Ahoj, przygodo!

151 7 3
                                    

Niewielka łódź kołysała się na falach oceanu. Jej drewniane burty zdobił czerwony pas, na którym wymalowano białą farbą imię łajby. Wysoki maszt wyraźnie bardziej służył do podtrzymania licznych anten i innych naukowych przyrządów niż zawieszenia żagla. Tuż obok, na dachu nadbudówki, postawiono pokaźnych rozmiarów teleskop. W niewielkich oknach kabiny paliło się światło.

Centralną część pomieszczenia zajmował stół, niemal w całości zakryty przez mapy i sterty luźnych kartek, po których walały się elementy rozmontowanej na części pierwsze elektroniki. Część przedmiotów niedbale odsunięto na bok, by zrobić miejsce dla laptopa. Nad ekranem pochylali się dwaj niemłodzi mężczyźni, których na pierwszy rzut oka można było rozróżnić tylko po ubraniu.

- Ten test był naprawdę prosty! - krzyknął wyświetlający się na ekranie Dipper z wyraźnie znudzoną Mabel u boku. - Wystarczyło użyć twierdzenia Pitagorasa i wzorów skróconego mnożenia!

- Świetnie, Dipper! Ani się obejrzysz, a całą ścianę będziesz miał obwieszoną dyplomami! - oznajmił dumny z siostrzeńca Ford. Nie zauważył, jak siedzący obok Stan wznosi oczy ku niebu.

- Hej! - Podekscytowana jakąś myślą Mabel zerwała się z krzesła, niemal je wywracając. - Wiecie, jak nazywamy pogodzonych wujaszków Stanka i Forda?!

Z głośnym plaśnięciem Dipper uderzył otwartą dłonią we własne czoło. Tymczasem wspomniani wujaszkowie zgodnie znaleźli w kajucie jakieś niezwykle interesujące punkty, byle tylko nie patrzeć na dzieciaki lub siebie nawzajem. W nastałej ciszy wyraźnie rozbrzmiało radosne chrumkanie Nabokiego.

Mabel jednak nie zraziła się reakcja rodziny.

- Stanami Zjednoczonymi! - krzyknęła radośnie. Stan momentalnie wybuchnął śmiechem, głośno waląc pięścią o blat stołu. Szybko dołączyła do niego reszta rodziny.

- A jak wasze plany? - spytał Dipper, kiedy śmiechy wreszcie ucichły.

- Przy pomyślnych wiatrach jutro dopłyniemy do San Francisco - odparł Ford.

- Myślałam, że Stan O'War nie potrzebuje wiatru, by płynąć - zdziwiła się Mabel.

- Owszem, ale gwałtowny wiatr może zepchnąć go z kursu - tłumaczył dalej Ford. Stan wywrócił oczami.

- I żaden z twoich kujońskich sprzętów nie potrafi przewidzieć pogody? - spytał z przekąsem Stanley.

- Ależ oczywiście, że potrafią. - Stanford zbył pytanie machnięciem sześciopalczastej dłoni. Nie zauważył poirytowanego spojrzenia posłanego w swoją stronę. - Szacuję, że dopłyniemy do portu późnym popołudniem. Kupowanie zapasów zajmie nam resztę dnia.

- Czyli jutro nie porozmawiamy? - spytał Dipper, nieudolnie ukrywając smutek w głosie. Ford pożałował, że nie może pocieszająco poczochrać włosów trzynastolatka. Rozmowy przez Internet jedynie częściowo tłumiły tęsknotę za rodziną.

- Nadrobimy wszystko pojutrze - obiecał Stan, wymawiając na głos myśli brata.

- I pokażecie nam zdjęcia?! - zapiszczała podekscytowana Mabel. Wujaszkowie wymienili zdezorientowane spojrzenia.

- Jakie zdjęcia? - odważył się w końcu spytać Stan.

- Te, które będziecie jutro robić! - pisnęła Mabel, niezrażona zdziwieniem wujka.

- My nie mamy aparatu - przypomniał Ford.

- W odróżnieniu od tony innych kujońskich sprzętów na tej łajbie - burknął pod nosem Stan.

- A ten smartfon, który kupiliście przed wyjazdem? - spytał zaskoczony Dipper. Zamiast odpowiedzieć, Stan sięgnął po rozrzuconą po stole elektronikę i pokazał dzieciom rozmontowaną obudowę telefonu. 

- To bardzo ważne badania! - zawołał Ford, uprzedzając następny komentarz brata. 

- Ależ macie aparat! Włożyłam wam go do torby, kiedy spaliście! - zawołała wyraźnie zadowolona z siebie Mabel, zmuszając wujaszków do kolejnej wymiany spojrzeń.

Resztę rozmowy spędzili na wypytywaniu dziewczynki o wspomnianą torbę. Żaden z nich przy pakowaniu nie zauważył ani jednego aparatu, ale ryzyko, że Mabel wcale nie żartowała, było zbyt duże.

Zawołani przez mamę, Dipper i Mabel szybko pożegnali się z wujkami. Ledwo się rozłączyli, a tamci już rzucili się do wskazanej torby. Po krótkiej chwili gorączkowego rozgrzebywania bagażu Stan trzymał w dłoniach obiecany aparat. Jak można było się spodziewać, urządzenie okazało się niedużym, różowym pudełkiem, którego każdą wolną powierzchnię pokrywały kolorowe, błyszczące naklejki w kształcie uśmiechniętych buziek, serduszek i gwiazdek z napisami typu "YOU ARE PERFECT". Żaden z mężczyzn nie zamierzał pokazać się na mieście z takim akcesorium.

- Zdobędziemy nowy - postanowił Stan. Mimo wszystko nie chciał zawieść oczekiwań siostrzenicy.

- Masz na myśli: kupimy - poprawił go Ford, patrząc znacząco na brata.

- Za kogo ty mnie masz, bufonie!? - krzyknął oburzony Stan, piorunując bliźniaka wściekłym spojrzeniem.

- Stanley, już i tak wystarczająco obciążyłeś moją kartotekę - westchnął Stanford, wywracając oczami.

- Ty też miałeś w tym swój udział! - zgryźliwie przypomniał mu brat.

- Mam na myśli tę ziemską! - wybuchnął Ford. To, co się działo w innych wymiarach, to sprawa innych wymiarów.

- No dobrze, dobrze, mądralo - dobrodusznie zgodził się Stan, wywracając oczami. Ignorując gniewne spojrzenie brata, spakował pstrokaty aparat z powrotem do torby. Tymczasem Ford, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem, wyszedł na pokład sprawdzić, czy wszystkie jego urządzenia działają jak należy.

Kiedy wrócił, Stan już pakował się pod kołdrę, ubrany jedynie w biały podkoszulek i błękitne portki. Ford ograniczył się jedynie do ściągnięcia kurtki i butów. Spał w ubraniach tak długo, że już nie widział powodu zmiany tego przyzwyczajenia.

- Dobranoc, Stanley - powiedział, kładąc się we własnej koi.

- Dobranoc, Szóstak.

Stan O'War IIWhere stories live. Discover now