xɪᴠ.

590 83 42
                                    

Kiedy Książe oddalił się, a Jeonngguk został ponownie sam w ciemnej celi, poczuł ogromną pustkę. Złość i gorycz uleciały z niego błyskawicznie i zostawiły w zamian narastające poczucie bezsilności. Takiej, która przyspieszała jego serce, która pulsowała w jego głowie bolesną świadomością o nieubłaganie mijających cennych sekundach, minutach.

Rozglądał się wciąż po celi, szukając wzrokiem czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc się stąd wydostać. Cela była jednak kompletnie pusta, a on sam nadal unieruchomiony przez pojedynczą, ciężką kajdanę. Czuł jak krew odpływa mu z lewej ręki, zmuszonej do pozostania w uniesionej pozycji.

Spróbował szarpnąć ręką, wprawiając krótki łańcuch w brzęk. Bez efektu. Później próbował drugą dłonią wymacać jakikolwiek słaby punkt na metalowej obręczy i łańcuchu. Ogniwa były grube i widocznie zardzewiałe. Nie na tyle jednak, by mógł cokolwiek tu zdziałać o własnych siłach.

Zmarszczył brwi. Z goryczą stwierdził, że zakucie więźnia w jedną kajdanę nie było wcale ze strony Księcia naiwnością. Było upokorzeniem. Jedna z jego rąk była wolna i kompletnie sprawna. Mimo to był bezbronny.

Oddychał niespokojnie. Jego powieki piekły ze zmęczenia i napływających do oczu łez. Musiał się stąd jakoś wydostać. Musiało być jakieś wyjście. Nie może pozwolić, żeby tak to się skończyło.

Jego myśli pędziły w zastraszającym tempie. Cela była pusta, otaczały go nagie ściany z zimnego kamienia. W lochach panowała przeszywająca cisza. Jedyne okno na świat było tylko marnym, wąskim otworem pod sufitem. Próbował ocenić swoją odległość od niego. Ale było zdecydowanie za daleko.

W którymś momencie wstał, a to jak mocno zawirowało mu w głowie, gdy tylko stanął na nogach, zaskoczyło go na tyle, że przez moment niemal stracił równowagę i był zmuszony podeprzeć się zimnej ściany.

Łańcuch nie pozwalał mu oddalić się od miejsca, do którego był przukuty nawet o pełen metr. Spojrzał na punkt, w którym łańcuch przytwierdzony był do ściany. Lochy były stare i nieużywane, na co wskazywała również rdza, którą zauważył wcześniej. Być może gdyby udało mu się pociągnąć łańcuchem wystarczająco mocno, kamień wokół niego wykruszyłby się.

Spróbował. Raz, drugi, trzeci.

Bez efektu.

Ale było to jedyne co mu pozostało.

Próbował dalej. Przez długi czas. Do momentu aż jego ramię nie zaczęło całe palić z bólu. Próbował łapać łańcuch w różnych miejscach, próbował odpychać się nogą od ściany. Pomyślał, że gdyby tylko łańcuch był przytwierdzony odrobinę niżej, może byłby w stanie położyć na nim stopę i naprzeć na niego ciężarem ciała. Wtedy mogłoby udać się go wyrwać.

Poczuł się bezradny. Tak bardzo bezradny. Każda mijająca po kolei minuta, spadała na niego ogromnym ciężarem, który tylko podsycał jego desperację, ale i bezsilność. Nie miał zamiaru się poddać, ale nie czuł by był choćby odrobinę bliżej jakiegokolwiek efektu.

W którymś momencie z jego agonii, jak kubeł zimnej wody, wybudził go dźwięk. Dźwięk kroków. Znowu.

Pierwszą jego myślą była straż, przez co jego serce na moment stanęło w panice. Ale kroki były zbyt lekkie, nieregularnie, bardziej jak szuranie po podłodze, niż stąpanie. I ledwo słyszalne. Gdyby nie przeszywająca cisza i echo, panująca w lochach, nie byłby pewnie w stanie ich usłyszeć, zanim nie zbliżyły by się na kilka metrów do jego celi.

Jeongguk oparł się plecami o ścianę, próbując rozluźnić napięte teraz ze stresu mięśnie. Jego ramię nadal paliło. Głowa wciąż boleśnie pulsowała.

turn you gold.「ᴊᴊᴋ ₓ ᴋᴛʜ​」Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz