~ 4 ~

2.5K 76 14
                                    

 

Liam

 

Dawno nie spotykaliśmy się z chłopakami na pokera. Ostatnio albo gdzieś wychodziliśmy, albo oglądaliśmy mecz. Poker zdecydowanie został przez nas zaniedbany, zwłaszcza, że jak już się w końcu na niego umawialiśmy, to zazwyczaj odwoływaliśmy spotkanie, bo któremuś z nas coś wypadło.

Wchodząc do mieszkania, przywitałem się z chłopakami. Nie musiałem ich zapraszać do salonu, bo sami się rozgościli czując się jak u siebie. Ja w tym czasie napisałem szybką wiadomość do Sus, żeby nie czuła, że o niej zapomniałem, a później odłożyłem telefon i poświęciłem uwagę gościom.

- A co wy tak wszyscy razem się zjawiliście? Synchronizacja zegarków czy co?

- Nie mogliśmy się dogadać co do trunków – zaczął tłumaczyć Sheldon – więc każdy chciał być przy zakupach, żeby dopilnować kupna tego co chce pić.

Rozkładając stół oraz wszystkie potrzebne gadżety do pokera, rozmawialiśmy trochę. No, może nie do końca rozmawialiśmy, bo bardziej sobie dogryzaliśmy, ale to przecież także jakaś forma konwersacji.

- To jak tam u was chłopaki? Wszystko dobrze? – zapytałem, a chcąc szczególnie poznęcać się nad Sheldonem, zwróciłem się do niego: – aż dziw Shel, że cię Clara puściła.

Reszta zaczęła się śmiać i opowiadać, że jak tu jechali, to nabijali się, że Clara odwiązała mu na chwilę smycz i pozwoliła pobiegać na wolności.

- Odwalcie się – wysyczał wkurzony. – Wcale nie trzyma mnie na smyczy. To, że nie wychodzę już tak często jak kiedyś nie znaczy, że mi nie pozwala. Sami wiecie, że po pracy nie ma za dużo czasu dla siebie. A ja muszę go dzielić między siebie, ją i wami. A to nie jest takie proste.

- E tam – odezwał się Thom i machnął lekceważąco ręką. – Pieprzysz Sheldon, bo nie potrafisz się przyznać, że jesteś pod pantoflem.

Shel się aż zrobił czerwony ze złości i miałem wrażenie, że całym sobą powstrzymywał się, żeby nie rzucić się na Thoma i nie obić mu twarzy.

- Zobaczymy jak będziecie mieli swoje Clary. – Shel nie dawał za wygraną. – Wtedy wrócimy do tej rozmowy.

- Liam już w zasadzie ją ma – rzucił Jacob. – Jak jej tam jest?

Wszyscy jednocześnie spojrzeli na mnie i żaden z nich nie ukrywał swojego zaskoczenia. Zapanowała cisza i każdy z nich wpatrywał się we mnie w oczekiwaniu.

- Susanne – odpowiedziałem, żeby zaraz nie zaczął wymyślać jakiś kosmicznych albo durnych imion.

- Serio?! – wykrzyknął zaskoczony Thom. – Nie chwaliłeś się, że z kimś jesteś. Powinniśmy się obrazić, że to przed nami ukrywasz.

Pokiwałem głową, bo wiedziałem, że teraz nie dadzą mi spokoju. Zawsze mi wszyscy mówili, że karma wraca. Nie miałem pojęcia jednak, że tak szybko. Jeszcze dobrze nie skończyłem męczyć Shela, a już uczepili się mnie.

- Bo nie jestem z nikim – stwierdziłem spokojnie. – To świeża znajomość, jeszcze nawet nie związek, ale chyba zmierza w tę stronę.

Przynajmniej miałem taką nadzieję, jednak tego wolałem nie mówić.

- Tylko tym razem przejrzyj na oczy wcześniej i obudź się w odpowiednim momencie – powiedział Sheldon, ale widząc moją minę, natychmiast zaczął przepraszać. – Sorry przyjacielu. Kurwa, nie pomyślałem i się rozpędziłem.

Widziałem jak bardzo było mu głupio i jak bardzo żałował swoich słów. Nie mogłem powiedzieć, że zupełnie mnie to nie ruszyło, jednak przez ostatnich kilka dni naprawdę czułem, że zrobiłem krok do przodu i coraz mniej bolały mnie fakty z mojego życia.

- Dobra, spoko. – Machnąłem ręką i uśmiechnąłem się do niego pocieszająco, żeby ten nie czuł się winny. – Było minęło i czas w pełni ruszyć do przodu.

