through good times and bad |fifteen|

172 11 1
                                    

Mężczyzna po powrocie ze sklepu zjadł zakupione jedzenie, a po tym ruszył w dalszą podróż, którą tak właściwie niedługo miał zamiar kończyć. Chyba czuł się już ogarnięty, tak myślał. Dobrze mu to zrobiło. Jechał więc naprzód, nie zastanawiając się zbytnio gdzie i w którą stronę; postanowił jeszcze chwilę spędzić poza domem i w samotności posłuchać muzyki.

Po tym, jak trochę minęło, odniósł wrażenie, że nadchodził czas, w którym nie potrzebował już odcięcia się, dlatego po ostatnich paru minutach zaczął kierować się ku swojemu mieszkaniu, gdzie czekało na niego wygodne łóżko i cieplutki kocyk po emocjonalnym i chłodnym popołudniu. Wtedy już skupił się tylko na tym, jakby zapominając, że tyle się tego dnia działo.

W trakcie, gdy wyobrażał sobie, jak leży już i grzeje się z herbatą w ręce zauważył, że przejeżdżał właśnie obok bloku Jimina, na co delikatnie się uśmiechnął. I tak jechał i jechał, totalnie nie spodziewając się tego, co zaraz może go spotkać. Nawet przez myśl by mu to nie przeszło. Ani na sekundę.

To, co ujrzał sprawiło, że wszystko nagle jakby stanęło w miejscu, choćby zatrzymało się w czasie. Nie miał już w głowie jakichkolwiek przyjemnych obrazów czy też wspomnień, którymi został w pełni zalany - teraz liczyło się tylko jedno. Jeden przerażający widok, powodujący, że przed oczami niemal pojawiły mu się mroczki, a serce w ten nieprzyjemny sposób zabiło nieco mocniej.

Patrzył ze spokojem w oczach za szybę, wypatrując jednego z ostatnich zakrętów, prowadzących do jego domu, kiedy spokój ten zastąpiony został strachem. Strachem i zmartwieniem. Odwracając wzrok nieco bardziej w jedną ze stron, kątem oka zobaczył, że ktoś siedzi na ławce i dzięki pobliskiej lampie od razu rozpoznał kto to. Przecież to Jimin. Cały zapłakany ze spuchniętymi oczami oraz jakąś butelką postawioną obok. Już pustą.

Kiedy tylko go ujrzał, jak najszybciej znalazł najbliższy parking i zaparkował, po czym poszedł na miejsce szybkim i nerwowym krokiem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w ostatnim czasie jego przyjacielowi jest naprawdę ciężko - martwił się, widząc, z czym musi na co dzień się zmierzać. W końcu strata bliskiej osoby to wielka tragedia, w szczególności, gdy tylko z nią się mieszkało i teraz każdego dnia trzeba żyć w mieszkaniu, w którym zwykła przebywać. Na pewno musiało wiać ogromną pustką. Wiedział, że cierpienie musi to być niesamowite, lecz nawet nie potrafił w pełni sobie tego wyobrazić.

Wiedział też, że stał się dla Parka ważny, i że ma jakiś wpływ na jego samopoczucie oraz poczucie samotności. Dlatego też jednoznacznie stwierdził teraz w myślach, że zdecydowanie powinien widzieć się z nim jak najczęściej i odrywać go od szarej rzeczywistości, jak tylko mógł. Albo po prostu sprawić, że stanie się ona kolorowa.

Zbliżał się już do miejsca, w którym przebywał Park. Jego ręce delikatnie drżały, tak samo nogi. Cholernie się w tamtym momencie zmartwił i zastanawiał, dlaczego ten totalnie niczego mu nie powiedział, pisząc z nim wcześniej jakby nigdy nic. Czy miał do tego jakiś poważny powód?

Gdy tylko znalazł się w odległości, w której mógł go ujrzeć, zawołał.

-Jimin-ah! - krzyknął przejęty, podbiegając mimo braku tchu do słabo siedzącego rudowłosego, uklękając przy nim. Na jego czole pojawiły się krople potu, podczas gdy dyszał głęboko po przebytym dystansie. Oczy miał wypełnione przerażeniem, a lekko otwarte usta drżały. Widok przyjaciela w takim stanie wstrząsnął całym jego ciałem. -Jimin, co się dzieje?

-Yoongi hyung? - szepnął słyszalnie na tyle, ile starczyło mu sił i powoli skierował na niego wzrok, w którym dało się ujrzeć ogromny ból. Ból, wykończenie i brak życia. -Skąd ty tu?

Friends with benefits | m.yg x p.jm NIE BĘDZIE KONTYNUOWANE Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum