Tron z kości [18+]

By NoireAstre

22.7K 2.1K 321

Kraina Ravensport W pewien jesienny wieczór Sarah Jones stanęła na środku szemranej ulicy i zrozumiała, że w... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Podziękowania

Rozdział 71

196 18 28
By NoireAstre




Ellen nienawidziła ceremonii. Naprawdę, szczerze ich nienawidziła. Być może nie darzyłaby ich taką niechęcią, gdyby nie odbywały się tak często, ale im więcej ich przeprowadzano, tym Ellen bardziej ich nie zniosła.

Była wykończona i obolała. I choć altruistycznie chciała wykarmić wszystkich bellator, to znacznie trudniej było dzielić się magią z obcymi, niż z najbliższą rodziną. Niewielu z przybyłych to rozumiało i niewielu zwracało na to uwagę. Po jakimś czasie zauważyła, że nie do końca traktowali ją jak żywą osobę, a raczej zapas energii. Nie lubiła tak myśleć, ale niestety wskazywało na to coraz więcej dowodów.

Dzisiejszy dzień nie różnił się zbytnio od poprzednich. Jedyny plus był taki, że tym razem miała podzielić się magią ze swoimi ukochanymi.

Kiedy stała już w sali, z niechęcią obserwowała obszerną wannę, świece i kielichy. Na sam ich widok odzywał się w niej fantomowy ból. Nerwowo potarła dłonią pierś, a potem czoło. Kątem oka zauważyła, że Hiron przygląda jej się z chmurną miną, więc od razu pokazała mu zęby w sztucznym uśmiechu. Oczywiście nie dał się nabrać.

Obecność Hirona nieco ją zdziwiła, ponieważ nigdy nie zajmował się bezpośrednio przygotowywaniem jej do ceremonii. Dzisiaj coś musiało go skłonić, by wziął w niej udział od samego początku.

W sali znajdowali się tylko Nicholas, Gabriel, Iris i piątka bellator z Chindale. Hiron stanął naprzeciwko Ellen i z beznamiętną miną delikatnie ściągnął z niej szlafrok, dotykając chłodnymi palcami drżących obojczyków. Wpatrywał się w jej oczy i czule odsunął zbłąkany kosmyk włosów za ucho.

Nie znosił, kiedy była naga w towarzystwie, ale wiedział, że nie było innego wyjścia. Próbował zdławić w sobie wszelkie uczucie i emocje, ale był wtedy boleśnie zazdrosny i świadomy obecności każdego mężczyzny w pokoju. Najbardziej dokuczał mu widok jej przeklętych calanhe, którzy robili wszystko, by na nią nie patrzeć, ale Hiron wiedział, że nie mogą się opanować. Na jego twarzy pojawił się wściekły grymas, ale zdołał się opanować, nim Ellen go zauważyła.

A potem nadeszła znienawidzona przez niego część ceremonii, kiedy musiał ją zranić. Wzdrygnęła się, zauważając już wiązkę magii między jego smukłymi palcami. Szepnął coś pod nosem i Ellen od razu straciła świadomość. Wziął ją w ramiona i ostrożnie przeniósł do wanny, układając delikatnie w jej wnętrzu. Zreflektował się jednak błyskawicznie, kiedy uświadomił sobie, że piątka obcych bellator rzuca mu zaintrygowane spojrzenia.

- Stanąć tam, sępy! – wrzasnął w ich kierunku.

Posłusznie zajęli miejsca i nie byli już tacy skorzy do wpatrywania się w niego. Nicholas w całkowitej ciszy zaczął związywać Ellen ręce rzemieniami, a Gabriel niecierpliwie przerzucał kielich między rękoma.

Ellen jęknęła coś i zaczęła powoli otwierać oczy. Hiron rzucił w jej stronę zaklęcie znieczulające i momentalnie wyraz jej twarzy nieco złagodniał, kiedy ból stał się mniej dotkliwy.

Zgromadzeni bellator otoczyli ją ciasnym kręgiem, poprawiając jeszcze czarne peleryny i wyczekując na punkt kulminacyjny obrzędu. Hiron był wściekły. Z trudem utrzymywał beznamiętny wyraz twarzy, a szczęki zaciskał tak mocno, że zaczęły boleć go zęby.