- Ta cała Susanne musi być niezła skoro w tak krótkim czasie po jej poznaniu, zrobiłeś tak duże postępy – stwierdził Thom z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Tak – potwierdziłem – jest niezła i to nie tylko z wyglądu.

Wiedziałem, że przyjaciele się o mnie martwili i chyba poczuli ulgę po moim wyznaniu.

Skończyliśmy wszystko szykować do gry i zaczęliśmy naszą męską imprezę.

Po jakiejś godzinie zrobiliśmy wymuszoną przerwę w kartach, bo goście zaczęli przeszukiwać moje szafki w poszukiwaniu jedzenia.

- Stary, ty tu nie masz kompletnie nic normalnego do żarcia, sam szajs, zupełnie jak w jakimś warzywniaku – użalał się Jacob.

- Też bym coś wszamał – poparł go Thom – ale z całym szacunkiem, to co masz, możesz sobie wsadzić... wiesz gdzie?

- Chryste – wyjęczałem – jęczycie jak baby w ciąży. Zamówimy jakąś pizze. Odpowiada wam?

- Teraz w końcu mówisz do rzeczy.

Wziąłem telefon do ręki. Widziałem nieprzeczytaną wiadomość od Sus, ale najpierw postanowiłem wykonać telefon do pobliskiej pizzerii. Zamówiłem cztery duże pizze i otworzyłem sms od Sus:

„Liczę, że się spokojnie bawicie i nie będę miała telefonu w środku nocy z komisariatu policji o aresztowaniu Was za zakłócanie ciszy nocnej. Dobranoc :) "

Zaśmiałem się cicho na jej wiadomość. Jednak nic jej nie odpisałem, bo było już na tyle późno, że spodziewałem się, iż mogła już spać.

Chłopcy skorzystali z przerwy i po kolei korzystali z toalety. Wyglądało to jak na jakiejś wycieczce szkolnej, gdy przed drzwiami stała kolejka do wc. Jednak nie było co się dziwić, bo każdego z nas nieźle cisnęło, po tych hektolitrach wypitego alkoholu i innych napoi.

Gdy tylko dostawca przywiózł naszą kolację, od razu się wszyscy na nią rzuciliśmy.

- Tak mogliśmy zacząć – jęczał Jacob z pełną buzią pizzy. – Następnym razem najpierw żarcie, dopiero później poker.

Gdy już zniknęły prawie całe pizze, odłożyłem pudełka i widząc godzinę jaką wskazywał zegarek rzuciłem do chłopaków:

- Jeśli już jesteście najedzeni, to może wracajmy do gry, bo czas ucieka.

Nie graliśmy jednak długo, bo przypomniało nam się o powtórce meczu, którego żaden z nas nie miał okazji obejrzeć. Przenieśliśmy się więc na kanapę w salonie i włączyliśmy kanał sportowy. Nie istotne było, że znaliśmy ostateczny wynik końcowy. Ważne było, że żaden z nas nie widział samego meczu.

Siedzieliśmy tak jeszcze dwie godziny ekscytując się biegającymi za piłką facetami. Czas upływał nam szybko, bo zawsze tak jest, jak człowiek się dobrze bawi. I w tej sytuacji nie było inaczej. Nie miałem pojęcia jak wstanę kolejnego dnia do pracy i co gorsza, jak sobie będę w niej radził całkowicie na kacu, ale cóż. Życie wymagało poświęceń.

Po zakończonym meczu wezwaliśmy taksówki i każdy z przyjaciół wrócił do domu. Ja w tym czasie zacząłem trochę ogarniać pozostawiony syf. Nie zamierzałem jakoś szczególnie sprzątać, ale wiedziałem, że zostawienie wszystkiego w takim stanie do jutra, nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Sprzątnąłem gadżety do gry i odstawiłem stolik pokerowy. Posprzątałem po kolacji i zgarnąłem cały ogrom butelek po piwach i szkockiej.

Odkładając piloty od telewizora spojrzałem na półkę nad nim. Wpatrywałem się w stojący tam album. Przejechałem palcami po jego przegubie i lekko się uśmiechnąłem.

Dziękuję Susanne.

Po ogarnięciu wszystkiego poszedłem prosto do sypialni. Byłem wykończony na tyle, że jak nigdy nie chciało mi się nawet kąpać. Postanowiłem, że wezmę orzeźwiający prysznic rano, a teraz umyje tylko zęby i pójdę już spać.





**Drugi rozdział maratoniku❤️

Szansa [ZAKOŃCZONE] Where stories live. Discover now