Król z Domu O Złotych Dachach

Zacznij od początku
                                    

- Nazywam się Gandalf i wracam do waszej krainy, przy czym zważ, prowadzę również ze sobą konia. Oto wspaniały Szarogrzywy, którego nie okiełzna żadna inna ręka. Obok mnie soi Aragorn, syn Arathorna, potomek wielkich Królów. Nasi towarzysze to elf Legolas i krasnolud Gimli. Przed Panią Limanniel powinniście schylić swe czoła, gdyż jest jedną z Wielkich Władców Zachodu, a w niej drżenie potężna siła Dawnych Wielków.- tu Czarodziej kiwnął na towarzyszy, aby wyzbyli się oręża.

-A twój kij starcze?-zawrócił się do Gandalfa

-Chyba nie pozbawisz straca podpory- strażnik jedynie przewrócił oczami i wpuścił podróżnych do środka

Przybysze wkroczyli do komnaty, która po wejściu ze świeżego powietrza wydała im się mroczna i gorąca. Wnętrze było rozległe, obszerne, pełne cieni i półcieni. Wysoko nad nimi powała wspierała się na strzelistych filarach, a z wychodzących na wschód okien, skrytych w głębokich wykuszach, spływały jasne smugi światła słonecznego. W otworze dachu za cienkimi wstążkami dymu było widać bladobłękitne niebo. Gdy oczy przybyszów nawykły do półmroku, dostrzegli, że posadzka ułożona jest z różnobarwnych kamieni i że znaki runiczne oraz dziwne napisy wiją się po niej u ich stóp. Zauważyli, że filary są bogato rzeźbione i lśnią matowym złotem mieniąc się przygaszonymi kolorami. Na ścianach wisiały rozpięte ogromne tkaniny, przedstawiające postacie z dawnych legend, niektóre spłowiałe ze starości, a niektóre zatarte w mroku. Lecz jeden z tych obrazów jaśniał w pełnym słonecznym blasku; wyobrażał on młodego rycerza na białym koniu. Młodzieniec dął w wielki róg, a złote włosy rozwiewał muwiatr. Koń miał głowę podniesioną, czerwone nozdrza, szeroko rozdęte, węszyły w oddali bitwę. Pienista zielona i biała woda sięgała mu burzliwą falą do kolan. Minęli ogień płonący po środku sali na wydłużonym kamiennym palenisku. Pod przeciwległą ścianą domu, za ogniskiem, na wprost wychodzących na północ drzwi, trzy szerokie stopnie prowadziły nawzniesienie. Tam, we wspaniałym złoconym fotelu siedział starzec, tak zgarbionypod brzemieniem lat, że wyglądał niemal jak karzeł. Długie siwe włosy splecionew grube warkocze opadały spod wąskiej złotej przepaski otaczającej mu skronie.Osadzony pośrodku czoła lśnił jeden jedyny biały diament. Broda biała jak śnieg sięgała do kolan starca. Oczy tylko świeciły jeszcze żywym blaskiem i roziskrzyły się, kiedy władca spojrzał na przybyszy.

- Witaj, Théodenie, synu Thengla! Wróciłem. Albowiem burza nadciągai wszyscy przyjaciele powinni trzymać się w gromadzie, żeby każdego z osobna nie powaliła wichura.- przemówił Gandalf

-Czemu miałbym Cię witać z radością Gandalfie, zwiastunie burzy?

-Słuszne pytanie mój lenniku- odezwał się Gadzi Język- późną godzinę, wybrał sobie Czarodziej by się zjawić.

-Trzymaj jadowity język za zębami- burknęła Limanniel

-Nie szedłem przez ogień i śmierć, by wieść spór z bezrozumnym gadem- odrzekł Gandalf mierząc w Grimę laską

-Różdżka! Mieliście mu ją odebrać!- krzyczał, a niektórzy z poddanych ruszyli ku czarodziejowi

Wtem w pomieszczeniu rozbłysnęło ciepłe światło, niczym płomień ognia i wszyscy odsunęli się z dala od podróżnych. Limanniel stała przy Czarodzieju z wysoko uniesioną głową, a oczy jej błyszczały żywym blaskiem. Musicie bowiem wiedzieć, że Majarowie obdarzeni są wielką mocą i jedynie Valarowie przewyższają ich siłą.

-Théodenie, synu Thengala! Zbyt długo tkwiłeś w mroku!- przemówił Gandalf- Wysłuchaj mnie. Zdajmuje z ciebie czar!

Pomieszczenie ogarnął śmiech, podły i przerażający. Przepełniony pogardą. Śmiał się Théoden, król Rohanu, a raczej jego opentane wcielenie.

Star of Hope || LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz