dłonie zaczęły mu marznąć bardziej, niż zazwyczaj. Pomyślał o rękawiczkach Tosi, które wciąż były w jego plecaku i uznał, że wręczyłby je Tymkowi, jeśli mogłyby mu pomóc.

- Ja tylko siedziałem, a on zaczął mnie wyzywać - kontynuował. - Był też chyba naćpany. Nie wiem, był cały we krwi, ale przeżył. Poszedłem stamtąd. Wydaje mi się, że nie dzwonili po policję. Nie wiem. Ale to cała prawda, proszę bardzo. Dziękuję za rozmowę o czymś, o czym naprawdę, kurwa, chciałem tylko zapomnieć.

Rozłączył się.

***

1:20, Antek: Stary, przepraszam

1:22, Antek: Odezwij się

1:22, Antek: Nie chciałem cię tym wkurzyć

1:22, Antek: Po prostu zacząłem się o ciebie martwić

3:48, Tymek: O mnie nie trzeba się martwić

Continue Reading

You'll Also Like

7.6K 232 11
Siedemnastoletnia Lisa Miller uważana jest za zwykłą nastolatkę z idealnym życiem. Jej rodzice finansowo są w stanie zapewnić jej wszystko co najleps...
16.3K 654 65
Czternastoletnia Hailie Monet straciła dwie najukochańsze osoby w swoim życiu. Dziewczyna musiała zamieszkać z braćmi, ale niespodziewane wydarzenie...
27.1K 930 28
Elizabeth była tylko dzieckiem, była dzieckiem które musiało za szybko dorosnąć No bo jak ma zachować się osoba która jako dziecko przeżyła piekło st...
638K 17.3K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...