Mag dotknął łokcia Ellen i powoli w całkowitym skupieniu przeciął delikatną skórę. Nicholas posłał mu naglące spojrzenie i Hiron odczytał jego groźbę: Nie tak delikatnie, idioto.

Brutalniej przyłożył czubek noża do miejsca między jej piersiami i gwałtownym ruchem mocno ciął. Ellen krzyknęła urywanie i szeroko otworzyła oczy, obdarzając go pustym i bezrozumnym spojrzeniem. Ból był koszmarnie silny, ponieważ nie był to zwykły nóż. Wszelkie przedmioty służące do obrzędów magicznych miały swoją ciemniejszą stronę. Taka była zapłata.

Hiron uniósł dłonie nad ranami i od razu krew zaczęła żwawiej wypływać. Jej kolor był wręcz groteskowo jaskrawy. Iris w milczeniu przyłożyła kielichy do obu ran i po chwili oba były wypełnione po brzegi. Cała czynność nie trwała długo, ale Ellen wykończona wciąż powtarzającymi się ceremoniami wiła się z bólu i nieświadomie jęczała, patrząc błagalnie na Hiron, jakby mógł cokolwiek na to poradzić. A przecież nie mógł uczynić niczego.

- Nie krzycz, głupia sanguis – warknął i odwrócił wzrok.

Wziął w dłonie kielichy i wypowiedział słowa zaklęcia, błogosławiąc magią. Obserwował z niechęcią jak każde z tych pasożytów kosztuje jej drogocennej krwi. Po chwili zrzucili z siebie peleryny i magicae zanurzając palec w krwi Ellen, zaczął rysować znaki na piersiach bellator.

Tego elementu również nie lubił, bo był upiorny i nienaturalny, ale tak właśnie musiało być. Cała ósemka opadła na kolana, krzywiąc się z bólu i dając mu tym samym choć trochę satysfakcji.

Ellen była wykończona. Z każdą ceremonią regeneracja zajmowała jej coraz więcej czasu. To dotyczyło zarówno kwestii fizyczności jak i zbierania magii. Ból również stawał się coraz mocniejszy i wiedziała, że wkrótce nie będzie miała siły, by go znieść. Każda minuta ceremonii wydłużała się do godzin pełnych udręki. Z niewysłowioną ulgą przyjęła moment, w którym Hiron nachylił się nad nią, by wyciągnąć z wanny.

Stanęła na drżących nogach i wczepiła się palcami w jego szerokie, spięte ramiona. Rzucił jej jedno ze swoich egzaltowanych spojrzeń i poczuła w sobie szarpnięcie jego magii. Moment ulgi nie trwał jednak długo, bo przerwał go huk uderzanych o ścianę drzwi. Do sali wmaszerowało kolejnych dziesięcioro bellator.

Ellen skrzywiła się nieświadomie i mocniej zacisnęła palce na jego ramionach, mrużąc oczy i zagryzając dolną wargę.

- Wynocha stąd! – wrzasnął Hiron, wprawiając ją w zdziwienie.

Piorunował wzrokiem nowoprzybyłych. Zatrzymali się w półkroku, nie dowierzając własnym uszom. Nadeszła wszakże pora na ich ceremonię.

Iris wpatrywała się w maga zdębiła. Jego oczy lśniły szkarłatem, odcinając się od bladej twarzy wykrzywionej grymasem wściekłości. Wyglądał pięknie i przerażająco.

- Na dzisiaj już dość. – Jego głos był lodowaty. Ellen objęła go delikatnie ramionami, ale nie miała dość siły, by utrzymać chwyt, więc jej ręka prześlizgnęła się po przedramieniu. Zacisnęła palce na jego szczupłym nadgarstku.

- To nasza kolej, magu – odezwał się jasnowłosy chłopak, tarasując przejście. Najwidoczniej spieszno mu było do śmierci.

- Jesteś pewien – Hiron mocniej zacisnął zęby – że chcesz mi się sprzeciwić? Uważasz, że niezgadzanie się ze mną jest dobrym pomysłem? – Zmrużył oczy.

