𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖛𝖎

1.3K 160 29
                                    

         Mimo coraz chłodniejszej pogody, było słonecznie. Na groby padało światło wesoło migającego słońca, kwiaty kąpały się w jego blasku. Zaś młody detektyw siedział smutno nad jednym z nagrobków.

Szatyn podszedł do niego i stanął kawałek za nim.

— Często odwiedzasz jego grób? — zapytał. Faktycznie, znajdowali się przed grobem dyrektora sierocińca młodszego.

Atsushi lekko drgnął.

— Nie, dziś tak przyszedłem... Po prostu wybierałem miejsce na grób dla Kyouki, no i postanowiłem wpaść tu, zostawić kwiaty — wyjaśnił.

Czekoladowooki uniósł brwi.

— I co, wybrałeś już jakieś? — Stanął obok niego.

— Cóż... Zdecydowałem pochować ją obok jej rodziców. Myślę, że tak będzie najlepiej.

— Możliwe.

— Pan też kogoś dzisiaj odwiedzał? — młodszy silił się na zaciekawiony ton, choć w tamtej chwili zbytnio go to nie obchodziło, bardziej zajmował się śmiercią przyjaciółki.

— Przyjaciela, jak zawsze. Wiesz, że są wyniki sekcji zwłok Kyouki? Wciąż nie wiadomo, jaka była przyczyna zgonu, tyle było obrażeń. Na pewno najpierw strzelono do niej że strzelby, ale to nie wszystko. Miała rany kłute i cięte, poderżnięte gardło. Potraktowano ją brutalnie, choć też tak, jakby zabójca nie był pewien, co robi. Ale Kyouka prawdopodobnie z kimś walczyła, udało jej się nawet zranić przeciwnika.

Brak odpowiedzi.

Rozmowa widocznie nie układała się, choć z drugiej strony, cmentarz nie był najlepszym miejscem na pogaduszki.

— Kim — zaczął starszy, przerywając ciszę — jest dla ciebie ten cały doktor Roberts? Strasznie często was ostatnio widuję razem na przerwach w kawiarni.

— Doktor to właściwie mój kolega. Jest strasznie rozgadany, ale w sumie dobry z niego rozmówca. O dziwo, słuchać też potrafi — stwierdził nastolatek. Westchnął. — Szczerze, teraz można powiedzieć, że mocno mnie wspiera. Sam wydaje się trochę samotny.

— Mhm... Rozumiem.

Złotooki zagryzł dolną wargę i lekko zacisnął pięści.

— Dlaczego pan mnie wtedy okłamał? — spytał poważnie.

— Co masz na myśli?

— Kiedy znalazłem ciało Kyouki, Aiko przecież tam nie było, więc czemu pan powiedział, że...

— Chciałem, abyś sam to zobaczył. Gdybyś jedynie o tym usłyszał, na pewno byś nie uwierzył.

— Ale nie mógł pan po prostu kazać mi tam iść, bez kłamania?

Brązowowłosy wzruszył ramionami.

— W ogóle widziałeś Akutagawę odkąd wyszedł z Agencji? — zmienił temat.

Szarowłosy powtórzył jego wcześniejszy ruch.

— Raz widziałem się z nim w parku, spotkaliśmy się przez przypadek, tylko tyle.

— W parku? — głos brązowowłosego wydawał się lekko drwiący.

— Siedziałem na ławce, on się przysiadł cholera wie po co i mnie zagadał.

— Na pewno tylko tyle? Nic więcej?

Atsushi popatrzył na niego lekko podirytowany, marszcząc brwi.

— Tak — powiedział poważnie. Normalnie nigdy by się tak nie zachował, jednakże współpracownik nie powinien żartować sobie z niego w tak poważnej sytuacji. — Niech pan nie szuka głębi tam, gdzie jej nie ma. Wciąż za nim nie przepadam i pamiętam, co zrobił. Poza tym, to nie jest odpowiedni moment na żarty.

— Oczywiście — powiedział Osamu, jakby z wyrzutem. — Po prostu jestem ciekaw, do czego doprowadzi cię uratowanie mu życia.

Nastolatek wzruszył ramionami.

𝖘𝖕𝖗𝖆𝖜𝖆 𝖈𝖟𝖆𝖗𝖓𝖊𝖏 𝖗𝖔́𝖟̇𝖞 | shin soukokuWhere stories live. Discover now