𝖗𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖝𝖎𝖎

1K 126 67
                                    

         Na piętrze Zbrojnej Agencji Detektywistycznej panowała senna atmosfera. Za kilka dni miał odbyć się Nowy Rok, jednakże nikt nie był szczególnie zadowolony z tego faktu. Pomimo zakończenia przesłuchań śledztwo utknęło w martwym punkcie. Niewiadome było, jaki podjąć następny krok, w którą stronę pójść, aby sprawa znów nabrała tempa i wreszcie była bliska końca.

Niedługo pracownicy mieli udać się na noworoczne urlopy, co było dość normalne, lecz niestety Bonenkai* zostało odwołane. Mimo wszystko, być może gdy detektywi odpoczną i odświeżą lekko głowy prościej będzie im pracować.

Niektórzy członkowie Zbrojeniówki mieli bardziej tradycyjne plany pokroju spędzenie Nowego Roku z rodziną lub przyjaciółmi, inni nieco mniej, na przykład wręcz kąpanie się w alkoholu. Pomysły były różne.

         Atsushi też miał pewien pomysł. Był już nawet z kimś umówiony. Nigdy nie przypuszczałby, że to pójdzie w tę stronę, ale jednak przypadkowe spotkania i rozmowy poprzez SMS-y robiły więcej, niż mogłoby się wydawać. Jednak wciąż była to jedynie zwykła znajomość, niepodchodząca jeszcze nawet pod przyjaźń.

         Aiko podeszła do szarowłosego, gdy ten siedział przy biurku w trakcie swojej przerwy. Chłopak chciał zaraz wyjść zapalić, ale postanowił dokończyć pisać jeden ze swoich raportów.

— Hej, Nakajima — zagadała Roberts.

— Hmm? — Starszak popatrzył na nią znad monitora.

— Mój tata chce zaprosić cię na Nowy Rok do nas, do domu — powiedziała czternastolatka, stając obok. — Wiesz, świętujemy Nowy Rok wedle japońskiej tradycji, jedynie czasem lekko łączymy go z Bożym Narodzeniem w "amerykański sposób". Tata bardzo lubi rodzinne święta. No i podoba mu się okołowigilijny klimat. Zazwyczaj odwiedziliśmy w tym czasie moją babcię w Stanach, ale teraz zostajemy w tym czasie w Japonii. Rozumiesz.

— O, bardzo mi miło, ale jestem już z kimś umówiony — odrzekł Atsushi. — Chociaż mam się z tamtą osobą spotkać dopiero około dwudziestej pierwszej. Mogę wpaść co najwyżej na chwilę, przykro mi.

— W porządku, przekażę tacie. Ale może wpadniesz chociaż na kawę?

— Tak, oczywiście — zgodził się nastolatek.

— A mogłabym zapytać, z kim się spotykasz? — zapytała nastolatka z uśmiechem. — Jestem po prostu ciekawa, nie musisz odpowiadać — sprostowała po chwili.

— Cóż... Zamierzam po prostu pójść na spacer z pewnym znajomym — odpowiedział wymijająco jej współpracownik. Nie miał zbytniego zamiaru zagłębiać się w szczegóły.

Dziewczyna jedynie skinęła głową, po czym odeszła. Najpewniej chciała przekazać swojemu ojcu te informacje.

* * *

         Michel spacerował po okolicy domu należącego niegdyś do rodziny Yamada. Wciąż był od tego budynku daleko, jednak wolał zachować ostrożność. Powoli gryzły go wyrzuty sumienia. A właściwie, wżerały się w jego świadomość i rozum. Powoli kłuły w serce i przedostawały do mózgu. To był proces. Mężczyzna posiadał świadomość tego, czego się dopuścił. Żałował za grzechy, tak, jak mówił Valerio.

Nie rozumiał do końca, co czuł. Nie wiedział, co robić. I jak niby miałby teraz normalnie żyć? Po tym przesłuchaniu nagle zderzył się z rzeczywistością. Wcześniej był od niej oderwany. Sekundy, minuty, dni i tygodnie zlewały się w jedno, czas mijał tak szybko. A jednak, po tamtym uderzeniu w taflę rzeczywistości i przebiciu się przez nią wszystko zaczęło się dłużyć. Myślał nad powrotem do Francji na stałe lub własną śmiercią, ale nie chciał zostawiać swojej kwiaciarni, do tego bał się samobójstwa. Do czegóż on doprowadził?

W dodatku nie mógł się oddać w ręce policji, coś kazało mu uciekać, bez końca, w kółko i w kółko. I Valerio byłby wściekły, gdyby Francuz nagle, zupełnie znikąd porzucił całe swoje życie i pozwolił na dostanie dożywocia lub otrzymanie kary śmierci. Bourreau nie chciał stracić Evangelistiego. Chciałby móc go pożegnać, przytulić, wypłakać się przy nim przepraszając za swoje grzechy. Czuł, że zawiódł Hiszpana i to po prostu bolało. Zamiast znikać bez słowa wolałby już prosić kleryka, aby go zabił. Zastrzelił, zadźgał, udusił, cokolwiek. Aby pozwolił zaznać spokoju. Michel był tchórzem, wiedział o tym. Był głupcem — tego też miał świadomość.

Mógł jedynie powoli oddać się światu i dalszemu ciągu zdarzeń.

— — — — — — —

*Bonenkai (z angielskiego: "forgetting the new year party") — noworoczne przyjęcie wydawane przez firmę mające za zadanie podziękować pracownikom za cały rok ciężkiej pracy i zapomnienie o wszystkim, co w mijającym roku nie poszło po myśli.

𝖘𝖕𝖗𝖆𝖜𝖆 𝖈𝖟𝖆𝖗𝖓𝖊𝖏 𝖗𝖔́𝖟̇𝖞 | shin soukokuWhere stories live. Discover now