(4) "The poison"

97 5 39
                                    

~Octavia~

No tak, oni poszli ratować mojego przyjaciela, a ja jak zwykle bezużytecznie siedziałam w obozie i zamartwiałam się na śmierć. Wściekałam się sama na siebie i wyżywałam na wszystkich, którzy akurat znaleźli się pod ręką. Moja noga ciągle pulsowała tępym bólem, a rana nie wyglądała zbyt dobrze, jednak pomimo tego nie miałam zamiaru siedzieć z założonymi rękami, gdy inni nadstawiali karku. Zwłaszcza, że w ekipie ratunkowej znajdował się mój brat. Tymczasem do kapsuły znowu ktoś wparował zapewne w celu pilnowania czy ciągle tu siedzę wedle rozkazu Bell’a.

-Czego chcesz? – warknęłam nawet nie patrząc.

-Hej, spokojnie, to tylko ja – zaśmiał się dobrze znany mi głos.

-Liam! Wybacz, nie wiedziałam, że to ty.

-Miałem taką nadzieję sądząc po powitaniu jakim mnie obdarzyłaś. Tymczasem ja tu przychodzę z dobrymi intencjami aby pomóc ci się nieco wyrwać z tej nory.

Popatrzyłam zdziwiona i zachwycona na chłopaka, a na twarzy zaczął pojawiać mi się uśmiech. Ten tymczasem z łobuzierskim błyskiem w oku pomógł mi wstać a następnie wyszliśmy tylnym wyjściem o którym nie miałam pojęcia i skierowaliśmy się do lasu. No tak, on oczywiście poznał już wszystkie luki w obozie i tajne przejścia pewnie nawet lepiej niż sami Ziemianie.

-Zamknij oczy – poprosił, co natychmiast zaciekawiona uczyniłam. Musiał mi pomagać, bo do bólu w nodze i zawrotów głowy nie pomagał brak możliwości patrzenia. Jednak ufałam mu i naprawdę go lubiłam – był zabawny, miły i przystojny, słowem ideał. No i pod nieobecność Bellamy’ego, który próbował kontrolować i chronić mnie na każdym kroku, w końcu mogłam się zabawić. Naprawdę kochałam mojego dużego brata, o ile nie zachowywał się jak nadopiekuńczy rodzic, co jednak teraz coraz częściej mu się zdarzało.

-Jesteśmy na miejscu, możesz popatrzeć – szepnął Liam, co bez wahania zrobiłam.

Moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. Znajdowaliśmy się na polance, a wokół latały roje motyli o świecących, niebieskich skrzydłach. Zachwycona wystawiłam przed siebie ręce i zaraz paręnaście owadów mnie obsiadło, zupełnie nie obawiając się zagrożenia z mojej strony. Ze śmiechem obróciłam się dookoła i wylądowałam tuż przy chłopaku. Ten z uśmiechem zastygniętym na ustach patrzył mi prosto w oczy.

I nagle bez ostrzeżenia poczułam jego usta przyciśnięte do moich własnych. Początkowo nie byłam pewna co zrobić, jednak zaraz namiętnie oddałam pocałunek i mocno oplotłam go ramionami. Ja robiłam to pierwszy raz, ale na szczęście moje ciało doskonale wiedziało co robić. Przerzuciłam nogę przez jego biodro i zaraz wylądowałam na nim. Jego dłonie zawędrowały w okolice moich pleców i zaczęły gładzić po nich koła jednocześnie zdejmując koszulkę, na co zareagowałam pomrukami i zaczęłam całować jego szyję.

Zapewne doszłoby do czegoś więcej, gdyby nie kolejne pogorszenie mojego głupiego samopoczucia. Nagle zawróciło mi się w głowie i zobaczyłam mroczki przed oczami. Nawet nie wiem kiedy leżałam już obok a Liam pochylał się nade mną z troską w oczach.

-Octavia? Słyszysz mnie?

-Jasno i wyraźnie, zważywszy że drzesz mi się nad uchem – odparłam jeszcze trochę zamroczona i próbowałam wstać, jednak zaraz syknęłam z bólu następując na ranną nogę.

-Czemu nic nie mówiłaś, że z nogą jest coraz gorzej? Powinnaś iść powiedzieć Clarke, gdy tylko wrócą.

-Nic mi nie jest. Po prostu pomóż mi dostać się z powrotem do środka, zanim Bell wróci – odpowiedziałam może nawet nieco zbyt ostro, ale chłopak zamknął się i odprowadził a w zasadzie praktycznie zaniósł mnie z powrotem, rzucając co chwila zaniepokojone spojrzenia.

I hate you #1 //BELLARKEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora