~ 23 ~

1.4K 53 19
                                    

  

Liam

 

Moje życie wywróciło się do góry nogami. Wszystko kręciło się teraz wokół syna. Każdego dnia przez cały tydzień myślałem o nim i o tym co i gdzie będziemy robić. Szalenie za nim tęskniłem.

Dużo myślałem też o jego mamie. Jednak te myśli starałem się od siebie odganiać, żeby się nimi dodatkowo nie zadręczać. Bardzo chciałem jej pokazać, że na niej zależy mi równie bardzo jak na synu, jednak przeczuwałem, że jeśli bym coś zrobił w tym kierunku, to mogłoby to zaszkodzić moim spotkaniom z Olim, a na to nie mogłem pozwolić.

W czwartek Jess przysłała mi informacje, że w sobotę idą najpierw na spacer po skwerku niedaleko ich mieszkania, a później być może do parku, i jeśli mam ochotę, to mogę do nich przyjechać przed południem.

Oczywiście nie mogłem postąpić inaczej i przegapić takiej okazji. W sobotę punktualnie stawiłem się przed ich drzwiami i zapukałem. Otworzył mi James i zaskoczony na mnie spojrzał.

- A co ty tutaj robisz? – wysyczał wkurzony.

Z jednej strony bawiło mnie to trochę, że nie wiedział, że się miałem zjawić i miałem ochotę jak dziecko wytknąć mu język. A z drugiej obawiałem się, że on mógłby zaszkodzić moim widzeniom z synem, przekonując Jess, że to nie był dobry pomysł.

- Jak to co? Przyszedłem do Oliviera. – Postawiłem więc na neutralny ton, żeby go jeszcze bardziej nie wkurzać.

- Ale my zaraz wychodzimy. Przyjdź innym razem – powiedział i już chciał zamknąć mi drzwi przed nosem, gdy usłyszeliśmy głos.

- James – zwróciła się do niego Jess, która właśnie się pojawiła za jego plecami. – Liam idzie z nami.

James najpierw zesztywniał, a potem odwrócił się do niej zaskoczony i zapytał:

- Jess, czy możemy porozmawiać?

Coś czułem, że James zrobi małą lub niemałą awanturę o to, że się zjawiłem. Nie dziwiłem mu się. Sam też byłbym wkurzony i to nawet nie o to, że on nie został poinformowany wcześniej, tylko o sam fakt pojawienia się w ich życiu.

- Dobrze – odpowiedziała mu. – Wejdź Liam, zaraz przyjdę do salonu.

Wszedłem do środka i usiadłem na fotelu w salonie. Po chwili usłyszałem ich cichą kłótnię dobiegającą chyba z kuchni:

- Dlaczego on ma iść z nami? – pytał wkurzony James, którego naprawdę nie mogłem winić za niechęć do mnie.

- Bo to jest również jego syn – wysyczała Jess – i ma prawo go widywać. Ale przede wszystkim Olivier ma prawo widywać jego.

James prychnął na jej słowa i przez kilka sekund się nawet głośno śmiał.

- Ma prawo? Żartujesz sobie czy naprawdę w to wierzysz? Wywalił cię będącą w ciąży i to z nim, nie z jakimś innym facetem! A gdzie był po tym jak ty się włóczyłaś po ulicach, co? Gdzie był przez te trzy lata? Gdzie był później, gdy byłaś w zagrożonej ciąży i potrzebowałaś nie tylko wsparcia ale i pomocy? Gdzie był, gdy rodziłaś przez dwadzieścia godzin? Gdzie był, gdy potrzebowałaś wsparcia i pomocy, gdy Olivier był malutki miał kolki i ciągle płakał? Gdzie był, jak co chwilę lądowałaś w szpitalu z wycieńczenia i przemęczenia organizmu? Co? Odpowiedz mi, gdzie on wtedy był! Nie wiesz? Ja ci powiem. On się wtedy bawił z kumplami i jakimiś panienkami i się z nimi kurwił, mając w dupie ciebie, syna i wszystko inne! No co tak na mnie patrzysz Jess? Kurwa, dobrze wiesz, że mam rację! On cię nawet nie zostawił gdy okazało się, że jesteś w ciąży. On cię wypieprzył ze swojego życia, ciebie i dziecko. A teraz się zjawia, jak gdyby nigdy nic i udaje dobrego tatusia? Rzygać mi się chce jak na niego patrzę. Żaden prawdziwy mężczyzna nie zachowałby się tak jak on! Żaden prawdziwy mężczyzna nie potraktowałby swojej kobiety jak zwykłej dziwki! A ty go na nasz wspólny spacer zapraszasz? Pojebało cię?!

- Przestań James – Jess powiedziała ostro, ale wyczuć można było w jej głosie drżenie, jakby płakała albo powstrzymywała się od płaczu.

- Nie, nie przestane – zapierał się James. – Jeśli on idzie, to ja zostaje. Nie będę patrzeć, jak nagle postanawiacie pobawić się w sielską rodzinkę.

- Dobrze. To do zobaczenia James – odparła mu i krzyknęła wołając synka: – Olivier! Chodź już, bo wychodzimy!

Próbowałem zachowywać się normalnie, ale po tym co usłyszałem, było mi jeszcze ciężej niż wcześniej. Ja się przez te wszystkie lata użalałem nad sobą i swoją samotnością i nad tym że odeszła, a ona walczyła o każdy dzień, by przeżyć i normalnie funkcjonować.

Przetarłem twarz dłońmi, chcąc zapomnieć o tym czego przypadkowo się dowiedziałem. Wcześniej byłem wściekły na siebie przez to jak się wtedy zachowałem, ale teraz sam miałem ochotę sobie nakopać i to porządnie. Kto wie? Może jakby James obił mi mordę, to poczułbym się choć odrobinę lepiej. Nie zrobił tego żaden z moich przyjaciół, a przecież szczerze mi się należało.

Gdy Jess weszła do salonu, spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. Nerwowo przełknąłem ślinę i czułem, że byłem całkowicie blady, co raczej nie uszło jej uwadze. Byłem pewny, że zdawała sobie sprawę, iż wszystko słyszałem. Mogłem się domyśleć, że James zrobił to celowo, abym wszystko usłyszał. Oboje jednak tego nie komentowaliśmy.

Olivier przybiegł do salonu. Wziąłem synka za rączkę i ubrałem go ciepło, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Było zimno, ale mimo wszystko bardzo przyjemnie.

Spacerowaliśmy tak dobrą godzinę, a gdy Oli się zmęczył, posadziłem go sobie na barana. Większość czasu spędziliśmy w ciszy. Widziałem, że Jess myślami była daleko. Domyślałem się o czym myślała i bardzo nie chciałem, by mnie o to zapytała. Nie chciałem kłamać, więc powiedziałbym prawdę dotyczącą formy spędzania mojego czasu przez ostatnie lata, ale nie sądziłem, by chciała to usłyszeć, mimo, iż wbrew temu, co można by było myśleć, tych panienek wcale nie było wiele.

Po kolejnym kwadransie spacerowania, Olivier zaczął marudzić, że mu zimno, więc postanowiliśmy wrócić do domu, ich domu.

Stojąc przy drzwiach wejściowych, Jess spytała:

- Masz ochotę na kawę?

Czy miałem ochotę? Oczywiście, że tak, zwłaszcza w towarzystwie jej oraz naszego synka. Jednak po ich kłótni nie chciałem przeszkadzać.

- Chętnie, naprawdę bardzo chętnie, ale myślę, że lepiej będzie jeśli przełożymy to na inny raz. – Zdjąłem małego z barków i postawiłem na ziemi. – James jest już wystarczająco wkurzony.

- Tak – Potwierdziła głową. – Pewnie masz rację. To do zobaczenia.

- Cześć Jess. – Przykucnąłem i przytuliłem chłopca. – Cześć Oli.

- Cieść Lam – powiedział niechętnie chłopiec i zrobił smutną minkę, gdy wstałem.

Odwróciłem się i poszedłem do samochodu. Siedząc już na fotelu, przetarłem oczy, które znowu mi się zaszkliły. Zawsze pożegnania z synem tak na mnie działały. Zasłoniłem twarz dłońmi i przypomniały mi się słowa Jamesa dotyczące Jess. Wiedziałem, że jeśli dłużej będę o tym rozmyślał, to nie będę w stanie wrócić do siebie. Szybkim ruchem, więc przetarłem twarz i spojrzałem przed siebie. W jednym z okien zobaczyłem Jess, która stała i mnie obserwowała. Udałem, że jej nie widziałem, odpaliłem silnik i odjechałem spod ich podjazdu.

 

 

Szansa [ZAKOŃCZONE] Where stories live. Discover now