Chłopak w wyrazie odwagi, lub głupoty niewzruszenie stał w miejscu. Reszta bellator również uparcie kręciła się przy drzwiach.

- Jest harmonogram – powiedział cicho, drżącym głosem. – Nie możesz go zmieniać według własnego uznania.

- Doprawdy? – Hiron uniósł brew. – Nie mogę? – Im bardziej się wściekał, tym jego głos stawał się spokojniejszy. Ellen marzła w jego ramionach, ale nie miała siły, ochoty, ani odwagi zaprzeczać.

- Hiron ma rację – odezwał się zza jej pleców Gabriel. – Musimy przesunąć kolejną ceremonię.

- Ciebie nikt nie pytał o zdanie – warknął blondwłosy.

Hiron zaśmiał się w głos.

- Odsuń się, dziecko – powiedział ostrzej. Ellen przełknęła ślinę, widząc magię tańczącą między jego palcami.

Chłopak nie ruszył się z miejsca. Najpewniej nie chciał okazać słabości w obecności przyjaciół,. Hiron mierzył ich na poły rozbawionym, a na poły zirytowanym wzrokiem. Patrzył na nich jak drapieżnik na swoją ofiarę.

Od niechcenia ruszył dłonią i bellator padli na podłogę jak kloce. Mag wziął Ellen na ręce i skierował się do wyjścia, depcząc celowo po ich genitaliach, szyjach i twarzach. Szedł powoli i nie ominął żadnego z nich. Unieruchomieni jego magią mogli jedynie jęczeć, bez możliwości wykonania najlżejszego ruchu.

Ellen nie mogła uwierzyć, że będą na tyle głupi, by mu się przeciwstawiać. Zacisnęła powieki i milczała, przytulając policzek do ciepłej szyi Hirona i wdychając jego zapach.

- Nic nie powiesz? – zapytał rozbawiony, kiedy zostawili salę daleko za sobą.

Drżała z zimna, więc przyspieszył, by jak najszybciej znaleźć się w sypialni.

- Oni tylko czekali na swoją ceremonię. Powinieneś ją przeprowadzić – powiedziała cicho.

Hiron wzdrygnął się, a jego barki zesztywniały.

- Nie będę przeprowadzał obrzędu, kiedy wyglądasz, jakbyś dopiero co powróciła z zaświatów – doparł ze złością.

Otworzył nogą drzwi i posadził ją przed lustrem. Nie chciała na siebie patrzeć, ale zmusił ją, by uważnie to zrobiła. Musiała przyznać, że nie prezentowała się najlepiej. Nawet rany na piersiach i wgłębieniach łokci jeszcze się nie zagoiły.

Między brwiami Hirona pojawiła się zmarszczka niepokoju.

- Skoro tak bardzo zależy ci na ceremonii, to ulecz się – rozkazał chłodno, krzyżując ramiona na piersi i wpatrując się w jej oczy w odbiciu lustra.

Zacisnęła usta i podjęła próbę. Sięgnęła w głąb siebie, ale musiało być z nią naprawdę źle, bo nic się nie zmieniło. Hiron szarpnął krzesłem i usiadł na biurku. Nachylił się nad nią i w nieznośnie przedłużającym się milczeniu pracował nad jej ranami. Był zły, ale jego ruchy wciąż były tkliwe i ostrożne.

W tej pozycji doskonale czuła jego zniewalający zapach. Niechcący musnął nosem jej czoło i Ellen westchnęła. Otworzyła szeroko oczy i na jego śnieżnobiałej koszuli ujrzała plamy krwi. Ależ musi być wściekły.

- Rzucają się na ciebie jak hieny – szepnął po uporczywie dłużącej się ciszy.

Już dawno powinien oderwać palce od jej ran, bo zdążyły całkowicie się zasklepić, ale wciąż delikatnie wodził po nich opuszkami.

Ellen przełknęła ślinę.

- Po to powstałam, Hironie. Wiesz doskonale kim jestem i jakie jest moje przeznaczenie – powtórzyła po raz setny.

Niestety Hiron wciąż nie potrafił i nie chciał zaakceptować tego, kim była Ellen. Te dyskusje ciągnęły się bez końca.

