Rozdział 11

480 17 6
                                    

Brunetka siedziała za biurkiem w biurze naczelnika wydziału kryminalnego. Wpatrywała się w kartkę, którą wczoraj wieczorem w kopercie dostarczył jej kurier. Nie było to dla niej czymś nowym. Groźby w jej kierunku to standard. Nie zrobiłoby to na niej większego wrażenia i w sumie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że autor tekstu zna jej adres. Ostatni raz spojrzała na kartkę, po czym włożyła ją do niszczarki. Starała się nie myśleć o minionym wieczorze i to też uczyniła. Z zamyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi. Bez jej odpowiedzi do gabinetu weszła niewielka blondynka.

-Cześć - Wilk posłała jej szczery uśmiech - Jak się czujesz? Jesteś pewna, że możesz już wrócić?

-Wiedziałam, że przywitasz mnie takim pytaniem - zaśmiała się - Dlatego też mam tu dla Ciebie zgodę od lekarza. Spokojnie możesz wracać do Interpolu.

-Świetnie - podniosła się z miejsca – Do Interpolu jeszcze nie wracam. Mam wolne do końca tygodnia, więc może pojadę do rodziców. W końcu już dawno u nich nie byłam - zamyśliła się na chwilę - No cóż nie będę Ci przeszkadzać. Zostawiam wydział w dobrych rękach. Trzymaj się i uważaj na siebie.

-Łucja? - chciała już wyjść, ale zatrzymał ją głos Moniki – Nie chcę się wtrącać, ale między Tobą a Olgierdem już wszystko w porządku?

-Wybacz, ale nie chcę dzisiaj o tym rozmawiać - szepnęła cicho - Naprawdę się spieszę - otworzyła powoli drzwi.

-Jasne, nie będę Cię zatrzymywać. Jedź ostrożnie do rodziców i jakby coś się działo to pamiętaj, że jestem pod telefonem.

-Oczywiście - posłała jej blady uśmiech - Do zobaczenia - opuściła gabinet i kierowała się do wyjścia z komendy. Kolejny cel? Dom rodziców.

*****

Po kilku godzinach drogi była na miejscu. Rodzinny Kraków to miejsce, w którym nic poza jej własnymi myślami nie miało znaczenia. To tutaj przyjeżdżała, by przemyśleć wszystkie swoje sprawy. To właśnie w tym miejscu nie było mowy o pracy. Tu była jej rodzina. Rodzice, którzy uwolnili ją z domu dziecka, gdy miała trzy lata. To w nich miała największe wsparcie. Mimo iż nie łączyły ich więzy krwi, nie czuła tego, że nie są jej biologicznymi rodzicami. Znali ją, jak nikt inny. Wiedzieli, kiedy potrzebuje rozmowy, pocieszenia. Nie mieli przed sobą tajemnic. No przynajmniej oni nie mieli ich przed nią. Łucja jak to Łucja. Nie mówiła rodzicom o niektórych swoich problemach, by po prostu ich nie martwić. Nie wiedzieli też o groźbach w jej kierunku, ponieważ od razu kazaliby jej rzucić pracę w policji. A co innego miałaby robić w swoim życiu?

Po kilku minutach siedzenia w samochodzie w końcu z niego wysiadła i ruszyła z niewielką walizką w stronę rodzinnego domu. Zapukała do drzwi, które po chwili otworzyła jej ukochana mama – Irena. Kobieta na widok córki uśmiechnęła się od ucha do ucha i mocno przytuliła do siebie.

-Córeczko, nawet nie wiesz jak bardzo się za Tobą stęskniliśmy - gładziła ją dłonią po plecach – Stasiu! Chodź no tu! Łucyjka przyjechała...

*****

-Śpisz? - starsza kobieta przekroczyła próg sypialni swojej córki - Możemy porozmawiać?

-Pewnie - odpowiedziała od razu siadając na łóżku - Coś się stało mamo?

-Nie. Tak. Znaczy nie wiem - zakręciła się kobieta - Łusia, Ty wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? Wiesz, że ja Cię zawsze wysłucham, że zawsze będę po Twojej stronie i zawsze będę Cię wspierać?

-Wiem o tym mamo. Ale powiedz mi w końcu o co chodzi?

-To właśnie ja powinnam zapytać się Ciebie kochanie co się dzieje? - Wilk spojrzała na matkę pytającym wzrokiem - Przyjechałaś bez zapowiedzi. Nie żebyśmy mieli z ojcem coś przeciwko temu. W końcu możesz tu przyjeżdżać, kiedy tylko masz ochotę. Ale odkąd przyjechałaś uciekłaś do tego pokoju. Nic nie zjadłaś, nawet z nami nie porozmawiałaś. Po prostu martwimy się o Ciebie Skarbie. Powiedz mi co się takiego wydarzyło w tej Warszawie.

