No to lecimy!

249 7 15
                                    

Londyn, St. Paul's, mój dom
24.01.1976, sobota

Leżałam na łóżku z głową w poduszce. Trudna sztuka pakowania...
Byli ze mną wszyscy moi przyjaciele. Jutro rano miałam samolot, a oni chcieli spędzić ze mną ostatnie chwile przed wylotem. Mieliśmy pójść jeszcze razem na drinka do Dirty Martini, ale póki co siedzieliśmy u mnie, tonąc w ubraniach porozrzucanych po całym pokoju.

- Laska, wstawaj, to się samo nie spakuje! - powiedziała Mary, wydmuchując dym z papierosa.
W odpowiedzi wydałam jęk niezadowolenia.
- Nie, to nie. W takim razie ja lecę za ciebie - odezwała się Charlie.

Sturlałam się z łóżka, wpadając prosto na Lily i Mila.
- Ała, kurwa! - krzyknął chłopak. - Chcesz nas zabić?
Lil tylko zaśmiała się, próbując się spode mnie wydostać.

Wstałam i wyszłam z pokoju. Wszyscy krzyczeli za mną, gdzie idę i żebym wracała się ogarniać, ale jakoś nie miałam nastroju. Zeszłam do kuchni zrobić sobie herbatę.
Nie ukrywam, byłam bardzo zestresowana tym wszystkim. Nigdy nie leciałam samolotem, tym bardziej tak długo. A poza tym, miałam spędzić dwa miesiące z dala od rodziny, przyjaciół, Londynu... - od całego mojego życia. W dzieciństwie wielokrotnie jeździłam na różnego rodzaju obozy, które często trwały około miesiąca, jednak to miało być coś zupełnie innego. Miałam przeczucie, że dużo się przez ten czas u mnie zmieni...

Wróciłam na górę i w końcu wzięłam się za robotę. Przyjaciele bardzo mi pomogli.

- Maeve? - zaczęła Lily. - Mamy jeszcze coś dla ciebie.
Spojrzałam na nią niepewnie.
- W sensie no wiesz, taki jakby prezent - dorzuciła Mary.
- Na wypadek, gdyby ci się tam zbyt spodobało.
- Milo, co ty sugerujesz? - zapytałam.
- Jakbyś postanowiła zostać, żeby rozwijać karierę.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Sądzicie, że mogłabym was zostawić? Ludzie, ja bez was tygodnia nie potrafię przeżyć, a na myśl, że będę tam sama przez dwa miesiące, aż chce mi się płakać!
- Skarbie, przecież nie będziesz sama! - krzyknęła Mary.
„Ktoś tu naśladuje swojego idola", pomyślałam.
- A John i Fred?
- Brian?
- Roger?
- Dobrze wiecie, że ich kocham, ale oni nie zastąpią mi was. Do kogo pobiegnę, gdy będę potrzebowała wykładu o tym, jakie to palenie jest zle, gdy nie będzie Charlie? Kto będzie mi udzielał lekcji jazdy samochodem, samemu nie mając prawka, jeśli nie Milo? Kto zrobi mi magiczną mieszankę alkoholową, dzięki której rzyga się przez 24 godziny? Mary, chciałam tylko zaznaczyć, że dalej na samą myśl robi mi się niedobrze. Gdzie ja znajdę taką Lily, która załatwia mi randki z chłopakami, którzy mi się podobają?

Zapadła cisza. Mary podeszła do mnie i mnie przytuliła. Za nią w ślad poszli pozostali. W międzyczasie uświadomiłam sobie, że wszystkie wymienione przykłady dotyczą tego, co zawsze najbardziej mnie w nich wszystkich wkurzało - u Charlie to, że wszystkich poucza, u Mila to, że ma totalnie wyrąbane na bezpieczeństwo, u Mary jej zamiłowanie do imprez i bagatelizowanie problemów, a u Lily to, że cały czas mnie z kimś umawiała, nawet nie pytając o zgodę.

- Nie poradzę sobie bez was.
- Damy radę. To tylko dwa miesiące. Będziemy codziennie dzwonić - oznajmiła Charlie.
- Maeve, ale i tak możemy dać ci ten prezent, prawda? - zapytała Lily.
Zaśmiałam się.
- Jeśli wam tak zależy, to pewnie.
Podekscytowana dziewczyna wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła z walizką.
- Ale przecież - zająknęłam się. - Już się spakowałam...
- To się przepakujesz, jak tylko spojrzysz na to.

Lil odwróciła walizkę. Był na niej wymalowany napis Queen, naszywki z członkami zespołu, a nawet takie przedstawiające moich przyjaciół i mnie. Zobaczyłam kilka wierszy Mila i różne rzeczy namalowane przez Mary, a także w jakiś sposób przytwierdzone ususzone przez Charlie kwiaty i przeplatające wszystko drewniane kolorowe koraliki.

You And I {Roger Taylor}حيث تعيش القصص. اكتشف الآن