- Nie. – Potrząsnął głową. Niesforny kosmyk czarnych włosów opadł mu na czoło i choć nadawał mu chłopięco łobuzerskiego wyglądu, Ellen wiedziała, że w tej chwili w Hironie żadnego chłopca nie było. – Twój gatunek powstał przypadkiem, zatem nie może to być główną składową twojego istnienia.

- Nieprawda! – rzuciła ze złością i odsunęła się od niego. – Calon tchnął w mojego pradziada – zdenerwowała się.

- To był eksperyment, Ellen. Nic więcej – powiedział ostro.

Bez jej zgody wziął ją w ramiona i położył na łóżko jak bezwolne dziecko.

- Musisz odpoczywać – zarządził, zauważając, że jest skora do kłótni. Sam miał ochotę nią potrząsnąć i po raz kolejny wyjaśnić tok jego myślenia, ale wiedział, że to w tej chwili bezzasadne.

- Niczego nie muszę. Wróćmy na dół i dokończmy obrzęd. Doszłam już do siebie.

Nie zdążyła jednak podnieść się, bo momentalnie przygwoździł ją magią do pościeli. Stanął obok łóżka i patrzył na nią z aroganckim uśmieszkiem na ustach.

- Dopóki na to nie zezwolę, nie będzie żadnych ceremonii.

Och, jakże irytował ją ten przemądrzały ton.

- Co w ciebie wstąpiło? – syknęła. – Sam mówiłeś Calonowi, że trzy razy w tygodniu mogę przyjąć czterdziestu bellator.

- Doskonale wiem, co mówiłem – powiedział niechętnie, z frustracją przeczesując lśniące loki. – Ale to była ostatnia ceremonia, którą przeprowadziłem.

Próbowała podnieść się na łokciach, ale cisnął w nią magią i z powrotem opadła na poduszki. Jego oczy jarzyły się czerwienią.

- Świetnie – westchnęła – więc Calon dokończy.

Hiron zacisnął pięści i wbił w nią wściekły wzrok.

- Zapomnij.

- Niby dlaczego? Mamy wojnę do wygrania.

- Bo taką podjąłem decyzję. – Zacisnął wargi.

- Na podstawie czego podjąłeś taką decyzję? I nie mów mi, że na podstawie naszych relacji. Oboje wiemy, że jesteś profesjonalistą – mówiła coraz głośniej. Wyczuła, że jego magia zelżała i już tak sztywno jej nie uruchamia.

- Na podstawie moich zachcianek.

- Och! - wrzasnęła i z rozdrażnieniem ułożyła na twarzy poduszkę, na której sypiał. Pachniała nim.

Kiedy nieco się uspokoiła, zdjęła ją i rzuciła na podłogę. Hiron z krzywym uśmieszkiem wpatrywał się w jej twarz.

- Przestań się na mnie gapić – parsknęła.

- Nie będziesz mi niczego zabraniać – stwierdził od niechcenia.

- Doprawdy? Ty zabraniasz mi robić to, co do mnie należy, a ja nie mogę zabronić ci idiotycznego wgapiania się we mnie? Zachowajmy proszę jakieś proporcje.

Milczał. Ellen zaczęło to już doskwierać. Powoli odsunęła prześcieradło.

- Nawet się nie waż – powiedział cicho i stanowczo.

- Przecież czuję się całkiem dobrze – zaprotestowała.

- Nie, nie czujesz się dobrze.

- Hironie – wciągnęła powietrze w płuca, modląc się o spokój – jesteś po prostu okropny.

Podszedł do niej tak szybko jak czynią to bellator. Jego twarz znajdowała się milimetry od jej twarzy. Z tej odległości zdołałaby policzyć piegi na jego wysokich kościach policzkowych. Wiedziała, że mogłaby przez wieczność wpatrywać się w niego i przebywać w jego towarzystwie, ale nigdy nie przywyknie do jego obecności.

- Uważasz mnie za okropnego? – zapytał ze złością. – Teraz jestem okropny, bo się o ciebie martwię i nie chce żebyś się przemęczała i... - zawiesił głos i nagle odwrócił wzrok.

