Kangury

288 12 23
                                    

Sydney, The Kirketon Hotel
16.04.1976, piątek

Samolot do domu spóźnił się ponad godzinę, Roger dalej robił sceny, a po przylocie pierwszym miejscem, do jakiego się udałam, był gabinet mojej psychoterapeutki. Wspaniale.

Jednak poza tym, ostatnie tygodnie upływały w miarę spokojnie. Powiedziałam doktor Green o wszystkim, czego w ostatnim czasie doświadczyłam. Choć muszę przyznać, że mimo wszystko czułam się lepiej. Nie miałam koszmarów, ataków paniki. Fakt, miałam gorsze momenty, ale raczej było to w normie.

Tego dnia chłopcy mieli wolne. Dopiero co przyjechaliśmy do Sydney, bo wcześniej koncerty odbywały się za daleko i nie byłoby sensu jeździć tu do hotelu.

Ta część trasy była krótka, więc Veronica zdecydowała się zostać w domu. Rhysa też nie wzięliśmy, choć muszę przyznać, że zaczęliśmy załapywać coraz lepszy kontakt. Ale on sam przyznał, że praca nad albumem, gdy cały czas byliśmy w ruchu, nie była łatwa.

Tym razem nie miałam pokoju z Rogerem. Ale nie miałam też sama. Zwykle nie byłoby problemu z rezerwacją dodatkowego apartamentu, ale wtedy wyjątkowo wszystkie były pozajmowane. Chciałam przez ten czas zamieszkać z Johnem albo Freddiem, ale z Deakym nie mogłam, bo Veronica by się nie zgodziła, a Fred powiedział, że z pewnością będzie miał gości i byłoby to conajmniej b a r d z o niezręczne. W ten sposób wylądowałam w pokoju z Brianem. Byłam bardzo zaskoczona, że Rog nie ma nic przeciwko. Bałam się, że mógł znaleźć sobie kogoś nowego. Chociaż jego zazdrość robiła się chorobliwa, wtedy wyjątkowo mi jej brakowało...

Zbliżała się 16:00. Siedziałam na łóżku i kreśliłam w notesie przypadkowe linie i rozmaite kształty. Miałam w planach napisać piosenkę, ale do głowy przychodziły mi jedynie smutne kawałki, których Rhys kazał mi póki co unikać.

Usłyszałam zbliżające się kroki. Podniosłam głowę znad kartki i zobaczyłam uśmiechniętego Loczka z sokiem pomarańczowym w dłoni.

- Twoje zamówienie - rzucił. - Położę ci na komodzie, może być?
- Pewnie - odpowiedziałam cicho, starając się lekko uśmiechnąć.
- Jesteś pewna, że nie chcesz nic jeść? Jest prawie czwarta, a ty nic jeszcze dzisiaj nie jadłaś...
- Spokojnie, nie jestem głodna.
Brian przechylił lekko głowę jak pies i zmarszczył brwi.
- Hej, wszystko okej? Od dłuższego czasu chodzisz przybita, chcesz może pogadać?
Spojrzałam czule na chłopaka.
- Dziękuje, nic mi nie jest.
- Freddie twierdzi inaczej.
Westchnęłam głęboko.
- Dobrze wiesz, jaki on jest. Lubi koloryzować.
- Może, ale jest też dobrym przyjacielem.
- To fakt.
Bri zamyślił się na chwilę.
- Maeve... - szepnął, siadając obok mnie na łóżku. - Nie chcę się narzucać. Ale jakby co, to...
Nie dokończył. Przerwałam mu, przytulając się do niego mocno. Ostatnio często to robiłam.
- Dzięki, ale serio nie ma potrzeby.

* * *

Nad drzwiami do klubu wisiał duży neon w kształcie kangura. W środku też było ich kilka. Widać, że miejsce stworzone pod turystów.
Nie miałam w planach gdziekolwiek wychodzić, ale myśl o ilości alkoholu, jaką tam dysponują, mnie przekonała. Wyjątkowo to nie Freddie, tylko Brian mnie zachęcił. Chyba faktycznie chciał mnie rozweselić...

Podeszłam razem z Loczkiem do baru. Już chciałam poprosić o piwo, ale chłopak mi przerwał.

- Maeve, idź się zabawić, a ja przyniosę ci drinka. Potrzebujesz rozrywki.
- Nie ma rozrywki bez alkoholu - odparłam.
Chłopak uniósł lekko brwi.
- Dobra. Poczekam.

Poszłam na parkiet. Po chwili, poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Momentalnie zorientowałam się, kto to.

- Maeve! Przepraszam, myślałem przez chwilę, że jesteś Mary. Podobne włosy macie. No nic, lecę szukać jej dalej.
- Rog, stój! - krzyknęłam, jednak nie odwrócił się. Zniknął w tłumie skaczących, krzyczących ludzi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 23, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

You And I {Roger Taylor}Where stories live. Discover now