-Przed Tobą nic nie da się ukryć - szepnęła cicho, głowę opierając na ramieniu matki - Poznałam kogoś. W sumie znamy się już od kilku lat, jak jeszcze byłam naczelnikiem a on moim podwładnym. Później przeszłam do Interpolu i ja, jak to ja wpadłam w wir pracy i nie mieliśmy dla siebie zbytnio czasu. Zresztą wtedy jeszcze nic się między nami nie działo. Około dwóch miesięcy temu znowu się spotkaliśmy. Nawet nie wiesz jakie szczęście poczułam, kiedy go zobaczyłam - zamyśliła się na chwilę przypominając sobie tę sytuację - Coś się między nami wtedy zadziało. Było wspólne wino, oglądanie filmu, rano wspólne śniadanie, wieczorem kolacja w restauracji. I wtedy my... Znaczy on... Pocałował mnie, a ja... Nawet nie wiesz, jak bardzo tego pragnęłam. Uświadomiłam sobie wtedy, że on nigdy nie był mi obojętny. Po tym wieczorze każdy poszedł w swoją stronę. Ja się nie odzywałam przez kilka dni, ale on nie dawał za wygraną, bo któregoś dnia przyjechał po mnie do pracy i zabrał mnie na obiad. I wszystko było w porządku do momentu, kiedy stwierdził, że nie jestem mu obojętna. Nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło, ale spanikowałam i uciekłam z tej restauracji. Miałam jednak wyrzuty sumienia, więc wieczorem poszłam do niego do domu, a on... On wtedy powiedział, że mnie kocha... - po jej policzkach zaczęły lecieć łzy - Spędziliśmy ze sobą cudowną noc. Już dawno nie czułam się tak wyjątkowa. Nie pamiętam czy kiedykolwiek czułam się tak bezpieczna i kochana, jak przy nim. Później znowu była kolacja. I wszystko było, jak w bajce. Mamo ja naprawdę myślałam, że już wszystko będzie pięknie. Pokłóciliśmy się, bo na jakiś czas zajęłam miejsce naczelnika. Miał do mnie pretensje, że o niczym mu nie powiedziałam, a przecież sama nic nie wiedziałam. Później chciał, żebym wprowadziła się do niego, ale ja nie chciałam, bo jestem pieprzoną pesymistką. Jednak stwierdziłam, że może on ma rację i warto spróbować, ale nie mogłam się z nim skontaktować. Na drugi dzień mnie okłamał i... - westchnęła cicho - Chciałam, żeby dał mi czas. Minął miesiąc. On naprawdę się starał, ale był już zniecierpliwiony. Znowu się pokłóciliśmy. Zarzucił mi, że jestem pieprzoną egoistką. Ja... Uderzyłam go, ale nie chciałam. Później... Nie wiem to wszystko działo się tak szybko. Mamo ja naprawdę nie wiem już, co mam z tym zrobić... - załkała mocno wtulając się w ciało matki.

-Córeczko - objęła ją ramieniem jednocześnie gładząc jej ramię - Może na samym początku powiesz mi, jak ten On ma na imię, hm?

-Och - uśmiechnęła się pod nosem – Olgierd. Olgierd Mazur.

-Czyli rozumiem, że masz romans ze swoim byłym podwładnym?

-Mamo proszę - zaśmiała się cicho – Nie mów o nim w ten sposób, bo poczuję wyrzuty sumienia i złamanie procedur.

-Ty i te twoje procedury. Oj dziecko - westchnęła - Kochasz go?

-Jak nigdy nikogo - przyznała bez chwili zastanowienia.

-Powiem tak. Odpocznij trochę, wróć do tej Warszawy i porozmawiajcie na spokojnie. Ostatnio byliście w nerwach. Oboje działaliście pod wpływem emocji. Jeżeli naprawdę się kochacie, to jeszcze nie wszystko stracone - doradziła.

-Naprawdę tak myślisz? Jesteś tego pewna?

-Jedyne czego jestem pewna córeczko to to, że wpadłaś po uszy... - po tych słowach obie zaczęły się śmiać...

**********

Halo, Halo!

Jest tu kto? Dawno mnie tu nie było, ale wróciłam. Nie chcę pisać, że rozdziały będą regularnie, bo sama nie jestem tego pewna. Życie jest pełne niespodzianek i nie wiadomo, kiedy co się wydarzy. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Dajcie znać. Do następnego. 

,,Będę o Nas walczył..."Where stories live. Discover now