Rozdział 9

1.6K 78 70
                                    

Kokichi per.

Szedłem przed las. Byłem daleko od ludzi. Nie ma tu nikogo. Nikt mi nie przerwie. Mam nadzieję że uda mi się w końcu zniknąć z tego świata. Nie chcę już cierpieć. Nie chcę już żyć. Wyciągnąłem z kieszeni nóż. Plecaka nie mam ze sobą bo tam mam telefon i gdyby ktoś mnie szukał w co wątpię to mógłby namierzyć mój telefon. Po za tym ten plecak mi się już nie przyda. Tak samo moje rzeczy. Nic mi się nie przyda. Jedyne co mi zostało to się zabić. Po chwili zobaczyłem małą rzekę. Cóż. Utopienie też jest fajną opcją. Ale po coś ten nóż kupiłem co nie? Podszedłem do rzeki po czym spojrzałem na ostrze które trzymałem w ręku. Blask słońca jakimś cudem odbijał się od niego. Nie wiele myśląc oparłem się o jedno z drzew i spojrzałem na gałęzie pełne liści. Nie słyszałem nic. Ciszę zagłuszał jedynie szum rzeki. Powoli przystawiłem sobie nóż do gardła. W tym momencie w mojej głowie zebrało się milion myśli.
Co jak to nie zadziała? Co jak źle sobie podetnę gardło? Co jak ktoś mnie uratuje? Co jak jednak mam po co żyć? Co jeśli to co robię jest błędem? Nie! Nie jest błędem. Muszę się zabić by już nie cierpieć. Nie chcę po raz kolejny czuć tej pustki i bólu. Nie chcę już o tym wszystkim myśleć. Mam dość.






























Boję się.























Może łatwiej by było rzucić się pod pociąg? Nie. Nie czas na takie wątpliwości i na takie myślenie. Po prostu to zrobię. Po prostu podetnę sobie gardło.



















Przyłożyłem ostrze jeszcze bliżej i zamknąłem oczy. Przypomniało mi się wszystko. Każdy moment mojego życia. A na koniec. Ujrzałem jego twarz. Zmartwiony wzrok i rozpacz wypisana na jego twarzy. Shuichi. Płakał. Przeze mnie? Dlatego że nie żyję? Nie! Nikt nie będzie za mną płakać. W tym momencie zrobiłem to. Zimna krew spłynęła po mojej szyi i powoli brudziła mi ubrania. Moje ciało było rozgrzane Dlatego krew wydawała się tak zimna. Może to też skutek uboczny podcięcia sobie gardła? Czułem ból. Straszny ból. Ale nie tylko to. Czułem też jak powoli tracę przytomność. Jak powoli umieram. Szum rzeki nagle stał się bardzo cichy i odległy. Przestałem też już odczuwać zimno spowodowane tym że jest jesień a ja chodziłem w samej koszulce i spodniach. Bez żadnej kurtki. Nie czułem też już zapachu lasu. Wszystko to zniknęło tak nagle. Spróbowałem otworzyć oczy ale jedyne co zobaczyłem to ciemność. To koniec. Po chwili z ciemności wyłonił się mały promień światła. Oślepiło mnie to. Pojawiło się tak nagle. Zacząłem iść w jego stronę. I tak nic mi nie zostało innego. Po za tym kusząco to wygląda. Lśni tak ładnie. Może to ta iskierka nadzieji schowana w tym świecie pełnym rozpaczy. Nie wiem. Ale się dowiem jak tam dojdę. Byłem coraz bliżej. Za chwilę dotknę tego światła i dowiem się co go jest. Już prawie...


































Shuichi per.

Biegłem ile sił w nogach. Kokichi jest u Kaito ale i tak się martwię. Chcę
Go zobaczyć i mieć pewność że jest cały i nic mu nie jest. Po chwili byłem już pod domem Kaito. Zapukałem do drzwi i czekałem aż mi otworzy.

- Shuichi. Spokojnie. Kokichiemu nic nie jest- usłyszałem głos Maki. Dogoniła mnie. Szybka jest. I wiedziała gdzie poszedłem. Ale ona nie rozumie. Kokichi mnie potrzebuje. Wiem to.

- jestem spokojny Maki- powiedziałem. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłem w nich Kaito.

- hej. Jesteście już?- spytał zdziwiony chłopak.

- gdzie Kokichi? - spytałem i bez zastanowienia wszedłem do domu Kaito.- Kokichi? kokichi gdzie jesteś!? Chodź tu! - krzyknąłem.

- Schuichi bro. Kokichi wyszedł- powiedział Kaito. Spojrzałem na niego zdziwiony.

- jak to wyszedł? Gdzie!?- spytałem.

- no... wyszedł. Nie wiem gdzie. Spytałem o to co takiego się stało że zmieniłeś o nim zdanie a on nie chciał tego powiedzieć i w pewnym momencie powiedział że wszystko wie, więc spytałem kto mu powiedział o tym ze mam go zająć, a on wyszedł- powiedział astronauta.

- w którą stronę poszedł?- spytałem.

- nie wiem- powiedział Kaito. Zamknąłem oczy i spuściłem głowę. Gdzie mógł pójść? W którą stronę uciekł? Muszę go znaleźć. Co jak coś mu się stanie? Bez zastanowienia wybiegłem z domu Kaito.

- Shuichi!- krzyknęła za mną Maki. Nie słuchałem. Nie chciałem się zatrzymać. Musze go znaleźć. Nie ważne co by się nie stało nie poddam się i go znajdę. ( no nwm czy chcesz widzieć jego martwe ciało Shuichi) biegłem przed siebie. Miałem szczęście że na chodniku nie było nikogo bo padało. Z drugiej strony to mogę się przeziębić, ale to nie jest teraz ważne. Kokichi jest najważniejszy. Nic po za tym. Po chwili poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę i zatrzymuje.

- Shuichi czekaj- rozkazała Maki. Spojrzałem na nią pytająco.

- co tu robisz? Czemu przeszkadzasz?- spytałem niecierpliwie. Nie mam czasu na pogaduszki z nią.

- znajdziemy Kokichiego. Powiedziałam Kito co i jak i poszedł na północny-wschód miasta ,a ja ruszyłam za tobą. Nie możesz biegać po mieście jak głupi. Tak go nie znajdziesz. Pomyśl trochę jak detektyw. Co by zrobił Kokichi po tym jak wyszedł od Kaito?- spytała Maki. Przez chwile trwała cisza którą zagłuszał tylko dźwięk kropli deszczu uderzających o ziemię.

- na pewno nie poszedł do domu. Park i włóczenie się po mieście też odpada bo leje deszcz... poszedł gdzieś gdzie mógłby się schować przed burzą. Miejsce publiczne. Jakaś kawiarnia, restauracja, sklep, galeria.- powiedziałem.

- tak ,a teraz pomyśl gdzie dokładnie. Do którego z tych miejsc?- powiedziała Maki. Przez chwilę pomyślałem o tych wszystkich miejscach. Kawiarnia. Jest najbliżej dom Kaito, jest tanio i jak zamówisz coś więcej niż kawę to możesz tam siedzieć nawet dwie godziny.- powiedziałem. Od razu ruszyłem w stronę Kawiarni ciągnąc za sobą Maki.

- Shuichi powili. - powiedziała ciemnowłosa jednak nie słuchałem. Chciałem go znaleźć jak najszybciej. Tylko on się liczy. On i nikt więcej. Po chwili zobaczyłem Kawiarnie. Już miałem biec w jej stronę ,ale Maki szarpnęła mną przez co poleciałem do tyłu. Byłem na nią wściekły ,ale po chwili zauważyłem czemu to zrobiła. Wszedłem na ulicę nie patrząc czy coś jedzie i gdyby nie ona to tir by mnie potrącił.

- dzięki Maki- powiedziałem.

- myśl trochę Saichara! Martwy Kokichiemu nie pomożesz! - krzyknęła Maki. Ma racje. Tak skupiam się na Kokichim że nie zauważam nic innego i za chwilę sam się zabiję i mu nie pomogę.

- przepraszam- powiedziałem.

- nie przepraszaj. Chodź lepiej szukać Kokichiego- powiedziała dziewcxyna po czym razem ze mną ruszyła w stronę Kawiarni. Mam nadzieję że Kokichi tam będzie. Proszę... Ouma bądź cały i zdrowy.









Kolejny rozdział moje kiciusie. Sorry że ostatnio mało rozdziałów jest ,ale koniec półrocza i trzeba jedynkę z maty poprawić albo zaplanować zabójstwo baby z majcy. MAKI! CZEMU TY MI NIE POMAGASZ!? POTRZEBA MI MORDERCY ,A TY SIĘ OPIERDALASZ! A tak serio to postaram się znowu wrócić do wrzucania rozdziałów co tydzień. Wiec see you next time 😽❤️❤️❤️❤️

Oumasai: szczere kłamstwo i fałszywa prawda. [Zakończone ] Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang