Na rodzinie zawsze można polegać

45 4 4
                                    

Dwaj mężczyźni zamarli, jeden naprzeciw drugiego, celując w siebie nawzajem pistoletami. Obu okrywały ciemne, nieco przybrudzone i postrzępione płaszcze. Twarz pierwszego zakrywały szerokie gogle, głowę drugiego zdobiły liczne, świeże siniaki i drobne rany. 

Potrzebowali chwili, by zrozumieć, że patrzą na dobrze znajomą sobie twarz. Równocześnie opuścili broń o parę centymetrów, nie wierząc własnym oczom.

- Szóstak?

- Stanley?

- Co ty tu robisz!? - zawołali jednocześnie. Zamrugali równie zaskoczeni. Opuścili razem broń, postępując krok do przodu.

- Ratuję ci skórę! - krzyknęli, celując w siebie nawzajem palcami. W tym momencie do rozmowy postanowił się włączyć syk kul. Stan schylił się w ostatniej chwili, pocisk świstał tuż nad jego głową. Drugi przeszył czarny płaszcz Forda, o centymetry mijając jego nogę.

Bracia zgodnie rzucili się w głąb labiryntu. Kolejne kule przemknęły tuż obok. 

- Szturmowcy uczyli cię strzelać, że nie potrafisz trafić z takiej odległości? - usłyszeli jeszcze wściekły głos. Natychmiast odpowiedział mu drugi: 

- Zamknij się! Sam nie jesteś lepszy! 

- Stulić japy i za nimi! - z wyraźną złością przerwał im trzeci.

Strzały umilkły, zastąpiły je okrzyki pośpiesznie wydawanych rozkazów. Pinsowie w pędzie mijali kolejne skrzyżowania. Z czasem nawoływania ucichły. Dopiero wtedy bracia zatrzymali się, by złapać oddech.

- Świetnie ci idzie - burknęli do siebie nawzajem. Wymienili niezbyt zadowolone spojrzenia. Obaj zastanawiali się, czy drugi zamierza powiedzieć to samo, co pierwszy. Ford szybciej znalazł sposób na wyłamanie się z tej sytuacji. Wyciągnął z kieszeni namierzacz i zaczął modulować jego przyciskami.

- No jasne. Bez kujońskich zabawek ani rusz - Stan nie byłby sobą, gdyby tego nie skomentował. Bez okularów nie widział znaczków na ekranie, ale na ten moment i tak niespecjalnie go interesowały.

- Bez tej "zabawki" bym cię nie znalazł! - przypomniał gniewnie Ford.

- Mnie znalazł?! To ja ciebie znalazłem! Wpadłbyś prosto w ich pułapkę!

- Już w nią wpadliśmy!

Jak na zawołanie, gdzieś za kilkom zakrętami rozległy się nawołania. Dryblasy rozdzielały między sobą kolejne części labiryntu do przeszukania.

- Dokończymy to później - zaproponował Ford.

- Stoi - odparł Stan, ostrożnie wyglądając za róg. Póki co, nie było widać żadnych osiłków. W tym czasie jego brat skończył modulować przyciskami namierzacza. Na ekranie wyświetliła się plątanina kresek, odzwierciedlająca ściany żywopłotów.

- Są tylko cztery wyjścia. Pewnie już wszystkie obstawili - stwierdził z niesmakiem Ford, przeanalizowawszy plan labiryntu.

Rodzina Pinesów siedziała przy stole w salonie Tajemniczej Chaty, pijąc kolejne puszki Pitt Coli. A przynajmniej jej męska część siedziała. Mabel stała na krześle, opierając się dłońmi o blat.

- I wtedy wpadliśmy w ślepą uliczkę! Ale wtedy wzięłam od Dippera latarkę i powiększyłam sobie pięść, bo zawsze powtarzasz, że:

- Jeśli jedne drzwi się zamkną, wybierz najbliższą ścianę i zrób sobie nowe siłą - powtórzył Stan słowa własne i bratanicy, uśmiechając się przebiegle. Ford jeszcze raz spojrzał na ekran. Przejechał palcem od czerwonej kropki do najbliższej krawędzi labiryntu. Następnie oklepał się po kieszeniach, upewniając się, że cały jego ekwipunek znajduje się na swoim miejscu.

Stan O'War IIWhere stories live. Discover now