If You Love [18+]

Por JBHiddleston

998K 63.8K 45.1K

Kiara Morton zmuszona jest opuścić ukochane, słoneczne Miami i wraz z rodzicami przeprowadzić się do ponurego... Mais

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog

Rozdział 8

32.1K 2.3K 2.1K
Por JBHiddleston

Postawiła na blacie biurka małą torebkę oraz papierowy kubek z czarną kawą. Następnie cofnęła się o krok, robiąc to w tej samej chwili, w której Alexander Davies podniósł wzrok znad ekranu laptopa i obdarzył ją ciężarem swojego spojrzenia.

– Zwracam koszulę – poinformowała, splatając przed sobą dłonie. – Jest wyprana i wyprasowana. Czarna kawa, bez cukru. Zdążyłam, jest szósta pięćdziesiąt siedem. Jest jeszcze coś co mogę dla pana zrobić, panie Davies?

Uniósł podbródek. Mięsień jego szczęki drgnął, gdy zacisnął wargi. Najwyraźniej zdołał jednak powstrzymać się od ponownego upomnienia jej. Prosił, aby zwracała się do niego po imieniu, gdy w pobliżu nie przebywał nikt inny.

– Nie. Możesz odejść...

– Oczywiście. – Odwróciła się i ruszyła w kierunku szklanych drzwi.

– Kiaro.

Przystanęła na dźwięk własnego imienia.

– Tak? – Spojrzała na mężczyznę.

– Ze względu na przyjęcie, które dzisiejszego wieczoru organizują twoi rodzice, możesz wyjść z pracy trzy godziny wcześniej.

Kiara zmusiła się do lekkiego uśmiechu, choć zamierzała wrócić do domu dopiero późnym popołudniem, najpóźniej jak to tylko było możliwe.

Właśnie ze względu na przyjęcie, które miało odbyć się w posiadłości jej rodziny każde powierzone jej tego dnia zadania wykonywała znacznie wolniej niż zazwyczaj. Budynek firmy opuściła krótko przed piątą popołudniu.

Gdy więc tylko przekroczyła próg willi, matka dorwała ją w swoje szpony i pociągnęła w kierunku sypialni.

– Przygotowałam dla ciebie sukienkę – poinformowała.

Sama była już w pełni gotowa. Jej nienaganną figurę podkreślała biała, opięta kreacja. Jasne włosy pozostawiła rozpuszczone. Wyglądała niemal nienaturalnie młodo, więc Kiara śmiała sądzić, że jej matka skorzystała z jakiś wartych fortunę zabiegów.

Olivia Morton zawsze musiała bowiem prezentować się tak, aby ludzie nie mogli oderwać od niej wzroku.

Sukienka, którą wybrała dla niej matka była piekielnie niewygodna, w krwiścieczerwonym odcieniu, zbudowana niemal w całości z koronki, która drażniła skórę brunetki. Na dodatek potwornie wysokie szpilki sprawiały, że z trudem mogła ustać na własnych nogach.

Był piątek. Miała za sobą naprawdę ciężki i męczący tydzień, więc jedyną rzeczą o jakiej marzyła była długa, gorąca kąpiel i wieczór w łóżku. Przez najbliższe godziny musiała jednak szeroko się uśmiechać i wpasować w wykreowany przez jej matkę obraz idealnej rodziny, którą nigdy nie byli.

– Na przyjęciu zjawią się Stewartowie razem ze swoim synem. – Matka stanęła tuż za nią, a jej twarz pojawiła się w odbiciu ogromnego lustra. – Wiesz, co powinnaś robić, prawda, Kiaro?

– Uśmiechać się i...

– I niewiele mówić – dodała, poprawiając czarne włosy córki. – Bycie głupiutką dziewczynką w tych czasach pozwala kobietom zdobyć to, czego pragną. – Cofnęła się o krok. – Wyglądasz pięknie.

Dziewczyna pośpiesznie spuściła wzrok. Starała się walczyć ze zmęczeniem, które tak silnie odczuwała. Jej skronie niemal pulsowały od bólu.

– Przyjęcie niebawem się zacznie. Muszę razem z twoim ojcem witać gości. Nie spóźnij się – poinformowała, nim zniknęła w jasnym korytarzu.

Kiara z cichym westchnieniem opadła na materac miękkiego łóżka, nieco gniotąc przy tym materiał sukienki. Jej ramiona zatrzęsły się pod wpływem cichego płaczu.

Nigdy nie płakała, gdy istniał choć cień szansy, że ktoś mógłby ją zobaczyć. Okazywanie słabości było bowiem głupotą równie wielką jak krwawienie, pływając w pobliżu stada rekinów.

Była zmęczona. Tak bardzo, bardzo zmęczona.

Owe zmęczenie sięgało gdzieś głęboko do jej serca i było niemal nie do zniesienia.

Uniosła wzrok i napotkała własne spojrzenie w odbiciu lustra.

– Weź się w garść – szepnęła.

Wiedziała, że jeżeli zjawi się na przyjęciu w takim stanie i będzie milczeć, ludzie zobaczą w niej idealną kandydatkę na przyszłą żonę – głupią, nie posiadającą własnego zdania. Jakby była ładną ozdobą.

Wytarła mokre od łez policzki, poprawiła włosy, a potem wstała na równe nogi, ignorując ból, jaki sprawiały jej niewygodne buty.

Gdy stanęła u szczytu schodów, główną salę rezydencji wypełniał tłum elegancko ubranych gości.

Uniosła wyżej podbródek i zakładając na twarz jedną z wielu masek, ruszyła w dół. 

***

Trzymając w dłoni kieliszek z winem, spojrzał na oplatający jego nadgarstek zegarek. Gdy natomiast uniósł wzrok i przesunął spojrzeniem po gościach, w końcu ją ujrzał.

Kiara Morton, ubrana w czerwoną sukienkę pokonała ostatni stopień marmurowych schodów. Nagle słowa, jakie wypowiadał do niego Leonard przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

Nie potrafił odwrócić od niej wzroku, gdy przystając, rozejrzała się dookoła. Wyglądała na nieco zagubioną, zupełnie jakby nie potrafiła odnaleźć się w otaczającym ją tłumie. Wydawała się spiąć, gdy pojawiła się obok niej matka i, chwytając jej ramię, pociągnęła ją w ich kierunku.

Stali bowiem razem – on, Leonard wraz z żoną, Parker, Jon Morton oraz burmistrz Stewart wraz z żoną i synem, obok którego matka Kiary niemal siłą wcisnęła milczącą brunetkę.

Alexander przechylił głowę w bok, lustrując ją wzrokiem, gdy odgarnęła kosmyk włosów za ucho, a potem uniosła podbródek. Zamarła, napotkawszy jego spojrzenie. Dzieliły ich może dwa lub trzy metry oraz stojący pomiędzy nimi Jon Morton, który zaniósł się donośnym śmiechem.

Felix, bowiem właśnie takie imię nosił jedyny syn Stewartów obdarzył brunetkę lekkim uśmiechem. Alex nie pamiętał, ile chłopak miał lat. Dwadzieścia trzy lub dwa. Był to szczegół tak nieistotny, że szybko pozbył się do z pamięci.

Powiedział coś do Kiary, która odpowiedziała krótkim skinieniem i równie lekkim uśmiechem.

Odwrócił spojrzenie w tej samej chwili, w której dotarły do niego słowa burmistrza:

– Feminizm kończy się w momencie, w którym trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro. – Kobiety są jak ozdoba dla mężczyzny – dodał.

Alexander spojrzał na Kiarę. Nie mylił się – dostrzegł na jej twarzy lekki grymas. Sądził jednak, że zdoła zapanować nad własnym językiem. Był więc szczerze zdziwiony, gdy po chwili zabrała głos:

– Ile lodówek pan wniósł, panie Stewart? – zapytała.

Burmistrz utkwił w niej spojrzenie. Dookoła zapadła nagła cisza.

– Słucham?

– Ile lodówek pan wniósł na to przysłowiowe ''czwarte piętro''? – powtórzyła, wyraźnie ignorując wzrok, którym obdarzyła ją matka.

– Nie wiedziałem, że twoja córka to taka zagorzała feministka. – Zwrócił się do Jona Mortona, który jedynie uśmiechnął się krzywo.

– To nie feminizm tylko zwykła ludzka kultura osobista, której panu najwyraźniej brak.

Słowa brunetki sprawiły, że pani Stewart niemal pisnęła. Alexander natomiast uniósł kieliszek i upił łyk szampana, nawet nie moment nie spuszczając z niej spojrzenia.

Stała tam pomiędzy nimi wszystkimi, ubrana w czerwoną sukienkę, z twardym wyrazem twarzy i wysoko uniesionym podbródkiem.

– Takie zachowanie raczej nie przystoi damie – upomniał ją burmistrz. Nawet jeżeli jej postawa go uraziła, nie dał po sobie tego poznać.

– Nazywanie kobiet ''ozdobą dla mężczyzny'' raczej też nie jest oznaką bycia dżentelmenem, panie Stewart. Jak więc powinnam pana określić? Jako chama czy prostka?

– Kiaro! – wtrącił pan Morton.

Alexander z trudem zdołał zapanować nad uśmiechem. Kącik jego ust drgnął jednak ku górze w lekkim uśmiechu.

Zanim brunetka zdołała cokolwiek dodać, matka zacisnęła dłoń na jej ramieniu i, posyłając gościom przepraszające uśmiechy, pociągnęła córkę za sobą. 

***

– To boli – jęknęła, gdy matka siłą wepchnęła ją do pustej sypialni. Tupot jej szpilek odbił się od ścian, gdy postawiła dwa chwiejne kroki w tył. Ramię piekło ją nieznośnie, a miejsce, w którym przed chwilą spoczywała dłoń Olivii Morton było całe czerwone.

– Czy nie możesz choć raz zrobić tego, co ci każę?

– Całe życie robię to, co mówisz – wtrąciła. – Całe życie, mamo. Naprawdę sądzisz, że tak po prostu zgodzę się poślubić jakiegoś obcego człowieka?

– Ach... – Prychnęła. – Więc zrobiłaś to specjalnie, tak?

– Po prostu nie chcę być taka, jak ty! – Podniosła głos, już nad tym nie panując. – Nie chcę mieć do zaoferowania jedynie ładnej buzi i...

Słowa uwięzły w jej gardle, gdy dłoń matki zetknęła się z jej policzkiem. Kiara wylądowała na stojącym nieopodal łóżku i ze łzami w oczach chwyciła się za pulsujące bólem miejsce.

– Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? – szepnęła.

Nie możesz się rozpłakać, nakazała samej sobie. Nie tutaj, nie teraz, nie przed nią.

– Od samego początku, prawda? Nawet gdy nosiłaś mnie pod sercem... Już wtedy wiedziałaś, że nie będziesz w stanie mnie pokochać...

– Nigdy nie chciałam mieć córki – syknęła. – To nie moja wina, Kiaro. – Pokręciła głową. – Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy byś się nie urodziła.

W chwili w której dziewczyna uniosła pełne łez spojrzenie, Olivia Morton odwrócił wzrok, jakby nie była w stanie na nią patrzeć. Potem odwróciła się i odeszła, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi.

Dopiero wówczas po policzku Kiary spłynęła pierwsza samotna łza. 

***

Nie wiedziała, dokąd właściwie zmierzała. Wszystkie ulice zdawały się bowiem jednakowe, a domy takie same. Gdy dotarła do przystanku autobusowego, usiadła na krawędzi chodnika, zdjęła wysokie szpilki z bolących stóp i odgarnęła włosy z policzków.

Deszcz spadł z nieba tak gwałtownie i nagle, że Kiara niemal się wzdrygnęła. Nie ruszyła się jednak z miejsca, nie schroniła pod daszkiem przystanku, nie uciekała. Po prostu się rozpłakała.

Była zbyt zmęczona, aby się ruszyć. Nie miała sił, więc siedziała na brudnym chodniku, moknąć w deszczu i cicho łkając.

Nie mogła wrócić do domu, nie mogła udać się do hotelu, bowiem wszystkie pieniądze i karty bankomatowe znajdowały się w jej pokoju. Mogła więc jedynie tkwić w tym cichym, pustym miejscu, mając nadzieję, że to wszystko okaże się jedynie złym snem.

Choć od zawsze wiedziała, że jej matka szczerze jej nienawidziła, usłyszenie tych słów prosto z jej ust roztrzaskało jej serce, bo to oznaczało, że została na tym świecie zupełnie sama.

Nie miała nikogo po swojej stronie.

Absolutnie nikogo.

Cieknące po jej policzkach łzy zmieszały się z deszczem, którego szum sprawił, że dopiero po chwili ujrzała zatrzymujące się przy przystanku sportowe auto.

Uniosła głowę w tej samej chwili, w której z samochodu wysiadł ubrany w czarny garnitur Alexander Davies.

Stanął w deszczu, w słabym blasku ulicznych lamp i wyciągając ku niej swą dłoń, odparł:

– Chodźmy stąd... 



J.B.H

Continuar a ler

Também vai Gostar

577 56 17
Główna bohaterka Rose Willow nie miała dobrego życia w poprzednich szkołach była w nich wyżutkiem. Wszystko sie jednak zmienia. Gdy dziewczyna chodzi...
21.8K 869 25
Enemies to Lovers Bad boy & good girl
117K 11.4K 29
Poznaj historię córki głównego bohatera z "Wszystko, co skrywa twoje serce" Można powiedzieć, że życie Penelope Porter było idealne. Miała kochającą...
64.8K 4.1K 21
Kontynuacja ,,The Mysterious Hunk"