𝖊𝖕𝖎𝖑𝖔𝖌

1.1K 133 77
                                    

         Atsushi siedział wygodnie oparty na sofie. Wpatrywał się w telewizor.

— Herbata — powiedział Ryunosuke, kładąc dwa kubki z napojem na stole. Następnie usiadł obok. — Co oglądasz? — zapytał.

— Pamiętasz tamtą sprawę, którą prowadziłem kiedy zaczęliśmy się spotykać? I rozwikłano ją chwilę po tym, jak zostaliśmy parą?

— Oczywiście, że pamiętam, to było tylko trochę ponad cztery lata temu. Co z nią? — Brunet nie wydawał się specjalnie zainteresowany.

— Bourreau, ten morderca, niedawno próbował powiesić się w więzieniu. Prawie mu się udało. I teraz przypominają o tej sprawie. Przez brutalność była dość głośna, a rozwikłano ją tylko przez to, że typ zostawił gumkę do włosów na miejscu zbrodni. Ślady DNA i tak dalej. — Detektyw wskazał na telewizor. — Widzisz? To jest reportaż ze mną — powiedział z nutą nostalgii w głowie. Nagranie było z czasu aresztowania mordercy.

— Cóż, nie cieszyłbym się aż tak, że wszędzie to pokazują, patrząc na twoją ówczesną fryzurę. Dobrze, żeś trochę ją zmienił — stwierdził Akutagawa.

— Przecież ci się podobała... — mruknął młodszy. — Mogę objąć cię ramieniem? — zapytał.

— Śmiało.

Nakajima przysunął się i objął starszego. Zawsze pytał o dotyk. Na tym polegało ich wzajemne zaufanie — niezaprzeczalne szanowanie granic drugiego. A Ryunosuke granice miał twarde. Każdy dotyk musiał odbywać się za zgodą i wiedzą drugiej osoby, choćby ten najbardziej delikatny. Brunet potrzebował tego do poczucia bezpieczeństwa. Działało to też w drugą stronę, choć to detektyw częściej inicjował zbliżenia.

— To, że podobały mi się twoje włosy, nie sprawia, że z perspektywy czasu nie stały się zabawne — stwierdził brunet, trzymając napój w rękach i opierając się o właściciela tygrysiej zdolności.

— Jasne, jasne. Ale ponoć tamten facet nie dostał kary śmierci tylko dlatego, że jego przyjaciel załatwił mu genialnego prawnika. I finalnie Michel, bo tak ma na imię, skończył z dożywociem — wyjaśnił pracownik Zbrojeniówki.

— Widać, jak się z tego cieszy.

Drugi uśmiechnął się rozbawiony.

— Ponoć ten jego kolega ksiądz później urządził mu raban o tę próbę samobójczą. To samo było przed salą sądową, ale o to, że Francuz dał się złapać — opowiedział szarowłosy. — A później Bourreau, płacząc, na kolanach przepraszał za grzechy i obiecywał, że zawsze będzie o nim pamiętać. Następnie płakał jeszcze na sali sądowej, po usłyszeniu wyroku. I zrobił sobie coś z palcem, tak bardzo go wykręcił.

— Dużo o tym wiesz — stwierdził mafioso.

— Przecież byłem tam. Co prawda nie jako świadek, ale jednak. W sensie na rozprawie... a raczej rozprawach. Było ich kilka. Mówiłem ci.

Akutagawa wzruszył ramionami.

— Ważne, że nie miało to złego zakończenia.

— Albo, raczej, wszystko miało dobre zakończenie — stwierdził detektyw. Nieco nachylił się nad Ryunosuke. — Mogę? — zapytał z lekkim uśmiechem. Mężczyzna pokiwał głową, spokojnie, choć w pewien sposób radośnie. Pocałowali się.

𝖘𝖕𝖗𝖆𝖜𝖆 𝖈𝖟𝖆𝖗𝖓𝖊𝖏 𝖗𝖔́𝖟̇𝖞 | shin soukokuWhere stories live. Discover now