Wiedziała, że chciał wyznać, że ją kocha. Nie mówił tego często i czasami jeszcze z trudem przechodziło mu to przez gardło. Często też unikał okazywania jej w bezpośredni sposób czułości. Nie miała pojęcia, czym to było spowodowane i nie pytała. O wiele częściej mówił, że ją kocha, kiedy kochali się w ciemności, albo stawał za jej plecami. Nie przywykł do okazywania uczuć i Ellen musiała to akceptować.

Zacisnął usta. Złapała go dłonią za twarz i zbliżyła do siebie.

- I co? – zapytała ciszej.

Odetchnął. Raz, a potem drugi. Jego powieki zatrzepotały, a oczy błysnęły czerwienią.

- Jestem tak zazdrosny, że nie mogę oddychać – wyznał wreszcie, dramatycznie opadając na łóżko. Ukrył twarz w dłoniach i mamrotał w palce: - Nie mogę znieść tego, że na ciebie patrzą, że piją twoją krew. – Podniósł się szybko i uklęknął przed nią. - Tylko ja mogę to robić. Tylko ja.

Cóż, Ellen spodziewała się wyznań miłości, ale przyznanie się do zazdrości całkowicie nią wstrząsnęło.

Nigdy dotąd nie sądziła, że to uczucie go dławiło. Kpił z niego. Żartował z calanhe i terytorialności bellator i choć czasami wspominał przelotnie, że jest zazdrosny, to zwykle brała to za żarty. Teraz jednak brzmiał jakby sam w to nie wierzył, więc mówił o tym ze złością wściekły na samego siebie za te uczucia. Nie wiedziała jak ma się zachować.

- Och, Hironie... - Uniosła dłoń w kierunku jego twarzy, ale odsunął się i usiadł po drugiej stronie łóżka. Tym razem nie przeszkodził jej kiedy próbowała wstać. Zachwiała się, a wtedy błyskawicznie wyciągnął rękę i złapał ją za ramię, pomagając utrzymać równowagę. Zabrał ją jednak tak szybko jak było to możliwe.

- To przecież nie jest to samo. Dzielę się magią – tłumaczyła spokojnym głosem, kiedy wciąż uciekał przed nią wzrokiem, za to wgapiając się z wściekłością w dywan.

- Ale ty nie rozumiesz – żachnął się. – Kompletnie nie rozumiesz jak to wygląda z mojej perspektywy i jak mocno jest to intymne – zawahał się. - A ja muszę tam być. Muszę to przeprowadzać. Nie znoszę oglądać cię takiej.

- Jakiej, Hironie?

- Śpiącej i bezbronnej. Oni patrzą tylko na ciebie i czekają żeby cię wziąć. Jakbyś była kawałkiem mięsa.

Ellen odważyła się dotknąć dłonią jego ramienia. Skrzywił się, ale nie odsunął.

- A tylko ja mogę brać twoją krew. Jest moja – rzucił gniewnie.

Zagryzła wargę. Spiorunował ją wzrokiem.

- Jestem sanguis. Należę do bellator. Nic tego nie zmieni – powiedziała wolno. - A ty jesteś magicae. W zasadzie nawet nie powinnismy być razem, wiesz o tym doskonale.

Jego twarz przeszył cień. Uniósł brwi.

- Nie. Należysz do mnie. – Wstał szybkim ruchem. Górował nad nią i musiała unieść głowę, by spojrzeć na jego twarz. - Powiedz to – rozkazał.

- Co mam powiedzieć? – Grała na zwłokę.

Sama nie wiedziała, czy chce z nim flirtować, czy bardziej go zdenerwować. Z jednej strony uwielbiała stan w jaki wprawiała go zazdrość, ale z drugiej rzadko go takiego widywała i nie do końca wiedziała jak się zachowywać.

- Powiedz, że jesteś moja i że do mnie należysz. – Jego oczy błysnęły czerwienią. Magia przejmowała nad nim kontrolę i Ellen wiedziała, że stawał się wtedy groźniejszy.

- To może ty pierwszy? – Spojrzała na niego hardo.

Posłał jej lekceważący uśmiech.

- Ja pierwszy? A cóż mam ci powiedzieć?

