𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖝𝖎

1K 131 100
                                    

— Gdzie pan był [XX] sierpnia i [XX] października? — pyta Nakajima.

— Nie jestem pewien, nie pamiętam, to było dawno, ale zapewne w swoim domu — stwierdza Bourreau.

— Czy ktoś może to potwierdzić? — Dazai patrzy na niego z powagą.

— Nie, mieszkam sam. Poza tym jestem singlem, znajomych nie mam za dużo, zazwyczaj czas wolny spędzam sam w domu albo na spacerach — przyznaje brunet.

         Drzwi małego pomieszczenia otworzyły się. W środku panował półmrok. Szatyn wszedł, niosąc dwie czarne kawy. Usiadł obok młodszego blondyna i podał mu jeden z kubków wypełnionych napojem.

— Długo już tu siedzisz? — zapytał, rozkładając się na drewnianym krześle i kładąc podbródek na oparciu. Następnie wziął łyk swojej kawy.

— Trochę — stwierdził Kunikida, zdejmując jedną słuchawkę i podając ją Dazaiowi. — Oczy mnie bolą. — Na potwierdzenie uniósł okulary i zaczął masować kąciki łzowe. — Jestem zmęczony tą robotą. — Napił się czarnego napoju. Włączył dalej nagranie z przesłuchania. Chciał się zapoznać z każdym osobnym przesłuchaniem, choć kończyło się to wiecznym niewyspaniem i ogromnym zmęczeniem.

— To to nasze przesłuchanie tego gościa, który nagle urwał się do Francji? — spytał brązowooki.

— Mhm — mruknął były matematyk.

— Nie jest pan z Japonii? — Atsushi patrzy na starszego lekko zmęczony, jak każdy w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej.

Chwilowy brak odpowiedzi.

— Nie, nie — mówi mężczyzna, jakby nagle się budząc. — Pochodzę z Francji. Dokładniej z Hermon, taka mała mieścina gdzieś między Paryżem a Lille.

— Był tam pan ostatnio? — Kolejne pytanie nastolatka.

— Tak, odwiedzałem przyjaciela. Znamy się jeszcze z liceum. Byłem tam między [XX] i [XX] listopada — wyznaje przesłuchiwany. — Nie widzieliśmy się od dwóch lat. Rzadko go odwiedzam, on też nie ma takiej możliwości.

         — Myślisz, że Atsushi kogoś ma? — zagadał Osamu, stopując nagranie.

— O co ci chodzi? Po co przerywasz i gadasz głupoty? — Doppo popatrzył na niego zirytowany.

— Nawet ściął włosy, nie gadaj, że nie widziałeś! Raczej nie zrobiłby tego bez powodu! — bronił się starszy.

— To żaden dowód.

— W takim razie sam się obetnij — stwierdził Dazai, łapiąc kucyka okularnika i przesuwając po nim dłonią. — Skoro to nie trzeba mieć żadnego powodu dla ścięcia włosów.

— Ogarnij się — syknął blondyn, odtrącając obandażowaną dłoń. — Nie będę się ścinać, ale Atsushi od dawna mówił, że chce doprowadzić swoje włosy do porządku. To normalne, że trochę zmienił fryzurę.

— Przyciął tylko jedno pasmo włosów.

— I? Skoro mu tak wygodnie, to to nie jest nasza sprawa.

— Dziwne, że znalazł sobie kogoś tak szybko po śmierci Kyouki. Przecież była dla niego ważna.

— Weź się w końcu zamknij.

— Widziałem, jak spotykał się z Akutagawą — ogłosił czekoladowooki, wyciągając rękę do komputera.

— Pierdolisz — stwierdził okularnik, nagle łapiąc tamtego za nadgarstek. Był w szoku. — Znaczy się... — Odchrząknął. — Po co Atsushi miałby to zrobić?

— Nie wiem. Ale chyba odkąd on tu go przytargał, to zaczęli się spotykać.

— Nie, nie gadaj bzdur, Atsushi na pewno nie jest gejem. Poza tym nie spotykałby się z własnym wrogiem — powiedział Doppo, biorąc łyk kawy i puszczając współpracownika. Następnie ponownie włączył nagranie.

Szatyn po prostu wzruszył ramionami.

— Ponoć sam hoduje pan kwiaty w swoim ogrodzie. Czy to prawda? I czy hoduje pan tam akurat czarne róże? — zadaje pytanie.

Ponownie zapada chwilowa cisza.

— Tak — potwierdza brunet. — Zawsze o tym marzyłem — ogłasza.

— Interesujące marzenie — rzuca lekko zgryźliwie starszy z detektywów.

Francuz wzrusza ramionami. Przesuwa dłonią po lewym przedramieniu. Jest tam wypukłość spowodowana opatrunkiem. Stara się ją ukryć.

— Ma tam pan bandaż? — Nastolatek uważnie bada go wzrokiem i tygrysim spojrzeniem.

— Zaciąłem się w trakcie prac w ogrodzie. Nieszczęśliwy wypadek, nic szczególnego. A nie miałem nic lepszego niż bandaż. Jestem naprawdę kiepski w opatrunkach — odrzeka najstarszy w pomieszczeniu.

— Czy jest pan uzdolniony? — zadaje pytanie chłopak, już po raz kolejny. Przesłuchiwani słyszą to już na samym początku spotkania.

— Nie — ponownie przyrzeka obcokrajowiec.

         — Myślisz, że jest szczery? — zapytał starszy, zatrzymując film. — Wygląda, jakby kłamał. Do tego zaczął wtedy wykręcać sobie palce pod stołem. I ma w oczach coś takiego, co każe myśleć, że jest obdarzony. Widać to po nim.

— Nie mam pojęcia, czy kłamie. Nie ma w dokumentach żadnej wzmianki o możliwej zdolności. Chyba, że dobrze to ukrywa. Niektórzy wolą się do tego nie przyznawać — stwierdził Kunikida. Napił się czarnej cieczy. — Ubiera się nieco dziwnie, jeśli tak spojrzeć na jego kapelusz i płaszcz, do tego ma nietypowe włosy, ale to nie oznacza, że ma być od razu Uzdolnionym. Równie dobrze może mieć taki styl.

— Nie przeczę, ale ma nietypową mowę ciała. Widać po nim było straszny stres. Ewidentnie ma coś na sumieniu — zwrócił uwagę starszy.

— Możliwe. Ale stres jest normalny w momencie przesłuchania.

— Myślałem, że on tam sobie palce połamie.

— I?

— No i nic. Po prostu. To nie jest codzienne zachowanie.

Młodszy wzruszył ramionami.

— Ale zwróć uwagę na ten bandaż — rzucił nagle starszy. — Przecież Kyouka raczej zraniła przeciwnika. I wygląda, jak z opisu Akane. Wysoki białas z czarnymi włosami.

— Teoretycznie mogła to zrobić, ale to nawet nie jest potwierdzone. Równie dobrze faktycznie mógł zranić się w tym ogrodzie. A wygląd może być przypadkowy.

— Tak, tak. Jasne. — Dazai ponownie włączył film z przesłuchania.

𝖘𝖕𝖗𝖆𝖜𝖆 𝖈𝖟𝖆𝖗𝖓𝖊𝖏 𝖗𝖔́𝖟̇𝖞 | shin soukokuWhere stories live. Discover now