you're my oasis of calm |five|

295 21 11
                                    

Yoongi w dosyć szybki sposób stał się dla Jimina oazą. Oazą spokoju, chwilowego oderwania się od męczących go wydarzeń z przeszłości. Jak dotychczas całkowicie nie mógł sobie poradzić, pił, żeby się odizolować, przesypiał całe dnie i pogrążał w głębokiej rozpaczy - chociaż być może nie było tego po nim widać. Nie w towarzystwie Mina, przy którym czuł, że ma jeszcze szansę odżyć, i mimo że nikt nigdy nie zastąpi mu jego brata, tak czuł, że starszy będzie mógł przynajmniej w pewnym stopniu wypełnić pustkę i poskładać poszargane emocje w odmętach jego duszy.

Jednak teraz siedział sam. Sam na kanapie w salonie, w którym jeszcze niedawno spędzał czas z najważniejszym dla niego członkiem rodziny. Doskonale pamiętał, jak oglądali na niej ich ulubione seriale, jak Jaehyun robił mu śniadania, gotował obiady, chodził z nim na spacery. Kochał spędzać z nim czas w jakikolwiek sposób. Może i miał wiele ludzi wokoło, a większość z nich zawsze starała się dla niego jak mogła, ale z nikim nie miał takiej więzi, jak ze swoim bratem. W głębi czuł, że starszy był jego najszczerszą i jedyną bratnią duszą, którą tak szybko udało mu się odnaleźć... I szybko też stracić. Jakby nie patrzeć, te dwadzieścia parę lat to nic w porównaniu do tego, jaką wędrówkę przeszła jego dusza, w którą z całego serca wierzył. Lecz teraz się skruszyła. Brakowało mu w niej tej części, którą w tym życiu odnalazł.

Yoongi zdecydowanie nie dawał mu tego samego, to na pewno. Ale w pewnym stopniu potrafił leczyć jego rany.

A były ogromne.

Znów dopadły go te wszystkie okropne wspomnienia, które tak potężnie chciał wymazać z pamięci. I to, że to niemożliwe za każdym razem wyprowadzało go z równowagi. Wpadał w szał, rzucał czym popadnie i przeklinał ludzi, którzy doprowadzili do tragedii nieskończonymi wyzwiskami, mając nadzieję, że to tylko sen, z którego niedługo się wybudzi. Że to nigdy nie miało miejsca, że to jedynie koszmar... Koszmar, to prawda, lecz taki, z którego przenigdy nie mógł uciec.

Płakał, płakał szalenie mocno. Nie potrafił pogodzić się z tym, co się stało, całkowicie. Kiedy tylko przebywał sam to do niego wracało i już nie umiał się powstrzymywać. Czuł chęć zemsty, ale nie miała ona żadnego sensu, komu się miało oberwać, temu się oberwało. On i tak nic już by nie zrobił. Choć chciał. Bardzo.

Wciąż zastanawiała go tylko kwestia tego, dlaczego Yoongi na początku przypominał mu jednego z tych facetów... Facetów, którzy odebrali życie jemu bratu. Autentycznie, myślał, że to on, był tak niesamowicie podobny, że nie mógł w to uwierzyć. Ale on go nawet nie kojarzył i przecież tamten siedział już w więzieniu, więc coś mu nie pasowało. Zdecydowanie. To straszne.

Wparowali do ich mieszkania tak nagle i niespodziewanie, unieruchomili Jimina, po czym wynieśli go na zewnątrz. Zmasakrowali ciało jego brata i uciekli, zostawiając krwawy bałagan w każdym zakamarku, w jakim mogli. A młodszy Park wrócił i... jego życie zdawało się posypać w jednym momencie, jakby te dwadzieścia trzy lata przepadły w dosłownie parę sekund. Widok ten tak go przeraził, że stał sparaliżowany, po chwili tylko zamykając oczy. Nie mógł na to patrzeć. Nie mógł w to uwierzyć. Nie mogło to do niego dotrzeć. Każdy... tylko nie on. I do teraz nie wiedział dlaczego. Gdy pytał, nikt mu nie odpowiadał i strasznie go to frustrowało.

Nie mógł już dłużej tego znieść. Potrzebował wyjść, pogadać z kimś, cokolwiek, byle, żeby nie przebywał sam. Naprawdę go to przerastało. Bo kto by sobie z tym poradził?

Postanowił więc zadzwonić do Yoongiego - to pierwsze rozwiązanie, jakie przyszło mu do głowy, a był w takim stanie, że nie do końca myślał racjonalnie, władały nim emocje, więc bez zastanowienia wybrał odpowiedni kontakt. Na odebranie długo czekać nie musiał.

Friends with benefits | m.yg x p.jm NIE BĘDZIE KONTYNUOWANE Where stories live. Discover now