Przewróciła oczami.

- Jak chcesz. Ale dzisiaj na pewno nie usłyszysz tego ode mnie.

- A jeśli... - zatrzymał się w półsłowie i pociągnął ją, gwałtownie biorąc w objęcia. – A jeśli powiem ci - przełknął ślinę. Wyraźnie się denerwował, choć Ellen nie wiedziała dlaczego. – Że ja należę do ciebie i jestem twój? To wtedy powiesz, że jesteś moja? - dokończył cicho.

Och, uwielbiali mówić sobie takie rzeczy. Hiron był strasznie z siebie zadowolony, kiedy szeptała mu to do ucha, a jemu również sprawiało przyjemność mówienie jej tego samego. Dzisiaj jednak zaczął dziwnie się zachowywać. Być może misja, w której miał wziąć udział wprawiła go w taki koszmarny nastrój.

Skinęła tylko głową. Nachylił się do niej. Kiedy mówił ich wargi się stykały.

- Zatem Ellen Rose, jestem twój. Tylko twój. Należę do ciebie. Cała moja magia jest twoja. – Miał przymknięte oczy. Czarne półksiężyce rzęs opierały się na policzkach. Ellen przesunęła palcem po jego ustach i skroni, a on westchnął.

- Jestem twoja. A ty jesteś mój – powiedziała to takim tonem, jakby składała mu przysięgę, jakby się modliła.

Nagle jego nastrój gwałtownie się zmienił. Hiron zchichotał i pocałował ją, ze śmiechem na wargach rzucając na łóżko. Obsypał pocałunkami całe jej ciało, łaskocząc nosem i włosami najwrażliwsze fragmenty. Kiedy całował palce jej stóp, próbowała mu uciec, ale trzymał ją mocno.

Nie mogła opanować śmiechu i spanikowana odsuwała się na łokciach, ale mocno pociągnął ją w tył i zjechała plecami po całej szerokości łóżka, wpadając prosto na jego kolana. Zanim zdążyła zaczerpnąć oddechu, wpił się ustami w jej usta. Oczy miał otwarte i groźnie na nią patrzył. Jego twarz ponownie całkowicie się zmieniła.

Ściągnął przez głowę koszulę i niedbale cisnął za siebie. Uwięził ją między swoim ciałem i łóżkiem całując mocno i brutalnie. Jego ręce były wszędzie. Zatopił się w jej szyi, całując, podgryzając i liżąc. Ujrzała na jego ustach krople własnej krwi.

Zrozumiała czego chciał, więc przy pocałunku zraniła go w wargę i podzielili się krwią. Wciąż nie odrywając się od niej, rozpiął guziki spodni i ściągnął je do połowy ud. Usiadła na nim, a kiedy wchodził w nią posuwistym ruchem, krzyknęła w jego wargi.

- Powiedz to raz jeszcze – rozkazał nadąsanym tonem. – Powiedz.

Sapał do jej ucha, poruszając się w niej dziko. Wciąż nie wychodząc z niej, podniósł się i posadził Ellen na biurku, dłonią zrzucając wszystko, co na nim leżało. Patrzył na nią uważnie, mrużąc oczy.

- Jestem twoja – wyznała urywanie, oplatając go kostkami w pasie.

Oparł czoło o jej czoło i uśmiechał się szeroko.

- Chcesz trochę mojej magii?

Ellen nie bardzo za nim nadążała. Była raczej nieprzytomna. Zawsze taka była w jego ramionach. Posłał jej łobuzerski uśmiech, nie zwalniając tempa.

- Oddam ci magię. Tak jak wtedy. Proszę – dyszał.

Błaganie w jego oczach było wyraźne.

- Chcę żebyś była bezpieczna, kiedy mnie nie będzie – wymruczał.

Poczuła spazm rozkoszy, kiedy pokazał jej, co czuje będąc w niej. Przypomniała sobie chwile, kiedy dysponowała jego magią i jak głęboko się w niej znajdował. Było to cudowne wrażenie, ale równocześnie przerażające. Nie potrafiłaby ukrywać przed nim swoich pragnień, a aktualnie pragnęła stworzyć z nim rodzinę. Wściekłby się. A poza tym, spędziła dużo czasu, próbując pozbyć się jego magii. Naprawdę nie była pewna.

- Nie będę zaglądał – nęcił. Jego usta błądziły po jej szyi. – Przynajmniej nie celowo. – Zaśmiał się i Ellen ujrzała czerwień tęczówek teraz intensywną od podniecenia.

Zastanawiała się, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw i stanowczo pokręciła głową. Zdenerwował się i wyszedł z niej brutalnie. Poczuła się osamotniona. Wyraźnie go rozwścieczyła.

- To dla twojego dobra. – Był potirytowany. Ponownie przeczesał palcami czarne włosy. – Chroniłaby cię. Ja bym cię chronił.

Wyciągnęła ręce w jego stronę i choć stał w miejscu bardzo długo, to w końcu do niej podszedł i wziął w ramiona.

- Chcę, żebyś była bezpieczna. – Hiron bardzo się bał.

- A ja chcę ciebie – szepnęła, przyciągając go do siebie. Wszedł w nią powoli i wypuścił powietrze z ust.

- Jesteś okropna, Ellen. Okropna i uparta – powiedział ze znużeniem, raz jeszcze biorąc ją w posiadanie.

- To tak jak ty. Sam mówiłeś, że jesteśmy tacy sami.

- I to chyba moje przekleństwo. – Zamknął jej usta pocałunkiem. - Kocham cię, wariatko - szepnął.

***

Nicholas i Gabriel czekali nad Hirona przed bramą.

Przyszedł spóźniony, łopocąc na wietrze czarną peleryną. Ku ich zdziwieniu zabrał ze sobą parę sztyletów i krótki miecz. Bellator z kolei byli w pełnym, standardowym rynsztunku.

Frater przypatrywali mu się podejrzliwie, zapewne czując jeszcze na jego skórze zapach Ellen. Mag dziecinnie poczuł nutkę satysfakcji i zignorował ich powitanie, wychodząc poza teren domostwa. Powóz czekał na nich przy końcu ulicy. Wsunęli się w niego cicho i woźnica ruszył w stronę zachodniej granicy Ravensport.

Nie odzywali się do siebie niemal przez całą drogę, każdy zatopiony we własnych myślach. To była misja samobójcza i doskonale wiedzieli, że powrót do domu byłby cudem. Długo debatowali, czy warto robić ten skok. Dwójka najlepszych bellator i jeden z dwóch magicae. Stawka była ogromna. Powodzenie w tej misji mogło zapewnić im zwycięstwo w wojnie, albo chociaż znacząco wpłynąć na przebieg walki, ale ryzyko było jednak ogromne.

Gabriel i Nicholas wielokrotnie wyjeżdżali na zwiady i w końcu udało im się przekonać Hirona, by im towarzyszył. Na początku nie chciał na to przystać ze względu na Ellen, ale ta część chęci do walki, która się w nim obudziła, przyzywała go jak syreni śpiew.

Nie obawiał się o siebie. Bał się o Ellen, która przyciągała kłopoty, kiedy nie było go przy niej. Czasami zastanawiał się, czy to przypadkiem nie on je na nią ściągnął. Żyła przecież od trzystu lat, ale dopiero teraz była tak wielokrotnie bliska śmierci.

W końcu powóz się zatrzymał i wysiedli z niego niezgrabnie. Nogi im ścierpły od ciasnoty. Woźnica wypuścił ich niedaleko rzek Bear, gdzie inni bellator przygotowywali już grunt pod walki. Musieli pamiętać jak bardzo ważne jest ściągnięcie tutaj wszystkich sił Petroniusza.

- Każdy wie, co ma robić? – zapytał Hiron.

Gabriel i Nicholas skinęli głowami i rozproszyli się, wychodząc śmierci naprzeciw.

Continue Reading

You'll Also Like

65.6K 3.8K 47
Jane żyje w Coldwater- kraju, gdzie ludzie są podzieleni na rangi: albo jesteś biednym i mieszkasz we wiosce zarabiając marne grosze, albo żyjesz w s...
319K 34.4K 89
Od wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jed...
29.4K 1.7K 68
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...
49.4K 3.6K 57
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...